Zagadki Queensdale

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Obrazek

Bernard - mieszkaniec jednej z wiosek mieszczącej się w Queensdale - miał ostatnimi czasy nie mały problem. Jego rodzina, pracownicy, jak i biznes, który prowadził, znalazły się w poważnym zagrożeniu. Hodowane przez niego bydło umierało, a uprawy były niszczone. Człowiek podejrzewał o to sąsiadujących rolników, aczkolwiek nie miał dowodów. Trudno też było mu wskazać motyw, dla którego mogliby mu to robić. Zgłaszał nawet problem odpowiednim władzom, jednak te nie traktowały go poważnie. Tłumaczyły mu, że winna musi być choroba, która przypałętała się do jego osady i to ta najwyraźniej zabija zwierzęta. A co za tym idzie, uznano, że swoją całą uwagę zaczął skupiać na odratowywaniu ich i zaniedbał uprawę roślin, przez co stracił i te. Takie było oficjalne stanowisko Seraphów i nic nie wskazywało na to, że zostanie zmienione. Polecili mu również, żeby bardziej dbał o swoje gospodarstwo.

Cała ta sprawa bardzo zdenerwowała Bernarda, dlatego w międzyczasie wdał się też w delikatny konflikt z prawem, co nie poprawiało jego kontaktów z środowiskiem. Wkrótce zaczęło to wyglądać tak, jakby wszyscy starali się jak tylko mogli utrudnić mu życie.

Rolnikowi zostało już tylko jedno. Postanowił wykorzystać minimalne kontakty, jakie miał z gildią Leth mori Aiwe i poprosić ich o pomoc w rozwiązaniu tej sprawy. Brat Bernarda pracował kiedyś w kopalni wcześniej wspomnianej organizacji, przez co rolnik zdążył się o niej wiele nasłuchać.

Wkrótce ubrał się dość ładnie i wyruszył do Lion's Arch, gdzie miał zamiar znaleźć rezydencję gildii, by poprosić ich o pomoc. I jakież było jego zadowolenie, kiedy dowiedział się, że Leth mori Aiwe postarają się jak najprędzej zrobić co w ich mocy. Zgodzili się zbadać tę sprawę i wysłać na jego gospodarstwo grupkę osób należących do bractwa. Oczywiście uzgodniono również wynagrodzenie, jakie wpłynie na konto gildii, w przypadku zakończenia misji.
Obrazek

Nadszedł dzień, w którym Leth mori Aiwe mieli się stawić w Queensdale, a dokładniej w gospodarstwie Bernarda. Uzgodnili, że rozbiją obóz nieopodal, by się przesadnie nie narzucać, ale zrobią to na tyle blisko, żeby mieć na wszystko oko. Gospodarz miał nadzieję, że nawet jeżeli nie uda im się znaleźć przyczyny jego problemów, to samo obozowisko Leth mori Aiwe skutecznie nastraszy złoczyńców. Z drugiej strony wiedział, że gildia nie zostanie tutaj na zawsze i jeżeli nic się nie będzie działo przez kilka dni, to go zostawią. A wtedy śmierci bydła i wyniszczanie jego plonów mogą zacząć się powtarzać. Postanowił się jednak nie martwić na zapas i czekał aż Leth mori Aiwe przybędą na miejsce.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Będąc w drodze powrotnej z ostatniego rozpoznania jakie prowadził w związku ze sprawą swojej siostry. Red zahaczył o znajoma rodzinę nad jeziorkiem obok Claypool. Od braci Duran dowiedział się plotek na temat pewnego pechowego gospodarza i jego kłopotów. Jeden z braci prowadził handel z kilkoma wioskami do których dowoził ryby.
Red zaciekawił się faktem traktowania sprawy owego gospodarza przez władze.
Nie żeby się zdziwił.
Nigdy nie miał dobrych stosunków z władzami. Ot, skrzywienie zawodowe...
Po powrocie do siedziby bractwa poszedł do tawerny, żeby spokojnie przemyśleć co dalej zrobi z informacjami które zdobył w sprawie Joy.
Po drodze kilkakrotnie obiły mu się o uszy rozmowy w sprawie jakiegoś gospodarza z Queensdale.
Czyżby bractwo zamierzało utrzeć nieco nosa Seraphom w ich nieudolności...
- Ciekawe - pomyślał. - No, przy okazji można by się trochę rozerwać. - przeciągnął się i poszedł by poznać szczegóły.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Tak jak jeszcze kilka miesięcy temu Queensdale nie odwiedzała wcale, tak teraz jest tam prawie codziennie, ale dziś była tam w sprawie, która była dla niej bardzo istotna. Na bagnach Godslost spotkała się z nieznajomym, od którego otrzymała bardzo istotne informacje dotyczące swojej przeszłości. Zaabsorbowana wiadomościami, które przekazał jej nieznajomy, nie zawracała uwagi na wieśniaków, którzy mijali ją po drodze.
- Może byś tak uważała - Powiedział zirytowany wieśniak, na którego nieszczęśliwie wpadła.
- Wybacz - odpowiedziała skruszona
- Po prostu uważaj jak chodzisz - Prychnął i dołączył do grupy innych wieśniaków, którzy przyglądali im się z rozbawieniem.
Wieśniacy ruszyli w drogę a za nimi Kaeiles, myśli, które kłębiły jej się w głowie rozpierzchły niczym spłoszone ptaki. Idąc za wieśniakami zainteresowała się tematem ich rozmowy, przyspieszyła kroku i zaczęła się przysłuchiwać.
- Słyszeliście o Bernardzie - spytał jeden z wieśniaków
- Mówisz o tym, który stracił uprawy, a jego bydło zdycha na jakąś dziwną chorobę - spytał drugi
- Dokładnie - odpowiedział - mój brat u niego pracuje, lecz już chyba nie długo, Bernard nie ma pieniędzy, by płacić pracownikom, traci kolejne uprawy, a z bydłem się nie poprawia, padają kolejne sztuki.
Przysłuchiwała się jeszcze chwilę, lecz nic już ciekawego nie powiedzieli, ruszyła, więc szybszym krokiem chcąc usiaść w ustronnym miejscu by pomyśleć na spokojnie. Udała się więc tam, gdzie szum wodospadu koi jej zmysły, mianowicie do siedziby gildii. Patrząc jak woda kaskadą spływa w dół, wiedziała, że musi problem wieśniaka zgłosić radzie, gdyż sama nie będzie w stanie pomóc.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wyruszając na podróż rekreacyjną (czyli spacer, połączony z obiciem paru stworów i zbieraniem składników do gotowania), popielec wybrał Queensdale. Dawno tam nie był, a było to miejsce pełne doskonałych ziół i przypraw. No i mięso cielęce... Była to długa droga, zwłaszcza, jeśli wyruszało się pieszo, robiąc po drodze noclegi. Kiedy w końcu dotarł do jakiejś przydrożnej karczmy, podsłuchał opowieści innych podróżnych:
- Mój sąsiad ma niedługo stracić całą swoją ziemię, bydło mu zdycha, rośliny gniją lub usychają... Zamierzam wykupić jego gospodarstwo, tylko jemu tak beznadziejnie idzie! - chełpił się jeden z bywalców karczmy.
- Zapomniałeś, że ci z gildi Leth mori Aiwe mają tu koczować. Tak mi przynajmniej powiedział pewien asura.
- Asurze wierzysz?!
- A niby czemu nie, świnski ryju?
Szybko wywiązała się bójka, a Oceanus postanowił zostać w Queensdale odrobinę dłużej.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

- Jeszcze raz dzięki za pomoc – powiedział ucieszony rybak ściskając moją dłoń.
- Nie ma problemu Travis. Zawsze chętnie pomogę jeśli będę w pobliżu – odpowiedziałem uśmiechając się szeroko.
- W takim razie udaj się na gospodarstwo Bernarda. Ten chłopina długo już nie pociągnie jeśli nikt mu nie pomoże. Bydło mu pada, plony zniszczone … plaga jakaś chyba czy co – machnął ręką – Ja to się nie znam ale za to umiem dobrze upiec rybę. Może skusisz się i zostaniesz na kolacji? Trochę się narobiłeś z tymi pułapkami i pewnie jesteś głodny.
- Chętnie skosztuję Twojego szczupaka. I przy okazji powiedz mi coś więcej o tym Bernardzie. Już czas żebym zajął się czymś na dłużej.

Rybak przygotował prosty ale diabelnie smaczny posiłek i podzielił się ze mną lekkim piwem z festiwalu z pobliskiego Beetletun.
Zasiedliśmy przy ognisku i słuchałem opowieści rybaka popijając pysznym piwem. Travis skończył opowiadać i przez jakiś czas panowała cisza. Stłumiłem ciche beknięcie i podziękowałem za kolację.
- Miło się siedzi ale ruszam dalej – powiedziałem wstając i otrzepując poły płaszcza – A i przy okazji może powiesz mi gdzie znajduje się ta farma Bernarda? – zapytałem z uśmiechem na ustach mrugając porozumiewawczo. Po wysłuchaniu wskazówek uścisnąłem dłoń Travisa na pożegnanie i ruszyłem przed siebie cicho pogwizdując.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Ada nienawidziła bezczynności, a ostatnio wybitnie nie mogła znaleźć sobie miejsca, ani zajęcia, któremu mogłaby w pełni się poświęcić. Poczucie bezcelowości, pomimo upartego ignorowania go przez dziewczynę, było na tyle nieznośne, że przenosiła swoją frustrację na innych- w szczególności na służbę. Nie należała do osób z łatwym charakterem, o czym sama wiedziała, ale równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna traktować tak swoich podwładnych. Przepraszanie jednak nie leżało w jej naturze, dlatego zamiast wytłumaczyć przyczynę, postanowiła poradzić sobie z problemem zduszając go w zarodku.
W tym celu udała się do Lion's Arch, z zamiarem odwiedzenia posiadłości gildii. Przekraczając jej próg, wiedziała już, że dobrze zrobiła, w środku ktoś był i najwyraźniej właśnie wysłuchiwał prośby o pomoc. Nie przeszkadzała, stojąc z boku i przysłuchując się w milczeniu, jednak kiedy tylko mężczyzna podziękował za zajęcie się jego sprawą i wyszedł, podeszła bliżej, chcąc poznać więcej szczegółów. Uprawy rolne i bydło to nie były jej klimaty, ale przecież nie ma ich pielęgnować, tylko pomóc dowiedzieć się, co stoi za ich wymieraniem. Zadowolona z tymczasowego znalezienia sobie zajęcia, bezzwłocznie ruszyła do Queensdale, żeby spotkać się z reszta osób w umówionym miejscu.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przechadzając się po ulicach Lions Arch nekromantka zastanawiała się na co może wydać przed momentem zarobione pieniądze. - W sumie myślałam, że nie będzie tak łatwo - powiedziała sama do siebie na wspomnienie staruszki, która prosiła ją o wytłumaczenie snów. Podrzucając sakiewkę cieszyła się jak dziecko zerkając na wszystkie stragany w głównej alejce. Kątem oka dostrzegła niemałe zamieszanie przy rezydencji jej gildii. - Rekruci... albo... albo... - rozpromieniła się jeszcze bardziej - kolejna okazja do zarobku! Chyba zaczekam jeszcze z tymi zakupami... - to mówiąc ruszyła w stronę znanego jej budynku. Przed wejściem dowiedziała się, że formuje się właśnie ekspedycja udająca się w okolice Queensdale w celu ratowania majątku niejakiego Bernarda. Vae ruszyła zatem po prowiant i wesoło, przeskakując z nogi na nogę udała się w kierunku znajomych twarzy szykujących się do ruszenia w drogę.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Tego dnia udałem się do Queensdale. Mimo, iż szczerze kocham moje rodzinne strony, po ostatnich wydarzeniach uznałem, że lepiej zrobię, wybierając nieco spokojniejsze miejsce do odpoczynku. Pogoda była wyborna. Błękit nieba nie miał końca, a promienie słońca zdawały się rozświetlać każdą, nawet najmniejszą cząstkę tej malowniczej okolicy. Uznałem, że wypada zatrzymać się na chwilę, pooglądać widoki, a może i nawet zapisać coś na kolejnej karcie pamiętnika?

W pobliżu rosło drzewo. Było to jedno z niewielu miejsc, w którym odnaleźć można było trochę cienia, aby nieco ochłonąć od wszechogarniającego gorąca. Dopiero co zdążyłem rozsiąść się wygodnie, oprzeć się o nie plecami i przymknąć oczy, by trochę pomarzyć...

- Dzie... Dzień dobry. Nie przeszkadzam? - usłyszałem.
- Raczej nie. Zależy, o co chodzi - odpowiedziałem i otworzyłem oczy by sprawdzić, kto odważył się zakłócić mój dopiero co rozpoczęty odpoczynek. Był to staruszek, miejscowy farmer. Po chwili przypomniałem sobie, że skądś go znam - pomagałem mu kiedyś przy transporcie zbiorów, robiłem za ochroniarza.
- No bo - mówił dalej mężczyzna - sprawa taka jest. Ważna dość.
- No niech Pan powie w końcu o co chodzi, przejdźmy do konkretów - odparłem, nieco podirytowany zmęczeniem spowodowanym podróżą.
- Już już, przepraszam - odparł lekko zmieszany -No bo... Mieszka tutaj taki jeden. Bernard go zwą. Rozmawiałem z nim i o, Panie, jakie on ma teraz problemy!
- Można dokładniej?
- O tak, tak! Zwierzęta mu umierają, od tak, o, wszystkie po kolei! Mówił już nawet władzom, ale ci tylko powiedzieli, że pewnie chorobę jaką na farmie ma albo co i tyle ich pomocy było. Mówił coś teraz o tym, że jaka gildia co ptaka czarnego na tle zielonym na sztandarach nosi ma się tu rozbijać i śledztwo jakie prowadzić. Wtem Pana żem zobaczył, a wiem, żeś Pan porządny, bo i mnie w potrzebie pomógł, to Pana o pomoc dla Bernarda poprosić żem chciał.
- Bardzo dziękuję za informacje, zrobię co w mojej mocy. Ja niestety będę musiał już znikać. - powiedziałem, po czym wstałem i ukłoniłem się starcowi na pożegnanie.

Nie miałem wątpliwości, że gildią mającą wspomóc tego farmera jest właśnie Leth mori Aiwe. Odszedłem trochę dalej od wioski, ale zdecydowałem się pozostać na terenie Queensdale trochę dłużej - skoro ów człowiek miał faktycznie rację, niedługo powinienem spotkać tutaj kilka znajomych twarzy.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Musi być już środek nocy" przebiegło przez myśli Popielca siedzącego przy biurku, gdy spojrzał na niemal wypalone już świece - jedyne źródło światła w tym pokoju. Gdy przybył do Klasztoru Durmanda było już pod wieczór, a od tego czasu woskowe pręty zmalały o dobrych kilka centymetrów. Ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwał po powrocie do tego miejsca, które jeszcze kilka lat temu bez wahania nazwałby swoim domem, było zmuszenie go do pracy przy księgach rachunkowych. Po chwili wpatrywania się w rozmigotane płomyki niechętnie przypomniał sobie o swoim dotychczasowym zajęciu i przeniósł wzrok na jeden z leżących przed nim stosów dokumentów. Te najwyraźniej dotyczyły żywności sprowadzanej przez Klasztor od rolników z Kryty...

Mniej więcej w połowie stosu natrafił na coś co przykuło jego uwagę - serię zapisów transakcji z rolnikiem o imieniu Bernard. Wziąwszy pod uwagę ich liczbę i różnorodność oferowanych przez gospodarstwo produktów, był to całkiem duży folwark. Z drugiej strony, patrząc na ich ilości, gospodarstwo powinno być raczej niewielkie. Normalnie o tak późnej porze Davros poprzestałby zapewne na prostym wniosku, że gospodarstwo musiało mieć za sobą ciężki rok. Tym razem jednak, coś co można by nazwać przeczuciem, kazało mu zastanowić się nad tym nieco dokładniej. Przejrzał więc pobieżnie resztę stosu i zauważył, że jest to jedyny taki przypadek w okolicy. Zaintrygowany postanowił, że rano zapyta o tę sprawę przewodnika karawany dostarczającego żywność z tamtych okolic.

- Przepraszam najmocniej - powiedział idący głównym korytarzem Popielec, gdy potrącał już trzecią tego ranka osobę. Monotonne zajęcie i całkowity brak snu po podróży przez ośnieżone góry nie przysłużyły się jego percepcji kolejnego dnia. Po chwili i kilku kolejnych kolizjach dotarł na miejsce, gdzie zatrzymywały się karawany i po niedługich poszukiwaniach odnalazł tę właściwą.
- Dzień dobry. Czy nie przeszkadzam? - skierował swoje pytanie do stojącego przy wozach jegomościa, który wydał mu się przewodnikiem karawany.
- Dzień dobry. - odwzajemnił powitanie przewodnik - Tak się składa, że nie mam w tym momencie akurat nic ważnego do zrobienia, więc możemy porozmawiać. W czym mogę pomóc?
- Pan dostarcza nam żywność z wiosek w okolicach Queensdale. Czy zna pan może właściciela folwarku o imieniu Bernard?
- Oczywiście, że znam. Będąc w tamtych okolicach nie da się o nim nie słyszeć. - przewodnik wydawał się być lekko zaskoczony, słysząc takie pytanie od magistra Klasztoru Durmanda.
- A cóż takiego mówią na temat mojego - "być może", dodał w domyśle - znajomego? - zapytał Davros, usprawiedliwiając się, że przecież najprawdopodobniej spotkał kogoś, kto zna Bernarda, a zatem może mówić o sobie, jako o jego "dalekim znajomym" (a w szczególności znajomym).
- To Waszmość Pan nie słyszał? Ostatnio cienko przędzie biedaczyna. Jakiś czas temu, zwierzęta zaczęły mu zdychać na jakąś chorobę, a i większość upraw stracił. Twierdzi, że to robota innych rolników, ale serafowie orzekli, że to choroba. - urwał na chwilę, jakby nie chciał czegoś powiedzieć, ale widząc, że Popielec wyraźnie czeka na więcej informacji, kontynuował - Podobno miał też jakieś problemy z prawem i jeszcze... ale to tylko plotki - uciął gwałtownie, nieco zmieszany.
- Także i w plotkach może być ukryta ważna informacja - zachęcił go Davros. Przewodnik karawany po chwili zaczął mówić nieco ciszej.
- Słyszałem także, że Bernard poprosił o pomoc w tej sprawie pewną tajną organizację. Być może jej nazwa obiła się Waszmości kiedyś o uszy...

Kilka dni później Davros przechodząc przez rynek jednej z Krytańskich wiosek przypomniał sobie słowa przewodnika karawany. Rzeczywiście, nazwa tej organizacji obiła się mu o uszy, a nawet była mu znacznie bliższa, niż przewodnik mógłby podejrzewać.
- To chyba gdzieś tu. - mruknął do siebie. - Teraz mam cały dzień, żeby znaleźć nasz obóz. - dodał ruszając w stronę pobliskiego lasu.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Od kilku dni było widać poruszenie w gildii lub bardziej to, że jego siedziba była jakby opustoszała, co w sumie oznaczało to samo. Chcąc dowiedzieć się co takiego się stało, Zyrrod zasięgnął języka u jednego z członków gildii, który był akurat w kwaterze. Dowiedział się o problemach pewnego rolnika, któremu z niewyjaśnionych powodów obumierały plony i zdychało bydło. *Hmm... Na pierwszy rzut oka to pospolity problem, jakich pełno w Tyrii...* pomyślał Zyrrod *jednak skoro zgłosił się z tym aż do nas musi się za tym kryć coś jeszcze*. Rozmyślał tak jeszcze chwilę po czym uśmiechnął się szeroko na kolejną myśl, która przyszła mu do głowy *W końcu znalazła się robota, w której oprócz mięśni, trzeba będzie użyć mózgu... O tak, nie może mnie tam zabraknąć*. Skończywszy swoje rozmyślania pędem udał się po swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszył w podróż. Nie skorzystał jednak w WayPointów - dawno nie był w tamtych okolicach Tyrii, a słyną one z przepięknej zieleni, którą ciężko ostatnio znaleźć w Ascalonie. Jedynym jego problemem było to czy zdąży na czas, zwłaszcza że wyruszył nieco później niż inni. *No cóż... I tak pewnie nie wpadną na nic beze mnie* pomyślał i roześmiał się wesoło pędząc przez zieloną krainę.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Rejtan przebiegł wzrokiem po straganach rozmieszczonych ciasno wzdłuż ulicy rzemieślniczej szukając znajomego kuśnierza, licząc że dziś uda mu się wreszcie uzupełnić zapas skór na ciżmy. Poczuł się jednak jednocześnie zawiedziony i zaniepokojony, kiedy trzeci już tydzień z rzędu Bernard nie pojawił się w mieście. Słyszał co prawda, od innych kupców, że z jego farmą przez ostatnie tygodnie działo się coś niedobrego ale liczył po cichu że słabsze zbiory zmuszą go do sprzedaży skór za bezcen w końcu musi przetrwać zimę. Jednak jego brak tutaj mógł być oznaką jakichś poważniejszych kłopotów. Choć nie czuł się w żaden sposób zobowiązany wobec niego postanowił dać mu jeszcze trochę czasu i zamiast ruszyć do konkurujących z nim braci Zumow. przysiadł w cieniu drzew i kupił od szwendającego się po targu chłopaka szklankę soku z jabłek chłodzonego najwidoczniej w piwnicy którejś z okolicznych kamienic. Siedział tak wpatrzony w bramę kiedy usłyszał rozmowę strażników podobnie jak on chroniących się przed słońcem.

- słyszałeś co zrobił ten leniwy wieśniak Bernard? - odezwał się pierwszy
- co? znów przyszedł skarżyć się na swoje zaniedbania? - odpowiedział jego ociężały towarzysz. rozcierając jakiś pył na swojej zapoconej twarzy.
- nie, tym razem wynajął podobno jakiś zakapiorów z Aiwe żeby pilnowali jego pola. Widocznie dalej chce udowodnić że ktoś go dręczy. - po tej wypowiedzi Rejtan poczuł że w straży nie ma zgody co do przyczyny niepowodzeń rolnika.
- Dręczy! - pfu, spluną na ziemię jego rozmówca łapiąc przy tym lekką zadyszkę - chyba sumienie że dalej trwoni pieniądze na bezsensowne starania zamiast odbudowy stada i kilku dodatkowych ludzi do pomocy. mój kuzyn Erloy już z pięć razy był u niego pytać o pracę, a on dalej uważa że nie potrzebuje dodatkowej pomocy. Dusigrosz ***! - podsumował go grubas wstając przy tym tak gwałtownie że o mały włos nie rozerwał by sobie spodni.

Strażnicy nie zdążyli się jeszcze oddalić od drzew przy placu gdy Rejtan znikał już w wąskim przejściu między wspierającymi zamek filarami, którym można było dostać się na skróty do jego dystryktu. Pomimo tego że już jakiś czas temu odwiesił na kołek swój miecz to wciąż jednak należał do Aiwe. Nie zamierzał więc pozostawić znajomego z jego kłopotami zwłaszcza że mógł na tym sporo zyskać. W domu szybko wytłumaczył ukochanej Jagience że musi wyruszyć po skóry do wsi pod miastem by upewnić się że będą należycie sprawione po cichy pakując zbroję i broń. Nie było potrzeby mówić jej że będzie się narażać zwłaszcza że obiecał jej nie wdawać się już w żadne awantury.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wyglądało na to, że na terenie Bernarda pojawiła się spora grupka reprezentująca gildię Leth mori Aiwe, na co gospodarz bardzo się ucieszył. Wiedział, że jeśli nie oni, to będzie skończony. Stali się jego ostatnią nadzieją. Osoby, które przybyły na miejsce były przedstawicielami naprawdę różnych ras, chociaż znaczną większość stanowiły Charry. A przynajmniej tak to wyglądało, gdyż zajmowali najwięcej przestrzeni. Grupa zajęła miejsce nieopodal jego domostwa, żeby na wszystko mieć oko. Rozłożyli tam swoje bagaże i inne rzeczy, które ze sobą wzięli, w międzyczasie przechadzając się po terenie, by bardziej się z nim zapoznać.

W okolicy płynęła duża rzeka, trochę dalej znajdowało się też jezioro. Bernard poza uprawami, gdzie sadził różnego rodzaju warzywa, miał też hodowlę zwierząt takich jak chociażby kurczaki czy króliki. Naturalnie w obecnej sytuacji nie wyglądało to za dobrze, ale nie trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze parę tygodni temu musiało to być naprawdę piękne gospodarstwo. Teraz jednak zaniedbane. Choroba wyraźnie wyniszczyła większość zwierząt, wokół walały się ich szczątki, do których dobierało się robactwo. Te, które jeszcze żyły, Bernard trzymał na uboczu, starając się je uchronić przed zarażeniem. Wspomniał również przybyłej grupie, że część swojej hodowli przeniósł do domu, mając nadzieję, że to w czymś pomoże.

Wyglądało na to, że zgromadzonym na miejscu Leth mori Aiwe nie pozostawało już nic innego, jak wziąć się do pracy. Przed nimi kilka dni, które mieli spędzić na patrolowaniu okolicy, a w tym celu potrzebowali obozowiska, w którym będą mogli na zmianę odpoczywać, ale również coś zjeść.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Po zgłoszeniu problemu radzie, przybyła spowrotem do Queensdale by pomóc Bernardowi w jego tajemniczym problemie. Wiedziała, że nie będzie sama, że sprawę będą rozwiązywać w grupie co ją niezmiernie ucieszyło.
Gdy przybyła na miejsce rozejrzała się po okolicy, widoki były ujmujące, szum płynącej rzeki i słońce odbijające się w jeziorze wprowadzały nastrój spokoju i zadumy, jednakże na farmie nie było można tego odczuć.
Rozglądnęła się ponowie.
- Czas przygotować obozowisko - mruknęła pod nosem.
Udała się nad rzekę by zebrać kilkanaście kamieni na utworzenie kręgu tworzącego podstawę ogniska, ponieważ rzeka była w oddali zajęło jej to trochę czasu zanim uzbierała odpowiednią ich ilość.
- uff - sapnęła już trochę zmęczona i otarła pot z czoła - to czas na drewno.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Opiekun ruszył do rosnących na skraju polany drzew, wbił do niech sześć zakończonych metalowym kółkiem gwoździ. z pomocą pierwszej pary rozwiesił między nimi linkę. Do pozostałych zamocował dwa hamaki, pierwszy na wysokości brzucha, drugi jakoś ponad kolanem. kiedy już to skończył na najniższym złożył swoje rzeczy na wyższy położył śpiwór, a przez linkę przewiesił kawałek materiału. Na tyle szerokiego że zakrywał całą przestrzeń pomiędzy drzewami i dość długiego że po naciągnięciu go czterema krótszymi linkami wbitymi w ziemię z pomocą krótkich kotw tworzył solidny namiot tak że do środka można było dostać się wciskając się między materiał a drzewo.

Kiedy Rejtan skończył już przygotowywać swoje posłanie, postanowił podzielić się z zebranymi spostrzeżeniami i przedyskutować z nimi plan nim zaczną się wzajemnie przekrzykiwać czy co tam Popielce między sobą robią. Staną więc pośród zebranych Awijczyków i mówił.

- słuchajcie uważnie. moim zdaniem powinniśmy zacząć od zebrania i spalenia ciał martwych zwierząt - mówiąc to wskazał ręką na walające się po całej farmie ścierwo. Niektóre z nich leżą tu już pewnie od kilku tygodni - jakby na potwierdzenie jego słów jedną z martwych krów rozerwała eksplozja nagromadzonych w niej gazów. Mogły zatruć wody gruntowe więc uważajcie na wodę z płytkich źródeł i nie pijcie z jeziora zaraz po deszczu bo też się pochorujemy. Kiedy już się z tym uporamy powinniśmy zebrać chore rośliny i złożyć gdzieś pod lasem żeby zgniły. Lepiej ich nie palić bo nasiona albo pleśń czy co tam je oblazło może roznieść się po okolicznych polach. Radze założyć maski nigdy nie wiadomo czy to rośliny zatruły zwierzęta czy martwe zwierzęta glebę.

Nie rozglądając się na pozostałych ruszył w kierunku zabudowań po siekierę, taczkę i liny z których pomocą miał nadzieje zebrać martwe zwierzęta z obejścia. W duchu liczył że przynajmniej cześć zebranych mu pomoże, ale czy jeśli zadanie nie wymaga mordowania ludzi to jakiś popielec uzna je za godne siebie? pytał się w duchu.
aiwe_database

Re: Zagadki Queensdale

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Zauważył, że w miejscu przeznaczonym na obozowisko z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej osób. Usłyszał propozycję Rejtana, ale mimo wszystko aktualnie był zbyt zajęty pomocą przy rozkładaniu namiotów, by zrobić coś innego. Gdy już skończył, udał się do przygotowanego dla siebie miejsca i zagospodarował je w taki sposób, aby chociaż po części odpowiadało jego potrzebom. Mimo iż przed wstąpieniem do gildii tułał się po Tyrii kilka miesięcy, w dalszym ciągu nie czuł się w pełni komfortowo w warunkach polowych, preferował przebywanie w nieco bardziej "stabilnych" konstrukcjach.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości