Respecta
Widząc lądowanie smoka, Respecta podparła się wszystkimi czterema łapami o swoje stanowisko. Hełm ukrywał wyraz jej pyska, nie dało się po nim widzieć emocji, ale popielczy ogon poruszał się na boki jak szalony. Dziwny dreszcz niepokoju i adrenaliny, ale jednocześnie chęci do walki i dziwnej fascynacji wrogiem i tym, co może się stać.
Wstrzymała się od pierwszej salwy. Patrzyła na to, jak działa sojusznik oraz wróg. Starała się rejestrować jak najwięcej z tego, co się dzieje. Uzbrojenie poszczególnych oddziałów Paktu, możliwości spaczeńców, słowa i rozkazy... Niektóre fakty ciężko było dokładnie zarejestrować. Respecta słyszała krzyki i polecenia, ale ciężko było jej odebrać z nich jakąkolwiek treść. Otworzyła skrzynię z amunicją...
Gdy światło ze smoka błysnęło w wizjer jej nakrycia łba, odchyliła się w dół, by nie patrzeć na źródło oślepiającego błysku. Jak tylko poczuła, że może unieść wzrok, to podniosła swoją sylwetkę częściowo ponad osłonę, by móc obrać cel dla siebie. Widząc grupę minotaurów i centaurów, sięgnęła po standardowy, wybuchowy nabój do wyrzutni. Skierowała lufę broni w górę i wprowadziła rakietę do lufy, a następnie przeszła w tył by mieć dostęp do przyrządów celowniczych. Przetarła muszkę z pyłu przy pomocy opuszka palca i spojrzała się na wrogów. Grupa spaczeńców. Z minotaurem miała okazję walczyć, spaczony centaur to jednak cel jeszcze nie poznany. W dodatku jest ich więcej i są na drugiej linii, jeśli wybuch podniesie zbyt dużo piachu, to przynajmniej nie zakryje aż tak wielu oponentów.
Skorygowała nastawienie szczerbinki do odległości wroga i wycelowała z kilkoma metrami wyprzedzenia. Chciała trafić w przód nieokreślonego szyku centaurów, mniej więcej jego środek. Odczekała na odpowiedni moment, gdy zobaczy, że przeciwnik jest już tylko kilka krótkich momentów przed miejscem, w które wycelowała. Wtedy pociągnęła za spust.
Gry tylko Recpecta nacisnęła spust działo wystrzeliło. Pocisk pewnie zmierzał do celu jakim jest środek szyki atakujących spaczonych centaurów.
Wybuchowy pocisk uderzył w ziemie tuz przed nogami jednego z napastników od razu powodując jego anihilacje. Składające się na ciało centaura kryształy z wielka prędkością poleciały we wszystkich możliwych kierunkach. Respecta widziała jeszcze jak odłamki i siła wybuchu ciężko rani jeszcze parę centaurów. Potem kurz i pył przesłonił szyk przeciwnika. Pośród pyłu widziała jednak że jeden wystrzał mocno zdezorganizował atak na szyk Aiwe. Widziała tez jak migotliwa bariera utrzymywana przez Wardena pulsuje. Wiedziała, ze w chwili obecnej przeciwnicy nie widzą jej.
Ian Cherlawy
Ian przyzwał strażniczą magie i zachęcał szyk straży do pozostania na miejscu. Jego głos niósł ze sobą magie i silę. Wykonany z magicznej mocy młot uformował się i czekał na swojego przeciwnika. Jeszcze parę metrów i.. silny wybuch rozerwał szyk centaurów na strzępy. Podniósł pył oraz drobne kamienie skrywając przeciwników za nieprzejrzaną małą burzą piaskową. Wysłany do przodu młot uderzył atakującego Minotaura. Nie było to jednak czyste trafienie. Siłą uderzenia oderwała kawal pancerza z barku atakującego stwora i skierowała go na inny tor. Przyzwana bariera skierowała szarżę rannego stwora na lewa flankę szyku Aiwe. Gdyby nie sygnety Iana strażnicy nie wytrzymaliby uderzenia. Ian usłyszał jak jeden z jego podwładnych został przebity rogami bestii. Widział jak okryta pazurami łapa ciężko rani innego powalając go na ziemię. Bestia oddaliła się ze swoimi ofiarami nieco w bok. Silnymi ruchami głowy chciał pozbyć się zalegającego na głowię ciała. Ian wyczul jak zarówno on jak i pozostali strażnicy Aiwe mają kłopoty z poruszaniem się. Ich nogi zaczęły pokrywać się fioletowymi kryształami, które szybko rozrastały się z każdą sekundą.
Sigma
Okrzyk Sigmy spowodował, że jeden Minotaur skierował się prosto na nią. Pod wpływem każdego uderzenia jego masywnych nóg ziemia wokół podskakiwała i drżała. Sigma widziała jak w jej stronę skierowane są kamienne rogi i jak front bestii bardziej przypomina litą skałę. Nornka zauważyła, ze przeciwnik nie będzie się wdawał w pojedynek szermierczy. To nie był myślący przeciwnik ale żywy taran mający na celu jedynie zmiażdżenie wszystkiego na swojej drodze. Gdy pył od wybuchu pocisku Respety zasłonił tło przeciwnika Sigma wysunęła swój miecz tak, by wbił się w cielsko przeciwnika. Wykonany wykrok pozwolił jej na unikniecie głównego impetu wielkiego cielska. Sztych miecza zagłębił się w piersi potwora. Ten nie mogąc wyhamować uderzył z całym impetem w przyzwana przez Iana magiczna tarczę. Bariera w tym momencie znikła. Rozjuszona bestia zaryczała i dwoma uderzeniami łap zmiotła dwójkę kolejnych strażników z pola bitwy. Jeden rozcięty na pół spadł pod stopy Sigmy. Drugi ciężko ranny został odrzucony niemal pod sam namiot medyczny. Sigma dobyła topora i jak planowała uderzyła w kark przeciwnika. Odłamki skał posypały się dookoła. Raniony ponownie przeciwnik odwrócił się by z bliska zaszarżować na Sigmę. Nornka widziała, ze łapanie czegoś tak dużego rogi i uderzenie z własnej głowy byłoby szaleństwem. Teraz poczuła jak jej nogi przestają jej słuchać. Wcześniej adrenalina pozwalała jej ignorować kryształy na stopach. Teraz miała już dwa duże kryształowe kamienie przyczepione do stóp.
Xerion Fisher
Strzelec nie był póki co atakowany bezpośrednio. Spokojnie wyszukiwał cele i strzelał raz za razem. Czterotaktowy zamek płynnie chodził i odgrywał swoją melodię razem z wystrzałem. Gdy Xerion zobaczył jak tumany kurzu podniesione przez działo Aiwe zasłaniają widok pola walki uniósł karabin nieco wyżej. Prosto na nadlatujące na zaplecze gryfy. Wstrzymał oddech i pociągnął za spust. Pocisk trafił opadającego na namiot medyczny gryfa tuz u nasady skrzydła. To nie wytrzymało naprężeń i oderwało się. Ciężko ranna bestia zamiast pikować spadała bezwładnie w dół.
Ereltana
Medyczka wybiegła z namiotu i zaczęła kumulować magie wokół swojej postaci. Kątem oka widzieli jak pozostali medycy uwalniają się od krepujących ich kryształów. Magia spływała do medyczki w postaci całych pasm zielonej poświaty. Czuła , ze nie jest jedyna istotą, która czerpie z tej ilości śmierci wokół. Uniosła nad głowę swoja broń i dostrzegła jak jeden z pikujących w dół Gryfów zostaje trafiony pociskiem a jego skrzydło odrywa się. Drugi skierował się na nią. Uwolniona magia strachu przebiła się nawet do spaczonego umysłu przemiecionego stworzenia. Nie na tyle by go wystraszyć lecz aby zmienił swój cel. Erel dostrzela jak jego nowy cel znajduje się w namiocie medycznym...
Warden Mathre
Warden klęczał przy urządzeniu i staczał w swym umyśle swoja własną bitwę. Jako inkwizytor wyczuwał czającą się tuż za granicami sfer silę. Siłę której ułamkiem był stojący gdzieś dalej smok. Wyciszenie artefaktu było dobrym pomysłem. Przestała rozpraszać go ciągłymi uderzeniami magii gdy kolejne portale się otwierały. Bariera trzymała mocno. Na tyle mocno że sam środek bastionu był niewidoczny dla przeciwników. Traktowali go jak skałę cz inni obiekt nie do przebycia. Trzymając dłonie na urządzeniu wyczuł coś jeszcze. Poza nim może jeszcze jedna czy dwie istoty na polu walki mogły to wyczuć. Pierwszy atak nie był nawet przywitaniem od samego Shaterera. To było ledwie spojrzenie przed uściśnięciem dłoni. Wardena czuł jak osnowa otwiera się w wielu miejscach na raz. Po drugiej stronie nie czekały bezmyślne stworzenia ale przygotowana do walki spaczona armia.
Joy Roze
Jeżeli ktokolwiek byłby się w stanie przyjrzeć łowczyni widziałby jak przez moment obowiązek walczy z innymi emocjami. Jak przez ułamek sekundy chciała skierować łuk w inna stronę niż do tej pory. Sięgnęła po pierwszą strzałę. Zamiast grotu na jej końcu widniał metaliczny, aerodynamiczny cylinder. Wykonany z pietyzmem pocisk miał w sobie skumulowane doświadczenia jakie Aiwe przeprowadziło na posiadanym odłamku samego Shaterera. Wychyliła swoje ciało w stronę Mariusa i dala sygnał Nivisowi. Teraz zjednoczyła się ze swoimi celami jakimi były szarżujące na Czerwia spaczone ogry. Ona i łuk oraz strzały zlały się w jedno. W momencie strzałów dało się słyszeć jeszcze jej okrzyk do swojego orła.
Pociski pewnie leciały w stronę celów. Nawet wykonane z deldimoru groty nie stanowiłyby dla atakujących kolosów wielkiego zagrożenia. Co innego pociski, które własnie na nie spadały. Stworzone z myślą o niszczeniu spaczonych stworów ładunki wysyłane pewna dłonią w stronę każdego przeciwnika. Trafienie i następujący tuż po nim wybuch spowalniały każdego atakującego. Wielkie kawały spaczonego ciała odpadały od Ogrów. Ich pancerze zdawały się rozpuszczać pod wpływem wybuchów. Ani jeden nie uniknął trafienia. Zamiast biegu człapały już tylko a jeden padł zanim ostatnia strzała dotarła do jego braci. Rozpadł się na setki małych kryształów. Joy wystrzeliła przygotowane pociski i wyczuła coś. Coś niepokojącego. Sama natura krzyczała o niebezpieczeństwie w jakim się znajdują.
Marius Roze
Wojownik nie zamierzał wdawać się w walkę z silnym Ogrem. Uderzenie miecza spowodowało, ze otaczające jego stopy kryształy odpadły z dźwiękiem, setek igieł spadających na blachę. Cofnął się pod palisadę i uskoczył w stronę centaurów.
W tym samym czasie z nieba spadł Nivis atakujący na Ogra i oślepiając go na chwilę. Szarżująca bestia Nie widziała bastionu oraz czających się tam niebezpieczeństw. Jej stopa najpierw wpadła w pułapkę, która uszkodziła silna kończynę. Potem ogr wpadł wprost na zaostrzone pale. Cześć z nich się złamała pod naporem cielska. Trzy jednak przebiły na wylot spaczone ciało, które znieruchomiały i zaczęło się rozpadać. Sam wojownik odbił dwie skierowane w jego stronę lance. Jedna ześlizgnęła się po ciężkim pancerzu. Centaury zaczęły otaczać Mariusa kołem. Jeden z centaurów wpadł w kolejna zastawiona pułapkę. Jego stopy splatały się i padł na ziemię dezorganizując biegających towarzyszy. Na zdezorganizowany szyk uderzył Marius. Płonący niebieskim światłem miecz uderzył w dwójkę lezących centaurów. Uniesiony potyczka pył zaczynał gęstnieć z każdym nagłym ruchem skrywając walczących w niewielkiej burzy piaskowej.
Gero Parte
Popielec przez chwilę nie mógł dojść do siebie widząc co się dzieje. Wybuch pocisku wystrzelonego przez Respectę sprawił, ze wrócił do rzeczywistości. Kierowana przez niego balista obracała się szukając celu. Dostrzegł osłabianych strzałami Joy przeciwników. Maszyna oblężnicza poruszyła się gdy celował. Gero znał z planów ta konstrukcje i pamiętał jaka ma donośność. Na tej odległości nie musiał brać pod uwagę paraboli lotu pocisku. Różnica centymetra nie robiła zasadniczej różnicy. Dostrzegł jednego oddalającego się nieco od grupy przeciwnika. Zwolnił hak cięciwy a ramiona balisty wyrzuciły pocisk. Podstawa machiny oblężniczej zatrzeszczała przy uwalnianych naprężeniach. Pocisk trafił w korpus ogra powalając go. Zanim padł na ziemię grot pocisku przebił się z drugiej strony masywnej postaci. Gero będąc pod osłoną bariery nie był niepokojony. Musiał włożyć sporo wysiłku by ponownie naciągnąć cięciwę balisty.
Merlin Oj
Norn widział jak spętany gryf demoluje kuchnie. Rzucił się z uniesioną w górze dwuręczną buławą. Pierwszy cios był spóźniony i rozbił skrzynię z przyprawami. Kaskada czerwono - czarnego pyłu wystrzeliła w górę . drugi cios jedynie drasną bark Gryfa i rozbił beczkę z wodą. Ta sprawiła, ze pancerz norna przypominał teraz piniatę karnawałowa pokrytą różnimy barwnikami. Obracający się gryf zaplątywał się coraz bardziej w sieć i namiot. dopiero trzecie uderzenie trafiło w łeb przeciwnika. Norn uderzał raz za razem powodując , ze tkanina namiotu była w strzępach. Każde uderzenie rozbryzgiwało byłe już potrawy po wszystkim dookoła. Jak usłyszał głośne chlapnięcie zmieszanej z błotem i przyprawami grzanki serowej spływającej z wizjera hełmu Tin przestał uderzać. Z jego ust wydobyło się jedno słowo
- Oj....
Kaeiles Mathre
Kaeiles zaczynała swój taniec ognia oraz ziemi. Posłała magię w stronę Mariusa by kryształy nie ograniczały jego ruchów. Widziała w podniesionym kurzu jak niebieski miecz krąży w powietrzu.
Teraz jej dłonie zaczęły przypominać dwa węże splecione w śmiertelnym boju. Widziała ranne ogry, które zostały pozbawione ostrzałem Joy swojego opancerzenia i siły. Widziała jak jeden pada przebity pociskiem z balisty. Gdy pozostałe przy życiu prawie dobiegły do czerwia uwolniła swój czar. Ziemia rozstąpiła się i uwolniła ognista borze podsycana magie elementalistki. Tam gdzie płomień dotknął zniszczonego wybuchowymi pociskami ciała stapiał je w coś co przypominało topiony wosk. Siła magicznego ataku była na tyle potężna, ze nawet Czerw odsunął się lekko zanim wyrzucił kolejny głaz w stronę gdzie powinien być Shaterer.
Sattraniel
Sylvari odzyskał zmysły tylko po to by zobaczyć jak pola namiotu ugina się i rozrywa tuz nad nim. Czul magie śmierci i widział jak dwaj pomocnicy medyczki uwalniają się z kryształowych okowów i odskakują. Coś w nim krzyknęło gdy kamienny dziób spaczonego Gryfa rozdarł tkaninę namiotu u uderzył w jego umęczone ciało. Siła uderzenia była tak wielka, ze z ciała samego Sattraniela niewiele zostało.
Czerw z lewej strony bastionu został obroniony. Miotał swoje głazy coraz szybciej w stronę Shaterera. Szyk straży Aiwe uginał się pod naporem dwóch żywych taranów. Z podniesionego przez pocisk Respecty pyłu w szyk straży Aiwe wpadło sześć centaurów. Dwa z nich zostały od razu powalone przez wyszkolonych strażników. Widać było, że żołnierze oczekują na konkretne rozkazy.
Shaterer został raniony paroma kamieniami. Rany były dobrze widoczne nawet w bitewnej zawierusze. Tak samo jak to, że pierwsze okopy obok zostały zniszczone na tym etapie bitwy. Nikt już z nich nie strzelał a spaczone istoty nie biegły w ich stronę.
Kolejne głazy trafiły w kark smoka odłupując spaczoną smoczą skórę. Ryk bólu przeszył przestrzeń. Sharerer opadł z sił.
Okrzyk radości przetoczył się po polu walki. Korsarze z jednego z okopów wytoczyli działo i rzucili się na rannego smoczego czempiona. Przebijali się z łatwością przez szeregi spaczonych istot.
Niebo zmieniło kolor na fioletowy. Wiatr ustał nagle i z głośnym odgłosem gromu osnowa znowu otworzyła się.
W wielu miejscach na polu bitwy pojawiły się pająko podobne potwory. Utrzymywały one otwarte szczeliny przez które magia spadała teraz na ciało Shaterera lecząc je.
Do tego otoczone były rożnego rodzaju wojskami. Jeden pojawił się tuż nad atakującymi korsarzami. Po jednym uderzeniu serca cały oddział został spaczony i obrócił się przeciwko wojskom paktu i sil sprzymierzonych.
Jeden z Czerwi po prawej stronie pola bitwy padł gdy spadł na niego wyłaniający się ze szczeliny stwor.
Tuż przed bastionem Aiwe otworzyła się szczelina. Bariera wspomagana przez Wardena zamigotała jakby nie chciała wpuścić tutaj obcego tworu. Urządzenia wspomagające wydały dziwny dźwięk i przegrzały się. Dym wystrzelił z generatora bariery gdy zadziałały zabezpieczenia mające zabezpieczyć urządzenie przed wybuchem.
Ze szczeliny wyłonili się spaczeni Przebudzeni. Z przodu ponurzy tarczownicy z wygiętymi w kształt sierpa mieczami. Za nimi łucznicy oraz elementaliści trzymający w dłoniach kościane kostury. Za ich plecami wielki jak sam bastion Aiwe czempion otrzymujący rozwartą szczelinę do mgieł. Od czoła bastionu pojawiła się mała armia. Tarczowników było dwudziestu. Łuczników tyle samo. Do tego posługujące się magia istoty dodały do tej listy jedną dziesiątkę.
Dotychczasowi przeciwnicy Aiwe wycofali się tuz za osłonę nowych sił. Zupełnie jakby chciały się przegrupować.