Legenda o Samotniach

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Serce starej Radnej stawało się coraz lżejsze na słowa Vincenta. Ufff, więc jednak obyło się bez sprowadzania na obcych diablików, żywiołaków, trolli, skelków czy gigantycznych jaszczurów myślących, że porwano im jaja. Tudzież jajo. Kiedy jednak mężczyzna zaczął mówić o xarach, zapaliło jej się czerwone światełko.
Jeśli wie o xarach, musiał jakiegoś spotkać. A Silianthir nie był zbytnio skory do rozmowy z kimkolwiek. Jeśli spotkały ich próby... musieli spotkać Aemona. I nadal żyją!
-Najbardziej napuszona tutaj osoba stoi przede mną! - odgryzła się, patrząc na Vincenta, oczywiście uśmiechając się, pewna siebie, po czym przybrała zdziwiony wyraz twarzy - Hmmm? Jak to, nie wiedzieliście?
Podrapała się po głowie i popatrzyła po innych:
-Cóż, myślałam, że to oczywiste... Xar to nie tylko honorowy tytuł. Ma ważną funkcję w Bractwie. Dlatego zawsze musi być jakiś xar. I zawsze mieć jakieś skrzydła. Nie widzicie go zbyt często, bo ma ważne rzeczy do roboty, które nie wymagają od niego siedzenia w Siedzibie i gadania ze wszystkimi.
Kobieta schyliła się, by wziąć jednego z kotów na ręce, i zaczęła go głaskać po grzbiecie.
-Ilu ich było? Kto wie... Nikt nie zna daty, w której Bractwo zostało założone. Być może przez ten czas system liczenia lat zmienił się parę razy. Przez ten czas zawsze musiał być jakiś xar. Co najmniej jeden na jedno pokolenie. Ale i czas jednego pokolenia wydłużał się albo skracał przez te wszystkie millenia...
Emilia zapatrzyła się w przestrzeń dłuższą chwilę, po czym wróciła wzrokiem do reszty, uśmiechając się:
-No, więc widzę, że wszyscy spędziliście już dużo czasu w tych Samotniach... Odprowadzę Was na wszelki wypadek do wyjścia - wypuściła kota na pokład - Ale zanim to, chcę zadać Wam pytanie, dla którego właściwie Was zaprosiłam tutaj...
Kobieta spojrzała uważniej na Vincenta i Evelyne:
-Czy zechcielibyście dołączyć do Bractwa?
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mera od początku nie odzywał się, po prostu wodził wzrokiem z jednej strony na drugą z założonymi na siebie rękoma. Podpierał się przy najbliższej ścianie i tylko słuchał co jakiś czas rozmowy, wyłapując tylko główne wątki, ale nic poza tym. Większość koncentracji pochłaniały raczej jego myśli, a po jego minie można było uznać, że nie były jakoś dobre. Poza tym te wszystkie próby na drodze oraz dosłyszana "Rola Xara" tylko bardziej umacniały w nim negatywne rozmyślania...
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kobieta słuchała kobiety z zainteresowaniem. To co mówiła, wydawało jej się nieco poplątane, ale cóż... Tak jak z Xarem tak i z stopniami wojskowymi. Jak jeden odchodzi na emeryturę, albo dostaje awans na jego miejsce pojawia się ktoś inny co sprawuje tą funkcje. Jak ich założyciel odszedł na spoczynek to pojawił się jego następca, czy to w bardziej mistycznej formie czy innej. W takie delikatne podejrzenia już się nie za zapędzała, jak spotyka duchy w grotach pełnych lodu, to kto wie jakie jeszcze interesujące tajemnice może kryć to bractwo.
I jak już tak myślała o bractwie, radna zadała pytanie o dołączeniu do niego, wtedy ro spojrzała się z lekkim błyskiem w oku.
- A czemu by nie. Ja bardzo chętnie, bo jak zdążyłam zauważyć, nuda wam chyba nie doskwiera. - Uśmiechnęła się lekko i nawet nie spojrzała na Vincenta. W końcu sam musi podjąć tą decyzję.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Vincent zabujał swoim tyłkiem osadzonym na lewitującej "ławce" z duchowej esencji, by pokazać tym samym co myśli o siedzeniu na niej, gdy reszta - w tym kobiety - muszą stać. Chwilę później przyglądając się już z względną uwagą oraz zaciekawieniem przemawiającej do nich Emilli, aż ta skończyła mówić i zadała im swoje pytanie. Pytanie, które go szczerze zaskoczyło, gdyż była raczej jedną z ostatnich osób w jego mniemaniu które interesowały by się jego losem w bractwie w większym stopniu i co więcej byłyby skłonne do takich trudów, by go tutaj zaciągnąć. Prędzej oczekiwał Saloia z nagim i upitym Juvitonem oraz dziwnych okrzyków radości na koniec tej przeprawy.

Vanthel milczał zatem i z nieco nieobecnym wyrazem malującym się na swojej twarzy, przyglądał się Radnej w zamyśleniu. Robiąc wrażenie kogoś kto poważnie coś aktualnie rozważa. Aż w końcu po naprawdę długiej chwili oczekiwania. Zerknął gdzieś w bok, ciekawsko na Evelyne i wstał ze swego "tronu". Odczekując kolejną chwilkę, aż ten ostatni się rozpadł. A on sam mógł już swobodnie zwrócić swoje oblicze w stronę kobiety i oznajmić - Przybyłem tutaj po ostateczną odpowiedź i zyskałem ją. Ona z kolei wiedzie w tym samym kierunku co droga bractwa...zatem prowadź Emillio, do zakończenia starego rozdziału mojego życia i początku nowego - Co gorsza gdy skończył ostatecznie swoją wypowiedź. Wydawał się być niezwykle przepełniony powagą i dystansem. Zerknął jednak mimo to ponownie po całej zbieraninie taksująco.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Emilia nieco zaskoczyła się, gdy usłyszała odpowiedź Evelyne, a zaskoczenie to w końcu dało znać po jej twarzy, gdy usłyszała odpowiedź Vincenta.
Tak szybko? Tak łatwo? Od tak, zgodzili się? Do stu piorunów, co oni musieli przeżyć w tych Samotniach, że zgadzają się od razu?
-Cóóóż... - Radna popatrzyła na parę uważnie - ...Skoro tak. Jesteście pewni? No cóż. Huh. Miło mi to słyszeć! Witajcie w Bractwie! - uśmiechnęła się
To było prostsze, niż zakładała. Zaprosić dwójkę do Samotni, zawalić, tracąc przytomność podczas medytacji, a Samotnie zrobiły resztę! Pfff, ha! A niech ją kule biją!
No dobra, dobra. Miała duże szczęście. Obyło się bez ofiar, bez poszkodowanych, bez nowych kalek i inwalidów. To pierwszy i ostatni raz.
Chyba.
-Więc, wracajmy może do Siedziby. Tam będzie o wiele przytulniej, i napijemy się czegoś ciepłego!
Radna uśmiechając się, chwyciła Melindę za ramię, obejrzała się na innych, po czym ruszyła naprzód, prowadząc adeptów i nowych nowicjuszy najbezpieczniejszą drogą do wyjścia z Samotni.
aiwe_database

Re: Legenda o Samotniach

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Emilia nie miała największej ochoty tego zrobić. Nie lubiła przywoływać tego ducha, ani tym bardziej z nim rozmawiać. Ale wiedziała, że musiała spróbować. Dla Bractwa.
W jej grocie było ciemno i dosyć zimno. Koty przyszły za swą panią na dach jej kajuty. Catpaw głaskała ich jedną dłonią, drugą miała zajętą. Na drugiej siedziała czarna papuga. Na czubku jej główki i ogonie pióra przebarwiały się na zieloną barwę. Piratka pogłaskała papugę po główce, po czym westchnęła, i delikatnie wyrwała jej trzy piórka. Po tym podniosła rękę z ptakiem, ten poderwał się do lotu.
-Leć.
Koty zerknęły na odlatującą papugę, zbyt leniwe by chociaż spróbować go złapać. Emilia obracała czarno-zielone piórka w dłoni, skupiając się. Po tym wstała.
Wyciągnęła z kieszeni zapałkę. Zapaliła o suchą deskę. Podpaliła piórka. Czarna materia paliła się gorącym ogniem, prawie dotykając palców Radnej. Po chwili trzy piórka płonęły już w całości... i wtedy ogień zmienił swą barwę. Emilia wyrzuciła zielone płomyki w powietrze, mówiąc:
-Aemonie! Wzywam cię!
Nagły wiatr zdmuchnął pióra. Palące i migoczące płomienie, gnane wiatrem, zrobiły okrążenie w okół Piątej Strony Świata, po drodze zbierając w okół siebie kłęby pyłu, czarnych piór, gałązek. Zielony ogień oświetlał formującą się masę od środka. Nie zrobił nawet trzeciego okrążenia w okół statku, gdy duch o formie ptaka z zielonego ognia utworzył się przed Emilią. Koty zerwały się. Część uciekła, część cofnęła, pochowała się, obserwując zjawisko. Aemon powoli zbliżył się do Radnej.

-Wezwałaś mnie, więc jestem - gromada szeptów przemówiła jednym, lecz surowym głosem - Lepiej, żeby było to coś ważnego.
Emilia zerknęła na schowane koty, po tym próbowała spojrzeć duchowi prosto w "oczy", lecz jego łeb był zbyt świetlisty. Przymykając powieki, patrzyła na ognistą istotę, i w końcu przemówiła.
-Wybacz mi Aemonie, jeśli ci przeszkadzam...
-Wezwanie od Radnego nigdy nie oznacza niczego dobrego.
-...Jesteś najstarszą istotą Bractwa nam dostępną. Leth mori Aiwe potrzebuje twojej pomocy.
-Jestem strażnikiem. Obrońcą. Beze mnie, Bractwo już dawno by nie istniało. Oczywiście, że potrzebuje mojej pomocy. I codziennie ją otrzymuje.
Emilia wywróciłaby oczami, gdyby to nie pogorszyło sprawy. Wiedziała, że nie będzie łatwo i miło.
-Tym razem chodzi o coś innego. Bractwo znalazło sposób, by dostać się do Yaana Rusva Rama. Aiwe chciała, żebyśmy się tam udali.
Zielone płomienie zamigotały przed twarzą Emilii, Aemon zaczął krążyć w okół Radnej.
-Jak wy wszyscy dobrze wiecie, czego Aiwe chce...
-...Musimy poznać odpowiedzi. Ale nie wiemy, czego spodziewać się po tym miejscu. A ty... ty tam byłeś. Wiesz, co stało się z tym miejscem. Potrzebujemy twojej porady.
-Potrzebujecie...?
-Czy jest coś, czego powinniśmy się obawiać? Czy musisz nas przed czymś ostrzec?
Ognisty duch ponownie zatrzymał się przed Emilią:
-Tak. Musicie strzec się samego siebie.
-Oh nie... - westchnęła zrezygnowana Catpaw
-Musicie udać się do tego miejsca...? Jak wielu...? Czy jesteście pewni wszystkich? Czy jesteście pewni siebie? - Aemon zrobił krótką pauzę - Nie jesteście. Jak zawsze. Możecie więcej zniszczyć, niż cokolwiek naprawić. Jak wiele razy już to robiliście.
-...Cokolwiek nie powiesz, nie zmienisz już naszej decyzji. Za kilka dni, Bractwo wyruszy maszyną zwaną 'Gniewem Aiwe' do tego miejsca. Jeśli coś nam grozi, powinieneś nas ostrzec.
Płomienie wezbrały. Świetlisty ptak rozłożył skrzydła i poderwał się nad Radną:
-Arogancja. Niecierpliwość. Pretensja. To wszystko przez ciebie przemawia, kobieto. Czy jesteś godna nazywać się Radną?! - szepty brzmiały mocno, głośno i gniewnie - Jak mogę wam powiedzieć cokolwiek? Jak mogę wam zaufać? Jak można zaufać Radnym, skoro sam xar zawiódł Aiwe?!
-Nie jesteśmy Asphelem - Emilia również podniosła głos - Jego już nie ma, od dawna. Bractwo zmieniło się. I ty też musisz. Musisz nam pom...
-Aemon nic nie musi! - moc ducha zaczęła napierać na Radną - Jestem starszy niż wy wszyscy razem wzięci. Niezmienny od tylu lat, zapewniam bezpieczeństwo. Również przed wami! Działania Asphela zadały potężne rany, które goją się po dziś dzień! Odejdź, nie jesteś godna odpowiedzi!
Emilia zacisnęła pięści, po czym krzyknęła zdenerwowana:
-Arogancja i pretensja, tak...?! To przepełnia także ciebie! Jestem pewna, że wiesz o wiele więcej, niż o to, o co cię proszę... Byłoby znacznie łatwiej, gdybyś powiedział nam od razu wszystko! Ale nie, tajemnice, tajemnice!
Napór energii ducha zmusił Radną, by oparła się o kolana. Ręką zasłaniała sobie twarz, ale nie przerywała:
-Rozumiem, co zrobił Asphel. Byłam już w Bractwie, gdy to się działo. Ale nie miałam o tym pojęcia. Jak inni. I my nie ponosimy za to odpowiedzialności. Rozumiem, że boisz się nam zaufać... Ale do jasnej cholery, jeśli tym razem znów zamilkniesz, zaszkodzisz i Aiwe i jej bractwu! Swojemu bractwu!
-Jak śmiesz wypełniać to miejsce swoim nędznym gniewem...
-...Doprowadziło mnie do tego zachowanie głupiego i starego ducha!
Zielone światło rzuciło Emilią o deski. Ogień wystrzelił w okół. Koty pochowane naokoło zamieniły się mocą Aemona w czarne jak noc skelki. Sycząc agresywnie, zaczęły zbliżać się do Emilii.
-...Nie! Znowu!
-Powinnaś zapłacić za swoją arogancję. Powinnaś przejść próbę. Próbę ze swoimi... podopiecznymi. Boisz się bólu?
Emilia wściekle spojrzała na Aemona. Ale nie była głupia. Wbrew gorącemu powietrzu, podniosła się, i chwyciła mocno za medalion Aiwe.
-Nie możesz nic zrobić Radnym!
-Powinienem, o wiele wcześniej! - wściekłość szeptów odbiła się od ścian jaskini - Powinienem nie mieć skrupułów, nawet przed samym xarem!
Catpaw mimo wszystko spojrzała w głąb rozżarzonej furii.
-...Jakże szczęśliwy byłby teraz Angu, gdyby nas zobaczył.
W jednej chwili płomienie i moc przestały napierać. Aemon, wciąż z rozpostartymi skrzydłami, unosił się nad kobietą.
-Najstarsza istota w Bractwie, grożąca najstarszej Radnej? Skłócona z resztą Bractwa? Ha! Nie musi nawet nic robić. Sami się wykończymy. "Chroniąc" Aiwe zniszczysz to, co sami zbudowaliście.
Ognisty duch złożył skrzydła. Okrążył maszt nad Emilią, po czym zatrzymał się przed nią. Skelki zostały z powrotem zamienione w koty.
-Spośród wszystkich, twój umysł i język były zawsze najbardziej cięte, i najbardziej trafne, Emilio... - szepty wyzbyły się teraz złości, lecz nie powagi
-Dlatego to ja zdecydowałam się z tobą mówić - Radna z ulgą zauważyła, że jej koty z powrotem są kotami - Nawet ty potrzebujesz czasem przypomnienia, że wszyscy jesteśmy w tym samym Bractwie. Asphela dawno nie ma. Świat i czas się zmieniły. Potrzebujemy pomocy.
Pierwszy xar zaczął swobodnie i powoli latać nad statkiem.
-Czego powinniśmy spodziewać się po Świątyni Złamanego Skrzydła?
Aemon nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. W końcu szepty przemówiły:
-Yaana Rusva Rama... nie jest bezpiecznym miejscem. Śmierć zamieszkała pośród tych murów. A czas zniszczył je dawno temu. Lecz... nawet tutaj potrafię wyczuć, że ostatnio, coś się tam... zmieniło...
-Co takiego? - Emilia spojrzała na ducha uważniej.
-Czuję tam obecność, którą zapomniałem wieki temu. Obecność Angu.
-...Jest tam?
-Był. Wezwał swoje Latające Mury. Bronią tego miejsca, lecz nie obronią Bractwa.
-Latające mury...?
-Wspominanie tego... jest zbyt... bolesne... - szepty straciły na swojej mocy. Wstąpiła w nie niepewność i... pewnego rodzaju ból.
-...Proszę, musimy wiedzieć. Czy Angu nadal tam jest?
Światło Aemona zaczęło gasnąć.
-On tam... był... Zostawił po sobie... ślady... Poczułem to... Słyszałem... ich krzyk... Przygotujcie się na wszystko... i miejcie nadzieję, aby Aiwe była wtedy z wami.
Radna skinęła głową.
-Wiem. Dlatego dawała nam znaki. Żebyśmy się tam udali. Jeśli mamy uwolnić to miejsce spod wpływu Angu... uda nam się. Nie wiem jak, ale znajdziemy sposób. Latające mury... też jakoś pokonamy, cokolwiek to jest.
Zielone płomienie rozpływały się w powietrzu, szepty słabły:
-Aiwe nigdy w was nie zwątpiła. Nawet wtedy. Ale... ktoś musi ją... chronić...
Płomienie zgasły. Obecność Aemona zniknęła z Jaskini Zamarzniętego Jeziora, duch odszedł. Ciemny pył po trzech piórkach spadł w przestrzeń.
Emilia usiadła na deskach, zmęczona. Dlatego nie lubiła rozmawiać z Aemonem. Może istoty trwające kilka tysięcy lat w tym świecie nie mogą być szczęśliwe i miłe...?
Parę kotów od razu podreptało do niej. Wystraszone, domagały się pieszczot. Emilia głaskała ich miękkie główki, myślami będąc jednak gdzie indziej.
Latające Mury Angu? Ślady? Wpływ Węża? Byłoby o wiele prościej, gdyby duch mówił wszystko konkretnie... Ale może nie potrafił. Tak czy inaczej, będzie musiała przekazać te informacje Deadthornowi, i innym, którzy wybierali się do Świątyni. Jeśli tylko mogło im to jakoś pomóc...
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 394 gości