Tego było zbyt wiele dla Clarissy jak na tak krótki okres czasu. Najpierw ledwo co umknęła do okolicznego miasta. Potem okazało się, że w tym mieście jest ktoś, kto choć trochę wzbudził jej zaufanie. Choć zachowanie innych doprowadzało ją na skraj histerii za każdym razem, gdy tylko widziała koło siebie więcej niż dwie osoby. A teraz? A teraz siedziała ze spuchniętymi od płaczu oczami za kratami w towarzystwie uczynnych szczurów, bo starała się uciec przed skrytobójcą. A przynajmniej tego była pewna. Szczury doskonale znały się na jedzeniu i wyczuwały w nim truciznę. Kiedy więc odmówiły przyniesionych przez podobno tutejszego sylwariego jedzenia, był to jasny i jednoznaczny sygnał. Nawet pilnowana przez strażników tego ponoć bezpiecznego miasta nie mogła stracić czujności. W końcu teraz miała tymczasowo powód do kontynuowania tej farsy. Jej lustro - Kaia. Mężczyznę, którego widziała teraz cały czas, gdy tylko przymykała oczy.
W końcu przyszli po nią strażnicy na przesłuchanie. Szczury były nawet gotowe bronić nowej znajomej, ale Clarissa wiedziała, jak by się to dla nich skończyło. Zagarnęła je stopą w kąt i bez słowa wykonała wszystko, czego chcieli. Byle tylko nie mieli powodu do mszczenia się na jej towarzyszach.