Sanktuarium Zefiru

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Sanktuarium Zefiru

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Obrazek

Sanktuarium Zefiru to latający statek zefirytów przemierzający na co dzień przestworza Tyrii. Jego mieszkańcy już od siedmiu lat egzystują wśród chmur w niezmąconym niczym spokoju, z dala od niebezpieczeństw czyhających na ziemi. Tylko od czasu do czasu schodzą na ziemię aby uzupełnić zapasy.

Zefiryci to wyznawcy Glint, smoczego czempiona, który wyrwał się spod władzy Kalkatorika. Używają specyficznej magii aspektów powietrza. Wiatru, błyskawic i słońca aby pomagać sobie w codziennym życiu. Kierują się zasadami pokoju i wzajemnej współpracy, podróżują po świecie w celu zgłębiania wiedzy, rozwijania się duchowego i ucieczki przed niebezpieczeństwami czyhającymi na powierzchni. Dbają o dobro ogółu i wspólnoty na jaką się składają, są życzliwi i uprzejmi, jednak nie mają pełnego poglądu na życie na dole.

Na statku toczy się całe ich życie, to tutaj śpią, żyją, mieszkają, pracują i spędzają swój wolny czas. Drewniana, stabilna konstrukcja z wysokimi masztami i licznymi białymi masztami sprawiają, że cała budowla wygląda niczym wielki latawiec rozwieszony na niebie. Mieszkańców tego podniebnego pojazdu można spotkać dosłownie wszędzie. Czy to na pokładzie, pod nim, czy też na masztach i przy mocowaniach żagli. Na głównym pokładzie znajduje się niewielki placyk na którym umieszczona jest dolna konstrukcja urządzenia skraplającego wodę z chmur. Właśnie dzięki temu urządzeniu mieszkańcy statku nie muszą martwić się o brak wody, a także o gromadzenie niepotrzebnych zapasów. Z pokładu rozciągają się przepiękne widoki na leżące w pobliżu mocowań malownicze klify i morze. Dość porywisty wiatr przez cały czas porusza statkiem, więc nie jest to odpowiednie miejsce dla osób z lękiem wysokości. Samo sanktuarium otoczone jest także mniejszymi podobnymi statkami zefirytów. Są one znacznie młodsze i służą jako sypialnie dla żeglarzy, magazyny, bądź też jako statki rozpoznawcze.

Zefiryci przybijają do Bazaru Czterech Wiatrów raz na jakiś czas. Pod przywództwem Mistrza Spokoju także i tym razem przybyli do Tyrii w celach handlowych. Jednak w tym roku większość dochodów przeznaczanych jest Kapitan Elen Kiell w celu odbudowy zniszczonych przez Scarlet Briar Lwich Wrót.
Alas, alas, we've no more peace, no ally from on high.
We'll make our way to brighter day and into clearer skies.
aiwe_database

Re: Sanktuarium Zefiru

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Iris przeszła przez kolejne kondygnacje Bazaru spokojnym krokiem. Nie zwracała za bardzo uwagi na to co dzieje się dookoła. Kupcy wykrzykujący pochwały swoich produktów, jakieś bijatyki w ciemniejszych zaułkach, czy nawet wspaniałe zapachy egzotycznych potraw i kolorowe porozwieszane wszędzie latawce nie potrafiły teraz odciągnąć jej uwagi od latającego statku. Bała się tego czego może dowiedzieć się na jego pokładzie. Zmierzała do Mistrza Pokoju po pomoc za poradą Aurry. W ostatnich czasach straciła całkowicie kontrolę nad swoją magią. Przy każdej próbie jej użycia, bądź przy gwałtowniejszych emocjach zefirytka wybuchała światłem poważnie parząc swoje ręce. Ten stan utrzymywał się od dłuższego czasu i gdy tylko wyszedł na jaw dziewczyna zrozumiała, że nie może dalej udawać, że nie ma problemu. Właśnie dlatego odłączyła się od Aurry i Mimi pozostawiając je z Amandą. Miała swój własny cel, który nadszedł czas aby spełnić.

Iris zatrzymała się tuż przed pokładem prowadzącym na pokład. Była tu już nie raz i nigdy nie czuła takiego strachu jak dzisiaj. Dzisiaj wszystko mogło się stać. Mogła dowiedzieć się dosłownie wszystkiego. Od dobrych wieści, polegających na uzdrowieniu jej, po najgorszych możliwych czyli braku jakiegokolwiek ratunku. Stała tak wpatrując się w rozłożyste żagle jakieś kilka minut, po czym zamknęła oczy, zacisnęła lekko pięści i wzięła głęboki oddech chcąc samej dodać sobie otuchy przed tym spotkaniem.

Ruszyła przed siebie niepewnym krokiem wspinając się po dość stromo nachylonej kładce wykonanej z jutowych lin. To podejście chyba nigdy wcześniej nie sprawiało takiego problemu. Iris nie bała się wysokości, nie bała się tego, ze kładka się załamie, po prostu chyba nie chciała wejść na jej szczyt.

W końcu dotarła na pokład. Rozejrzała się dokładnie po ludziach na statku. Większość z nich pamiętała. To Jeff sprzątał skrzętnie pokład, dalej Adam naciągał mocniej liny od żagli. Gdzieś w oddali zauważyła Pannę Fluffy niosącą skrzynię z mięsem do kuchni. momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. Wspomnienia z tych sześciu lat spędzonych pośród niebios. Tutaj żyła, mieszkała, uczyła się, poznawała wszystko co mogło być jej potrzebne. W tym miejscu był cały jej dom. Wszystkie osoby, po za jej siostrami na których jej zależało, cała jej wielka podniebna rodzina. Minął już rok odkąd ich opuściła, a wszystkie wspomnienia były tak świeże, jak gdyby minęło tylko kilka dni. Widząc tych wszystkich ludzi żałowała. Żałowała, że kiedykolwiek ich opuściła i to jeszcze z tak egoistycznych pobudek jak chęć przeżycia jednej, głupiej przygody.

- Iris? - Nagłe pytanie wyrwało ją z zamyślenia. - Iris? To na prawdę Ty? - Zamrugała parę razy oczyma, dopiero teraz się zorientowała kto do niej mówi. To był Johny, jej rówieśnik i kolega z Sanktuarium. Z początku go nie poznała. Zawsze miał długie włosy, a teraz obciął włosy? Dość duża zmiana jak na kogoś, kto zarzekał się, że się nie ostrzyże. - Słuchajcie! To Iris! - Chłopak spojrzał gdzieś za siebie i machnął parę razy. Iris troszkę się spięła, chyba jeszcze nie docierało do niej to wszystko co się dzieje. Zanim się zorientowała przy niej była już grupka sześciu dzieciaków. Resztę poznała od razu. Mała, zawsze nieśmiała Stefanie, która wydawała się teraz bardziej promienna niźli Iris ją zapamiętała. Timy i Leon, dwaj niemalże bracia, którzy zawsze trzymali się blisko siebie. Rudzielec Mona, która tak jakby przez ten rok wyładniała. Zawsze wyglądała przeciętnie ze swoim aparatem na zębach, a teraz gdy go ściągnęła wydaje się być nie do poznania, z resztą sam fakt, że obejmował ją Otham mógł się wydawać nie małym zaskoczeniem. Ona zawsze się w nim skrycie podkochiwała, a teraz wyglądało na to, że on to zauważył.

- Iris, to na prawdę Ty?! - Timy spojrzał na nią wytrzeszczając gałki oczne z niedowierzania, chyba nie mógł za bardzo w to uwierzyć, że to ona.
- Pewnie, że ona. Załóż sobie lepiej okulary. - Powiedziała cicho Stefanie i rzuciła się zefirytce na szyję. Iris uśmiechnęła się lekko i także ją przytuliła za bardzo nie wiedzieć co powiedzieć.
- Jak dobrze, że nic Ci nie jest... minęło tyle czasu myśleliśmy, że nie - Zaczął mówić Leon, ale Johny przerwał mu wcinając się w słowo.
- Ale kiedy Amanda dostała od Ciebie list, strasznie się ucieszyliśmy.
- Na prawdę nie mogę w to uwierzyć, ona na prawdę tu jest. - Leon palnął w tył głowy Timiego i uśmiechnął się lekko.
- Ja... tak. - Iris w końcu wydusiła pierwsze słowa. - Tak, jestem. Ja... nie spodziewałam się was tutaj... - Spojrzała po dawnych przyjaciołach i uśmiechnęła się.
- A kogo się spodziewałaś, przecież to jest nasz dom. To proste, że tu jesteśmy. - Powiedziała Mona i chwyciła Othama za rękę. - W końcu my tu zostaliśmy.
- Iris speszyła się lekko i spuściła głowę. - No już nie ważne. - Powiedziała Stefanie i podniosła delikatnie główkę dziewczyny. - To co mówiła Amanda to prawda? Ty na prawdę do nas wracasz?
- Zefirytka na to pytanie troszkę posmutniała, ale zdobyła siły na odpowiedź. - Ja nie wiem...Nie myślałam jeszcze o tym.
- No to chyba najwyższy czas, aby już zacząć, z resztą nad czym się tu zastanawiać. - Powiedział Otham, a Johny widząc niemrawą minę Iris zaraz dopowiedział. - Oj zostawcie ją. Ma jeszcze czas. - Po czym zwrócił się bezpośrednio do niej. - Co Cię w takim razie tu sprowadza?
- Ja, muszę się spotkać z Mistrzem Pokoju. Mam pewną ważną sprawę i muszę ją załatwić. - Powiedziała oczywiście ukrywając powód tej wizyty.
- To dawaj! Mistrz nie powinien czekać! - Timy chwycił ją za rękę.
- Tak! Szybko to załatwisz, a później pójdziesz z nami! - Stefanie chwyciła ja za drugą.
- W końcu dość długo się nie widzieliśmy. Powinniśmy to nadrobić. - Powiedział Leon i położył ręce na jej plecach pomagając pozostałym zaciągnąć Iris dalej na pokład. Ta nie miała dość dużego wyboru. Pchana i ciągnięta z kilku stron wraz z grupką ruszyła do kajuty Mistrza Pokoju.
aiwe_database

Re: Sanktuarium Zefiru

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dzieciaki zatrzymały się przed kajutą Mistrza Pokoju. Nie ośmielili się wpaść tam całą bandą, więc wystawili Iris na przód grupy, stawiając ją przed samymi drzwiami.
- No dalej! Miej to już za sobą i z głowy. Znajdziemy Amandę i pójdziemy na bazar. Wiedziałaś, że w tym roku Kompania Czarnego Lwa przejęła się osobami... no mniej sprawnymi fizycznie i rozwiesiła siatki zabezpieczające przed upadkiem z wysokości?
- To był dobry pomysł, w końcu nie słychać już o żadnych złamaniach...
- Ej, właśnie. A gdzie jest Amanda? Miała po Ciebie wyjść... Nie spotkałyście się?
- Stefanie spojrzała pytająco na Iris, a ta lekko się zmieszała. - Spotkałam ją, spotkałam. Tylko została wytłumaczyć parę kwestii wczasowiczom...
- Mona podniosła lekko brew. - A od kiedy to Amanda zajmuje się oprowadzaniem wycieczek?
- Wie dużo, ale chyba są od tego inni, co nie?
- Iris westchnęła lekko i spojrzała na Othama. - Są ale ci wczasowicze to moje przyjaciółki. Ja miałam je oprowadzić, ale Amanda mnie wyręczyła, żebym mogła się spotkać z Mistrzem Pokoju.
- To na co czekasz?! Wchodź tam i ie zastanawiaj się! - W tej chwili Leon otworzył drzwi do kajuty, a Timy wbrew woli Iris wepchał ją do pokoju. Zanim zefirytka zdążyła się choćby odwrócić, drzwi były już zamknięte.

Pomieszczeni nie było wielkie, a przestrzeń zapchana książkami i zwojami sprawiały wrażenie, że kajuta jest jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości. Przy jednej ze ścian, pod niewielkim oknem wisiał hamak. Nieco dalej, na przeciwko wejścia znajdowało się biurko zawalone różnymi zwojami o treści od antycznych run, po zwykł umowy handlowe. W kajucie znajdowała się także olbrzymia ilość poustawianych na półkach i szafkach książek. Starszy, siwy człowiek - Mistrz Pokoju - ubrany w starty już wiekiem płaszcz siedział wygodnie na krześle za biurkiem czytając starą, opasłą księgę. Widząc, że ma gościa odłożył ją i wstał z miejsca uśmiechając się do dziewczyny.
- Iris... - Powiedział lekko ochrypłym głosem. - Dziecko, tak się cieszę, że Cię widzę całą i zdrową. Nawet nie wiesz jak bardzo wszyscy tutaj się martwiliśmy o Ciebie, gdy nie dawałaś oznak życia... Co u Ciebie słychać, jak Ci się powodzi na nowej drodze życia? - Uśmiechnął się do niej słabo, a Iris zmieszała się na to pytanie. Nie wiedziała co powiedzieć. W końcu w Tyrii zdarzyło się dużo dobrego, ale także bardzo dużo złego. W końcu wydusiła z siebie słabo. - Jakoś leci... - Na te słowa Mistrz Pokoju zmrużył lekko oczy i podszedł do niej zza biurka. - Co się stało dziecko? - Iris spuściła smutno głowę i nic nie odpowiedziała, a staruszek popatrzył jeszcze na drzwi i szybkim krokiem podszedł do nich aby je otworzyć.

Za nimi oczywiście stali z uszami przyłożonymi do drzwi przyjaciele Iris. Mistrz Pokoju popatrzył na nich nieprzyjemnie, a Ci szybko pozbierali się na nogi, przeprosili i odeszli dalej. Dopiero wtedy Mistrz zamknął drzwi i znów wrócił do Iris. - Dobrze, teraz możesz mówić. Co się dzieje?
Iris przełknęła ślinę i niechętnie podniosła głowę aby spojrzeć na oblicze mistrza. - Od pewnego czasu mam problem...
- Jaki problem? - Dopytał Mistrz i położył swoją dłoń na ramieniu zefirytki.
- Widzi Mistrz... ja - Zawahała się ale po chwili kontynuowała niepewnie. - Ja nie potrafię okiełznać swojej magii. Nie potrafię jej kontrolować... - Mistrz skrzywił się na te słowa. - Co dokładnie się dzieje?
- Gdy... staram się użyć aspektu... moje dłonie, one po prostu wybuchają energią... Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię już przyzwać nawet najmniejszego zefirku. - Po policzkach dziewczyny spłynęło kilka łez, a Mistrz widząc to przytulił ją do swej piersi. - Spokojnie, zaraz dowiemy się o co chodzi. Czy możesz spróbować użyć aspektu? Muszę zobaczyć co właściwie Ci dolega... - Powiedział spokojnie, a Iris odlepiła się od Mistrza i skinęła delikatnie głową ocierając łzy.

Zamknęła oczy, wzięła kilka oddechów i zakręciła dłonią i palcami chcąc przyzwać lekki wiaterek. Zamiast tego z jej dłoni buchnęło światło, a kryształek na jej czole zaświecił się lekko. Sama dziewczyna zaś padła kolanami na podłogę chowając dłonie nisko. Mistrz Pokoju przyłożył dwa palce do ust zastanawiając się chwilę nad tym co zobaczył, po czym szybko podszedł do biurka. Otworzył jedną szufladę, wyciągnął niewielki błękitny kryształek, który ścisnął w dłoni, a pomieszczenie objęło na chwilkę jasne, blade, błękitne światło. Odłożył kryształek na miejsce i podszedł do Iris klękając przed nią. Ściągnął jej rękawiczki wykonał kilka ruchów dłońmi. Wkrótce przyjemny, lekki i chłodny wiaterek owiał poparzone dłonie dziewczyny. Gdy pierwszy ból trochę minął Mistrz podniósł dziewczynę na nogi i wskazał na kryształek na jej czole. - Co to jest i skąd to masz... - Powiedział lekko, a Iris zrobiła lekkiego zeza chcąc spojrzeć na czoło.
- To... to jest odłamek kryształu...tego, którego rozbiła Roselia. - Powiedziała przez zaciśnięte jeszcze z bólu ząbki. Mistrz Zastanowił się chwilę i gdy sobie coś przypomniał lekko pobladł na twarzy, ale nie okazał swojego zmartwienia w głosie. - To przez to... - Szybko ściągnął odłamek z czoła Iris i rzucił go na biurko. - Po coś ty to w ogóle brała... - Powiedział z troską. - To jest bardzo niebezpieczne, szczególnie dla Ciebie dziecko. - Iris popatrzyła trochę niepewnie na Mistrza, ale nic nie odpowiedziała. - To nie jest zabawka, to było potężne źródło mocy aspektu słońca... To była tylko legenda... - Szybko podszedł do pobliskiej szafki i zaczął przeszukiwać zwoje. W końcu chyba znalazł ten, którego szukał. Rozwinął go spojrzał na niego, po czym zwrócił się do Iris. - Kryształowe Słońce nigdy nie powinno było być znalezione. - Pokręcił głową. - Nikt nie jest w stanie objąć jego mocy, a szczególnie Ty dziecko, gdy nie masz nic wspólnego z aspektem słońca... - Iris skrzywiła się lekko, a Mistrz kontynuował. - Nawet najmniejszy kawałek tego przedmiotu skupia w sobie energię, a co gorsza potrafi ją sam wytwarzać i przekazywać...

Mistrz zastanowił się chwilę spoglądając na Iris. - Wygląda na to, że Ty sama przejęłaś te właściwości. Jak długo to nosisz? - Zapytał w końcu.
- Kilka tygodni. - Odpowiedziała nieśmiało Iris.
- Nie dobrze... twój organizm nie jest przystosowany do tego rodzaju energii. Korytarze magiczne w Twoim ciele mogę nie wytrzymać takiego natężenia magii. Muszę pomyśleć jak Ci pomóc... - Mistrz odwrócił się przodem do biurka i chwilę myślał. - Na razie nie możesz używać magii. Medytuj i unikaj gwałtownych emocji, bo może Cię rozsadzić od środka. - Spojrzał na nią z troską. - Musisz pozostać tutaj, dopóki nie znajdę rozwiązania. - Przyłożył dłoń do ust, a Iris spojrzała smutno na podłogę. - Wyjdź już... muszę pomyśleć jak mogę Ci pomóc... - Powiedział i jednym zamachnięciem ręki zrzucił wszystkie zwoje z biurka na podłodze pozostawiając na nim tylko kryształowy odłamek. Podniósł go i założył z powrotem na głowę Iris. - Na razie weź to i nie rozstawaj się z nim. Nie wiem co może się stać, gdy teraz przerwiesz proces... Niech Glint ma Cię w opiece... - Powiedział cicho i otworzył drzwi do kajuty wypuszczając przy tym przerażoną Iris. - Niech nikt nie waży mi się teraz przeszkadzać! - Krzyknął do obecnych, po czym wrócił do pokoju zamykając za sobą drzwi. Usiadł na biurku pogrążając się w medytacji.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 3 gości