Legenda o Samotniach

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evelyne, Vincent, Meramisci
Aemon począł wracać do ciemnego wiru, z którego uchodziło coraz mniej zielonego światła.
-To nic trwałego. Obudzą się normalnie.
Ognisty duch całkowicie wniknął w wir po środku.
-A teraz: idźcie!
Ostatnie słowo odbiło się echem po jaskini. Wir zaczął maleć, wylatywały z niego ptaki, które powracały do swoich normalnych gniazd w grocie. Wiatr zaczął słabnąć, moc powoli zanikała. Aż w końcu zielone ognisko na szczycie dziwnej konstrukcji zgasło.
Jaskinię ponownie zaczęło oświetlać normalne światło z wyrw w sklepieniu.
Powłóczyliście wzrokiem za Azą, która zaczęła wspinać się po schodkach za Wami, wydrążonych w kamieniu, nim po chwili znikła na nich. Trudno było powiedzieć, czy te schodki znajdywały się tutaj wcześniej. Ich szczyt kończył się w wejściu do małego korytarzyka, który tonął w cieniu.
Ale przed wejściem do niego stał mały, ciemny kot. Patrzył na Was zielonymi oczyma. Miauknął parę razy, po czym wskoczył do tunelu.
Jeśli odważyliście się pójść za nim, doszliście ostatecznie ciemnym, skalnym otworem do Groty Zamarzniętego Jeziora. Ujrzeliście zamarznięty statek Emilii w całej okazałości.
Melinda
Emilia trochę zakłopotana słuchała ostatnich słów dziewczyny.
-Lepiej traktować zwierzaka jak zwierzaka, nie jak dziecko - położyła rękę na jej ramieniu - Chociaż w tym wypadku... Ta sówka może być czymś więcej. Widzisz, Aiwe nie kontaktuje się z nami bezpośrednio. Ale często daje nam... znaki. Albo posłańców, którzy je wskazują. Czarna sowa, znaleziona od tak...? Nie sądzę, by to był przypadek. Pilnujcie jej, ale co więcej, bacznie się przyglądajcie temu, co być może będzie chciała Wam wskazać.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

kobieta długo nie myślała nad wyborem drogi. Azy nie znała i jej pojawienie się od tak na pewno nie przyczyniło się do tego aby zaufała jej bardziej niż... kotu? W końcu napatrzyła się tu na tyle ptaków i przesłań z nimi związanymi, że kot wydawał jej się całkiem dobrym wyborem.
W zasadzie zastanawiała się, czy jej mąż znalazł odpowiedzi po które tu przyszedł. Ale ona... no właśnie. Cała ta przygoda ją całkiem zaciekawiała. Te przesłania, które miały być lekcjami, mimo, że doskonale je znała to jednak sam fakt że jest bractwo które wierzy w takie coś miło ją zaskoczyło. No i mimo, że nie wierzyła do końca w te opowieści o duchach, to teraz miała wyraźny dowód, że tu, że w Leth mori Aiwe sprawy mają się na zupełnie wyższym poziomie niż zwykłe ganianie po świecie z bronią w ręku. Ciekawa byłą dokąd zaprowadzi ją kot, a widok który zobaczyła na końcu... na pewno ją zdziwił, bo nie codziennie się widuje statek... w jaskini.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mężczyzna jakiś czas odprowadzał wzrokiem Azzę, ale widząc oraz słysząc od Aemona, że jest z nią względnie wszystko w porządku. Postanowił jedynie ograniczyć się w jej wypadku na odpowiedzenie względem jej ignorancji, własną. Następnie jego oczy przeniosły się na Meramisciego. I gdy Evelyne już powoli zaczęła się zbierać ku temu, by swobodniej oddalić. On zbliżył się do nieprzytomnego wojownika. Przystanął nad nim i jakiś czas doglądał jego stanu. W pewnej chwili odrywając solidny kawał lodu z lokalnej ściany. Ujmując go w obie dłonie i wystawiając nad twarz śpiącego. W kolejnej chwili wtapiając w ową bryłę duchową energię jaką skoncentrował, tak by ta poczęła topić łód i mogła ostatecznie sprawić, że ten w formie arktycznego strumienia. Runął ku obliczu "rycerza zakonu". Zapewne solidnie go "orzeźwiając".

Gdy zaś Vanthel w końcu zorientował się, że dryblas u jego stóp w końcu daje jakieś znaczniejsze oznaki życia. Odrzucił nadtopiony "kamol" na bok. Rozejrzał się za kręcącą nieopodal Evelyne, która mu się przyglądała i posłał jej nieco zadziorne spojrzenie, które raczej mówiło samo za siebie "nie zostawię tu tego kloca". Jakieś dwie minuty po panującej przy tym przerwie pełnej milczenia i oceniania jej wzroku. Ruszając w końcu przed siebie w kierunku kota, który pojawił się dosłownie znikąd. Po drodze jednak klepiąc rozwartą lewą dłonią w miejsce gdzie były usytuowane pod pancerzem łopatki niewiasty i rzucając - Chodźmy. Nim ON się pozbiera, minie trochę czasu. Wykorzystamy go by sprawdzić teren -

Gdy tak z kolei sobie wędrowali przez tunele kompleksu. Strażnik wciąż rozmyślał na temat wielu przedziwnych spraw. Z kwestią Aemona na czele. Odnajdując w swoim mniemaniu przynajmniej jakiś głębszy sens jego słów i rozważając, czy jakby zapytał go oto, czy każdy Xar miał macki oraz czy one same są ich symbolem władzy. To czy zostałoby to uznane za jakiś spory nietakt...albo dałoby mu w końcu rozwiązanie zagadki na którą sam obecny Xar nigdy nie chciał odpowiedzieć, gdy Vincent go oto pytał.

Z jego rozważań wyrwał go dopiero widok wnętrza pokaźnej, zamarzniętej groty oraz okrętu jaki stał względnie po jej środku. Gdy tylko Vanthel go ujrzał westchnął ciężko i uniósł prawą, przyodzianą w płytową rękawicę dłoń, by pogładzić się po swoim podbródku. Tylko po to jednakże, by prędko odkryć, że nie jest to zbytnio możliwe przez fakt, jakoby posiadał obecnie na swej głowie zasłaniający go hełm. Ograniczył się zatem jedynie do rzucenia w myślach. Jest i legendarna galera wiedźmy Emilli. Ciekawe czy jak w braterskich mitach, trzyma w niej dziesiątki skutych łańcuchami do ścian młodych mężczyzn, których później wykorzystuje do najlubieżniej możliwych celów. Brr. Nie. Muszę się ogarnąć. Patologiczne myśli nie są obecnie wskazane...choć nic by mnie już tu nie zdziwiło.

Po tej swoistej "konstruktywnej burzy rozważań". Zbrojny sięgnął w końcu dłońmi zapięć hełmu u jego boków. Odpiął je z wolna i zdjął go z głowy. Ukazując swoje odrobinę połyskujące od potu, zdeterminowane oblicze, które pokrywał obecnie także kilkudniowy zarost. A potem gdy już przykuł nakrycie głowy do odpowiedniego miejsca u pasa. Spróbował od tak wsunąć rękę, pod rękę Evelyne. By móc ją przy sobie poprowadzić z wolna, acz pewnie w kierunku okrętu. Po drodze rzucając luźnym tonem głosu - Chodź kochanie. Pora byś poznała postrach młodych nowicjuszy i jedną z najmroczniejszych legend bractwa...o ile w ogóle ją zastaniemy...choć nie żebym chciał cię straszyć. Nestrella jest bardziej przerażająca i potencjalna rezydentka tegoż okrętu. Jest nawet całkiem przyjazna, jak się ją bliżej pozna... -
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

- Aaaha... - odparła nieco zmieszana.
Wpatrywała się w radną jak na bardzo mądrą osobę z chorobą psychiczną. "Przecież to zwykła sowa... taka normalna i słodziutka" - pomyślała Melinda. Niemniej jednak przełknęła głośno ślinę i zerknęła to na sówkę to na Emilię.
- Czyli... oprócz tego że jest cudowna jako ptaszek... To coś więcej? - podrapała się po główce - Ciężko mi to przyjąć, ale pani sie nie martwi, dobrze się nią opiekujemy i nie pozwolimy żeby coś się jej stało, dopóki nie odfrunie wolna do swoich - dodała dumnie - I tak w ogóle... nie jest pani taka straszna jak mówili... - uśmiechnęła się szeroko.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Z początku ciało człowieka nie reagowało na żadne bodźce, nawet na topiony lód, który zaczą powoli zalewać mu twarz. Pierwsze krople nie dawały żadnych rezultatów, jednakże kiedy stróżka zimnej i przesyconej energią duchową wody zaczęła spływać do ust Mery, powodując problemy z oddychaniem i ewentualny atak kaszlu, by się dręczącego ustrojstwa z płuc pozbyć, przekręcił się i pozwolił organizmowi robić swoje, by móc odzyskać sprawny oddech. Wyksztuszał ją przez krótką chwilę, a gdy w końcu ciecz została wyparta nabrał kilka głębokich wdechów. Podniósł się ślamazarnie, otrzepując brud oraz drobinki śniegu i lodu z bardziej widocznych partii swojej zbroi i rozejrzał się dookoła za swoją bronią, lecz nigdzirnie było jej widać. Westchnął pretensjonalnie na ten fakt i rozejrzał się dookoła miejsca, w którym się znajdował. Czuł się w tym momencie nieco zdezorientowany i oszołomiony po uderzeniu lodu, gdy jeszcze był w dziurze. Nie wiedział, gdzie jest i ile czasu już tutaj spędził, co rodziło w nim niepokój oraz coraz to większą żądzę do opuszczenia tego miejsca w jak najszybszym tempie.

Wodził wzrokiem dobrą minutę w poszukiwaniu dogodnej drogi, która jego zdaniem mogła prowadzić do wyjścia. Przetarł zakutą dłonią pot z czoła i spojrzał się na ślady zarysowań na lodzie, na którym stał. Przykucnął, by bliżej zbadać kierunek, w jakim były skierowane i z miejsca ruszył ich tropem wgłąb tuneli.

Przez myśli przechodziły mu różne przemyślenia. Od sposobu, jakim cudem się tu znalazł poprzez nurtującą go prseszłość a na myśli bycia pozostawionym przez towarzyszy kończąc. Nie napawało go to żadnym gniewem, szczególnie to ostatnie. Wręcz przeciwnie. Przemyślenia zaczęły dawać nu do zrozumienia, że zamiast po prostu z tym walczyć, powinien coś z tym zrobić, albo historia szybko zatoczy koło, jak właśnie teraz. I wędrował tak przed siebie wodzony śladami dalej i dalej, mając nadzieje, że w ogòle jeszcze będzie miał szansę na poprawę siebie i swojego postępowania...
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mężczyzna gdy tylko usłyszał pierwsze kroki zwiastujące nieuchronne nadejście Meramisciego. Wyprostował się pewniej. Obrócił z wolna w tył, tak by mieć wgląd na nadchodzącego zbrojnego. A potem jakby nigdy nic zawołał głośniej z nieco zawadiackim uśmiechem, który zagościł mu na ustach - No w końcu, śpiący "książę" przybył - W jego słowach nie było jednak żadnej kpiny, mimo iż rozbawiony ton po jaki sięgnął przy ich wypowiadaniu, ociekał drobnym sarkazmem.

W momencie gdy odziany w ciemną zbroję człowiek ukazał się ostatecznie w pełnej krasie oczekującemu. Vanthel przyjrzał się mu od stóp aż po czubek głowy i kontynuował - Jak się czujesz dryblasie? Nie wyglądało to za dobrze, ale widzę, że "pierwszy Xar" - Jak to dziwnie brzmi. PIERWSZY XAR. Muszę się dowiedzieć w wolnej chwili skąd się wziął taki dziwny tytuł. - Nie mylił się co do oceny twego stanu zdrowia - strażnik westchnął - A przynajmniej na to wygląda. Jak jednak sam go oceniasz? -

Po jakiejś dłuższej chwili przyglądania się jeszcze ex-seryjnemu mordercy. Vinc przeniósł wzrok na powrót na Evelyne. Zawahał się z razu, by nie użyć zbyt "frywolnego" tonu. Ona dziwnie na to reagowała i jej wyczucie "jego specyficznego" żartu, było strasznie w końcu upośledzone. Postanowił więc przerwać ciszę między nimi panującą krótkim, acz rzeczowym - A ty Evelyne? Jak się czujesz...i co się działo TAM, gdy się rozstaliśmy? Nim znów się odnaleźliśmy -
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evelyne również spojrzała się na nadchodzącego mężczyznę. Lekko się do niego uśmiechnęła widząc, że ten jest w na tyle dobrej formie, że bez problemu udało mu się ich dogonić. Na sarkazm Vincenta kierowanego do Mery nawet nie zareagowała. Może nie miała siły, może uznała to za zbędne, chociaż sama chętnie by mu coś dogryzła, jednak przymknęła oczy aby odgonić od siebie myśli na kierunkowane na dokuczaniu mężowi. To nie miejsce na to ani odpowiedni czas. Im mniej będą zwlekać tym szybciej stąd wyjdą.
Właściwie dopiero teraz uświadomiła sobie, że nawet nie ma pojęcia ile czasu minęło odkąd tu weszli. Zaczęła szybko robić analizę ostatnich wydarzeń aby nadać im chociażby przybliżony czas, jednak nie udało jej się zbyt skupić, bo od razu wyrwał ją głoś Vincenta z jej obliczeń. Zerknęła na niego z początku całkiem rozkojarzona, jednak szybko zmyła z siebie ten wyraz, nadając spojrzeniu pewność siebie.
- Tam? - Powtórzyła z wolna aby mieć pewność czy dobrze usłyszała zapytanie. Nie była pewna o co chodzi, w końcu dla niej znaczenie ,,tam'' mogło mieć na myśli komnaty pełne ptaków, które przeszła albo ,,tam'' gdzie spędziła ładnych parę lat. W końcu nie będąc do końca pewną o co chodzi Vanthelowi, najzwyczajniej w świecie zbyła odpowiedź - Nic ciekawego.
Spojrzała się w stronę ciekawego widoku, jakim był statek.
- Sądzę, że nie ma co czekać. Lepiej mieć to już za sobą. - Stwierdziła tonem dość łagodnym jednak na tyle stanowczym, że raczej ciężko byłoby się jej sprzeciwić.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dźwięk ocierających płyt oraz kolczugi ukrytej pod nią stawał się coraz to głośniejszy z każdym krokiem przybliżającym Mere do stojących przed nim Vanthelów. Uwagi oraz dogryzanie Vincenta kompletnie zignorował, gdyż jego umysł raczej zatruwały wszelakie myśli, które towarzyszyły mu od chwili przebudzenia, a skrywał je pod jego przeciętną obojętnością, z którą to funkcjonował niemalże codziennie. Przeszedł kilka kroków przed siebie, by przejść przed grupę. Dopiero wtedy zatrzymał się wybity z rozmyślań i zerknął po małżeństwie za jego plecami. - Powinniśmy się ruszyć, to nie miejsce na pogadanki - zabrzmiał swoim basowym głosem pozbawionym jakichkolsiek uczuć i nie patrząc, czy podążą za nim czy też nie i ruszył przed siebie. Trudno było po tym powiedzieć czy po prostu miał dość, czy też coś go gryzło i nie dawało mu spokoju.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przewrócił oczyma słysząc Meramisciego. Westchnął i spojrzał bez słowa w kierunku okrętu w oddali. A potem bez słowa zaczął dreptać w jego stronę, dopiero po kilku solidnych krokach. Może dziesięciu, może ośmiu. Zdecydował się oznajmić - Mam tylko nadzieje, że "wiedźma" będzie w "jamie" - Po tych słowach z kolei mlasnął i już miał krzyknąć jakoś w stronę okrętu, by sprawdzić czy Emillia na nim "grasuje" obecnie. Ale gigantyczne sople lodu wystające z sufitu jakie ujrzał, wybiły mu to prędko z głowy.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Emilia uśmiechnęła się tylko na te słowa i poczochrała Melindę.
-Ohh, przestań, zawstydzasz starą piratkę!
Oczywiście, że musiała być miła. Zaprosiła do Samotni trójkę osób, ale straciła przytomność podczas medytacji i zapomniała ich odebrać. Jasna cholera wie, co się teraz z nimi dzieje. Jeśli coś im się stało, to mogłoby oznaczać nawet degradację najstarszej Radnej.
-Oczywiście, że to nie zwyczajna sowa. Ale nie przejmuj się. Obserwuj ją uważnie, i dbaj o nią. ♫Kiedy Aiwe dar Ci zsyła, nie pytaj, czemu to uczyniła♫ - zaintonowała na koniec i wyprowadziła Melindę z kajuty.
Wyszły na pokład, rozpędzają koty w okół.
-Ostrożnie, oblodzone... Powinnam Cię odprowadzić chyba do samego wyjścia - powiedziała Catpaw, po czym rozejrzała się, i odetchnęła z ulgą, zauważywszy grupkę w jaskini - SĄ!
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Widząc rozentuzjazmowaną Emillię, mężczyzna przełknął ślinę. Zachowuje się prawie jak Nestrella. A potem by nie tracić czasu ruszył nieco bardziej raźnym krokiem przed siebie, by w końcu znaleźć się nieopodal niej. Nim jednak cokolwiek powiedział. Pierwsze co zrobił, to przyjrzał się bardziej rzeczowo Melindzie i posłał jej łobuzerski uśmieszek. Wyrobiło się małe babsko, ciekawe tylko, czy z łuku dalej strzela, czy odpuściło w końcu. Ale coś mi mówi, że nie jednemu już strzałę z niego w tyłek zdołało wrazić. Aż w końcu ogarnął się i wezbrał w sobie na tyle, by nie tylko wrócić spojrzeniem do kobiety, ale także zagadnąć ją z nie lada dozą entuzjazmu - Radna Catpaw, cóż za niespodzianka...nie powiem, nielada trudności nam stanęły na drodze nim do Ciebie dotarliśmy o "przedwieczna" - Zaakcentował wyraziście to słowo - Ale chyba nietoperze wampiry giganty i Nornołaki-humanidożercy są przereklamowani, bo na żadnego nie trafiliśmy -
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Koty podejrzliwie i niechętnie patrzyły na Vincenta, skradając się po pokładzie, linach i burcie. Emilia zaś wywróciła oczami na nazwanie jej "przedwieczną".
-Nie spodziewałeś się znaleźć mnie we własnej Samotni? - zadrwiła - No, dobrze, że w końcu jesteście. Jak się Wam podobają Samotnie? Skoro oszczędzono Wam gigantów i nietoperzy, jestem ciekawa, na jakie próby Wy natrafiliście.
Musiała robić dobrą minę do złej gry. W głębi ducha dziękowała losowi, że cała trójka jest żywa i w miarę cała. Nieradni nie powinni w ogóle włóczyć się sami po Samotniach. Mogli być potraktowani przez potężne siły, rządzące tym miejscem, jako zwykli intruzi, a to byłoby już bardzo niebezpieczne.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mężczyzna rozluźnił się znaczniej, a jego uśmiech stał się łagodniejszy - Nie pusz się tak Emillio, nie chciałem Cię urazić - Po prostu uwielbiam się z Tobą droczyć. Następnie wyprostował się pewniej i zerknął to po Meramiscim, to po swojej małżonce. A później na powrót wlepił swoje błękitne oczy w Radną, kontynuując - Myślę, że najważniejsza z prób dopiero mnie czeka i mam dziwne wrażenie, że by nie było mi za łatwo, będzie podzielona na wiele pomniejszych - I strasznie irytujących. Dodał w myślach - części -

Po tej krótkiej przemowie strażnik nabrał w końcu większej powagi i ogłady. A następnie usiadł sobie na materializującym się za jego plecami niewielkim spodku, jaki utkał się tam momentalnie z duchowej essencji i uniosłszy swoją głowę tak, by móc przyglądać się Emilli z dołu. Kontynuował bardziej rzeczowym tonem głosu - Myślę, że nie ma sensu bym cię zamęczał swoimi opowieściami o swoich próbach...sam traktuje je jako przypomnienie pewnych ważnych kwestii i wskazówki na przyszłość...powiedz mi jednak Emillio - Zmrużył powieki - Czemu nigdy nikt "nam" nie mówił o tym, że było więcej Xarów i że to swego rodzaju honorowy tytuł, a nie sama z siebie osoba? Wiesz swoją drogą ilu ich już było przed obecnym Xarem? - Po tych słowach zamilkł, walcząc z własnymi myślami i czekając na jej odpowiedź. Kurcze zapytałbym oto, czy każdy Xar miał macki...jako, że Xar zawsze unikał tego tematu...i potwornie mnie to ciekawi, ale jeszcze źle to odbierze i nie wyjdziemy w końcu z tego miejsca.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evelyne z kolei skinęła tylko lekko głową kobiecie gdy już stanęli koło niej. Najpierw ją obejrzała od stóp aż po głowę zastanawiając się kim jest ta kobieta, która mieszka na statku pełnym kotów na dodatek w środku lodowej groty. Na słowa Vincenta jedynie spojrzała się umęczonym wzrokiem na niego po czym swoje błękitne niczym niebo latem oczy przeniosła ponownie na kobietę.
Nie odzywała się, bo sama nie wiedziała co miała by powiedzieć. Całe przejście przez te samotnie było dla niej dziwne, tym bardziej te lekcje, które chyba były bardziej potrzebne mężowi niż jej, choć z jednej strony cieszyła się, że bractwo stawia na takie wartości, z drugiej... przypominały niechcący o tym co już chciałaby mieć za sobą, jednak raczej nigdy się w żaden sposób nie wyzwoli od pewnych wątków w jej życiu i zawsze będą jej nierozłącznym elementem. Cóż w końcu to one miały największy wpływ na to kim jest teraz.
Spojrzała jeszcze nieco zaskoczona na dziewczynę koło Emilii, możliwe że ta jej się może kiedyś przewinęła w siedzibie bractwa ale pewności nie miała. Po tym z lekkim oburzeniem znów przeniosła wzrok na Vincenta: Sam tyłek sadowi, a zapomina że kultura wymaga najpierw zapytać kobiet o to czy nie spoczną.
Przewróciła oczami i jej wzrok zatrzymał się na Merze ciekawa czy plotki o których wspominał Vincent na samym początku są prawdziwe... Zaraz, nie daj się wciągnąć w tą durną ociekającą sarkazmem grę słowną Vincenta, pomyślała i od razu wyrzuciła z głowy głupie sugestie oraz żarty jakimi raczył ją częstować mąż. Zgoniła się sama w myślach, po czym na chwilę skupiła aby oczyścić umysł z głupot i wlepiła wzrok w Emilię. Patrzyła na nią łagodnie z pewną dozą ciekawości.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dziewczyna skinęła jedynie nowo przybyłym. Zarówno panu Vincentowi, pani Vincentowej i Merze. Nie odzywała się wcale. Po prostu stała sobie spokojnie i karmiła sówkę kawałkiem suszonego mięsa.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości