Wieczna Wojna - Prolog

Dział przeznaczony dla pisanych sesji RPG prowadzonych przez MG.
Warden

Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Warden »

Ogłoszenie zostało wydane, wszyscy Sojusznicy jacy pozostali siłom Paktu - wezwani. Tak samo Bractwo Leth mori Aiwe. Wszyscy wewnątrz frakcji Złotego Miasta zostali poinformowani natychmiastowo przez Gabinet Rady o nadciągającej kampanii przeciw Kralkatorrikowi. Wieści szybko się rozniosły, a osoby wyczekujące wyzwań oraz historycznych wydarzeń wkrótce miały okazję - by się wykazać. Ochotnicy mieli się wstawić wkrótce w Dokach Lwich Wrót, gdzie miał czekać gildyjny okręt powietrzny "Gniew Aiwe"...
Obrazek
Aeodrom Lwich Wrót stanął otworem, a ze względu na obecny stan rzeczy i wezwanie Paktu, tętnił życiem jak nigdy przedtem. Było to ogromne miejsce charakteryzujące się wysokimi rusztowaniami i miejscami dokującymi. Uwadze nie mogły ujść oczywiście okręty, wiszące dumnie oraz oczekujące nadciągającej podróży. Wszystkie sterowce wisiały w powietrzu podpierane przez specjalne platformy, dostrzec można było również pewne osoby, które dopełniały ostatnich szlifów na strukturach pojazdów. Na parterze Aerodromu było wiele miejsca, niemniej jednak biorąc pod uwagę wezwanie Paktu, można było zaobserwować jak przybywały kolejne osoby wszelakiej narodowości, czy przynależności. Drogowskaz nie nadążał za tak wieloma sygnałami, dlatego też Asury spowolniły przepust, by nie przepychać się niepotrzebnie. Raz za razem ktoś nowy wychodził w blasku magicznym po teleportacji. Wkrótce zrobiło się dość tłoczno, a istoty przepychały się między sobą żeby tylko odnaleźć swe miejsce zbiórki. Można było odnieść wrażenie, że jest się jedynie mrówką w obliczu całej zaistniałej sytuacji. Wszyscy Ci, co zainteresowali się wydarzeniem, otrzymali wkrótce odpowiednie koordynaty oraz podaną godzinę odlotu, dlatego też nie było mowy o pomyłce...

Bractwo Aiwe miało zarezerwowane miejsce nieopodal głównej bramy wylotowej. Duży sztandar przedstawiający dumnego czarnego ptaka na czerwonym tle wskazywał dokładnie, gdzie należy się udać na zbiórkę danej frakcji. Był to przyczółek pod platformą, na której czekał stary dobry "Gniew Aiwe", po dość długim okresie spoczynku. Placówka Bractwa była jedną z wielu obecnych oraz nie wyróżniała się zbytnio swym wyglądem - parę namiotów taktycznych wraz ze stołami i mapami. Obecni byli tam na miejscu Strażnicy Rady oraz Warden, który rozmawiał z przedstawicielem Paktu oraz doglądał ostatnich przygotowań do podróży. Obok Radnego stał również Popielec, wyglądający na kogoś kto potrafi nawigować oraz kierować dużymi pojazdami. Przedstawiciel Paktu pozostawił dla całego Bractwa wytyczne oraz wszystko zostało uzgodnione, sam odszedł w swoją stronę, a jedyne co pozostało, to poczekać na ochotników...

Jako pierwszy przybył Nassan w ostrej woni alkoholu, który aż bił po nozdrzach tych, którzy koło niego przebywali. Obce osoby schodziły z drogi Popielcowi, głównie ze względu na zapach. Uzbrojony po zęby Popielec zjawił się oraz czekał wewnątrz placówki, przywitany przez swoich, choć raczej nikt do niego nie za blisko podchodził z podanego wcześniej powodu. Jako druga przybyła Radna Złata, wypoczęta i pełna sił witalnych, co na pewno przyda się na podróż oraz nadchodzące działania. Kobieta w towarzystwie swych zwierzęcych kompanów dała się rozpoznać dość łatwo, a obecni Strażnicy Rady zasalutowali jej z szacunkiem. Wkrótce z tłumu przechodniów wyłonił się Popielec kroczący groźno i dumnie, przywdziany w pancerz - Alarug - widać było po nim, że wie na co się pisze. Strażnicy bacznie spoglądali na przybyłego, lecz rozpoznając go skupili uwagę na dalszym pilnowaniu placówki. Następnie nadszedł Xerion, który uzyskał zgodę na podróż od przełożonych bez żadnych problemów oraz stawił się na miejscu tak jak trzeba oraz z precyzyjną punktualnością, jak na taką personę przystało. Kolejna była świeża osoba w szeregach Bractwa, Grevyart - Strażnicy jemu przyglądali się uważnie, by zapamiętać nową twarz. Tuż po nim, zjawiła się Claire wraz ze swoją wilczycą Hati, która wiernie podążała za właścicielką. Łowczyni widziała już całkiem spore zbiegowisko, a ono się jeszcze bardziej poszerzało o kolejne osoby. Edward przybył również, zapewne rozmyślał wiele o bezpośrednim kontakcie ze smokiem - w końcu nie mógł przegapić takiej okazji - przycupnął sobie gdzieś, gdzie mógł zatopić się w obłokach własnego umysłu. Astariss była kolejna na miejscu w towarzystwie Airry, który już wcześniej przyszykował sobie odpowiednie Mantry, oboje tak samo punktualnie jak trzeba, po czym czekali cierpliwie na rozwój sytuacji. Kolejna była Radna Kaeiles Mathre, przybyła również wypoczęta tak jak Złata, kobiety wiedziały co ze sobą odpowiednio począć przed solidnymi przygodami. Strażnicy przepuścili obie Radne na przód, a dokładniej pod namiot, gdzie był Warden oraz tajemniczy Popielec. Wszyscy czuli w powietrzu, pomijając woń alkoholu Nassana, że wkrótce miał nadejść czas na wprowadzenie i wymarsz do środka okrętu. Obecne osoby spoglądały na siebie i zapewne były ciekawe co stanie się dalej. Po chwili na miejsce przybył Gidoko z usmarowaną na twarzy... Czaszką z krwi. Strażnicy spojrzeli się po sobie, ale rozpoznali Sylvara, choć na pewno byli nieco zmieszani tym co miał na sobie oraz mieli go dokładnie na uwadze. Kto wie, może Grenth wysłucha jego modlitw pochodzących z rytuału? Kolejny był
Nekromanta, tym razem Gremuar, który niezbyt wyglądał na wypoczętego. Po czym przybyła Pralinka wraz ze swoją Shiny, akurat na moment gdy wybiła już ta godzina...

Warden spojrzał się po Radzie, po czym skinął głową do Popielca, a następnie zwrócił się ku zebranym. - Witajcie... Naprawdę mnie cieszy widok, że aż tak wiele osób przybyło. Jak dobrze wiecie, lub może nie... To, czego jesteśmy obecnie częścią jako Bractwo Aiwe, to wydarzenie historyczne. Prawdopodobnie będą o tym opowiadać przez najbliższe dziesięciolecia, być może, nawet i stulecia. Niemniej jednak, niech Wam to nie zakryje oczu i zdrowemu rozsądku... Stoimy przed zagrożeniem w postaci Prastarego Smoka, co prawda osłabionego, lecz nadal przepotężnego i niebezpiecznego. Jest okazja, a MY jako Bractwo Aiwe ją wykorzystamy. Zaraz wyruszymy na okręt, który poprowadzi nasz gościnny Kapitan z Paktu. Poznajcie Garroka... Pozwólcie, że dam mu przemówić, będzie przewodniczył organizacji przemieszczania się. - Popielec po słowach Wardena powoli skinął głową i podrapał się po swym włochatym podbródku, a następnie swoim grubym głosem odparł wprost - Sporo Was i dobrze... Podróż będzie długa, ale przybędziemy tam jako jedni z pierwszych. Za niedługo otworzą się wrota do doków i wylecimy. Podróż będzie trwała z kilka godzin, bo nie posiadamy w pełni idealnych koordynatów. Macie piękny okręt, ale jak to w nieużytkowanych sterowcach bywa, nie będziecie mieli odpowiednich warunków na odpoczynek... Więc jeśli nie zadbaliście o to wcześniej, to macie pecha. Będzie bardzo głośno huczeć. Uprzedzając pytania, tak, każdy dostanie swój przydział. Mam nadzieję, że statek po tak długim okresie spoczynku, nie rozleci się na kawałki podczas lotu. He, he... He... Dobra, dość gadania, wszyscy na pokład, mamy mało czasu! - Kapitan odparł głośno, wtedy Warden skinął głową oraz z pomocą Straży i reszty Rady doprowadzili wszystkich w górę platformy do abordażu. Wszyscy z odpowiednią organizacją zostali zapisani do odpowiednich list i tym samym doprowadzeni do serca statku, w którym już głośno huczało oraz buczało. Maszyneria wewnątrz okrętu pracowała w najlepsze, lecz ze względu na długi okres nieużytkowania - urządzenia dawały o sobie znać. Rada już miała zamykać drzwi, a Warden zauważył, jak jeszcze jedna osoba - Visiner - który szybko biegł w górę, akurat zdążając na ostatnią chwile przed odlotem. Radny pokręcił lekko głową i cyknął kącikiem ust, niemniej jednak miał zamiar kupić biegnącemu spóźnionemu parę chwil, by wejść do środka. Nagle wszędzie dookoła zaczęły wyć głośne syreny, a bramy doków ciężko się otwierały z rozchodzącym się po całym Aerodromie hukiem. Kapitan nagle wydarł się głośno gromkim głosem, przezwyciężając huki i buczenia silników - ZAMYKAĆ DRZWI! MAMY ZIELONE DO STARTU, MUSIMY RUSZAĆ I TO JUŻ! - Warden syknął cicho i patrzy jak Visiner biegnie, trzymając dla niego drzwi. Okręt już zaczął się ruszać powoli, odpychając się od platformy i zwiększać odległość od solidnego gruntu. Sylvari wdrapał się ile sił w nogach i znalazł się na ostatniej prostej - widząc jak okręt się unosi, drzwi były wciąż otwarte. Ruszył jak rasowy sprinter, łapiąc dech w piersiach ile się da i dając z siebie wszystko, po czym przy krawędzi skacze ku wejściu. Ten bez problemu na ostatnia chwilę się dostał do wnętrza, robiąc unikatowe i zarazem męczące wejście. Gdy Sylvari był w środku, Radny zamknął drzwi z hukiem. Warden poklepał po plecach Visinera, gratulując mu przybycia, po czym zajął się osobiście wpisaniem dodatkowo do listy...

W tym czasie ogromny statek oderwał się całkiem od platformy i powoli wylatywał z ogromnego Aerodromu. Przez okna w środku okrętu, widoczne były niesamowite widoki z lotu ptaka. Ciekawskim obserwatorom ukazał się wkrótce widok, nie przeludnionych doków, a piękna panorama Lwich Wrót oraz jej unowocześniona architektura. Niemniej jednak szumienie, buczenie jak i rozległe huki w okręcie były dość irytujące, dało się jednak przyzwyczaić, lecz nie wypocząć. Po pokładzie przechadzali się inżynierowie Paktu, a dokładniej Asurańscy Technolodzy, którzy drapali się po głowie i starali się jakoś ogarnąć te huki podczas lotu - widać było po nich, że raczej nic się z tym zrobić nie da. Również można było zaobserwować małą sówkę, która sobie latała tu i ówdzie, a była to Shiny Pralinki. Ciekawski ptaszek obadał prawie każdego, widząc czym się obecnie zajmują. Poirytowała przy okazji Kapitana, przelatując mu przed zakazaną Popielczą mordą, wprawiając przy tym w śmiech jednego z asystentów lotów. Temu natomiast Popielec posłał mordercze spojrzenie, które umilkło rozbawionego Asura z Paktu, a wkrótce skupił się na locie. Sówka widziała również jak Visiner spotkał się z Claire oraz przywitał się z nią w objęciach, choć Sylvari był solidnie zmęczony po biegu na ostatnią chwilę. Widziała również jak Astariss modli się, a Airra również, zapewne o jak najlepszy przebieg wyprawy. Podróż zaczęła trwać w najlepsze, a towarzyszyły temu głośne huki okrętu, który potężnie mknął w przestworzach przed siebie. Aiwijczycy mogli zauważyć, jak już oddalają się Lwie Wrota, a za nimi leci klucz licznych podniebnych okrętów, które przejęły niczym ptaki całe niebiosa. Kapitan zadowolony chrapnął pod nosem jak to Popielec i napił się wody, po czym skupił się w pełni na pokonywaniu kolejnych odległości. Wszystkie sterowce uniosły swój poziom lotu, wysoko nad ziemią, lecąc ponad chmurami swoim tempem jak flota. Obecni na okręcie mogli podziwiać wręcz unikalny widok, którego prawdopodobnie mogą nie ujrzeć ponownie...

ObrazekObrazekObrazek
Obrazek
ObrazekObrazek
ObrazekObrazek
Obrazek
Mijały długie i głośnie godziny lotu po przestworzach. Przez okna niektórzy znużeni podróżą Aiwijczycy zauważyli, że lecieli przez całą noc. Oznaczało to, że nikt nie był w stanie spać przez emocje, choć bardziej przez głośną pracę sterowca. Przez chmury oraz horyzont wybijały się pierwsze promienie świtu przez krwiste niebo, które charakteryzowały się również domieszką szkarłatu oraz odcieni ciemnego fioletu. Co dziwne, niebo było pełne ciemnych kłębów chmur zasłaniających pole widzenia. Flota nakazała zmniejszyć wysokość lotu ze względu na pojawiające się wyładowania magiczne w chmurach, które rozjaśniały dokładnie ciemne krwiste niebo. Kapitan popijający sobie wodą i sprawdzający odpowiednio nawigację, komunikował się też z innymi pilotami, choć bardziej można to było nazwać krzykiem przedzierającym się przez huk silników. Okręt wytrwał próbę czasu ku pociesze Kapitana, co wydawał się wątpić w zdolności "Gniewu Aiwe". Podczas rozmów Kapitan kątem swego Popielczego oka zerknął na szybę oraz zauważył dość nietypową strukturę na oceanie, była to wyspa z przygniecionym ciałem Kralkatorrika. Wkrótce i wszyscy mogli zobaczyć ten bardzo niespotykany widok. Na miejscu krążyło już parę znacznie mniejszych sterowców, które przybyły w momencie upadku smoka i nadzorowały dokładnie teren. Kapitan wkrótce warknął głośno -TE! WYSPA! JESTEŚMY NA MIEJSCU! - Wszyscy mogli ujrzeć bardzo nietypową strukturę całego powstałego archipelagu. Okręty nagle zaczęły nadawać swoimi sygnałami oraz wszystkie wraz z "Gniewem Aiwe" obniżały się do zajęcia miejsca. Nagle dobiegł głośny pisk i komunikat z jednego radia - Tutaj Szpon! Nie jesteśmy tu sami... Tutaj są kolejne smoki! O CHOLERA... JEDEN Z NICH NA NAS... - W tym momencie wszyscy mogli usłyszeć jak za okrętem rozległ się ogromny wybuch. Po chwili przez szybę można było zobaczyć pomniejszego smoka przypominającego swym wyglądem kryształowego pomniejszego smoka, przypominającego Shatterera, który był cały w płomieniach i wyłaniał się z kłębów dymu, po zlikwidowaniu okrętu sojuszniczego. Kapitan zaklął pod nosem i cała flota dostała nakaz manewrów, nadając alarmowe sygnały, przy czym doszło do turbulencji wewnątrz "Gniewu Aiwe". Piski i huki maszyn rozlegały się po całym okręcie, wszystkim mogło dosłownie podejść serce do gardła w obliczu bezsilności. Wszystko w tym momencie zależało od Kapitana i jego umiejętności. Popielec zacisnął wszystkie swe ostre kły oraz wykrzywił swoją mordę, widocznie walcząc z wszystkimi warunkami. Jakiś niewielki odłamek przebił się przez szybę w boku z ogromną siłą, wdzierając się do środka statku. Na szczęście nikomu się nic nie stało, ale nagle czuć było ogromne różnice ciśnień. Tutaj przydała się Mantry Airra, które musiał wszystkie wyczerpać. Efekt nie objął wszystkich niestety, a jedynie kilka najbliżej osób, które miały łatwiej w wytrzymaniu lądowania. Okręt zbliżył się do lądu i wkrótce miał zacumować, wszyscy nagle zobaczyli jak na niebie rozpętało się piekło, trzymając się kurczowo swych miejsc solidnie. Sterowce zaczęły strzelać do smoków i rozproszyły się, a co niektóre również miały osiadać na wyspie, lecz po kolei. Kapitan klnąc siarczyście pod nosem, zacumował jako pierwszy i pozostawił silniki włączone, doszło do wstrząsu na całym statku. Następnie wziął w dłoń komunikator i nadał głośne powiadomienie w środku - POBUDKA KSIĘŻNICZKI! Jesteśmy na miejscu, rozpętała się wojna! Wszyscy wymarsz na zewnątrz i pomóżcie Paktowi, "Gniew Aiwe" będzie walczyć w powietrzu! PRZY OKAZJI, STRAŻ TUTAJ MI SIĘ PRZYDA. ASURY! ZAKLEJCIE JAKOŚ TO PIEPRZONE OKNO BO NAS ZASSA! - Rada i Straż zajęły się szybką ewakuacją z okrętu, a wszyscy ochotnicy wyszli na duże puste pole, które idealnie nadawało się na obozowisko. Po prawej stronie było widać niesamowicie ogromny kawał ciała Kralkatorrika, pokrytego dziwną magią. Nie dało rady się do tego zbliżyć tak po prostu do smoka, należało wcześniej przeprowadzić odpowiednie działania. Na lewo i z tyłu dookoła było widocznie umiejscowione morze. Na froncie natomiast były widoczne spomiędzy skał wystające wielkie zielone drzewa. Natomiast jeszcze ciemne niebo było przesiąknięte granatowymi chmurami, wydającymi z siebie wyładowania, a pod nimi szalały smoki, tocząc istnie zajady bój z statkami w powietrzu...

Na miejscu wkrótce obecne były również siły Paktu, które zaczęły się zajmować fortyfikacją miejsca oraz zwalczaniem nadchodzących zbrandowanych istot czy też poirytowanych miejscowych stworzeń. Po chwili przybiega do Aiwijczyków, a dokładniej Rady - Generał Almorra Soulkeeper i przekazuje wytyczne po krótce. Jej gestykulacja była szybka oraz konkretna i łapą widocznie pokazywała na całe widoczne pole. Nagle "Gniew Aiwe" zerwał się z miejsca po wypuszczeniu wszystkich ze swoim ekwipunkiem oraz ruszył w jeszcze ciemne przestworza by walczyć ze smokami, w tym samym czasie pojawił się kolejny statek wypuszczający z siebie istoty wraz z zapasami do budowania obozowisk. Nieopodal w powietrzu widać było jak zaczęły krążyć również Charrkoptery wydając charakterystyczny łopot skrzydeł. Można również dostrzec jakieś tajemnicze istoty przypominające smoki - niemniej jednak nie atakowały one placówki, a ułożyły się wysoko na niedostępnej nikomu skale, obserwując z widocznym zainteresowaniem. Trudno było dokładniej wyczytać co to było, naukowcy się zapewne zainteresują dokładniej później po stabilizacji sytuacji. Wybuchy, strzały, okrzyki oraz katastroficzna panorama u boku spoczywającego pod gruzami smoka były mocnym przeżyciem, który podkreślał - nie jesteśmy na placu zabaw, witamy na wojnie. Wszyscy mogli się poczuć jakby wylano na nich wiadro z zimną wodą, wszystko zaczęło się dziać tak szybko. Po chwili Warden podchodzi do wszystkich i mówi - Dobra! Generał Soulkeeper dała nam wytyczne, mamy pomóc tutaj jak się tylko da z postawieniem pierwszego i zarazem głównego obozowiska. Pomóżcie jak tylko możecie, a walkę pozostawcie na razie żołnierzom Paktu. Uważajcie na siebie... Gdy będzie pora zostaniecie wszyscy wezwani do Centrum Placówki, obok jest stolik z mapą, zapoznajcie się z nią. Wymarsz! - Dookoła można było zauważyć ogrom możliwości do podjęcia czynności - należało postawić główne namioty z zapasami, ustawić mosty do najbliższych odłamków z Mgieł, pomóc z Drogowskazem Asurom Paktu. Dodatkowo asysta w przydzielaniu racji żywnościowych oraz broni obecnym żołnierzom również by się przydała, choć nie można zapomnieć o fortyfikacji trzech wyjść. Dodatkowo pomoc w ustawianiu wielkich dział przeciwlotniczym przydałaby się na miejscu, lecz również wiele innych możliwych sposobów na przydanie się w zależności od kreatywności...

Obrazek
Obrazek
OOC
Jest to już oficjalny start PBFa, jesteście w środku akcji. Od tej pory liczcie się z działaniami oraz decyzjami postaci. Postarajcie się rozpisać swe czynności i wczuć w obecną sytuację, jest to Prolog i jednocześnie rozgrzewka przed rozwinięciem akcji PBFa, byście się mogli przyzwyczaić do tej formy rozgrywki. Niemniej jednak nie spuszczajcie gardy. ;)

Zagrożenie - 5/10

DEADLINE - 27.09.2019r // 23:59

Przebieg czasu IC - Po wezwaniu przybyliście na miejsce gdzieś pod wieczór. Sama podróż statkiem trwała aż do rana. Wzorując się na Evilu, by ułatwić to wszystko. Po lądowaniu na wyspę jest prawie świt - 06:00. Czas działań postaci niech będzie do godziny ok. - 12:00. Wtedy zostaną wszyscy wezwani.

- Ocenianie czynności - Odpowiedzi po kolei od głównego posta. Jeśli chcecie połączyć swoje emotki z inną postacią, postarajcie się je dać jedna pod drugą, tak by miały sens - będzie to wymagało Waszego wspólnego zgrania się.
- Pozostałe zasady, jak w poście z zapisami

~ W razie błędów dajcie mi znać na PW, to masywny post. Jeśli macie pytania, też śmiało.
:)
Nassan Bloodclaw

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Nassan Bloodclaw »

Wspomnienia z przeszłości.

Po wylądowaniu i opuszczeniu "Gniew Aiwe, poziom alkoholu we krwi popielca wyrównał się, sprawiając że był on zdolny na trzeźwą ocene sytuacji. Wiele się rozglądał i słuchał, by zapoznać się z sytuacją. Sięgnął łapą do kieszeni, w poszukiwaniu miętówek, by zniwelować swój odór alkoholu, i nie dekoncetrować osób w pobliżu. Licząc że pare sztuk zostało w kieszeni zbroji, gdyż nie zadbał o ich uzupełnienie, a mimo wywietrzenia się zapach ten mógł być wyczuwalny. Jeżeli znalazł parę sztuk wrzucił je sobie do pyska.
Gdy Warden dał pierwsze wytyczne, Nassan w dużym wielkim zapałem wybrał sobie piorytet fortyfikacje, jako że był popielcem i nabył już w tym doświadczenie będąc w płomiennym i krwawym legionie. Nie zwlekająć udał się do zachodniego wyjścia. Na miejscu początkowo pomagał i wspierał osoby wykonujące konstrukcje, przynosząc potrzebne narzedzia, elementy lub przytrzymywał je podczas montażu, a gdy już nabrał w tym wprawy, sam zaczął montować poszczególne elementy by usprawnić pracę. Popielec co jakiś czas brał łyki z piersiówki za pazuchy, lecz żaangażowanie jakie wkładał sprawiało że jego praca przebiegała szybko i sprawnie. Dodatkowo zasugerował by przygodować jakąś substancje klejącą lub śliską, awaryjna opcja która by mogła spowolnić wrogów. Powagę i skupienie jakie zachowywał Nassan podczas tych czyności, sprawiało że gdyby nie zapach, uznano by go za trzeźwego. Jeżeli ktoś zwrócił uwagę na jego stan trzeźwości, dał do zrozumienia że jest to konieczne i jeśli ma wątpliwości to może zapytać rady, lecz w obecnej sytuacji nie ma czasu na pierdoły. Jeżeli prace zostały ukończone wcześniej, udał się do kolejnej fortyfikacji, by usprawnić jej budowę. Mimo panującej atmosfery wokół, popielec nie odczuwał strachu, wracały do niego wspomnia z walk i przygotowań jakie doświadczył w legionach, czuł że żyje...

Podsumowanie Ekwipunku
Skórzana zbroja: Na pasie 12x naboji Karabin, oraz 12x pistolety, 1 x granat. Kieszeń 24x karabin/24x pistolet, dodatkowo 5 amunicji przeciwpancernej [karabin]. 3x piersiówki z spirytusem

Duża popielcza torba: 120x naboji karabin, oraz 120x pistolety dodatkowo 24x przeciwpancernej [karabin]. 4x granaty wybuchowe, 3x butelki 1l spirytusu. Apteczka [3x bandaż, penseta, nóż, 5 x tabletek przeciwbólowych.] bukłąk z wodą, oraz 12x kawałków szuszonego mięsa.

Amunicja po podliczeniu:
Karabin 156 szt. + 3 sztuki załadowane
Karabin [przeciw pancerna] 29 szt.
Pistolety 156 szt. + 12 szt. załadowane

*Amunicja przeciwpancerna: As w rękawie popielca, pocisk ze zdolnością przebicia najtwartszego pancerza, lub odłupania jego fragmentu. Ze względu na długi czas tworzenia pojedynczej sztuki, wysoki koszt tworu, oraz egzotyczne surowce, sprawia że Nassan używa ich tylko w sytuacjah kryzysowych. Woli oddać strzały z normalnej amunicji by powoli osłabiać, by na końcu odłupać kawałek panerza, niż używać bezmyśle owej amunicji na każdym napotkanym wrogu.
Zlata Tereshar

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Zlata Tereshar »

Nie spodziewała się, że i on tutaj będzie, dodając złudnej otuchy. Widok Xeriona sprawił, że brwi jasnowłosej zbiegły się ku sobie, a na twarzy pojawiło się napięcie. Jeszcze nie wylecieli, a już pojawiły się pierwsze problemy i myśl, że jej umysł nie będzie wolny od trosk. Dołączyła do mężczyzny, szturchnęła go łokciem w bok i pokręciła głową. Zamierzała towarzyszyć mu w drodze, ale nie narzekała, że nie powinien lecieć – to był jego wybór.

Wyglądała przez okna, gdy zbliżali się do celu; oceniała teren z góry, przyglądając się kolejnym elementom, ale była świadoma, że po wylądowaniu wszystko mogło wyglądać inaczej. Była zmęczona, ale nie poddawała się temu uczuciu, od czasu do czasu sięgając po manierkę z wodą, by się ożywić. Smok był złym omenem, ale Zlata nie zwykła panikować; zaciskała zęby i liczyła, że kryształowa bestia nie zderzy się z `Gniewem Aiwe`. Nawet ona żegnała się z życiem, gdy zostali zaatakowani, a wilk i kruk wpadły w niemałą panikę i musiała uspokajać zwierzęta przez resztę drogi, a właściwie lądowanie.
A później musieli opuścić sterowiec i zabrać się za robotę, a każde ręce miały ogromną wartość, dlatego Srebrnooka nie traciła czasu na rozglądanie się po nowym terenie – zakasała rękawy i zaczęła pracować, decydując się na pomoc przy stawianiu namiotów z zapasami. Nie była szczególnie silna i mogła mieć problem przy przenoszeniu ciężarów, dlatego nie rządziła się, a słuchała wskazówek tych, którzy wiedzieli, jak takie namioty rozstawić. Wysłała kruka do lotu, by w razie pojawienia się zagrożenia informował ją o tym, a wilk miał być przy jej nodze. Podczas pracy robiła przerwę na napicie się, przekąszenie czegoś i odpoczynek, ale nie obijała się.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Droga nie była spokojna. Wręcz przeciwnie. W szczególności kiedy z zewnątrz przywitała ich aura brandowej, nienaturalnej, przesączonej magią Kralkatorrika pogody. Mimo to, nie prognozowali nagłego ataku pomiotów smoka, ale można było się tego spodziewać, że Kralkatorrik będzie się bronił wszelkimi sposobami. Mimo, że nie był osobą, która obawiałaby się śmierci, to jednak nie chciał, żeby nadeszła teraz, choć był z nią pogodzony. Miał mimo wszystko nadzieję, i prosił o to piątkę, by popielczy kapitan wymanewrował wszelkie zagrożenia, a następnie w miarę przynajmniej bezpiecznie posadził okręt. Wtedy wziąłby swój ekwipunek i po rozkazie opuszczenia pokładu, wraz ze swoim sprzętem zszedłby na ląd.

Miała rozpocząć się bitwa. Oni – Tu na ziemi – Mieli stawić czoła, ramię w ramię z Paktem. Zatłuc bestię, która spadła wraz z wyrwanymi kawałkami mgieł na ocean. Tamci – Nad nimi – Mieli zetrzeć się z niebezpieczeństwem w postaci świty prastarego smoka, która była może nawet jeszcze bardziej niebezpieczna. Na ziemi można zawsze uciec, stworzyć jakiś okop, znaleźć schronienie w jakiejś grocie, gdzie można wybić wroga jeden po drugim, zastawiając przy okazji zmyślne pułapki. W powietrzu nie ma się takiej możliwości. Tam jedyne co wchodzi w grę to wymanewrowanie ciężkim okrętem wielkiego bydlaka ze skrzydłami. Coś, co latało dzięki technologii, magii i wyszkolonej załodze, przeciwko stworzeniu, które latanie i walkę w powietrzu ma we krwi i jest to w jego naturze.

Xerion, mimo stoickiego spokoju jaki starał się zachować na pokładzie Gniewu, kiedy stanął na gruncie odetchnął z ulgą. Uznał, że smoki stanowią największe i bezpośrednie zagrożenie dla grup sterowców jak i dla nich, na ziemi. Poza tym, zapewnienie supremacji powietrznej pozwoli paktowi nie tylko łatwiej strącić smoki, ale też bezpieczniej i skuteczniej dostarczać zasoby. Dlatego właśnie zamierzał pomóc przy rozstawianiu dział przeciwlotniczych. Nie rzucał się z motyką na słońce. Nie zamierzał udawać, że wie jak to robić. Zamiast tego zaoferował swoją pomoc i poprosił o przydzielenie zadań. Wykonywał rozkazy bez sprzeciwów. Jeśli kazano mu nosić zapasy potrzebne do konstrukcji dział, to nosił je. Jeśli kazano mu coś przytrzymać, żeby łatwiej było zamocować jakiś element to robił to, starając się jak najwierniej trzymać powierzanych przez inne, wyższe rangą i wiedzą w tym zakresie osoby. Nie kwestionował rozkazów.

Co jakiś czas, kiedy czuł pragnienie sięgał do manierki z wodą by wziąć niewielki łyk. Nie zamierzał zużywać racji za szybko. Nigdy nie wiesz, kiedy skończy ci się woda i kiedy będzie potrzebna. Wolał zwyczajnie racjonować sobie tyle, by ugasić pragnienie, zapewnić nawodnienie organizmowi i nie przesadzać z zużywaniem płynów.

Starał się również co jakiś czas rozglądać, czy aby ktoś nie potrzebuje nagłej pomocy przy innych zadaniach w pobliżu. Gdyby tak było nie szedłby sam do pomocy, bo miał inne, powierzone zadania, ale poinformowałby kogoś z paktu o tym, że potrzebna jest gdzieś większa pomoc. Bez oficjalnego oddelegowania nie porzucał wsparcia konstrukcji dział przeciwlotniczych.

Miał też nadzieję, że ktoś z paktu już wykopał jakiś wychodek, a jeśli nie, to zasugerował, że warto to zrobić, żeby wszelkie nieczystości gromadzone były w jednym miejscu.
Edward

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Edward »

Obrazek

Gdy Edward ujrzał pierwszego smoka, jego oczy pozostały szeroko otwarte i długo takie zostały, z pewnością ogarniało go szczęście, choć może jednak było to szaleństwo? Na niebie spowitym purpurem kryształowe smoki z powietrznymi okrętami toczą bój. Burza brandowych wyładowań wszędzie w okół otaczając ogromne cielsko smoka pradawnego, a on stoi tu. Razem z resztą bractwa i paktem. Nie był w stanie stwierdzić po której stronie się znalazł, czy to niewłaściwa strona wiecznego raju, czy ta właściwa domeny cierpienia.

Będąc już na stałym gruncie wysłuchał odprawy Wardena, jednak nie mógł się powstrzymać przed obserwacją niebios. Po tym jak Warden oddał rozkaz do wymarszu został na miejscu jeszcze chwilę dłużej, gdyż jego uwagę zwróciły smokopodobne istoty obserwujące ich z niedostępnych półek skalnych ponad nimi, gdyby były wrogo nastawione zapewne już dawno by zaatakowały, może to w końcu jakieś dobre smoki tak jak Aurene? W tym momencie jednak nie dało się im przyjrzeć, a i nie był to czas na takie zabawy, w końcu jeżeli nie rozłożą obozu wystarczająco sprawnie wróg roznieść nas wszystkich. Nie ma co być dalej kompletnie bezużytecznym obserwatorem...

Edward podszedł do mapy by zapoznać się dokładnie z jej zawartością, przeanalizował ją jak mógł. Postanowił iż może zająć się pomocą w ustawianiu mostów. To najdalsza część obozu co prawda, jednak jeżeli ktoś by ich zaatakował ma możliwość użycia swej magii i przywołania klona czy dwóch do odwrócenia uwagi. Wybiera się na początek wspomóc stawianie mostu na południu. Jeżeli po uporaniu się z mostami pozostanie jeszcze trochę czasu może zaoferować jeszcze swą pomoc przy wydawaniu żywności i broni, zależnie od tego gdzie będzie bardziej potrzebna dodatkowa para rąk. Zapowiadają się ciekawe chwile w tym miejscu, lecz najciekawsze może jeszcze chwilę poczekać.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Popielec w trakcie drogi nie pokazywał po sobie żadnych skrajnych emocji. Na pewno był przejęty, ale jednocześnie nadzwyczaj spokojny i skupiony, pogodzony z tym, że w powietrzu jest na łasce losu. Wypatrywał w przestrzeń w pełnym skupieniu, gdy docierali do wyspy, jego mięśnie poruszały się tylko na tyle, ile było to niezbędne do zachowania równowagi na pokładzie. Dopiero słysząc dodatkowy huk skulił uszy i się pochylił, a obiema łapami chwycił najstabilniejsze rzeczy, które miał pod łapą. Trwał tak chwilę, szykując się na pogorszenie sytuacji, ale wrócił do wcześniejszej postawy od razu, jak tylko się zorientował, że jeszcze są dosyć bezpieczni.
Warknął patrząc na opadający wrak i wyłaniającego się smoka, w myślach zapewne życząc mu śmierci. Teraz jednak nie mógł zadziałać nic więcej.
Po wylądowaniu, upewnił się, że ma ze sobą swoją torbę i ruszył do zejścia z pokładu na stały grunt. Od razu zebrał się do odprawy, nie ociągał się, wyraźnie zależało mu na usłyszeniu wytycznych. Szybko pogodził się z tym, że pracę mają zorganizować sobie sami. Skinął łbem na słowo o wymarszu i podszedł do mapy. Nie przepychał się do niej, tylko spojrzał na nią z góry, wykorzystując atut swojej wysokości.
Postanowił wesprzeć Paktowiczy pracujących przy mostach, obserwacją, ochroną i fizyczną pracą, jeśli tylko zostanie o taką poproszony. W pełni zdyscyplinowany, przyjmowałby polecenia członków Paktu, jednak oceniał by wszystko rozsądnie i nie podejmował by się zadań, które są nierealne, ponad jego siły, albo zdecydowanie do niego nie pasują i lepiej, jeśli wykona je ktoś inny. Ale nawet w takim wypadku starałby się służyć radą i pomocą, w takim zakresie, by nie osłabiać swojej wartości bojowej
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Obrazek
Lot mógł minąć spokojnie. Mogła starać się ignorować huk, zamęt i zlęknione spojrzenia. Ba, mogła nawet próbować zdrzemnąć się chwilę w ramionach Airry. Ale nie mogła zignorować kryształowego smoka, który zaatakował Gniew Aiwe. Wtedy dotarło do niej, na co tak naprawdę się pisze. Jakie ryzyko mają przynieść kolejne godziny, dni. Było to jak łyk lodowatej wody. Zdziwiła się jednak reakcją swojego organizmu, bo kiedy popielec walczył, by spokojnie wylądowali, ona nie czuła nic. Cały lęk, niepokój i strach, w chwili, gdy zobaczyła smoka, zamienił się w determinację i chłodną logikę.

Z takim nastawieniem zeszła ze statku, kiedy szczęśliwie udało się im wylądować. Wiedziała, czego szuka. Znalazła kogoś odpowiedzialnego za sekcję medyczną i tam postanowiła wykorzystać swoje umiejętności. Wznoszenie namiotów zostawiła silniejszym od siebie, a sama skupiła się na gromadzeniu i zorientowaniu się we wszystkich zapasach lekarstw, opatrunków i ziół - wszystkiego, co mogłoby się przydać. Rozejrzała się również po okolicy, oceniając położenie samego obozu. Wiedziała, że jeżeli dojdzie do walki, nie będzie to miało większego znaczenia, ale analiza i kalkulacje zawsze ją rozluźniały.

Jeżeli miała możliwość, starała się zapamiętać cały rozkład miejsca, w którym jest, osoby dowodzące i ilość zapasów. Jak tylko była okazja, starała się również odpocząć, by zachować jak największą ilość sił i móc służyć każdemu, kto będzie potrzebował jej pomocy. Przy budowie mogło zawsze dojść do niechcianych wypadków.

W powietrzu czuć było wyczekiwanie, strach i podniecenie. A może to magia smoka? Czuła ją, tak samo jak czuła magię wody, krążącą w swoim ciele.

Obrazek
Claire Rowan

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Claire Rowan »

*Pierwszym co zrobiła zaraz po wypuszczeniu z objęć Visa było upewnienie się czy zabrał ze sobą wszystko i czy nic mu nie jest. Drogę spędziła na odpoczynku i przygotowaniach, na tyle na ile pozwalały warunki. Analizowała swój ekwipunek, organizowała rzeczy i zadbała o to, by bronie były w najlepszym stanie. Gdy pojawiły się pierwsze turbulencje siedziała w swoim pokoju, uspokajając wilczycę i trzymając za rękę Visa. Nie przywiązywała zwykle większej wagi do religii, ale w tym momencie nawet i ona po cichu prosiła bogów o pomoc. Po odzyskaniu przez popielca kontroli nad lotem odetchnęła z ulgą. Nie zapomniała mu podziękować przed opuszczeniem pokładu.

Stanąwszy na stabilnym gruncie rozejrzała się uważnie po okolicy. Nie traciła jednak czasu i głosiła się do pomocy. Wybrała miejsce, w którym uważała, że przyda się najbardziej, czyli tam gdzie rozdawano bronie i racje żywnościowe. Po dostaniu wytycznych od razu wzięła się za pracę. Uwijała się i była dokładna w tym co robi. Czasami tylko jej wzrok wędrował na niebo. Nie umiała powiedzieć czego tam szukała. Na pewno jednak nie chciała też tam niczego znaleźć.*
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Vis w czasie lotu jeszcze raz sprawdził swój ekwipunek, czy czegoś nie zgubił w czasie biegu lub czy o czymś nie zapomniał. Gdy się upewnił - odpoczął na tyle, na ile było to możliwe.

W chwili, kiedy zrobiło się w powietrzu "gorąco", zachował spokój (duchowy) i równowagę (fizyczną). Cokolwiek miałoby się zdarzyć, czuł, że Awijczycy wyjdą z tej opresji cali. Nie mógł zrobić i tak nic pośród chmur. Więc został przy Claire i Hati.

Zaraz po zejściu ze statku, wziął głęboki oddech i rozejrzał się dokładnie po okolicy szukając newralgicznych punktów czy ważnych obiektów, bo już w tym momencie włączył mu się tryb "zwiadowcy". Przy tej okazji, gdzieś na boku szybko zrobił rozgrzewkę, by przygotować swe ciało na nadchodzący wysiłek. Następnie nawodnił organizm i jak kazał Warden - podszedł do mapy, uważnie ją studiował przez chwilę (starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów).
Postanowił udać się na Zachodnie wyjście, by pomóc tam w fortyfikacji.

Ponownie udał się lekko na ubocze, by przez chwilę pomedytować, skupić się i zyskać nieco energii, a potem odszukał już Claire - powiedział jej o swoich zamiarach, a potem ruszył.

Na miejscu starał się pomóc jak tylko mógł, oddając się pod rozkazy tamtejszych dowodzących (uprzednio przedstawiając się i informując, że jest z Aiwe), wszak oni - koordynatorzy powinni wiedzieć co trzeba zrobić najpierw. Generalnie był widoczny w dobrym humorze i starał się od czasu do czasu rzucić jakimś głupim tekstem, żartem, nawiązać w jakiś śmieszny sposób do tej latającej kupy kryształów, by podtrzymać na duchu obecnych przy nim żołnierzy, zagrzać do pracy, walki i współpracy.
Jednak, czy to był "dobry humor" czy też jakaś reakcja na stres??

W czasie pracy zachowywał czujność, i gdzieś choćby kątem oka co jakiś czas zerkał, czy nie czekają na niego i jego towarzyszy jakieś nieprzyjemne niespodzianki, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, nie wpadł w jakieś kłopoty w swojej pracy i czy "coś" nie zwiastuje jakiegoś nieszczęścia.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przyzwyczajony do podróży naziemnych nekromanta podczas lotu był dość niespokojny, lecz starał się to dzielnie znosić. Otuchy dodawała mu myśl że zaraz po wylądowaniu i wyjściu ze sterowca zaparzy sobie herbatę i wypije ją wraz ze swoją przybraną córką. Rzeczywistość okazała się być zupełnie inna, po wyjściu ze sterowca Heksagon udał się na zbiórkę i po usłyszeniu poleceń postanowił pomóc rozkładać namioty. Nie było czasu na przyjemności, jedyne co mógł zrobić to zapytać kilka przechodzących osób o Ivy Heksagon, jednak nikt nie mógł mu odpowiedzieć na to pytanie, nekromancie nie pozostało więc nic innego jak ruszyć do pracy.
Kiedy dotarł na miejsce odłożył swój sprzęt w miejscu widocznym i łatwym do zapamiętania. Nekromanta zajął się łączeniem kijków i rozstawianiem w taki sposób by namiot wytrzymał jak najdłużej.
Podczas pracy towarzyszyło mu dziwne uczucie, poczuł je już przy wysiadaniu, lecz coraz bardziej zaczęło się nasilać. Ta pewna aura niepewności oraz uczucie o nadchodzącym wielkim zagrożeniu sprawiła że choćby chciał nie mógł przestać być czujnym.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wyszedł na pokład chcąc zobaczyć wyspę na której mógł spędzić ostatnie minuty swojego życia. Tak w jaki sposób często rozpoczynają się chwile agonii tak wraz z chwilą ujrzenia lądu rozległ się ogromny wybuch. Na szybach okrętu odbił się blask płomieni. Drżenie podłogi i sygnały alarmowe odezwały się chwile później. Nekromanta przełknął ciężko ślinę i chwycił się czegoś by nie upaść. Myśli chaotycznie przebiegały mu przez głowę kiedy lekka dawka adrenaliny rozchodziła się po organizmie w powstałym szoku. Po chwili przymknął oczy uspokajając emocje. Gdy je ponownie otworzył został w nich widoczny jedynie błysk determinacji.
Na lądzie odetchnął z większą ulgą. Kiedy dostali wytyczne dotyczące aktualnych działań przyglądnął się dokładnie mapie starając się ją zapamiętać. Rozejrzał się po miejscu które miało stanowić obóz. Prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce jakie zobaczy w najbliższej przyszłości. Podjął szybko decyzję i lekko uginając nogi przywołał z chmur nekromanckiej magii dwa pajęczakowate golemy. Skierował się w stronę zachodniego wyjścia gdzie chciał pomóc w budowie mostu. Słuchając poleceń używał swoich minionów do pomocy noszenia ciężkich materiałów. Starał się być ostrożny by przypadkiem się nie ześlizgnąć, stosował się do wszystkich środków ostrożności należytych przy konstrukcji na wysokościach. Jeśli skończył przed czasem miał zamiar sprawdzić czy nie potrzebna jest pomoc w innych częściach obozu.
Kaeiles Mathre

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: Kaeiles Mathre »

To był długi lot i chociaż zmęczenie dawało jej się we znaki to by nie marnować wody wyciągnęła z sakwy kawałek materiału lekko zwilżyła go nią i w ten sposób orzeźwiała swoja twarz, w usta wsunęła jeden kawałek suszonego mięsa i przeżuwała go by zaspokoić pierwsze objawy głodu.
Jej twarz zazwyczaj uśmiechnięta i pogodna teraz była spięta i poważna, jej turkusowe oczy niespokojnie przeczesywały niebo
"Ile to czasu minęło" - pomyślała wpatrując się ciemny punkt na niebie. "Dopiero co pokonaliśmy Mordremotha, a teraz przyjdzie nam się zmierzyć z kolejnym smokiem" - pokręciła przecząco głową spuszczając wzrok po czym unosząc go i przypatrując się osobom przebywającym na statku. "Bogowie miejcie nas w opiece, gdziekolwiek się udaliście. Dwayno czuwaj nad wszystkimi, którzy zdecydowali się zaryzykować swoim życiem" - zamknęła na moment powieki.
Nie dane jej było zatopić się na dłużej w myślach, gdy usłyszała huk, Cif podskoczyła na na kosturze odwracając swój łepek w stronę z której dobiegł hałas, a ona uniosła powieki szukając źródła wybuchu.
"Kraylok miał rację, co ja tu robię, mam dwójkę dzieci o które trzeba zadbać" - przebiegło jej przez głowę. "Jaka przyszłość ich czeka jeżeli Kralkatorik przeżyje" - zganiła siebie od razu i zapanowała nad sobą biorąc głęboki wdech i wypuszczając powoli powietrze.
"Kapitan da radę, wybraliśmy najlepszego do kierowania "Gniewem"" - pewność słów w jej myślach spowodowało,ze na jej twarzy pojawił się spokój pomieszany z pewnością, że będzie dobrze.
Pewnie ustawiła nogi na pokładzie i wystawiła dłonie tak by w razie wstrząsu oprzeć się na arkanowych ścianach, gdy statkiem rzuciło, a po chwili usłyszała, komunikat kapitana opuściła dłonie i wyszła ze statku jako ostatnia.
Pozwoliła sobie na szybki rzut okiem na otaczający ją krajobraz, by następnie skupić się na słowach Almorry, wysłuchała popielki w ciszy po czym poszukała sobie zajęcia.
Zanim jednak udała się do południowo-zachodaniego wyjścia, przysiadła na ziemi z dala od biegających osób, skrzyżowała nogi i przymknęła oczy, jej oddech spowolnił, medytacja nie była długa, trwała zaledwie parę minut nie dłużej niż pięć, lecz było jej to potrzebne by zregenerować swój organizm na tyle by być pomocną i cały czas gotową na walkę.
"Urodziłaś dwójkę dzieciaczków, co to dla Ciebie zarwane i nieprzespane noce" - wewnętrzny głos w jej głowie wspomagał medytacje.
Wstała, rozluźniła ramiona, chwyciła za bukłak i zrobiła solidnego łyka wody po czym nie zatrzymując się wręcz truchtem przebyła odległość dzielącą ją od fortyfikacji.
Nie miała na tyle siły by stawiać bele, czy też je trzymać, lecz wspomagając się magią ziemi, chciała chociaż spiętrzyć jej grudki, by bele wchodziły w nią głębiej, jeżeli poczuła, że jest to ponad jej siły to zaproponowała iż w niedalekiej odległości od fortyfikacji można zrobić pułapki, ale żeby nie machać łopatą i osłabiać się fizycznie, to skorzystałaby z mocy arkan i dzięki niej wydrążyła za pomocą wybuchów podłużny lej, który następnie wypełniłaby wrzącą lawą.
Jeżeli pomysł uznany byłby za dobry zabrałaby się od razu do pracy, jeżeli jednak pracujący przy fortyfikacjach potrzebowaliby innej pomocy porzuciłaby swój pomysł i bez wahania rzuciłaby się w wir przygotowań.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Sylwari nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem widząc minę Kapitana okrętu, kiedy Shiny przeleciała mu przed nosem. Przez myśl jej przebiegło, aby skarcić sówkę za przeszkadzanie w locie, ale ostatecznie tego nie zrobiła, bo przecież Shiny nie zrobiła niczego złego, a przyda się wszystkim chwila śmiechu. Kto wie, czy nie ostatnia. Jednak kiedy statkiem wstrząsnęły perturbacje przywołała sówkę do siebie, aby nie przeszkadzała załodze w chwili niebezpieczeństwa, oraz... aby mieć ją przy sobie. Myśl, że okręt mógłby zostać strącony, a one rozdzielone przeraziła ją. Resztę lotu spędziła na ubieraniu Shiny w kubraczek (ciężkie godziny lotów z obciążeniem okazywały się nie tylko zwykłą rozrywką dla rozbicia monotonii dnia w Gaju) oraz ostatnim przeglądzie sprzętu. Gdy okręt przycumował były już w pełnej gotowości do działania, po drzemce w swoich objęciach w środku nocy (konieczność nieustannego skupienia przy życiu w dwóch ciałach pomagała w wyciszeniu się niezależnie od warunków zewnętrznych)
Kiedy wszyscy wyszli na wyspę podeszła w kierunku mapy, ale nie pchała się w tłok przy stole tylko stanęła tak, aby nikomu nie przeszkadzać i skorzystała z oczu Shiny, która podleciała nad stół. Starała się dokładnie zapamiętać topografię terenu wyrysowaną na niej, tak aby wrył się zarówno w jej jaki i w Shiny umysł. Już z sową na ramieniu i mapą w głowie skierowała się do punktu wydawania racji żywnościowych. Nie była silna, więc budowanie obozu pozostawiła innym, jednak dobrze wiedziała, że gdzie jest wielu żołnierzy jest też wielu głodnych, a pomoc w kuchni polowej zawsze się przyda. Dlatego tez poszła do zarządzających tą strefą zaopatrzenia i przedstawiła się mówiąc kim jest i zaproponowała swoją pomoc. Albo - jeżeli w drodze do dowództwa zauważyła, że ktoś potrzebuje pomocy - zaczęła pomagać wpadając w wir pracy. Shiny siedziała jej na ramieniu, co jakiś czas wzlatując w górę aby zorientować się w sytuacji otoczenia, a jeżeli trzeba było przenieść jakieś małe i lekkie pakunki to grzecznie i ostrożnie nosiła je w szponach. Mogła też nosić meldunki wewnątrz obozu, jeżeli zostały zawarte na piśmie i przytwierdzone do jej nóżki.
W pewnym momencie Shiny przyleciała do Pralinki, aby przypomnieć jej, że powinny coś zjeść i wypić.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Greyvart całą podróż zadziwiony był otaczającą go skomplikowaną technologią. Przyglądał się pracy załogi i wsłuchiwał się w szum i łomot działającej maszynerii.
Widok smoków przyprawił go o niepokój, który wzmógł jednak chęć poznania. Ogromne cielsko pradawnego stworzenia było czymś czego nie wyobrażał sobie w najśmielszych snach.
Gdy wyszli ze statku, wojownik postanowił pomóc przy rozkładaniu artylerii. Szczególnie interesowała go konstrukcja tej potężnej broni. Zastanawiał się czy mógłby wykorzystać coś podobnego do swoich celów.
aiwe_database

Re: Wieczna Wojna - Prolog

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

W trakcie gdy okręt stawał się wylądować, Airra z całym skupieniem wspierał wysiłki tych na pokładzie wyczerpując przy tym całą moc przygotowanych wcześniej mantr. Nie spodziewał się że już od samego początku tak bardzo będzie musiał włożyć w to energii. Zanim jeszcze jednak opuścił okręt spojrzał w dół na miejsce upadku Kralkatorika, marszcząc się, zaciskając pięści i zęby a oczy zabłysły delikatnie płomieniem "Wreszcie się spotykamy w osobie ty gadzie...." pomyślał sprawdzając status każdego z Awijczyków.

Gdy okręt wylądował, miał w głowie tylko jedno żeby nie zapomnieć niczego i żeby bezpiecznie wyjść z Astariss i pozostałą częścią Awijczyków na solidny grunt, gdzie wysłuchał tego co Warden ma do przekazania, po czym przyjrzał się mapie obserwując wcześniej gdzie kto idzie.

Po krótkiej chwili zostawił wszelkie części zamienne i mniej konieczne części rynsztunku w okolicy gdzie miały zostać postawione namioty. Pierwszym jego ruchem było ostatnie troskliwe i zmartwione spojrzenie w kierunku Asti zanim ruszył w stronę miejsca gdzie miały być stawiane machiny przeciw lotnicze. Chcąc wykorzystać wiedzę, którą posiadł podczas treningów na Strażnika o machinach bojowych i oblężniczych starał się być bardzo dokładny i precyzyjny w wykonywanych pracach.

W trakcie prac nad składaniem baterii, Airra bacznie obserwował niebo, w razie gdyby były jakiekolwiek próby ataku z góry, Airra mógłby mieć w gotowości wersety III rozdziału z Księgi Odwagi, lub cytaty z pozostałych rozdziałów jeśli takowe byłyby potrzebne obecnym tam Paktowiczom.

Zdając sobie sprawę z tego, że Mantry zostały wyczerpane przed wylądowaniem, sam zdecydował najpierw o pomocy w postawieniu baterii przeciwlotniczych, a dopiero potem jeśli na to spokój i chwila czasu pozwoli, chciał spróbować przygotować na przyszłe potyczki Mantrę Pocieszenia i Mantrę Mocy.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości