Ucieczka z Lwich Wrót

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Rozczos przebywała w Lwich Wrotach już jakiś tydzień. Ostatnio nie narzekała na brak roboty i teraz odpoczywała. Zawsze wynajmowała tę samą izbę w gospodzie nieopodal rynku. Zaprzyjaźniła się nawet z karczmarzem, który był bardzo serdecznym Popielcem. Czasem nawet wynajmował jej kwaterę po trochę niższych cenach.

Teraz siedziała w swoim pokoju - małej izbie z łóżkiem, biurkiem, szafą i oknem z widokiem na Morzę Smutków. W kwaterze panował typowy dla niej bałagan. Na łóżku, w nieładzie, leżała jej zbroja a w kącie pokoju walały się gdzieś od niej buty. Jej torba podróżna wisiała na wieszaku przy drzwiach a łuk i miecz leżały wsparte o ścianę obok biurka. Rikki leżał i przytrzymując łapami mięso Moa odgryzał sobie po kawałku. A Rozczos... siedziała przy biurku i pisała w swoim pamiętniku. Właściwie usiłowała. Obok miała karafkę z piwem korzennym i piersiówkę. Tak szczerze to miała już dość picia tego cholernego eliksiru. Perspektywa dalszego życia jako emocjonalny beton wcale jej się nie uśmiechała. Ale cóż... Nadal nie znalazła sposobu żeby jakoś sobie z Nią poradzić.

♫ Liquid Cinema - Deimos (David Edwards - Epic Choral Action) ♫

Rozczos podniosła lekko wzrok wciąż opierając głową na dłoni. Za oknem już zmierzchało. Siedziała tak już od południa, ale nie napisała w pamiętniku więcej niż kilka zdań. Nie mogła jakoś zebrać myśli. Nalała sobie trochę piwa do kubka i wypiła nadal tępo patrząc za okno. Coś się zaczęło dziać. Na niebie pojawiły się statki podniebnych piratów. Chwile później zaczęła się jatka. - Rikki zwijamy się! - Rozczos gwałtownym ruchem podniosła się przewracając krzesło. Z ulic dochodziły już krzyki i jęki mieszkańców. Sylvari w pośpiechu zaczęła się pakować. - Torba... Pamiętnik... - Biegała po pokoju wrzucając do toby co potrzebniejsze rzeczy. Zdążyła założyć też buty i rękawice. W jej uszach zabębnił ogłuszający huk wybuchu i roztrzaskiwanego drewna. Dach gospody się zawalił.

Obudził ją dźwięk skamlącego Rikkiego i potworny ból w prawym przedramieniu. Ryś starał się ją ocucić liżąc po twarzy. Jakimś cholernym cudem udało im się przeżyć. Zakaszlała. Wszędzie był gryzący oczy i płuca dym. Rozejrzała się półprzytomnym wzrokiem. Jej ręka prawa ręka była przygnieciona belką nośną dachu. W dodatku była przekręcona pod dziwnym kątem. - Cholera... - Wysapała. Nie było czasu. Musiała się stąd wynosić i to szybko. Zaparła się nogami o belkę która przygniotła jej rękę i z całej siły ją odepchnęła starając się wyciągnąć kończynę. Z bólu aż pociemniało jej przed oczami. - W mordę! - Krzyknęła na cały głos. Pozwoliła sobie chwile poleżeć i zwijać się z bólu. Wstała i rozejrzała się po pokoju który już zaczął zajmować się ogniem. Dziękując szczęściu torba była nietknięta. Założyła ją. Obok biurka powinny być jej bronie. Tak... Powinny... Łuk też był... W dwóch częściach. Tyle dobrego, że miecz chociaż był nietknięty. - Dobra, uciekajmy. - Wysapała. Otworzyła drzwi i zbiegła po zasypanych gruzem schodach na dół. Przy barze leżały dwa ciała. Jedno należało do jakiegoś Asury. Drugie miało przebitą szyję odłamkiem drewna... Należało do znajomego Karczmarza. Rikki zaskomlał żałośnie. - Ku@#a! - Liczyła na to, że Popielcowi uda się przeżyć. Ale nie mogła mieć teraz czasu na żale.

Wybiegła przez gospodę. Gdzie mogła uciec? Droga do Gendarran była zbyt długa, na Bloodtide Coast również. Morzem? - Morze! Podobno gildia ma od niedawna okręt. Może jeszcze nie odpłynęli. - Wyszeptała i ruszyła biegiem podtrzymując połamaną rękę. Biegła patrząc na piekło wokół siebie. Pierwszy raz od dawna była przerażona. Zaraz? Eliksir przestawał chyba zdawać. Kiedy tylko to sobie uświadomiła w jej głowie rozległ się znajomy, okrutny, żeński głos. - Uuu... Ładnie tu! Mmm... Ten widok budzi tyle dobrych wspomnień. Nie uważasz? - Rozczos sięgnęła zdrową ręka do kieszeni torby. Piersiówka! Nie było jej! - Ooo! - Głos w jej głowie jęknął z udawanym żalem. - Czyżbyś o czymś zapomniała? - Spytała prowokacyjnym tonem. - Stul pysk i siedź cicho. Kiedy tylko się wydostanę pierwsze co to... -
- To co?! - Wykrzyczała strasznym głosem. - Znowu wypijesz swój magiczny specyfik i z robisz z siebie zimną emocjonalnie sukę?! - Rozczos i Rikki nadal biegli. Głos chwilowo ucichł. W oddali widziała podniebnych piratów i toksyczny sojusz. Lwia Straż próbowała z nimi walczyć, ale przewaga wroga była zbyt duża. Krzyk ludzi. Budynek obok wybuchnął a fala uderzeniowa cisnęła ją i rysia kilka metrów dalej. Odłamki pocięły jej ciało. Koszula i spodnie szybko zafarbowały miejscami na złoto-czarny kolor. - Rikki w porządku? - Wysapała zmęczona usiłując wstać. Na szczęście zwierzak nie licząc kilku krwawiących ran był cały. Wstali i ruszyli dalej. Do portu był jeszcze kawałek. - Co to to nie! - Głos w jej głowie odezwał się spokojniejszym głosem. - Póki mam czas mam zamiar cię... Podręczyć. - Dodała po chwili chichocząc złowróżbnie.

Widziała już port. Ratunek był niedaleko. Po ulicy walało się mnóstwo ciał. Ciągle słyszała jej głos w głowie. Nuciła sobie coś beztroskim głosem. Nagle z wody wyskoczył Krait z Toksycznego Sojuszu. Odwrócił się w stronę Rozczos i zasyczał rzucając się na nią. Sylvari ledwo zdążyła wyjąc miecz z za pleców i sparować atak miecza Kraita. Stwór nie dawał jej odpocząć i atakował z furią zmuszając ją do ciągłego parowania ataków. - Nie wyrobię tak długo. Z jedną ręką nie dam rady walczyć. - Przemknęło jej przez myśl. Tymczasem Ryś rzucił się na Kraita chwytając zębami jego szyję. Zanim Rozczos zareagowała ten zrzucił z siebie zwierzaka ciskając nim o pobliskie skały. Rikki leżał w bezruchu. Rozczos czuła jak wzbiera w niej wściekłość. - Daj mi! Daj mi! - Usłyszała ponownie znienawidzony głos. Teraz brzmiała jak małe dziecko proszące o zabawkę. - Co ci mam dać? Siedź cicho i daj mi się skupić. - Powiedziała idąc do tyłu i obserwując syczącego Kraita. - Zamknij się i patrz! - Rozczos poczuła jak traci panowanie nad swoim ciałem. Zupełnie jakby ktoś odsunął ją od sterów. Czuła się teraz jak widz.

Ciało Rozczos stanęło a na jej twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech. - Zabawmy się. - Rzucił ten sam głos który przed chwilą Rozczos słyszała tylko w swojej głowie. Jej oczy zaszły po chwili czernią a tęczówki zrobiły się całkiem żółte. Szybkim ruchem rzuciła się w stronę swojego przeciwnika. Pomimo bólu chwyciła miecz oburącz. Walczyła jak w berserku. Zepchnęła Kraita do defensywy ignorując wszelkie rany. - Co ty do cholery robisz?! Zabijesz nas! -
- Muszę się wyszaleć! - Krzyknęła chichocząc. Kręciła się wykonując chaotyczne półobroty i tnąc na oślep. Potwór zaatakował cięciem z góry. Zupełnie jakby chciał przeciąć ją na pół. Chwyciła go za nadgarstek tak, że jego miecz zranił jej bark po czym bezpardonowo odcięła mu rękę poniżej łokcia. Krait począł krzyczeć i wić się w spazmach bólu obryzgując wszystko posoką z kikuta. Oparła sobie miecz o ramię i parsknęła przygważdżając go butem do gleby. - Zdychaj. - Rzuciła tylko przebijając go mieczem na wylot. Rozczos poczuła jak wraca do swojego ciała. Jej oczy również wróciły do pierwotnej formy. Czyżby sama oddała jej władzę? Głos w głowie zaśmiał się. - Ooo... To jest to. Już dawno nie miałam takiej swobody działania. - Stwierdziła z głosem kipiącym od przyjemności. Rozczos patrzyła chwilę na zmasakrowane ciało Kraita. Potrząsnęła głową odganiając od siebie wszelkie myśli. Schowała miecz za plecy i pobiegła do Rikkiego. Zwierzak ruszał się. - Wstawaj mały. Już niedaleko. - Klęknęła obok rysia i pomogła mu wstać.

Na statku było już kilka osób. Ledwo tam dotarła. Sposób walki Tamtej spowodował taki ból ręki, że ciemniało jej momentami przed oczami. Pomost był w rozsypce. Z ogromnym wysiłkiem przeskoczyła z jego resztek na pokład padając jak długa. Chwilę później dołączył do niej Rikki. Oparła się o burtę statku. Była w miarę bezpieczna. Na pokładzie było kilku cywili. Wszyscy bez wyjątku przerażeni. Widziała już te wyrazy twarzy. Kiedyś. Dawno. Wracały nocami. Gdzieś tam mignęła jej sylwetka Saloai. - Dlaczego to zrobiłaś? - Spytała uciekając wzrokiem na krwawą łunę na niebie. - Ha! Zupełnie jakbyś nie wiedziała. - Odrzekła znów tym prowokacyjnym tonem. Rozczos parsknęła. - Taa.. Pewnie powiesz, że to też Twoje ciało. - Głos w głowie ryknął gromkim śmiechem. Zupełnie jakby opowiedziała przedni żart. - Idiotko! Mówiłam ci przecież... Musiałam się wyszaleć!
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Prąc przed siebie, nie musiała się oglądać by spamiętać drogę do własnych rzeczy. Ubrania schowała w jednej ze skrzyń, do połowy wypełnionej workami z mąką. Nie musiała zapamiętywać drogi, miała ją w pamięci, dlatego też nie mogła się zgubić w Lwich Wrotach nawet w tak parszywych warunkach, znała je na wskroś, musiała. Miała tu bowiem parę swoich skrytek, które w obecnej chwili były najpewniej w szczątkach, ale o tym nie myślała za wiele.. Po co rozżalać się na zapas kiedy problemów jest aż nadto. W każdej chwili mogła trafić na piratów podejrzliwie łypiących jej w oczy, w każdej chwili mogli ją dorwać mieszkańcy miasta, albo co gorsza jego obrońcy. Nie chciała doprowadzać do niepotrzebnych strzelanin, nie miała w tym większego celu, ale zrobiłaby wiele by przetrwać. Mogła myśleć co chciała, popadać w pseudo depresję, ale i tak wyuczono jej głupich odruchów przetrwania. Czasami czuła się jak te szczury, albo karaluchy. Oba przetrzymają wszystko, oba zrobią wiele byle tylko przeżyć, nawet gdy zostają już bez szans.
Dalsza droga była już znacznie spokojniejsza prócz paru małych problemów. Natknęła się na większą grupę piratów, nie chcąc jednak ryzykować, wolała przeczekać chowając się za rogiem. Fakt faktem miała na sobie typowy dla nich strój, ale póki nie dostanie się na sterowiec, nie powinna pokazywać się tym parszywym przestępcom, zwłaszcza, że sama była ranna a jej ubranie wciąż pozostawało brudne od rdzawych plam. Tylko patrzeć jak zaczęli by ją wypytywać skąd je ma i dlaczego odłączyła się od grupy, co robiła poza nią i najlepiej czemu w ogóle nosi nie swój karabin.. Dlaczego jej ubranie jest za duże etc etc. Wychyliła się nieznacznie trzymając broń w pogotowiu, ruszali z miejsca w stronę centrum i cholera jasna.. Tam właśnie był jeden z najbliżej usytuowanych sterowców.. Nie słyszała jednak co mówią bo choć krzyczeli, wyłapywała jedynie bełkotliwą kakofonię przecinającą się nasilającym dźwiękiem tego przeklętego piasku. Czyżby szykowali coś na jednej z plaż? Odruchowo spojrzała w lewą stronę wprost na majaczącą w oddali platformę wiertniczą. To ona wyłaniała się z chmur tak długo i to ona wydawała ten irytujący i bolesny dla uszu dźwięk.
-Co to do diaska..
Skomentowała marszcząc nieładnie nos. Widziała ją już wcześniej gdy zwiewała przed tamtą dwójką, ale ani razu nie przeszło jej przez myśl by przystanąć i przyjrzeć się temu cudowi techniki. Czemukolwiek była przeznaczona, Koral miała nadzieję, że nie ma tam Scarlet i nie będzie musiała się wdrapywać na górę by to sprawdzić. Przełknęła z wyraźnym trudem ślinę, a raczej próbowała.. Suchość w gardle przytłaczała a pył i dym powoli wdzierały się w jej płuca. Nie miała maski, nie miała też hełmu o którym tyle słyszała. Jeszcze trochę i padnie tu jako żywa a całą misję diabli wezmą. Najgorsze, że.. Nikt nie zapłacze. Z zadumy, rudowłosą wyrwał odgłos śmigła tuż nad głową. Aż skuliła się czując jak serce podchodzi jej do gardła. Zamarła w bezruchu na dobrą chwilę patrząc jak śmigłowiec powoli acz dość chwiejnie wymija ją. Leciał blisko nad ziemią aż zniknął w chmurze dymu. Dziewczyna aż przysiadła słysząc rozlegający się huk, dokładnie z miejsca w którym zniknęła maszyna. Awaria? Zestrzelili go? Zacisnęła palce podtrzymujące ciężki karabin a gdy rozglądanie się po tym pogorzelisku nie dało za wiele, ruszyła w stronę rozbitej machiny. Może uda się coś wykombinować nim zejdą się psy.. Znaczy.. Piraci. Czuła jak powoli pocą jej się dłonie, naprawdę.. Przyznawała to sobie po raz setny tego dnia, nie czuła się komfortowo, tak rozkojarzonej siebie nie widziała od lat. Uniosła broń, przybierając mocno zgarbioną pozę truchtając przed siebie. Sterowiec z centralnej części Lwich Wrót powoli zawracał w ich stronę. Na to przynajmniej się zanosiło.. Dobrze.
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Minęło już dobre kilka minut odkąd mężczyzna zasiadał na dachu jednego ze zrujnowanych domów i obserwował z włączonym nadajnikiem rejon upadku śmigłowca. Przyglądając się tym samym mijającym okolice pojedynczym uchodźcom oraz grupką piratów przez lunetę karabinu. Lokalizacja kryjówki w której wyczekiwał właśnie na przybycie nowego środka transportu, była niemal idealnym stanowiskiem strzeleckim. Z niemal każdej strony dach otaczały albowiem płomienie oraz stromy gruz, co nie umożliwiało zajście go od tyłu bądź z boku. A jedyna droga jaka prowadziła do tego miejsca, rozciągała się przez zwalony sąsiedni budynek, który opadał na dom na którym sam się znajdował. Oczywiście Nuke odpowiednio ją zaminował, by czasem przez chwile nieuwagi nie skończyć jako stały element okolicy.

Aż w końcu ujrzał Ją. Miała całkiem ciekawą figurę i zaintrygowała go faktem, że poruszała się w tym miejscu sama. Co nawet jak na średnio rozgarniętą piratkę było czymś podejrzanym i nie na miejscu. Zwiadowca? Być może. Choć równie dobrze, może być niedobitkiem z jakiegoś oddziału. Jej oblicze pozostawało jednak dla niego dość długo zagadką, gdyż nawet mimo sporego zbliżenia jakie dawała luneta broni, dziewczę zdawało się unikać jak ognia sposobności spojrzenia w kierunku w którym była zwrócona. Ale w końcu to uczyniło. A wtedy Rosenberg zamarł na chwilę w bezruchu wpatrzony w te jakże znajome oczy i rysy twarzy. Co Ty tu robisz Koral i czego nie zrozumiałaś w moich słowach "trzymaj się od lwich wrót jak najdalej"? W pewnej chwili najemnik przyłapał się nawet na tym, że wpatruje się w nią zbyt długo i zaczyna odczuwać coraz bardziej kłopotliwe emocje na widok znajomej kochanki. Powinienem Cię zabić i zakończyć to szaleństwo tu i teraz. Ale nie mogę...nawet mimo świadomości, że wyszło by mi to na dobre. Doprowadzisz mnie w końcu do grobu Koral przez to jaką fascynacje we mnie wywołujesz. Jego rozmyślania jednak przerwał odgłos zbliżającego się sterowca w kierunku którego mężczyzna momentalnie przeniósł wzrok. Widzę, że Scarlet postanowiła przysłać kawalerie. To miło z jej strony. A potem gdy powrócił lunetą do osoby skradającej się dziewczyny momentalnie dostrzegł, że za jej plecami kręci się czterech podkradających do niej drągali z fioletowymi chustami na ramionach. Nuke rozpoznawał ten symbol, który oznaczał, że byli członkami jednego z gangów z lwich wrót i po części imponowało mu, że takie śmiecie przeżyły aż tak długo w tym miejscu. Gdy jednak jeden z członków grupy spróbował wymierzyć pistoletem w plecy kobiety. Najemnik momentalnie zogniskował celownik na jego głowie i pociągnął za spust. Tłumik robił swoje wyciszając wystrzał z broni, ale odgłos padającego na bruk ciała wystarczył, by Koral zorientowała się w sytuacji. Teraz chowając się za jedną ze ścian i rozpoczynając z dwójką regularną strzelaninę. Dwójką ponieważ jej "anioł stróż" prędko wyeliminował celnym wystrzałem kolejnego "amanta" który zapragnął jej życia. Ona jest tylko moja. Agentka także nie próżnowała i nim najemnik przeładował dość szybko jednostrzałową broń, nawet mimo sporej wprawy. Koral pozbyła się ostatniej pary napastników i teraz z tego co widział ponownie obserwujący ją człowiek, chowała się i nasłuchiwała. Zapewne wyczekując na kolejnych przeciwników. Hans musiał więc działać szybko. Co zaowocowało tym, że po dokonaniu rozpoznania pola bitwy. Ujął pewnie broń w dłoń i ruszył w pochylonej pozie wzdłuż muru z gruzu prowadzącego do sąsiedniego budynku. Mając w zamiarze spotkać się w cztery oczy z "niedoszłą piratką".

Zejście na dół i zakradnięcie się pod mur przy którym stała zajęło mu dobre kilka minut. Po tym jak usłyszał odgłos odbezpieczanej broni uświadomił też sobie, że chyba jego ulubiona znajoma mimo jego starań usłyszała jak się zbliżał i szykuje mu obecnie bardzo gorące powitanie. Nie miał zamiaru więc czekać na chwilę gdy sama wpadnie do niego i spróbuje go zabić. Odzywając się z razu pełnym sielskiego humoru głosem, dość naturalnie jak dla siebie brzmiącym i przez nią raczej rozpoznawalnym. W czym pomagał obecnie brak hełmu środowiskowego, jaki doczepił do pasa.

- Zawsze uważałem cię za gorącą i pełną namiętności kobietę...ale jeśli tęskniłaś i miałaś nieodpartą ochotę by się do mnie czym prędzej dobrać, nie musiałaś zaglądać w tym celu aż do samego piekła...wysłanie listu na mój adres prędzej czy później sprawiłoby, żebym się sam do ciebie pofatygował. Skoro jednak już mnie odwiedziłaś i nie masz innych planów. Niebawem przylatuje po mnie prywatny śmigłowiec i tak się składa, że znajdzie się w nim miejsce dla dwojga. Co więc powiesz na wspólną randkę?
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dom w który niefortunnie wbił się śmigłowiec, nie był najlepszym miejscem do przebywania. Chciała sprawdzić jedynie stan maszyny, ewentualnie zgarnąć po drodze pilota. Świadoma tego, że w helikopterze najprawdopodobniej było więcej niż jedna osoba, przeszukała okolicę znajdując tylko poturbowane i postrzelone ciało pilotującego. Huczący zewsząd ogień, zagłuszył w pewnej chwili kroki zbliżającej się do dziewczyny bandy. Szli od tyłu i nawet gdyby jakimś cudem usłyszała ściszone odgłosy, nawet gdyby zdążyła się odwrócić, niczego by nie dokonała. Nie wiedziała bowiem ilu ich jest i jak są rozstawieni. Wystrzał z dachu, czy raczej odgłos padającego na bruk ciała był dla niej niczym rozkaz W jednym ruchu obróciła się na obcasie niemal przyklękając na kolanku i wycelowała mając już na muszce jednego z dryblasów. Strzeliła. Kątem oka widziała leżące już od paru chwil ciało, ktoś go zabił i to nie zwykłym sprzętem, przecież słyszałaby wystrzał.. Cholera, wszyscy byli obserwowani z daleka, z góry. Nim otrząsnął się kolejny, Koral, poderwała się z powrotem na równe nogi i runęła pod jedną ze ścian. Walnęła o nią ramieniem śląc przeciwnikowi serię z karabinu. Część naboi świsnęła obok celu, gdy jednak zdołała się ustabilizować i uspokoić rękę, podziurawiła jego klatkę piersiową jak sito nim karabin znów się zaciął. Martwy już człowiek w tej krótkiej agonii zacisnął palec na spuście strzelając gdzieś przed siebie. Co zabawne, Koral dostała w nogę rykoszetem. Schowała się pod niewielkim zadaszeniem nie świadoma bezużyteczności trefnego karabinu.
Lada chwila ktoś się zbiegnie, chyba, że strzelano z dachu. Być może tajemniczy snajper był z załogi śmigłowca a będąc rannym schował się i atakował z ukrycia każdego, kto znalazł się w zasięgu lunety, albo.. Miało rozegrać się tu coś ważnego. Czekał na kogoś. Spojrzała wzdłuż ściany, na razie nikt do niej nie strzelał, więc była w bezpieczniejszej pozycji, ale musiała się ulotnić czym prędzej nim czyjś celownik znajdzie jej czoło. Na własne nieszczęście zauważyła, że daszek jak i ściana urywają się ledwo parę metrów od niej zalegając teraz gruzem na ziemi. Nie dobrze, nie wybiegnie przecież na otwarty plac. Gdy po paru minutach podjęła w końcu decyzję, swoją drogą nie koniecznie przyjemną i bezpieczną, poczuła, że ktoś się zbliża. Dosłownie i w przenośni, uniosła broń niemal przytykając do niej zraniony policzek, napięła mięśnie i czekała.. A potem spięła się jeszcze mocniej gdy usłyszała znajomy głos.
„Co on tu robi? Miał być ze Scarlet, mogliśmy się minąć.. Co on robi tu na ziemi? „
-Zabiłeś tamtych dwóch?
Odezwała się nagle jakby obrażonym głosem chcąc zwyczajnie upewnić się, czy na dachu wciąż nie ma snajpera.
-Hans, mam na Ciebie oko. Bez sztuczek.
Jej głos, ku własnemu zaskoczeniu, złagodniał sam z siebie gdy z za rogu wyłonił się znany jej mężczyzna. Cały i zdrowy jakby nie patrzeć a już na pewno w znacznie lepszym stanie niż ona.. Wybrudzona jakąś sadzą, zakrwawiona z przestrzelonym uchem i rozoranym policzkiem, który zdążył już napuchnąć pod warstwą zaschniętej posoki. Nie wyglądała już tak pięknie, ale oczy wciąż pozostawały nienagannie niebieskie.
Raz jeszcze obejrzawszy dokładnie teren z dołu, ruszyli z powrotem do kryjówki mężczyzny. W panującym tu chaosie była wręcz doskonała bowiem mało kto zachowywał na tyle zimnej krwi by szukać po dachach ukrytych snajperów. Koral, odezwała się jako pierwsza gdy przycupnęli obok siebie, mówiła cicho, ale z tej odległości, mężczyzna słyszał ją całkiem dobrze.
-Pójdziesz ze mną do Scarlet, albo pokażesz drogę, muszę to załatwić raz a dobrze by zakończyć to szaleństwo.
„i zmazać wszystkie błędy jakie przez Ciebie popełniłam” Dodała w myślach wcale jadowicie. Nie patrzyła na niego, rozglądała się kolejno po paru punktach w których ktokolwiek mógłby się zjawić. Karabin trzymała w pogotowiu, choć wolała go nie używać wcale póki siedzą niewidoczni. Zaufała więc Hansowi i czekała rozluźniwszy mięśnie.
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mężczyzna wysłuchał jej do samego końca. Ale w pewnym momencie podczas jej chłodnej tyrady dla odmiany bez większych oporów usadowił się od tak tyłkiem na gruzie i wsparł plecami o stertę strzaskanych skrzyń za swymi plecami. Przy okazji rozpościerając osadzone na tej ostatniej ramiona, co sprawiło, że swą prezencją budził teraz wrażenie kogoś na wzór możnego pana który rozsiadł się właśnie we własnym fotelu i wodził obecnie znużonym spojrzeniem po jednej ze swoich służących. Zatem taka jesteś naprawdę? Bez wyrazu? Pusta i nieciekawa? Szkoda, Koral którą poznałem i z którą spędziłem tyle wspólnego czasu była jedną z najwspanialszych kobiet jakie spotkałem w swoim życiu. A ty... Najemnik nie dokończył myśli podświadomie wzbraniając się przed zdewastowaniem miłych wspomnień z udziałem swojej towarzyszki. Nawet mimo przekonania iż wówczas ta nie była sobą, a kimś innym kto już nie wróci. Chciał je zachować. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Rozluźnił się więc totalnie gdy kobieta rzuciła ostatnie ze swych słów i nawet na niego nie spojrzała. A następnie na jego twarzy zagościł pełen rozbawienia uśmiech od którego jednak bił także ledwo zauważalny cień kpiny. Mężczyzna zaczął od krótkiego, ale zadowolonego śmiechu, który zakończył cichym prychnięciem. Potem pochylił nieco głowę i przewrócił swymi oczyma w bardzo komiczny sposób, gdy koral w końcu raczyła na niego spojrzeć. W kolejnej chwili obejmując rudowłosą spojrzeniem od jej stóp, po czubek jej głowy. Co nie było takie ciężkie przez jej obecną pozę. Aż w końcu postanowił się odezwać i rzucił jakby nigdy nic, skrajnie obojętnym tonem głosu- Ale z ciebie emocjonalny beton Koral. Czyżby wszystkie agentki twojej organizacji miały tak złożone osobowości. Czy też to część twojego osobistego uroku i próżno szukać tej cechy u pozostałych?

Rosenberg nie miał zamiaru dać jej szansy na jakąkolwiek ripostę na swe słowa. Prędko więc tuz po ich wypowiedzeniu zerknął gdzieś przez lewe ramie w dal. A potem wzniósł jakby nigdy nic prawą dłoń i wskazał gdzieś jej kciukiem - Południowy zachód to twój cel podróży. Gdy dojdziesz tym szlakiem na teren zrujnowanej plaży powinnaś zastać na nieboskłonie sterowiec przerastający rozmiarem wszystkie inne jakie widziałaś. Tam ją znajdziesz obecnie...o ile się pośpieszysz. Gdyż zapewne nie zawitała do Tirin na cały dzień. To w końcu bardzo zapracowana kobieta...jak ty, czyż nie Koral? Gdy zaś skończył doradzać przyszłej samobójczyni. Momentalnie wrócił do niej spojrzeniem swych błękitnych oczu w których dla odmiany kobieta mogła dojrzeć coś na wzór żalu. Mimo, że najemnik jak zwykle prezentował się jak świetnie bawiący podczas wycieczki w górach chłopiec, który nie przejmuje się wcale otaczającym go piekłem Dlaczego tak bardzo chciałbym Ją uratować i zabrać z tego miejsca? Czy Ja naprawdę Ją kocham? Czy ja naprawdę potrafię kochać... Aż w końcu Nuke, po batali z własnymi myślami postanowił ponownie obniżyć pułap głowy, by zerknąć teraz na swój lewy nadgarstek. Następnie otworzył znajdujące się w nim urządzenie i wydobył z niego trzy fiolki pełne złotego płynu, by włożyć je w dłoń towarzyszki. Nieoczekiwanie też raczej, odnowił z nią kontakt wzrokowy i uśmiechnąwszy się najbardziej uroczo oraz niewinnie jak tylko potrafił, dodał znacznie przyjaźniej - To w zamian za wszystkie wspaniałe wspólne chwile jakie razem przyszło nam dzielić...nie daj się zabić laleczko - Wypowiedź swą zakończył z kolei nieco zalotnym mrugnięciem. Na sam koniec zostając znów sam na sam na płaszczyźnie własnych rozmyślań. To wszystko co mogę dla niej zrobić. Nie przekonam jej słowami, by zrezygnowała. Ani nie odwiodę jej od jej zamierzeń, porywając jej osobę. To zabawne, ale gdy właśnie na nią patrzę...pierwszy raz od dawna żałuję, że ktoś kogo znam będzie musiał umrzeć.
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Uniosła brwi na chwilę odrywając wzrok od jednego z wejść na placyk. Spojrzała na Hansa jakoś tak bez krzty zrozumienia dla jego zmiany pozycji. Cóż on wyrabiał? Nie powiedziała tego na głos uznając to za zbędne pytanie i wróciła do wcześniejszych obserwacji tym razem skupiwszy się na wypatrywaniu ewentualnego intruza. Ta swobodność jaka go ogarnęła była dla dziewczyny co najmniej dziwna, w końcu to on miał lunetę i tłumik, ale.. Z drugiej strony, pasowała do niego ta obojętność względem otoczenia. Oczekując jakichkolwiek jego słów, drgnęła aż gdy te w końcu nadeszły.. Beton? Przemogła chęć zerknięcia w jego stronę twardo siedząc w jednej pozycji i faktycznie nim zdążyła mu cokolwiek odrzec czy odpysknąć nawet, zaczął mówić sensowniej. Wypuściła powoli powietrze z płuc z trudem wstrzymując się od kaszlu, opuściła karabin i uniosła głowę zerkając w stronę w którą i on patrzył.
„Mój cel.. To nie jest mój cel. Ja tylko..”
Pomyślała nie chcąc owej myśli nawet kończyć. Kątem oka dostrzegła sposób w jaki na nią patrzył, a może wyczuła to? Zerknęła na moment w jego stronę gdy w końcu opuszczał głowę. Najwidoczniej nie zamierzał jej zatrzymywać, to nawet lepiej i nawet jeśli przeżyje tę samobójczą misję, najprawdopodobniej nigdy już go nie zobaczy. Wtedy przyzna się do wszystkiego organizacji, poprosi o przydzielenie do innej misji i sprawa zakończona. Nie będzie musiała Hansa ani werbować na siłę, ani tym bardziej targać się na jego życie. Ale dlaczego zrobiło jej się żal gdy nazwał ją laleczką. Nie zaszczycając fiolek wzrokiem, ścisnęła je w dłoni wciskając na oślep do głębokiej kieszeni jaką znalazła tylko dzięki szczęściu i wstała powoli. Plecy dały o sobie znać tępym bólem co zresztą było widać po sposobie w jaki się podnosiła. Oparłszy broń na ramieniu, rozejrzała się dyskretnie po okolicy, wciąż jednak milczała mimo tłoczących się w głowie myśli. Szkoda, że nie potrafiła ich powtórzyć używając do tego własnego głosu.
-Nie byłam nigdy w podobnej sytuacji Hans. Dzięki i żegnaj.
Wydusiła z siebie pozbawionym wyrazu tonem, tylko na tyle było ją stać . Na tę parę parszywych, nic nie znaczących słów. Mogła bardziej się postarać, mogła choć na niego spojrzeć gdy odwracała się i ruszyła przed siebie ku zejściu z dachu. Jej usta rozciągnęły się tylko w kpiącym uśmiechu gdy sama przed sobą w końcu przyznała „boję się” .
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Podniosłem się na równe nogi na chwilę przed tym gdy zaczęła mnie mijać. A potem gdy była już jeden krok za moimi plecami, wziąłem szybki zamach rękoma i uderzyłem pewnie w tył jej głowy trzymanym w nich karabinem, by ogłuszyć ją jego stopką. Przez ułamek sekundy widziałem jak kobieta którą kocham próbuje się obrócić i zareagować. Byłem jednak szybszy i obdarzyłem ją czymś czego na pewno się w tym momencie nie spodziewała. A potem gdy upadła już twarzą na ziemię, zapewne obijając sobie tym samym swoją piękną "porcelanową" buzię. Trąciłem ją na odchodne lekko butem w brzuch, by sprawdzić tym sposobem czy faktycznie jest nieprzytomna. Gdy zaś miałem pewność, że osiągnąłem swój cel. Pochyliłem powoli głowę, przymknąłem powieki i westchnąłem ciężko.

Odgłos nadlatującego śmigłowca stawał się coraz głośniejszy. A sama maszyna w pewnym momencie wyraźnie zaczęła zbliżać się powoli i zarazem ostrożnie do lądowania na powierzchni zrujnowanego dachu na którym stałem. Ja sam jednak wciąż ani drgnąłem, totalnie ignorując obecność mechanicznego konstrukta w swej okolicy. Wmawiałem sobie albowiem w tej chwili usilnie, że zauważyłem w jej zachowaniu wahanie. A co więcej, naprawdę chciałem w to wierzyć. Chciałem wierzyć w to, że nie była ze mną szczera i że ukrywała przede mną to czym tak naprawdę chciała mnie obdarzyć. W końcu jednak zerknąłem w kierunku pojazdu, który zaczął otwierać przede mną swoje stalowe wrota. Mam niewiele czasu. Tak faktycznie miałem go zbyt mało na cokolwiek więcej. Więc przykucnąłem biorąc ciało nieprzytomnej kobiety pod prawe ramię. Następnie podniosłem ją z ziemi i ruszyłem pewnie w kierunku swego przyszłego środka transportu, niczym turysta zmierzający do dorożki ze swoim bagażem w dłoni. Moje myśli jednak nie dawały mi wciąż spokoju i kotłowały się jak szalone. Muszę działać szybko i sprawnie. To co właśnie zrobię dołoży mi na konto kilku dodatkowych potężnych wrogów. Jednak jeśli tylko dobrze to rozegram, obejdą się smakiem jak wielu innych przed nimi

Nim postawiłem pierwszy krok na opuszczonym włazie śmigłowca, cisnąłem trzymany dotychczas w drugiej dłoni karabin na podłoże zrujnowanego dachu. Potem wystarczyło mi zaledwie kilka sekund, by pokonać ze swoim bagażem dystans dzielący mnie od wejścia na pokład. A tam dobyć pistoletu i wystrzelić witającemu mnie oraz chętnemu do pomocy ludzkiemu piratowi między oczy. - Co się tam dzieje Jorg? - Tak brzmiały zaś ostatnie słowa pilota gdy ten usłyszał odgłos upadającego ciała. Popielec o czym świadczył jego głos, nie miał jednak czasu na nabranie większych podejrzeń. Albowiem w praktyce tylko trzy kroki dzieliły mnie od dotarcia do jego kabiny i trafienia go w tył łba, nim zdołał się obrócić w moim kierunku. Kocham tłumiki, element zaskoczenia jaki wprowadzają w takich momentach, jest doprawdy bezcenny. Skrzywiłem się w lekkim zawodzie, gdyż nigdy nie przepadałem za pośpiechem, a tym bardziej uciekaniem. Ale teraz nie miałem wyboru. Usadowiłem więc nieprzytomną kobietę na jednym z foteli, a sam zasiadłem na jego sąsiedzie. Pozostało mi więc zatem ująć tylko w dłonie stery machiny i po zabezpieczeniu włazu wejściowego, wznieść ją na powrót w przestworza. Co poszło mi tak jak oczekiwałem, nad wyraz sprawnie.

Widok zrujnowanego i wciąż płonącego miasta, które rozciągało się pod nami gdy lecieliśmy w kierunku platformy wiertniczej, koił w jakiś dziwny niezrozumiały dla mnie sposób targające mną wyrzuty. Jeszcze tu wrócę. Może nie na usługach tej suki Scarlet, ale jednej z setek organizacji które chętnie dobiorą się jej niedługo do tyłka. A wtedy dokończę to po co przybyłem tutaj w pierwszej kolejności. Tym czasem jednak... Gdy właśnie zbliżaliśmy się do lądowiska na ogromnej platformie wiertniczej, która pracowała bez ustanku na południowo-zachodnim skraju miasta. Moje oczy pomknęły w bok i powlokły po osnutym zaschniętą krwią oraz pokrytym drobnymi rankami obliczu Koral. Mimo nadmiaru tych szpecących detali, kobieta wciąż wydawała mi się atrakcyjna. Kto wie, może nawet bardziej pociągająca niż zwykle. Najważniejsze jednak w obecnej chwili było dla mnie to, że jedyna osoba której los był dla mnie faktycznie ważny, była cała i zdrowa. Skręciłem więc w końcu sterem w bok i zmusiłem śmigłowiec do zmiany kursu. W mieście wciąż trwał chaos, a my znajdowaliśmy się właśnie na skraju granicy Lwich Wrót. Nic dziwnego więc, że mimo kilku komunikatów z platformy nawołujących do powrotu, nikt nie udał się za nami w pościg. A to w końcu pozwoliło nam opuścić to piekło. Przynajmniej na jakiś czas. Zerknąłem więc z zadowolonym uśmiechem ponownie na tą szaloną kobietę, która tak mocno mnie usidliła i wtrąciłem tylko krótko - To już koniec Koral... A potem nie zwracając już uwagi oraz koncentrując się na trasie lotu. Rozmyślałem o tym, o czym będę chciał z nią porozmawiać gdy tylko się wybudzi oraz o tym, co zechce mi uczynić w akcie zemsty, za to jak ją potraktowałem. I jakoś mimowolnie na to ostatnie zacząłem się cicho, acz wesoło śmiać.
aiwe_database

Re: Ucieczka z Lwich Wrót

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Iris na szczęście nie stawiała oporu, mieli mało czasu, by dotrzeć do Portu, jej magia nie starczy na zbyt długo. Wtedy Evvi skoczył do wody krzycząc o fundacji. Wybór: Evvi czy Iris, uczucie czy obowiązek… Wiedziała, że w tej sytuacji będzie żałować każdego wyboru,a Asura sobie poradzi. Musi sobie poradzić. Lekkie porażenie wyrwało ją z zamyślenia, trzymając rękę Iris zaczęła prowadzić ja przez płonący most licząc, że się nie zawali. Czując odpływającą magię zaczęła się zastanawiać jak trujący jest gaz wokół..


Iris spoglądała jeszcze przez chwilę za siebie. Nie chciała nikogo zostawiać, ani swojej siostry, ani członków gildii, ale nie było wyboru. W popłochu, strachu i ze złami w oczach została pociągnięta przez Gnomex ze sobą. Zefirytka odwróciła wzrok od wszystkich, którzy zostali na placu, teraz liczyło się aby samemu zdołać przeżyć. Zaczęła sobie przypominać wszystkie wcześniejsze rady Raviela i Deborhy o trzeźwym umyśle. Wiedziała, że teraz nie mogła się poddać i musiała być silna, szczególnie teraz. Odwaga nie chciała jednak przyjść do niej tak łatwo. Niemalże, że na oślep dziewczyna biegła co sił w nogach…

Błękitnolicy strażnik wypruł naprzód. Musiał ich przeprowadzić, nie było już czasu na przemyślenia, czy Evviemy, bądź Ravielowi się uda. Wierzył. To wystarczyło.
Ból nie był przeszkodą, jakiej w tej chwili mógł się poddać. I choć płuca płonęły, a ciało ryczało ze zmęczenia, to on kierował kierował się dalej i dalej. Krzyknął coś do nich w biegu, ale kolejny huk rozgorzały nieopodal skutecznie zagłuszył jego słowa.
Tak samo jak jęki rannych o których Arvein nie chciał teraz myśleć.
Biegli.

Gnomex zalewała fala emocji. Płonący most, możliwość śmierci, krzyki ludzi… Evvi który może również zginąć, powoli zaczynała panikować.Z pomocą przyszła jej Błyskotka która wykorzystała ich wieź, by zalać umysł Asury jej postrzeganiem sytuacji. Dalej była sobą, ale nie miała możliwości skupienia się na niczym innym jak ucieczka z tego miejsca. Biegli przez płonący most który powoli się walił, a jej…ich magia - Gnomex i Blyskotki broniła ich przed spłonięciem. Dzięki żywiołakowi prawie widziała jak topnieją jej zasoby energii, ale byli już niedaleko. Jeszcze minuta może dwie sprintu. Kierowała się prosto do portu mimo tego, że kątem oka widziała materializujących się piratów. Prawie nie poczuła gdy jeden z pocisków rozciął jej rękę. Byli już blisko.

Zefirytka biegła co sił w nogach po zniszczonym bruku. W panice nie raz się potykała, ale nie było to dla niej ważne, musiała uciekać jak najdalej. W jej głowie kłębiła się teraz tylko jedna myśl: “Tylko się nie przewróć”. Na jej szczęście, udało jej się tego uniknąć, choć nieraz było blisko.
Wszędzie dookoła panował zgiełk i zaduch spowodowany kłębami gęstego dymu i trucizny unoszącej się w powietrzu, oni byli jednak chwilowo bezpieczni. Tylko na jak długo? Gnomex nie da rady sama utrzymać czystego powietrza dookoła sama, a Iris zbyt się bała aby to zauważyć. Dobrze, że nie musieli już biec zbyt długo…

- Dalej! - zakrzyknął do nich, kiedy zbliżyli się do ostatnich schodów. W tym momencie doszło do kilku szalonych eksplozji za nimi. Rycerz Niezapominajki zatrzymał się, by mieć pewność, że każde z nich dotarło do miejsca, dopiero wtedy pognał po schodach i odetchnął z ulgą, kiedy dostrzegł Sal.
Odetchnął ciężko i ruszył w kierunku wybawienia, czarna strzałka wbita w jego kark piekła jak diabli. Nie wiedział kiedy dostał, ale cały czas czuł jad płynący w jego żyłach.
Kryształowy miecz zaczął mu wyraźnie ciążyć.

Dzięki Błyskotce podchodziła do wszystkiego z dystansem. Była ranna i kończyła jej się magia jednak są na miejscu. Jeżeli musieliby biec kawałek dalej prawdopodobnie ból w nodze nie pozwoliłby jej dalej biec… To wszystko jednak miało małe znaczenie, upewniając się, że Iris nic nie jest dobiegli do łódki. Nawet nie zamieniła słowa z Sal, do momentu w którym Iris była bezpiecznie na pokładzie. Nawet wtedy zadziwiająco opanowanym i z lekka zimnym głosem stwierdziłą
-”Mamy kilka minut nim moje siły się skończą. Jeżeli szanujecie swoje zdrowie musimy wypłynąć”- slyszała krzyki wokół gdy usiadła na piętach oddychając głęboko. Teraz im już nie pomoże, nie byłaby w stanie nawet dobiegnąć do rannych nie mówiąc o ratunku. Zamiast tego musiała utrzymać tarczę. Jeszcze tylko kilka minut.
Tarcza lekko zadrgała, gdy Błyskotka zawahała się czy może zużyć całą magię Asurki...

Gdy grupka dobiegła do łódki, zefirytka na chwilę przystanęła i spojrzała na “Wąsatą Martę”. Wyglądało na to, że nie było innego wyjścia i będą nią płynąć. Statek po renowacji był szybki i zwrotny, ale czy uda mu się bezpiecznie wypłynąć z miasta? Iris zauważyła Sal, wąsaczy, tą dziwną sylvari, która chciała ich wynająć i grupkę przestraszonych osób na statku. Coś w niej drgnęło. Może to ta złudna nadzieja, która w niej zaiskrzyła, albo widok przerażonych pasażerów, którzy sparaliżowani czekali na ucieczkę.
Dziewczyna zacisnęła piąstki i zamknęła na chwilę oczy. Musiała się uspokoić, tak, właśnie teraz, wśród tego całego zamieszania. Zacisnęła zęby, starła rękawami łezki z policzków nachyliła się i jednym susem wspomaganym magią wiatru wskoczyła na pokład. Przeniosła na statek także zmęczoną już Gnomex i Błyskotkę, które dzielnie oczyszczały powietrze. - Wypływajmy… - Iris powiedziała cicho przez zaciśnięte zęby i zabrała się do pomocy wąsaczom, w przygotowaniach do odcumowania z doków.

Sal zrobiła to, co musiała. Z ciężkim sercem, ale i ulgą, odwiązała cumy. Nie było już czasu, by czekać na resztę - kto zdążył, ten zdążył, Marta i tak zaczynała już się przepełniać.
- Odpływamy! - krzyknęła do Wąsaczy, którym nie trzeba było tego powtarzać. Wszyscy chcieli już znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego miasta.
Pomogła wejść na pokład osmalonemu Arveinowi, a łódź odbiła się od brzegu, akurat, kiedy jedna z belek pobliskich, płonących rusztowań, runęła z pluskiem do wody.
Sylvari nie miała siły na jakąkolwiek wymianę zdań. Od razu ruszyła w stronę steru i utkwiła wzrok w płonącym mieście.

Odgłosy wybuchów, trzasków i echo przeraźliwych krzyków żegnały ich jeszcze przez długi czas. Grobowa atmosfera panowała na całym statku. Od czasu do czasu któryś z cywili zaczynał na nowo płakać, powodując u wszystkich kolejną falę żalu i złości.

Uciekli, ale ich powrót był nieunikniony.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 288 gości