Mordremoth - Leże Smoka!

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wylądował na kolanach w piekle bitwy. Zrzucił swój sprzęt i nabrał w płuca haust świeżego powietrza. Podnosząc się z kolan jak w śnie widział atakujące pobratymców zastępy nieprzyjaciela. Stał pośród przyjaciół, który zaciekle walczyli i każdy metr wyspy okupowali krwią. Stał tak z szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w swoje żółtawe dłonie. Kilka strzał przeleciało ze świstem tuż obok niego. Jednak jąkała zdawał się ich nie zauważać. To co poczuł kiedy dotknął pnącza magicznej narośli całkowicie zawładnęło jego umysłem. Czół złą moc i potęgę rosnącą w tej nieczystej roślinie. Powoli skierował swój wzrok na każdego z członków ekspedycji. Widział jak zaciekle walczą, by spełnić swój obowiązek wobec wolnego Świata, jak krwawią by wspólnymi siłami pokonać zło obudzone w tej krainie. Wiedział jak bezużyteczne są ich wysiłki i poświęcenie wobec planu Smoka. Wszystko o co walczą pójdzie na marne kiedy narośl uwolni nagromadzoną siłę.
Otrząsnął się z tych myśli kiedy jedna ze strzał z roztrzaskała się o skałę tuż przy jego stopie. Nie pozwolę. Pomyślał, po czym biegnąc przygarbiony pędem rzucił się do bulwiastej narośli, chowając głowę miedzy ramionami. Dopadł przeklętego kwiatu i naprał nań całym swym wątłym ciałem. Wyczuwał pulsująca w niej energię, jednak roślina nie drgnęła ani odrobinkę. Naparł mocniej, wbijając palce w kolczaste kłącza. Narośl nie przybliżyła się do krawędzi wyspy ani o krok. Oddychając ciężko spojrzał na swych dzielnych braci i siostry. Aiwe walczyło z zaciekłością dzikiej bestii odpierając zawziętych napastników. Co też on myślał wyprawiając się na wojnę przeciwko Smokowi. Jest przecież tylko strachliwym ogrodnikiem. Powinien zostać w ogrodzie i pielęgnować ukochane rośliny. Padł na kolana wiedząc, że nie zostało wiele czasu, a wszystko się skończy. Bitwa będzie przegrana, a Tyria wpadnie w szpony Smoka, który rozedrze ją wedle swej woli. Spojrzał na swe poranione, skąpane w posoce dłonie. Nie pozwolę. Pomyślał ponownie, a łodygi na jego głowie lekko zafalowały. Źrenice wypełniły się niebieskim światłem, kiedy siedzący przy magicznej roślinie gotowej eksplodować w każdym momencie Owial zaczął rosnąć.

Kątem oka widział Zlatą pomagającą innym i wiedział że dobrze zaopiekuje się ogrodem. Zauważył też Inferno i Varrusa, popielców tak groźnych, a jednak tak fascynujących, których nie zdążył dobrze poznać. Waleczne bliźniaki Sylvari, do których posłał lekki uczucie, że wszystko będzie dobrze. Reda, który uratował mu życie wciągając na wyspę. Joy i Mariusa, tak miłą dla oka parę. Czarnowłosą kobietę demona, która na szczęście walczyła po ich stronie. Azarę, która pomogła zwalczyć głos Smoka. Płonącą furię Kaeiles oraz innych dzielnych członków bractwa. Lekko uśmiechnął się, po czym rozrastające się klaczą przysłoniły mu widok. Wyrastające z całego ciała ogrodnika gałęzie i korzenie zaczęły oplatywać nasączoną magią bulwę. Korzenie wgryzały się głęboko w skałę i po kilku chwilach Sylvari szczelnie otoczył zagrożenie. Pulsująca niebiesko nieprzenikniona dla oka roślina, którą stał się Owial zakwitła w kilku miejscach uwalniając pyłek z nasionami, które opadając na skalę rozrastały się w w kilkumetrowe kwiaty atakujące kolcami przeciwników, takie same jak rzucał ogrodnik ongiś.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Rejtan podniósł się z ziemi, z wdzięcznością patrząc na stojąca przy nim Ravelę. Pod osłoną jaką mu zapewniła zdjął z siebie złamaną w wyniku upadku lotnię i dobył broń rozglądając się po polu bitwy. Olbrzymi Sylvari który górował nad polem bitwy nadzorując poczynania modremów z okolicy połyskującej zielenią bulwy niepokoił go. Pomimo licznych strat wciąż nie włączył się do walki co mogło oznaczać że jak do tej pory wszystko idzie zgodnie z jego planem.

Ravelo zaatakujmy go - wskazał olbrzyma, zwracając się do stojącej najbliżej i jedynej która mogła go usłyszeć w tym wietrze sojuszniznki. Po czym bez namysłu teleportował się do niego, celując mieczem w jego krocze. Po tym nietuzinkowym ciosie użył resztek mocy by połamać mu nogi z pomocą wirujących ostrzy które misternie utkał z pozostałości swojej bariery.
Podczas gdy przekazywał do ziemi moc niezbędną do wywołania tej śmiercionośnej pułapki aktywowała się runa w jego zbroi czyniąc go niewidzialnym i napełniając jego członki siłą dzięki której wyskoczył poza zasięg swojego ataku nim ten wystrzelił z pod nóg olbrzyma. Kiedy odwracał się za siebie dostrzegł jeszcze jedno z należących do gildii Sylvari, które wpija się w rosnącą nieopodal wroga bulwę, jednak poza zasięgiem stworzonych przez Rejtana ostrzy .
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Nekromantka wysunęła sztylet ze swojej ofiary. Słysząc słowa Złatej podniosła głowę, a kruczoczarne włosy odsłoniły wściekłe oczy kobiety. Ruszyła w jej stronę pewnym krokiem kumulując energię z poległych dookoła. Widząc jak druidka rozpościera ramiona wspierając wszystkich dookoła skupiła całą swoją energię aby utworzyć kilkumetrową widmową ścianę negatywnej energii za swoimi plecami, która miała zapewnić jej oraz Złatej obronę ze wschodu. Podchodząc do inkantującej zaklęcia druidki stanęła za nią, niemal stykając się plecami i rozpoczęła przyzywanie chowańców mających kupić im czas na wypadek ataku z zachodu. Sama gotowa przyjąć nadciągające ciosy i pociski za Złatą wypatrywała potencjalnego zagrożenia z odsłoniętej strony polany. Czuła jak energia przenika przez jej ciało i wzmacnia ją w każdej sekundzie. Wiedziała, ze ewentualne przyjęcie ciosu za przyjaciółkę będzie natychmiast zaleczone przez energię wydobywającą się z Srebrnookiej. Vae wiedziała, że tak jak Ona zaufała jej umiejętnościom ofensywnym i powieżyła swój los, tak i ona może zawierzyć jej w kwestiach ochronnych. Połączenie magii śmierci i życia przeplatało się i tętniło dookoła piekła, w którego centrum obie się znajdowały.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przekrzywił parę razy głową i z niezadowoleniem spojrzał na przygotowanych do ataku łuczników. Sekundę zajęła mu analiza sytuacji, po chwili jednak uśmiecha się do siebie wyciąga coś ze swojej torby przy pasie i rzuca pod swoje nogi, po czym dotyka szybkim ruchem ziemi a przed nim z zagłuszającym rykiem wyłania się z gruntu martwy golem. Jakby tego było mało po jego bokach pojawiła się również obstawa w postaci trzech małych bone fiendów, które zajadając zaczęły biec w stronę łuczników chcąc wgryźć się do jednej z ich kończyn by z impetem wybuchnąć. Golem stał nerwowo i jedną nogą rozgarniał grunt pod sobą, jakby szykował się do szarży. Subortis cicho się zaśmiał i kiwnął głową wtem golem ruszył prosto w stronę przymrożonych wcześniej przeciwników wymachując dziko kończynami i wydając z siebie nieznośny ryk bestii, jeśli uda mu się stratować łuczników pobiegnie dalej by swoim cielskiem wpaść na wielkiego mordrema by wspomóc Rejtana. Sam Subortis dalej dotykając podłoża stworzył ochronną cienistą kopułę, która miała na celu schronienie pobliskich towarzyszy i jego samego przed nadchodzącym ostrzałem wroga.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Po wystrzeleniu magazynku rzucił od razu oślepiający proszek w kierunku łuczników i przeładował broń.
Po chwili zdał sobie sprawę, że wyciągnięty przez niego z nad przepaści Owial ruszył w kierunku wrogiej narośli.
Lekko oszołomiony jego zachowaniem już miał go powstrzymać i odciągnąć ponownie kiedy obok niego przemknął Jack w wyczuwalnym i doskonale rozpoznawalnym dla niego skokiem cienia ku łucznikom. Już sięgał po linkę by ponownie wytargać sylvari z tarapatów gdy tym razem rudowłosy wojownik ruszył ku wcześniej postrzelonemu przez Red'a olbrzymowi przecinając mu drogę do wielkiej pulsującej bulwy.
To i kilka chwil wystarczyło by oszacowane ryzyko wyciągnięcia bez uszczerbku siebie i ogrodnika z tego co już robił było zbyt duże.
Zaklął i rzucił spojrzenie za pchającym się na śmierć towarzyszem po czym ogarnął wzrokiem chaos i rannych oraz słaniających się Mariusa i Ravelę, ogarniętą furią Joy. Czuł za plecami ognisty podmuch. Domyślał się, że kuzyneczka się rozgrzała.
Upewniając się iż na przestrzeni jego ataku nie pojawi się nikt z przyjaciół aktywował sygnet skrytobójcy i wypalił serią w kierunku wrogów którzy ruszali na Aiwe.
Był gotowy by uskoczyć lub sparować ewentualny atak.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Najpier łu... - Sylvari nie zdążyła odpowiedzieć Rejtanowi, gdyż ten zniknął w blasku niebieskiego światła. -..cznicy w morde i nożem... -Pokręciła głowa i przypomniała sobie krzyczącą na niego Jagne, gdy odprowadzała parę jakiś czas temu. Zaśmiała się w duszy i wzięła głęboki wdech. Magia zużyta w ostatnim zaklęciu już wracała do niej, zmęczona podniosła się żeby zobaczyć jak Jack wskakuje w środek grupy wrogów. Nie było czasu na rozczulanie się nad sobą, a nawet Rav odpuścił sobie tworzenie jakichkolwiek formacji, ah... Aiwe. Uniosła natychmiast dłoń w powietrze niosąc ładunek elektryczny, który miał przeskoczyć pomiędzy łucznikami. Błyskawica była tak stworzona, żeby ich ogłuszyć. Ładunek nie był na tyle silny, żeby mocno ranić, ale przeskakując pomiędzy pomiotami smoka chociaż na chwilę rozproszy ich uwagę.
Ah... chyba pierwszy raz zaczynał denerwować ją rozkaz Inferno.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Świat znowu przyspieszył, ale nie wrócił całkowicie do normalnego tempa. Szampierz przygryzł wargę spoglądając na drzewiec wystający z ramienia. Podziękował Inferno skinieniem i przyglądając się, czy kolejna salwa strzał lub szarża mieczników nie zmierza w jego stronę złapał za wbitą strzałę. Szybkim ruchem złamał lotkę, przełożył dłoń na drugą stronę i wyciągnął strzałę.

Wydech.

Skupił się, żeby nagłe uderzenie bólu nie przyćmiło mu zmysłów. Zrobił kolejny wdech i ocenił sytuację. Rejtan wparował, jak na posiadacza irokeza przystało, bez zastanowienia i ciął olbrzyma, to powinno chociaż na chwilę odwrócić jego uwagę. Spoglądając w drugą stronę zobaczył Złatą jak wskakując pomiędzy wrogów i okrywa się astralnym płaszczem. Skinął do niej odruchowo. Był pod wrażeniem, że tak szybko udało się jej opanować tę potężną magię. Jej zaklęcie kolejny raz zasklepiło jego rany jednocześnie ogłuszając wrogów.
Chwile po tym usłyszał wybuch zostawionego przez Jacka ładunku.

Wydech.

Oceniając położenie i formacje wrogich łuczników. Chciał wykorzystać zamieszanie jakie spowodował wybuch i błyskawica siostry. Wykonał natychmiast krok cienia do pomiotu stojącego najbliżej krawędzi wysepki. Podciął go kopnięciem i pod jego ramieniem wystrzelił linkę skorpiona w łucznika znajdującego się po drugiej stronie oddziału celując tak, żeby mocno zakotwiczyła się w jego pancerzu. Podciętego wcześniej mordrema chwycił, okręcił dookoła jego głowy linkę i pociągnął za sobą. Kładąc się na plecy położył nogę na biodro wroga celując poniżej jego środka ciężkości i przerzucił nad sobą wypychając mocno poza wyspę. Miał nadzieje, że ciągnięty przez linkę przymocowaną do szyi spadającego runie przez szyk wroga rozganiając, lub przewracając innych po czym sam spadnie.
Sylvari wstał jednym skokiem i wykonał kolejny krok cieni wyciągając krótkie miecze i zaatakuje łuczników tak, żeby nie stać na lini ognia od własnych oddziałów. Jak któryś z mordremów będzie chciał przeciąć linkę lub w inny sposób pomóc ciągniętemu skupi się na nim.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Popielec słysząc wołanie Aksumanun, prychnął - Pomyliłaś mesmerów, kochana. Mesmer oceniał sytuacje, wiedząc, że nie ma za wiele czasu. Widział kilka osób wyskakujących do ataku w stronę łuczników, walke Mariusa z przeciwnikami i kilka osób ruszających mu z pomocą. Inferno upuścił oba miecze z dłoni, rozluźnił postawę, skupił się na łucznikach i przygotował się do tworzenia klonów. Z braku innych możliwości Popielec stworzy kilka klonów na materiał dla bariery ochronnej, a potem będzie tworzył fantomy jak najszybciej i jak najwięcej, by to one przyjęły pociski, a nie on sam, czy jego towarzysze.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Aksumanun wylądowała na większości oczyszczoną wyspę i gromadziła moc koło siebie. Jej ciemne włosy falowały i wiły się w rytm przepływu energii. Udało jej się jej związać w sobie całkiem sporo, jednak z sobie tylko znanych powodów zwlekała z jej uwolnieniem. Otoczyła się nagle ochronna bańką energii, która miała zapewnić jej względne bezpieczeństwo.

Zlata dotarła w zamierzone miejsce i rozłożyła swoje ramiona. Jej oblicze mieniło się niczym słońce a pasma jasnych włosów niczym mgła o poranku falowały powoli wokół jej głowy. Stała się oaza spokoju pośród morza gniewu i zniszczenia. Gdy pierwsze pasma energii uformowały się w symbol planet jej magiczna moc zaczęła rozpływać się pośród sojuszników. Jej zachowanie nie uszło zachowania samotnego szermierza, który widząc w niej łatwy cel skoczył na nią z wyciem.
Od wschodu została zasłonięta widmową tarczą Vaeczki.
Pomiędzy kanalizującą swoją moc łowczynią a nacierającym przeciwnikiem stanęła ciemnowłosa Nekromantka. Jej krótki sztylet wydawał się zabawka wobec nacierającego na nią przeciwnika. Była od niego niższa i co najmniej o połowę lżejsza. Dwa przyzwane chowańce rzuciły się na szarżującego z wściekłością sługę starożytnego smoka. Pierwszy został pozbawiony swojego nieżycia niedbałym jakby cięciem. Drugi zbił się szczękami w nogę szermierza. Trzeci uformował się tuż przed atakującym i starał się wskoczyć mordremowi na twarz, został jednak odrzucony. Czwarty chowaniec wpił się zębami w ramię trzymające ostrze. To spowolniło nadchodzący niebłagalnie cios. Vaeczka nie broniła się. Nie chciała parować sztyletem wielkiego miecza, który gładko uderzył z góry. Wykonanne z utwardzanego drewna ostrze spadło na nekromantkę i przecięło skórę od obojczyka poprzez mostek i żebra aż do linii bioder. Ostrze ślizgało się po kościach. Sługa smoka już miał na obliczu zwycięski usmiech gdy zobaczył jak pod wpływem magii Zlaty rana częściowo się zasklepiła a wściekła nekromantka wbiła mu sztylet głęboko pomiędzy płyty pancerza na boku.
Ranna wiedziała, ze pojedynczy cios może nie powalić tak dużej istoty. Przelała sowja moc na swoje trzy poztsałe przyzwane istoty, które czując wole swojej pani zaatakowały ze zdwojona siłą. Kora na dłoni i nodze zaczęła pękać pod atakami ożywionych. Odrzuconemu stworkowi udało się wskoczyć na drzewiasty kark i wpić się głęboko w ciało z którego poprzez sztylet zaczęło ulatywać życie. Vaeczka chłonęła witalne siły raniącego je stwora. Dzięki Zlatej nie czuła bólu od silnej rany na klace piersiowej, która tylko dzięki srebrnookiej nie była śmiertelna. Modrewm zawył i szykował się do zadania ostatecznego ciosu. Zrywał się by w końcowych momentach swojego życia zabić stojąca przed nim kobietę a może i dwie. Jego ciałem raz po raz targały skurcze gdy przywołane istoty wgryzały się coraz bardziej w hego ciało a Vaeczka wysysała z niego życie. Nie dał rady. Miecz wypadł mu z ręki a oczy zgasły. Jakby podkreślając jego los w martwą juz głowę trafiła kula pistoletowa...

Varrus, który z forpoczty miał się najlepiej wyciągnął swoje pistolety i raz za razem posyłał pociski w stronę atakujących wręcz napastników. Gdy w zamieszaniu zastrzelił jednego dobył sztyletów i skoczył atakować wręcz. Rozmazany przez cienie doskoczył do grupy dwóch szarżujących i zaczął zasypywać ich celnymi uderzeniami sztyletów. Wbił swoje ostrze w szczelinę pod pancerzem jednego oponenta, drugi w tym czasie ciał Popielca po plecach. Skórzany płaszcz nie wytrzymał uderzenia, założona pod ubranie lekka kolczuga też nie zdzierżyła uderzenia i jej ogniwa pękły pod jego wpływem. Ostrze dosięgło pleców Varrusa a z rany zaczęła wypływać się krew. Ranny wierszokleta dalej wykonując swój taniec wbił drugi sztylet w raniącego go przeciwnika i zobaczył jak stojący w odwodzie do tej pory ostatni niewalczący jeszcze mordrem doskakuje do niego tnąc poziomo.

Varrus zasłonił się łapą w geście desperacji. Nie poczuł jednak bólu w łapie. Dwie strzały przeszyły powietrze i z głośnym stuknięciem wbiły się pod uniesione ramie mordrema. Ten znieruchomiał gdy poczuł jak groty pocisków ranią jego ciało i spojrzał w stronę Joy jak na kogoś, kto zabrał mu upragnioną chwałę. Varrus wykorzystał ten próżny ze strony napastnika gest i rzucił się na niego. Przygniótł przeciwnika do ziemi i raz za razem wbijał swoje sztylety w lezące pod nim ciało. Jego własna krew mieszała się z żywicą wypływającą z ran po jego ciosach. O dziwo nie czuł bólu. Nie wiedział, ze to Zlata blokowała odczuwanie bólu.

Marius odgonił od siebie trójkę szermierzy i trafił jednego ostatnimi centymetrami dwuręcznego ostrza. Stal rozłupała ciało i pancerz i posadziło mordrema na ziemi. Pozostała dwójka już przyskakiwała do egzekutora. Pierwszy padł nagle gdy strzała trafiła go w nogę a w plecy trafiły go cztery trójgraniaste sztylety. Drugi został powalony nagle przez czysta furię. Gdy modrem zadawał cios trafiał w miraż atakującej go postaci. Czerwone włosy rozwiewały się i słychać było dziki ryk, kry topów wgryza się nagle w jego stworzone z roślin ciało. Nie wiadomo kto to tak naprawdę krzyczał. Kolejny cios wybił mu miecz ręki a potem zdziwiona głowa oddzieliła się od ciała. Siedzący i trzymający się za brzuch mordrem patrzył z przerażeniem jak oto przed nim pojawia się jego koniec. Czerwone włosy uniesione wiatrem, czerwony pancerz i wściekłość w oczach było ostatnim co zobaczył. Topór i Mecz opadły na szyję rannego i ubiły go na miejscu. Joy sięgnęła znowu po swój łuk.

łowczyni nie zdawała sobie sprawy, że jej widok był niezwykle przerażający. Nie wiedziała,z e niedaleko za nią otoczona płomieniami Kaeiles formuje wykonany z czystego żywiołu pocisk. Płomienie podświetlały stojącą czerwonowłosą nadając jej iście demoniczny wygląd. Gdy ubiła swojego przeciwnika poczuła jak nad jej głowa przelatuje uwolniony czar. Kaeiles spuściła nagle pocisk pocisk ubijając na miejscu dwóch łuczników a trzeciego zrzucając w niebyt. Elementalistka była wściekła i było to widać. Jej włosy rozwiewane przez jej wysłane promienie wyglądały jak unoszone przez wodę.

Po chwili w grupie zdezorientowanych łuczników wybuchła kolejna niespodzianka. Ponadziewany gwoździami ładunek naszpikował ciała czterech z nich żelazem i jednego rozerwał na strzępy. Jack już wcześniej posłał swoje sztylety na pomoc egzekutorowi i teraz znowu stał przy rannym Varrusie. Przeciwnicy skręcali się próbując wyciągnąć ze swoich ciał powbijane gwoździe.

Red oślepił napastników proszkiem i zaczął strzelać do nich. Udało mu się ubić jednego ranionego przez niespodziankę Jacka łucznika. Potem ustrzelił jednego oślepionego. Zasłonił postrzelonemu przez siebie przeciwnikowi drogę do pulsującej bulwy i wypalił do niego. Teraz postrzały przestawały mieć dla rosłego przeciwnika jakiekolwiek znaczenie. Roślina nie wysysała juz z niego mocy i mógł się w pełni skoncentrować na zabijaniu. Gdy kule raz po raz odrywały kawałki jego ciała yen uniósł swoja dłoń, i skumulował ja w wielki ciemny pocisk mierzący w Reda.

Przed człowiekiem wyrosła nagle kopuła cienistej energii, która wchłonęła pocisk. Subortis przyzwał golema, który ryjąc ziemię i skałę swoimi stopami rzucił się na łuczników. Ci raz po raz szpikowali szarżującego golema swoimi strzałami. Potężne cielsko miało już kłopoty z poruszaniem się i wpadło na swoje cele. Golem spadł z krawędzi wyspy, ale razem z dwójką wrzeszczących mordremów.

Rejtan pojawił się nagle tuż przed parometrowym celem. Jego uderzenie w krocze nie wywarło jednak chcianego przez strażnika efektu. Widział, ze dla celu była to po prostu kolejna rana nic więcej. Gdy uderzał w nogi przeciwnika sam został zdzielony w swoją nogę dużym kosturem. Usłyszał jak stal jego pancerza pęka pod uderzeniem a mięśnie i kości protestują poddając się się sile uderzenia. Mięsień rozerwał się czyniąc lewą nogę bezwładną. Dzięki mocy Zlatej Rejtan nie czuł jednak bólu. Sam odpłacił się uderzeniem w kolano i zniknął nagle zostawiając za sobą pułapkę, która aktywowała się i poraniła uszkodzone kończyny przeciwnika, który padł z łoskotem na ziemię. Ranny strażnik teraz dopiero poczuł że jego własna kończyna jest w kiepskim stanie. Resztki jego własnej mocy nie mogły go wystarczająco podleczyć.

Pozostali przy żuciu łucznicy stali się celem zmasowanego już teraz ataku dwójki radnych i siostry jednego z nich. Błyskawica Raveli przeskakiwała pomiędzy poranionymi, oślepionymi i zdezorientowanymi łucznikami. Klony Inferna raz za razem wyłapywały strzały pędzące w stronę członków Aiwe i uderzały w strzelających coraz mocniej.
Ravael doskoczył do łuczków i powalił jednego a stojącego po drugiej stronie wyspy trafił linką zakończoną pociskiem nad sobą zobaczył nagle potężne oczy, które wpatrywały sie w wysokości na niego po czym przeniosły wzrok na pulsująca bulwę....
.... obok ogrodnika wyrosły trzy strzelające kolcami rośliny. Kręciły kwiecistymi zakończeniami w poszukiwaniu celów. Poruszały się szybko, gwałtownie jakby przeczuwały coś strasznego. W tym czasie inne nasiona noszone przez ogrodnika wspomagały jego działanie. Korzenie ukochanych przez Owiala roślin wplatały się w jego ciało, karmiły się energię ogrodnika. Gdy spojrzał na członków Leth mori Aiwe wzrost nagle przyspieszył. Korzenie roślina napędzane uczuciami, jakimi Owial je darzył wbiły się głęboko w skałę podłoże tuż pod pulsująca coraz szybciej bulwę. Owial wraz z roślinami zaczął świecić błękitnym światłem.
W tym czasie trzy w pełni uformowane kwiaty skierowały się na największy cel jaki znalazły - na wijącym się cielsku Mordremotha. Ostre nasiona z wielką siłą uderzały raz po raz w drzewiaste cielsko kolosa. Wyrywały wielkie kawały drewnianego cielska. Rośliny nie oszczędzały się. Z każdym wystrzelonym nasionem traciły część siebie.
Ogrodnik i wspomagające go rośliny otoczyły szczelnie zasadzona przez sługi pradawnego smoka roślinę...
Nagle czas dla wszystkich zatrzymał się. Korzenie bulwy podwinęły się i wyrwały ze skały odłączając się od strumieni energii, więdły od końcówek do samego centrum jak lont zbliżający się do ładunku. Gdy rozkład dotarł do wnętrza kuli jaka wytworzył ogrodnik cała wyspa zatrzęsła się. Na jej powierzchni pojawiły się pęknięcia. Do błękitnego światła emitowanego przez magią Owiala dołączyła czerwień uwalnianej energii. Pnącza zaczęły dymić i wyginać się. Widoczna twarz ogrodnika wykrzywiła się w grymasie bólu i skupienia zarazem. W paru miejscach siła uwalnianej przez magiczna eksplozję energii zaczęła przebijać się przez osłonę. Twarz Owiala nagle zmieniła wyraz i stała się skupiona. Nie widać było teraz w nim wystraszanego ogrodnika, ale potężną istotę, która walczy do samego końca. Oczy Sylvari zaświeciły się niebieskim światłem a usta uformowały triumfalny uśmiech, gdy jego roślinne ciało zatkało powstające szczeliny.
Nagle oblicze Owiala zmieniło się. Zamiast niebieskiego blasku jego oczy zmieniły się w czerwone węgle a z ust wydobył się płomień, gdy energia magicznego wybuchu przedarła się przez uformowane osłony ogrodnika. Wypalona głowa opadła na pierś ogrodnika. Wszystko zaczęło więdnąc szybko. Plujące kolcami kwiaty powoli opuściły swoje głowy w stronę swojego stwórcy. Czerwono - białe płatki opadły na twarz ogrodnika, gdy rośliny zaczęły usychać. Roślinna skorupa dymiąca ze środka straciła swój blask i wyglądała jak spalony pożarem las w którym widoczne było poskręcane i spalone ciało ogrodnika Leth mori Aiwe...

Obrazek

siła tąpnięcia była tak wielka, że wszyscy zachwiali się tam gdzie stali. Ravael skopał ubitego łucznika i dzięki nacierającym raz po raz klonom zrzucił wszystkich łuczników z wyspy. Maił już odpocząć gdy zobaczył jak po niepowodzeniu zniszczenia tej wyspy sam Mordremoth skierował się prosto na nich. Szczęki wielkości karczmy w siedzibie pędziły prosto na centrom wyspy, gdzie stała Zlata.

W cielsko smoka uderzały ataki skierowane przez główne siły paktu i sprzymierzonych, które dotarły na inne wyspy. Kule ognia, strzały, błyskawice, kule, strugi ciemnej energii uderzały gęsto po całym ciele. Duża fala sił uniosła się w kominach termalnych i leciała w stronę uratowanej przez Leth mori Aiwe wyspy.

Gdyby ktoś spojrzał na północ zobaczyłby jak pozostawiona samej sobie bulwa wybucha nagle i rozsadza jedną z wysp. Stojące na niej istoty zostały albo zabite na miejscu, albo spadały w otchłań. Tylko nieliczni, mający na sobie lotnie rozpaczliwie starali się uciec.

łeb pradawnego smoka z wrzaskiem opadał prosto w stronę pozbawionej już niemal sił srebrnowłosej łowczyni. Ranna Vaeczka też widziała zbliżający się w jej kierunku łeb, który coraz gęściej targany był eksplozjami pocisków wystrzeliwanych z innych wysp.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dwie sekundy... może nie.

Ravael, wstając natychmiast ocenił czas jaki został do uderzenia Ogromnej paszczy w platformę i przeszukał w głowie na chłodno wszystkie możliwe opcje ...Nic... Odruchowo sięgnął po sztylet, którego do tej pory nie używał, ostateczność, która mogła osłabić jego umysł, więc nie wchodziła w grę w obecności jego stwórcy. Kątem oka widział członków bractwa przygotowujących się na uderzenie. Kolejny raz przeanalizował sytuację, dodał możliwości jakie dawał mu kamień i...


Nic

Nie był w stanie nic zrobić. Smok był już kilka metrów nad środkiem platformy. Sylvari robiąc wydech wykonał krok cienia i pojawił się między Vae a Złatą. Już się nie zastanawiał.
Złapał Vae prawą ręką za ubranie, a lewą mocno chwycił ramie Złatej. Pociągnął do siebie jakby chciał nimi zakręcić i wyrzucić siłą odśrodkową. Zacisnął zęby i powiedział coś cicho lekko się przy tym uśmiechając.
Jego ciało otoczyła magia cieni, ale miała nienaturalną fioletową poświatę. W ułamek sekundy jego włosy jak zapałkę wypalił czarny ogień i sprawił, że stały się śnieżno białe.

Obrazek
"Pchając" je w dwie różne strony platformy. Vae i Złata wpadły w czarno-fioletową nicość otoczone magią cieni... i zostały wyteleportowane na dwa różne skraje wyspy.

Sam, zupełnie wyczerpany, opadł na jedno kolano, najpierw posłał siostrze przepraszające spojrzenie, a potem przeniósł wzrok na zbliżającą się paszcze. Uśmiechnął się pod nosem i do ostatniej chwili patrzył w górę.

Obrazek
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

A
Boli!
Krzyczą.
Cięcia ostrzy.
Grenth dogląda
Już zmarłych duchy.
Varr na płyny spogląda,
Które się pod nim mieszają.
Widoki, co przed oczyma stają
Nie prezentują się dobrze. Wcale
Bólu nie czuje, choć odczuwa, stale
Jak krew z jego pleców strugą po nim
Ścieka, więc tak szybko, jak wroga dobił
Znika w cieniu, próbując leczyć rany swoje
Ucieka przy tym z ów miejsca, aby znowu boje
Zacząć, mając nadzieję, że rany już się zaleczyły
Patrzy, gdzie być potrzebny może. Waży swoje siły
Aby wspomóc towarzyszy swoich, patrząc, jak może
Pomóc w walce. Wtem widzi, jak łeb ogromnej potworze
Opada z siłą wielką kierując na wyspę, gdzie są, by uderzyć
W nią, co może ich żywot niechybnie zakończyć. Wciąż wierzy,
Że ktoś rozkaz wyda rozważny, dzięki czemu wyrwą się z opresji.
Chce pomóc zabić smoka. Ranny, w płaszcz odziany, pełen agresji
Cienia krokiem chcąc uskoczyć w miejsce nieco bardziej bezpieczne
Rozejrzał się, aby sprawdzić, gdzie są lotnie. Kto wie? Może jeszcze
Przydadzą się do czegoś? Spojrzał raz jeszcze na łeb owego smoka
Pędził wciąż nieustannie, bo co, gdy ta pradawna i wielka wywłoka
Rąbnięciem pośle ze sobą falę uderzenia lub podmuch powietrza?
Szukać począł schronienia, coby w ten sposób móc przetrwać
Widział towarzyszy strudzonych walką i poświęcenie Owiala
Miał nadzieję, iż reszcie, jemu też uda się pozostać z dala
Od złego, co zdarzyć się może... I znów krokiem cienia
Ruszył w okamgnieniu, słuchał, czy jakieś polecenia
Się nowe nie pojawią. Kiedy zamknął na chwilę
Oczy, by nimi mrugnąć, wystarczyło tyle
Aby życie sobie całe przypomnieć.
Ukrył się. Słuchał. Czekał.
Wypalił...
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Widząc, ze Rav już zainterweniował zagryzł mocno zęby. Sam wbił mierz w skalę pod sobą by mieć się czego złapać, sięgnął po Joy, by ona tez mogła użyć jego jako podpory i osłony przed falą uderzeniową. Gdy paszcza smoka podnosiła tumany kurzu zasłonił oczy. Chciał patrzeć na to co się stanie z Ravaelem, ale było zbyt późno by zrobić cokolwiek.
Sięgnął wgłąb siebie. Wachał się przez pół uderzenia serca.
Czuł obecność Joy obok siebie. To dodawało mu otuchy i sił. Wyrwał miecz z ziemi.
Gdy uniósł głowę czerwone oczy płonęły. Spojrzał na Joy i skinał jej lekko głową. Teraz. Miał mówic ten prosty gest. Teraz Wszystko!

Miał przed sobą głowę Mordremotha. Uwolnił nagromadzoną złość i rzucił się w stronę masywnego cielska. W takcie skoku schował miecz na plecy i zasypał cielsko potwora wspomaganymi magia uderzeniami swoich dłoni.
Całe ciało pokrywał teraz magiczny płomień czystej furii. Każdy cios zadawał w jedno miejsce chcąc przebić się przez pancerz smoka.
Gdy tylko to przestało wystarczać sięgnął po miecz i dalej pompując w swoje ciało magię uderzał w pancerz, który jak miał nadzieję naruszyły jedno wcześniejsze uderzenia.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Nie miała czasu na rozglądanie się, widziała tylko ruch Mariusa. W momencie gdy głowa smoka niebezpiecznie zbliżała się do miejsca gdzie jeszcze przed chwilą byli Złata i Vae podjęła decyzję, jedyną którą w tym momencie uznała za słuszną. Uklękła i zamknęła na chwilę oczy, a dłonie skierowała w ziemię mamrocząc pod nosem sobie tylko znane słowa, wszystko to trwało raptem kilka uderzeń serca, a czas dla niej jakby zwolnił. Gdy wstała podniosła lekko rękę, a wraz z jej ruchem od wyspy oderwał się sporych rozmiarów głaz, bardziej przypominający dysk, jednakże zakończony ostrymi odłamkami. Swoją skumulowaną mocą ziemi uniosła głaz na wysokość szyi smoka celując tak, by skała wbiła się w nią, ale na tyle nisko od głowy by nie zranić Mariusa.
Jej oczy zabłysły gdy posyłała skalny dysk kontrolując kierunek pchnięcia.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kobieta obserwowała wszystko jak w zwolnionym tempie. Była naładowana magią niczym mały rdzeń reaktora wzięty wprost z laboratorium jakiegoś szalonego asury. Widząc poczynania Kae, stwierdziła, że mają tylko jedną szansę i trzeba było zrobić wszystko, by ten pocisk wbił się w smoka z odpowiednim przyśpieszeniem. Wyciągnęła przed siebie oba miecze. Widać było jak magia kumuluje się, wzrasta i tworzy bańkę eteru wokół elementalistki. Całe ciało mesmerki promieniowało, włosy uniosły się, a z nosa pociekła stróżka krwi. Rzeczywistość dla Kae jakby zwolniła dwukrotnie, wszyscy nagle stali się niezdarnie, nieskończenie powolni, hałas walki rozciągnął się w długi kakofoniczny, groteskowy glut w jej uszach.
- Teeeeraaaaaz! - Aksumanun zassała powietrze w płuca i krzyknęła z całych sił. Kae miała wrażenie jakby ten rozpaczliwy krzyk mesmerki trwał niczym norn przy beczce piwa. W nieskończoność. Utworzony pocisk leciał z perspektywy elementalistki wedle jego maksymalnych możliwości. Wszystko działo się w swoim tempie. Tak się jedynie będącej pod wpływem iluzji Kae zdawało. Dla reszty świata kamienny talerz utworzony właśnie mocą magii ziemi nagle śmignął w stronę smoka niczym na dopalaczu. Zaczął się bowiem poruszać dwukrotnie szybciej w stosunku do reszty otoczenia. Całość tej akcji liczyć można było w sekundach. Jeśli tylko dysk trafił cel, mesmerka opuściła miecze jakby ważyły po tonie każdy. Oddychała spazmatycznie, a na nogach utrzymywały ją w tym momencie jedynie i aż, adrenalina oraz silna wola życia.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Starała się utrzymać swoją magię jak najdłużej. Szczególnie, gdy widziała jak Vaeczka walczy w jej pobliżu, dbając nie tylko o własne ciało, ale i o ciało druidki. Z czasem jednak astralna skóra otaczająca Srebrnooką zaczęła słabnąć, a kobieta, widząc śmierć jednego ze swoich towarzysza uważała, że choćby dla niego, reszta powinna przetrwać, ponieważ uratował im życie. Zrzucając z siebie resztki magii, która i tak już była słaba, planowała uciekać na skraj wyspy. Planowała, ale niestety jej plan nie mógł zostać wprowadzony w życie, ponieważ pewien mądry mężczyzna podjął bardzo szaloną i głupią decyzję. Nie było czasu i siły, by się szarpać. Nie minęło kilka sekund, a Zlata znajdowała się na skraju wyspy, całkowicie wyczerpana, wyssana ze swojej magii. Padając na kolana, rzuciła w stronę Ravaela niedowierzające spojrzenie, w którym oprócz smutku kryła się prawdziwa złość. Gdyby tylko mogła coś zrobić, a nie przypatrywać się w bezsilności. Gdyby miała chociaż trochę więcej siły, sama pobiegłaby bezmyślnie w jego stronę, biorąc na pierwszy plan uczucia, a nie rozsądek. Czuła jak serce jej pęka coraz mocniej z każdą kolejną chwilą, w której paszcza Smoka znajdowała się coraz bliżej Ravaela. Zrobiła jedyną rzecz, którą mogła. Ostatkami sił sięgnęła do pasa, przy którym miała sztylet naznaczony znakiem cienia Radnego i głęboko nacięła nim swoją dłoń, przekładając ostatki wiary na to, że szampierz poczuje, że jest ranna i skoczy do swojego znaku jak kiedyś...
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości