Legenda o Samotniach

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Rozglądała się po tym dziwnym pomieszczeniu przez jakiś czas, ale dopiero gdy dostrzegła ptaki, które mimo poniesionych ran wzbijają się po to aby dołożyć gałązki do gniazda nieco się uśmiechnęła. Kto by pomyślał - Kołatało jej w głowie - Uczyć się od ptaków.
Po czym zerknęła na męża ciekawa tego, czy on też się domyślił o co tu chodzi.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Drogi małżonek z kolei wpatrywał się z lekko wzniesionym pułapem głowy w górę, czasem wodząc przy tym łepetyną na boki, gdy jego spojrzenie śledziło liczne ptaszyny. Aż w końcu po prostu westchnął zrezygnowany i spojrzał na Evelyn, taksując ją w milczeniu swoim zmęczonym spojrzeniem. Tylko po to, by spojrzeć jeszcze to w prawo, to w lewo i wtrącić jakby nigdy nic - Wydajesz się być niezmiernie zachwycona tym co widzisz Evelyne, tylko proszę, nie mów mi, że chcesz także się tu z nimi osiedlić...przydałoby się stąd w końcu wydostać -
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Aza
Asurka leżała spokojnie przez większość czasu. Nie działa się jej żadna krzywda.
Do czasu.
Jaskinię dopadł kolejny wstrząs. Sople skruszyły się i poleciały na dół. Żaden jednak nie zranił asurki. Nią zajęło się coś innego... lub ktoś.
Ciało Azy zniknęło w tumanach ciemnych kształtów, piór i pyłu.
Evelyne, Vincent
Coś błysnęło. Na samym czubku wysokiego gniazda ujrzeliście światło. Wierzchołek misternej konstrukcji wkrótce pogrążył się w ogniu. Zielonym ogniu.
W grocie poczęło się ściemniać. Szum wiatru zaczynał być coraz głośniejszy, a on sam także silniejszy. Wiejący podmuch wzbił w powietrze chmury pyłu i kurzu, które po chwili zawirowały w okół gniazda. Na całej jego wysokości zaczął powstawać dziwny wir, z którego wierzchołka prześwitywał zielony płomień.
Poczuliście drżenie ziemi. Wszystko zadrgało, zawibrowało. Wszelkie ptaki, ze wszystkich gniazd, podniosły się ze swych gniazd, i zaczęły krążyć w okół wiru, okrążając go, coraz bliżej i bliżej i ciaśniej.
Wkrótce przed Wami rozpościerała się wysoka, wirująca kolumna ciemnych kształtów, piór, pyłu. Medalion z herbem Leth mori Aiwe na piersi Vincenta zaświecił się na zielono. Zielone płomienie na szczycie zamigotały, a Wy poczuliście nieodparte poczucie mocy i obecności. Byliście już pewni, że macie z kimś do czynienia, gdy usłyszeliście... głos.
-Kim jesteście...? - usłyszeliście jakby zbitek wielu, męskich szeptów, głośniejszych i cichszych, pewniejszych i ostrożniejszych, układających się jednak w zrozumiałe echo wyrazów.
Przedziwna istota powtórzyła:
-Kim... jesteście? Czego tu szukacie...?
Meramisci
Ptaki naczekały się wystarczająco. Czarne stado poderwało się i odleciało. Z kluczem i liną. Oprócz wrony, nie został nikt. Ale i ona zakrakała przerażona, gdy kolejny wstrząs poruszył całą jaskinią.
Wielki sopel spadł przed Tobą. Ledwo co go uniknąłeś, cofając się do tyłu... tylko po to, by walnął Cię mniejszy, któego nie zauważyłeś, koncentrując się na większym.
Straciłeś przytomność. Wszystko ogarnęła cisza i ciemność. I spokój. A Twoje ciało ogarnął tajemniczy tuman ciemnego pyłu, piór i kształtów...
I w grocie nie został się już nikt. Ani Meramisci, ani wrona, ani ptaki.
Melinda
Koty uspokoiły się, i zaczęły łasić się do swojej pani. Sama zaś Emilia złapała się ponownie za kark, tym razem jej dłoń lekko lśniła zielonkawą poświatą.
-Tak, potrzebuje, ale sama sobie pomogę - uśmiechnęła się do Melindy, pogłaskała drugą ręką parę kotów, i usiadła na fotelu obok biurka.
Odetchnęła głęboko, przecierając oczy. Chyba zbierała myśli i próbowała uporządkować informacje.
-Słucham Cię... co tutaj robisz i jaki masz problem? - uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym spytała ostrożniej - I kogo spotkałaś po drodze...? Bo spotkałaś, prawda?
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Dziewczyna była bardzo zaskoczona i otrząsnęła się dopiero jak sówka zahukała cicho z torby.
- Yyy... Tak. Spotkałam takiego pana... I on skierował mnie do pani, bo pani może mi pomóc... i w ogóle... No bo...
I tutaj zaczęła historię od nowa, a jeśli Emilia jej nie przerywała, to przerodziło się w istny słowotok opisujący to co już powiedziała radnemu Pyre. Znów zaczęła się rozklejać, aż padła na kolana znów roztrzęsiona.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Vanthel z uniesioną głową wpatrywał się jakiś czas w górę. Przyglądając się tym samym dziwnej anomalii jaka się im ukazała. A w myślach rozważając, czy to Xar "żartuje sobie z niego i świetnie się bawi". A może to inny radny bądź radna, postanowili wyzbyć się nudy? Postanowił jednak w końcu rozegrać to ostrożniej i rzucił całkiem poważnie oraz głośno - Marnotrawny syn wrócił. A ty kim jesteś?! I czemu do nas nie zejdziesz w jakiejś normalniej formie?! -

Gdy zaś rzekł, co rzekł. Spojrzał kątem oczu znacząco na Evelyne i wzruszył ramionami. A jego mina mówiła jej wyraźniej, jako iż znała dobrze jego mimikę, że będzie czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evelyne zerkała również na Vincenta i ogólnie odczytując jego minę miała ochotę zrobić to samo. W zasadzie on ją tu przyprowadził. Do tego była już zmęczona tą dziwną sytuacją i nie do końca wiedziała tak na prawdę po już tu przyszła.
Wzięła głębszy wdech i chciała coś powiedzieć, ale jednak się powstrzymała... Do kogo miała by mówić? Do kogo należał ten głos? Jej świadomość, zaczęła jej powoli dodawać pomysły, że może to wszystko to dziwny sen?
Zaczynała czuć się coraz bardziej zagubiona w tym wszystkim, mimo to starała się po sobie tego nie okazać. Za dużo czasu spędziła odcięta od tego świata walcząc nieustannie aby teraz potrafić się zaadoptować w takich anomaliach, które ją spotykają odkąd mąż ją tu przyprowadził. Ponownie spojrzała na niego jak by choćby na chwile chciała dostrzec w jego zachowaniu cokolwiek co mogło by sugerować jakieś wsparcie od niego czy choćby cieplejsze spojrzenie... Jedak jak zawsze stał on niczym głaz z obojętną miną. Cóż jak zawsze musi sama stawić czoła temu czemuś.
- Pokaż się kimkolwiek jesteś - Powiedziała jedynie gotowa na wszystko co może ją spotkać.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evelyne, Vincent
Na wasze żądania istota nie zareagowała. Przynajmniej nie od razu.
Wiatr nadal wiał przez jaskinię, i był coraz silniejszy. Ciemny wir kołował się w okół gniazda, z całą swoją tajemniczą potęgą i powagą. Światło zielonego ognia padało na zlodowaciałe skały, gałęzie, gniazda, i Wasze twarze.
Aż w końcu ciemny pył i wiatr stały się nie do zniesienia. Naszyjnik z herbem Bractwa Vincenta, świecąc się wypadł spod zbroi i latał na wietrze, trzymając się szyi mężczyzny tylko łańcuszkiem. Oboje poczuliście, jak zaczynacie tracić grunt pod nogami... Siła wiatru ogarniała Wasze ciała, przestaliście czuć opór ciężkości. Siła, której nie byliście zdolni się przeciwstawić, pociągała Was w górę.
Obok przelatywały kawałki skał, gałęzi, piór, może nawet ptaki. Przed Wami zaś rozpościerał się ciemny wir, zza którego coraz częściej błyskało zielone światło. Aż w końcu, światło wyszło z wiru.
Obrazek
Świetlista smuga zielonego ognia wydobyła się z ciemnych odmętów, formując się w kształt bliżej niezidentyfikowanego ptaka. Zataczała między Wami coraz bliższe kręgi. Aż w końcu znów usłyszeliście przedziwny głos istoty, złożony z szeptów:
-Nie jesteście Radnymi. Nie jesteście Xarem. Nie ma z Wami żadnego Radnego. - "łeb" istoty skierował się w stronę Evelyne - Ona nie jest nawet członkiem Bractwa.
W końcu ognista istota zatrzymała się między Wami a wirem. Jej blask prawie oślepiał.
-Daleko wam do doskonałości... równowagi... wolności... Ale nie jesteście złymi istotami. Przeszliście próby - Szepty zdawały się być teraz słyszalne z każdej strony.
Nagle poczuliście, jak przez Wasze ciała przechodzi jakaś... moc. Energia. Siła. Świetlisty ptak rozpostarł skrzydła i zalśnił jeszcze bardziej, prawie topiąc Was w swoim świetle.
-Jestem Aemon.
Jego głos zabrzmiał siłą wszystkich mocy w nim zawartych.
-Jestem pierwszym Egzekutorem. Pierwszym Radnym. Pierwszym Xarem. Obrońcą. Opiekunem Samotni.
Potężne słowa odbiły się echem po wysokich skałach jaskini. Światło lekko zgasło, a istota przeleciała spokojnie pod Wami, wynurzając się za Waszymi plecami.
-Czego szukacie w Samotniach?
Melinda
Emilia słuchała uważnie słów zrozpaczonej dziewczyny. Z każdym kolejnym zdaniem historii Ambicji, grymas na jej twarzy pogłębiał się. Ale zainteresowanie wzbudzała też ta czarna sowa... To nie mógł być przypadek. Kiedy Melinda w końcu padła zapłakana na kolana, Emilia zdecydowała, że wystarczy.
-Dobrze już, dobrze - chwyciła ją za ramiona i postawiła na nogi - Uspokój się. Nie jest tak źle, jak mówisz. Ale musisz dojść do siebie. Nie możesz się doprowadzać do takiego stanu. Musisz być silna, dla niej. Inaczej jej nie pomożesz.
O nogi Melindy zaczęły ocierać się koty. Emilia starła jedną z łez z policzka dziewczyny.
-Istnieje sposób. Ryzykowny, ale możliwy - popatrzyła na młodą uważnie, po czym podeszła do jednego z regałów.
Po chwili szukania, chwyciła oszroniony grzbiet wielkiej księgi, i z grzmotem położyła ją na stole. Zaczęła szukać odpowiedniego rozdziału wśród starych stronic, zapisanych różnymi językami i z tajemniczymi, czasem przerażającymi ilustracjami. W końcu znalazła.
-Trucizny są szczególnie niebezpieczne. Uwolnienie swojego ciała od nich nie jest niczym nowym. Wielu przed nami tego potrzebowało. I znalazło sposób... który my też możemy wykorzystać.
Kobieta popatrzyła na Melindę poważnym wzrokiem:
-Mogę się podjąć tego rytuału. Ale jest ryzyko. Ryzyko, że ona nie wytrzyma, umrze. A nawet jeśli się uda, bardzo prawdopodobne, że nigdy nie wróci do dawnej świetności. Ale... -westchnęła - Jeśli się uda... będzie żyć. Bez bólu. I ty także.
Emilia zerknęła na czarną sówkę. Kąciki jej ust uśmiechnęły się lekko.
-Jeśli się zdecydujecie, pomogę wam. Przed rytuałem trzeba będzie poczynić przygotowania.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

- Ona nie wie, że ja wiem. Nikt nie może wiedzieć. Tylko pani, ja i ta osoba, która mnie do pani skierowała. Inni mogliby ją traktować po macoszemu... a to skończy się źle. Będę silna dla niej... dla nas. - sówka zahukała na te słowa - Pani mówi co mam zrobić - głos miała nadal drżący, ale biła od niej determinacja - Zamrożę wulkan jeśli trzeba.
Kucharka nadal siedziałą w kuckach przed radną i wpatrywała się w nią jak w obrazek.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

No właśnie czego? Takie pytanie przebiegło Evelyne przez głowę w pierwszej chwili. Spojrzała się na Vincenta tak jak by to do niego to pytanie było kierowane. Ona się nie prosiła aby tu przychodzić. Nie rozumiała kompletnie po co miałaby by tu być. Nie wiem, żeby poznać jakieś zasady? Żeby nauczyć się czegoś? Przecież ona to doskonale wszystko rozumie. Lata w mgłach nauczyły ją doskonale współpracy z innymi, nauczyły ją nieść pomoc dla słabszych, nauczyły ją partnerstwa oraz wielu innych rzeczy które tu zaobserwowała do tej pory. Więc po co miała by tu przychodzić? Jedynie zastanawia się nad dołączeniem do bractwa. Nie jest pewna, czy właśnie oni trzymają się tych moralnych zasad. Nie wie, czy są w stanie zachować się odpowiednio do wymaganej sytuacji. Nie wie, czy w strachu nie poświęcą kogoś niewinnego dla wyższego celu. Jedyne co nią targa to niepewność dla tego bractwa a nie brak zasad jakimi powinna się jako wojownik kierować.
Patrzyła na Vincenta dłuższą chwilę analizując to wszystko.
Eveline nie jest osobą zapatrzoną w siebie, nie jest samolubna, zdaje sobie sprawę z tego, że może zawieść w każdej chwili i ćwiczy aby tego nie zrobić. Jest osobą skłonną do pomocy i sprawiedliwego osądu nie kierowanymi własnymi pobudkami. Nie raz stała murem przed słabszymi i wyciągała do nich rękę. W końcu dlatego została doceniona, ale jej nie o honory chodziło. Więc patrzy na męża i zastanawia się. Może to nie ja tu powinnam być? Może to nie ja powinnam tu szukać odpowiedzi, skoro ja jestem pewna czego chce od życia i jak nim kierować zgodnie z sumieniem i sercem.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Vincent z kolei wydawał się trwać nieruchomo i przyglądać niewzruszenie dziwacznej istocie jaka objawiła się im, obecnie unosząc się nieopodal i odzywając w ich kierunku zrozumiałymi dla nich słowami. Wzdrygnął się jednak, gdy stworzenie przedstawiło się jako "pierwszy Xar". A potem długo jeszcze milczał. Aż w końcu widząc, że Evelyne nie chce nic powiedzieć. Westchnął. Pochylił głowę i uśmiechnął się lekko, by rzucić pewnie - Ciebie oraz Odpowiedzi -

Następnie zapanowało krótka chwila ciszy podczas której odziany w zbroję człowiek zaczerpnął głębiej powietrza. Uniósł pewniej głowę i posłał "fruwającemu czemuś" nieco wyzywające spojrzenie - Chce poznać sens tego wszystkiego. Ale nie taki o którym zwykle ględzi się co siedem aktów złamania zasad bractwa przez któregoś z jego członków, a ten faktyczny. Ten dla którego to istnieje. Ten dla którego warto w tym trwać. Ten na mocy którego TY pozwalasz by trwało to w tym stanie-
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Aza, Evelyne, Meramisci, Vincent
Wiatr w okół zawiał mocniej, a siła unosząca Was w powietrzu ścisnęła jakby mocniej. Aemon przeleciał nad Wami, zatrzymując się między wirem a Waszymi postaciami.
-Nie wszyscy mogą poznać prawdę - echo głośnych szeptów powędrowało w górę jaskini - Odpowiedź na Twoje pytanie nie zadowoli Cię.
Świetlisty duch zaczął krążyć w okół ciemnego wiru.
-Aiwe jest odpowiedzią. To z jej woli to wszystko powstało. To wszystko się zaczęło. Dlaczego? Wsłuchaj się w to, co Aiwe chce nam przekazać. Chęć stała się zasadą.
Nastąpiła chwila ciszy, nim istota kontynuowała:
-Byłem jednym z pierwszych, który dołączył do Nich. Wszyscy rozważaliśmy nad naszym życiem. I tym światem. Wszyscy pragnęliśmy się doskonalić, być coraz lepsi. Aż w końcu staliśmy się braćmi. Staliśmy się rodziną. I wtedy zaczęło nam na sobie zależeć. Zaczęliśmy zauważać zagrożenia, które wypłynęły z głębin Tyrii. Musieliśmy chronić. Siebie i innych. A to zadanie okazało się nieskończone. Musieliśmy być wytrwali.
Aemon zaczął okrążać wir, schodząc teraz na dół, aż w końcu zatrzymując się przed Wami.
-W czasach, w których już nikt nie pamięta, nasze Bractwo zostało rozbite. Strasznym czynem. Czynem niewybaczalnym. Ja pozbierałem to, co zostało. I stworzyłem dzisiejsze Leth mori Aiwe. To było niezliczone lata temu...
Głowa świetlistej istoty zwróciła się bardziej ku Vincentowi:
-Chronimy Aiwe. I jej mocy. I wypełniamy odwieczne zadanie ochrony tego świata. Ochrony Tyrii. Ale istoty żyjące mają słabości. Sam widzisz, co się stało. Czuję, że byłeś Egzekutorem. Chciałeś więcej. Zawiodłeś się. Zrezygnowałeś. Ale smutna prawda jest taka - jeśli nie udało Ci się tutaj, gdzie indziej też się nie uda.
Aemon zaczął Was okrążać:
-We dwójkę może się Wam udać. Macie duże serca. Zaprawione. Ale potrzebujecie wytrwałości. Będzie Wam potrzebna, by bronić innych. I pilnować ich.
W tej chwili coś zaszumiało, zaszeleściło. Z czarnego wiru zaświeciło się światło, z cieni wydobyły się dwie postacie: Azy i Meramisciego. Ta sama moc, która trzymała Was w powietrzu, zbliżała ich do Was. Oboje byli nieprzytomni. Ale nie było rany na ich ciałach.
Najpierw Aemon zwrócił się ku Meramisciemu:
-Ten tutaj ma wielkie serce. Tak wielkie, że nie jest w stanie sobie z nim poradzić, krzywdząc siebie i wszystkich w okół. Silna jest w nim zasada Braterstwa, bardzo krucha zasada Rozwagi i Ochrony. Musicie się nim opiekować i pomóc mu okiełznać siebie.
Po tym ognisty duch zbliżył się do Azy:
-W tym małym ciele kryje się wielki potencjał, ale także coś... niepokojącego. Wymaga opieki i troski, ale nie w tym miejscu. W Samotniach będzie niebezpieczna, a one będą niebezpieczne dla niej.
W pewnej chwili poczuliście, jak moc, która Was trzyma, zaczyna Was znosić na dół. Po chwili dotknęliście już pewnej ziemi, a chłopak i asurka wylądowali bezpiecznie obok.
Aemon okrążył parę razy wir ciemnych kształtów, po czym zawisł nad Wami, oczekując ostatnich słów.
Melinda
Emilia lekko zirytowana postawiła dziewczynę na nogi, a jeśli i to nadal się nie udawało, podłożyła jej mały zydelek przy stoliku. Nie lubiła oglądać kobiet w zbyt poniżających pozycjach.
-No, takie nastawienie mi się podoba! - uśmiechnęła się na ostatnie słowa Melindy, po czym trochę spoważniała - Ale ona musi wiedzieć. Jej codzienne życie musi się zmienić, jeśli mam ją uleczyć.
Poklepała dziewczynę lekko po plecach, po czym powiedziała:
-Dobrze, wystarczy tego na dziś... Szczegóły wyślę Ci później. Będę musiała poszukać jeszcze parę rzeczy... - zaczęła głaskać kota, który wskoczył jej na kolana - A, i jeszcze coś... ta czarna sowa... Skąd ją masz?
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Meli dość niepewnie zerknęła na swoją torbę, przełknęła głośno ślinę i rozglądając się na boki, żeby pilnować kotów, wyciągnęła sówkę. Ta zahukała, chyba z radości, że w końcu ją wypuścili.
- Iwcie? - zerknęła na radną - To.. Abi ją znalazła. Mała była ranna, to ją opatrzyłyśmy i opiekujemy się nią. Taka... nasza córeczka, bo przecież swoich nie będziemy mieć - zaczerwieniła się nieco i zaczęła głaskać zwierzątko.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mężczyzna milczał przez cały czas gdy pradawny duch Aiwe do niego przemawiał. Usilnie w głębi własnego jestestwa rozważając każde z jego słów, a przy okazji analizując własne życie na różnych jego etapach. Przez co gdy został w końcu opuszczony na solidny grunt, milczał jeszcze dość długo, przyglądając się przy tym nieustannie tajemniczej istocie z lekko uniesioną głową. Aż w końcu zerknął wpierw na Meramisciego "który wymagał jego opieki" i przyglądając się mu bacznie, rozważał swoje dawne "JA" oraz jego podobieństwo do tegoż mężczyzny. Nastała jednak i ta chwila gdy jego spojrzenie wreszcie przeniosło się na osobę jego własnej żony. Jej widok natomiast sprawił, że przymknął na chwilę powieki. Pochylił głowę i znów się zamyślił.

Gdy zaś ogarnął się ostatecznie. Rozwarł powieki i spojrzał na nadnaturalną istotę przed sobą, unosząc przy tym znów pewnie głowę wzwyż. A potem oznajmił ku niej bez większego skrępowania - Dziękuję -. Później jego wzrok przeniósł się znów na Evelyne. I gdy Vanthel tak się jej przyglądał, jego surowe i nieco zdystansowane rysy twarzy, złagodniały wyraźnie. A usta wygięły się na moment w bardzo miłym i być może w pewnym sensie przepraszającym uśmiechu.

- No dobra... - Rzucił w końcu żywiej i westchnął ciężko. A następnie spojrzał to na Meramisciego. To na Azze, którą kojarzył z widzenia. Rozważając w głębi co z NIMI ma zrobić i czy czasem ich nie uszkodzi podczas próby przetransportowania gdziekolwiek. By później spojrzeć znów na Aemona i zapytać go - Czy z nimi wszystko jest w pożądku, prócz tego, że śpią? I czy mógłbyś Nam wskazać drogę wyjścia? -
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kobieta chwilowo była w dość w sporym szoku po tym całym występie. Ale w momencie gdy stanęła nogami na ziemi, spojrzała się na męża i chwile analizowała jego spojrzenie i oczywiście jak zawsze było dla niej nieodgadnione. Nigdy do końca nie potrafiła domyślić się jego uczuć i w tym wypadku też tak było. Może nawet przez chwile zakołatał się w niej strach, że znowu zostanie sama jednak szybko ustąpił i obdarowała Vincenta lekkim uśmiechem, chciała dotknąć jego policzka jednak bardziej wolała się skupić na tym co działo się dookoła. Nie czas na czułości, pomyślała i odwróciła wzrok w stronę nieprzytomnych. Jednego znała, w końcu przyszła tu z nim i miała nawet okazję walczyć przy nim. Na szczęście mąż ją wyręczył w zadawaniu pytań więc wyczekiwała odpowiedzi, choć nogi same ją zaprowadziły koło nich aby sprawdzić czy oddychają i nic im na pierwszy rzut oka nie dolega. Nie chciałaby aby coś im było, mimo że nie znała tej drugiej osoby, jednak nauczona z przeszłości wiedziała, że nikogo nie powinna zostawić w tyle.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Ciało Azy pomimo snu, było rozpalone. Oddech był równy, wydawało się, że spała. Jedynymi niepokojącymi oznakami była jej szata w niektórych miejscach postrzępiona, zwłaszcza rękawy. Kaptur zdawał się być w lepszym stanie od reszty. Nie zwracała uwagi na to, co wokół niej się dzieje. Jednak…
Otworzyła swoje złociste oczy. Na razie nie ruszając się zaczęła się rozglądać. Jakaś… zjawa, człowiek, drugi człowiek… Wydawało się, że ta mała asurka była… wściekła. Zaczęło robić się nieprzyjemnie wokół niej, a sama Aza po prostu wstała – jakby nigdy nic. Opuściła swoje towarzystwo, szukając wyjścia… Wyglądała na bardzo wściekłą…
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 303 gości