Na nagły natłok pytań z ust koleżanki po fachu, Ver nie umiała powstrzymać chichotu.
Podążyła za Kae do środka, jednak zamiast w stronę sofy, pokierowała się ku szafce gdzie trzymała filiżanki i kilka napoczętych sakiewek z herbatami. Wybrała spośród zasobów te o najprzyjemniejszej woni, po czym rozpaliła malutki płomyk pod imbryczkiem z wodą. Nuciła cicho pod nosem jakąś melodię, przesypując zioła do naczyń.
- Zacznę zatem od przyjemniejszej części odpowiedzi na pytania - powiedziała nieco głośniej, by brzdęki i szumy nie zagłuszyły jej słów. - Nasza mała Aiwe urodziła się silna i zdrowa, choć dwa tygodnie przed planowanym porodem. Na szczęście, obyło się bez jakichkolwiek komplikacji... choć z tego, co potem mówiły pielęgniarki, to zdarzyło mi się dwa czy trzy razy zemdleć w trakcie rozwiązania - parsknęła śmiechem. Zdjęła czajniczek z ognia i ostrożnie rozlała wrzątek do porcelany. - Teraz jest z nią Jack. Jest naprawdę świetnym ojcem i mężem. Zajmuje się wszystkim, wyrywa do wszystkiego bez pytań czy próśb. Dalej dba o to, bym odpoczywała. Czasem łapię się na tym, że specjalnie nie wyprowadzam go z błędu i pozwalam działać - zaśmiała się pogodnie, łapiąc za podstawki i ruszyła w stronę Kae.
Podała jej jeden z parujących naparów i zasiadła po jej prawej. Wzrok nekromantki ponownie znalazł się na brzuchu elementalistki, a na twarzy Ver rozkwitł delikatny uśmiech.
- Taaaak, pod koniec ciężko nawet wstać z łóżka - odrzekła z lekkim rozbawieniem. - ...ale wyobraź sobie, że nagle to wszystko z dnia na dzień tracisz. Ciężko się znów przyzwyczaić do bycia skocznym i żwawym.
Podmuchała delikatnie na wrzątek i upiła łyk.
- Mam nadzieję, że i u ciebie obędzie się bez zbędnych komplikacji, że wszystko pójdzie jak należy. Ach, no i oczywiście, że nie będzie zbytnio bolało - puściła do niej zadziornie oczko, po czym oparła się wygodniej o obicie sofy. - Upewnij się, że Warden będzie obok. Musisz mieć komu miażdżyc rękę jak będą ci kazali przeć, a lekarzom nie polecam. Są dość mściwi.
Po chwili milczenia podniosła się, by zgarnąć z blatu biurka złożoną kartkę. Ponownie zasiadła przy Kaeiles i rozprostowała pergamin.
- Ale te opowieści mogą poczekać. Teraz mamy to - pacnęła wierzchem dłoni o zapisaną drobnym druczkiem kartkę. - Musimy ustalić plan działania. Nie chcę po prostu siedzieć na zadku i czekać aż ktoś się sam zgłosi. Masz jakieś pomysły?