Na skromną prośbę Artolaine odpowiedziało bardzo wielu Awijczyków. Po krótkim, acz enigmatycznym nakresleniu sprawy przez Artolaine i Veri, nie wszyscy byli przekonani do pomocy. Jednak wspomnienie ideałów Aiwe wznieciło ducha bojowego i wszyscy jak jeden ruszyli do Divinity's Reach.
Na miejscu okazało się, że agent z którym mieli się spotkać nie zjawił się. Dopiero karteczka z wierszykiem podrzucona przez małego chłopca podsunęła pierwszą wskazówkę. Aiwe rozdzielili się, aby znaleźć "źródło" w dzielnicy Eloniańskiej.
Okazała się nim, a jakże, karczma, gdzie spotkali tajemniczego jegomościa z emblematem Seraph ukrytym pod płaszczem.
Chciał rozmawiać jedynie z jedną z Trevelyanów. Po ciężkich namowach i groźbach w kierunku agenta, zgodził się on pomówić z Veri. Ta jednak dzięki swojej intuicji wyczuła, że coś jest nie tak i wyszła czym prędzej z karczmy.
W międzyczasie na pilnującego wejścia Wardena oraz kilkoro innych członków drużyny wpadł podchmielony Eloniańczyk. Jego kolega z karczmy zasugerował, że wie gdzie jest Vivienne, a tajemniczy seraph jest oszustem.
W tajemnicy przed pozostałymi i z duszą na ramieniu, Kae i Warden postanowili mu zaufać.
Decyzja okazała się słuszna, jednak pozostali, widząc opuszczających karczmę towarzyszy ruszyli za nimi wlokąc karczemnego agenta.
Agent ranił Rhegeda i wezwał na pomoc swoich przyjaciół mesmerów.
Tylko dzięki szybkiej akcji prawdziwych tajnych służb Krytańskich oraz trzeźwemu myśleniu Awijczyków udało się bezpiecznie dotrzeć do drogowskazu.