Pogodny wieczór nastał w Lion's Arch. Miasto tętniło swoim szybkim rytmem. Handlarze zaczęli powoli zbierać swoje towary i zamykać stoiska. Ludzie zbierali się do domostw, a niektórzy rybacy wyruszali na nocne połowy. Latarnicy chodzili od latarni do latarni rozświetlając miasto niesamowitym blaskiem. Mimo, że nastawał zmrok nie całe miasto udało się na spoczynek. Pobliskie karczmy, damy zabaw, kasyna tętniły życiem. Zza przymkniętych drzwi wydobywały się dźwięki skocznych melodii, uderzających o siebie kielichów i radosne śpiewy.
W jednej z tych karczm bawiła się Iris. Razem z grupką najemników wesoło pląsała na parkiecie. Jej zgrabne ruchy wprawiały w podziw nie jednego towarzysza, dziewczyna nie zwracała jednak na to specjalnej uwagi. Dobrze się bawiła i to się dla niej liczyło. W pewnym momencie usłyszała z oddali odgłos tłuczonego szkła. To przy jednym stoliku świętowano jakieś zwycięstwo, poprzez stłuczenie pustych kieliszków. Dziewczyna początkowo nie zwróciła na nie uwagi, kiedy jednak rytuał powtórzył się po raz kolejny, na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Ku smutkowi zebranych dookoła niej, stanęła ukłoniła się parę razy i przeciskając się przez tłum wyszła na zewnątrz karczmy.
Ciepłe wieczorne powietrze od razu w nią uderzyło. Uśmiechnęła się zatem i rozłożyła ręce zamykając przy tym oczy. Chwilę stała tak przyjmując powiew i samej przenosząc się w miejsce radości, szczęścia i ukojenia, które często sobie wyobrażała. Gdy uczucie bezpieczeństwa wreszcie minęło nadszedł czas na rozmyślania.
Minął już tydzień, ona jednak nie mogła powstrzymać swojej ciekawości. Pytania: co to było i jak to w ogóle się wydarzyło ciągle ją nurtowały. Nie wiedziała co robić, jednak jej wewnętrzne ja, podpowiadało jej, że nie może pozostawić tych pytań bez odpowiedzi. W końcu spojrzała na jakiś punkt w oddali miasta i głośno powiedziała sama do siebie, -
Koniec! Nadszedł czas na działanie. - Westchnęła głęboko i jeszcze raz postanowiła się zastanowić.
Magia, ta która zawodziła, ta która nigdy nie była całkowicie poznana, jednak ta która stanowiła jej jedyną osłonę. Ona musi być zarazem pytaniem, jak i odpowiedzią. To ona jest przewodnikiem, jak i trudnościami, które trzeba pokonać. Mocno chwyciła łuskę, którą trzymała przy pasie i jeszcze raz tym razem głośniej powiedziała. -
Magia, to ona mnie poprowadzi. - Wypuściła z uścisku łuskę z Sanktuarium Zefirytów i ruszyła do Deborhy, do miejsca zamieszkania. Przed jakimkolwiek wyzwaniem należało się wyspać. Z nikłego doświadczenia wywnioskować można było tylko jedno. jeżeli szukasz pytań zawsze znajdziesz je w siedzibie. Właśnie tam, z samego rana wyruszyła Iris...
Magia. To jedyny właściwy wybór w tej historii. Tajemnicza, niepoznana, a czasami i mroczna. Nadnaturalna, dlatego to ona zdoła okiełznać nadnaturalność...