Krew na Śniegu

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Aendor już drugi raz w życiu zaczął odczuwać chłód tak boleśnie jak ostatnim razem w czasie walki ze Szponem Jormaga na granicy z Dalekimi Dreszczogórami.
Nie podnosząc nawet głowy, jedynie patrząc kątem oka wziął do ręki fiolkę wręczoną mu przez Karwelosa.
Klęcząc oparł się o swoje stopy, zatopił się w myślach patrząc wzrokiem wbitym w ziemię zaś ręce oparte miał na kolanach.
Czuł dumę z tego, że był w stanie swoją magią chociaż trochę pomóc komuś innemu...

Po chwili z transu wybił go nikły głos Anivien, jednak nie słyszał wystarczająco wyraźnie. Lecz kiedy znów poczuł dotyk na ramieniu, wrócił do siebie i począł słuchać. W momencie kiedy spojrzenie sylvari wylądowało na jego oczach, ujrzał pewne znane mu oblicze, ten sam wyraz twarzy i ta sama troska. W tym momencie strażnik lekko się uśmiechnął i kiwnął głową w zgodzie z tym co powiedziała łowczyni. Mimo lodowatego dotyku sylvari na ramieniu norna, zaczęło mu się robić ciut cieplej.

Przyjrzał się drobnemu naczyniu skrywającemu lecznicze właściwości i oddał je Karwelosowi.
Ty... musisz być w szczycie sił... aby tutaj jeszcze pomóc.... mi jedynie doskwiera ból i mróz... jeżeli chcesz... zachowaj to dla kogoś... kto jest bardziej potrzebujący... ja dam radę.
Na podkreślenie tych słów, wstał powoli lecz stanął stabilnie. Może i był blady, zmęczony, krew płynęła mu z nosa i ust, jednak stał dumnie a determinacja znów przyozdobiła jego twarz. Zacisnął pięści i lekko się wzdrygnął czując jak rozpędzony śnieg okrywał jego nagi korpus, sprawiający wrażenie tysięcy drobnych ukąszeń komarów.
Jednak zahartowane ciało nie dawało za wygraną.

Norn zwrócił się do mesmera: Chyba nie jesteś w stanie iść... jednak masz szczęście, jak chcesz... to wskakuj na barana. Wesołym tonem odparł i wskazał kciukiem na swoje plecy. Spojrzał na dolyaka stojącego przy byłym wejściu do siedziby.
Ja i Moren... damy radę dojść... do Twojej kuźni, Harraldzie. Uważam, że dolyak... będzie bardziej potrzebny tutaj.
Stał tak przez chwilę przyzwyczajając się do mroźnego powietrza, kiedy nagle jego uwagę od reszty zebranych odwrócił krzyk padający z kierunku, gdzie kiedyś znajdowały się schody.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Jakimś cudem Moren stał wreszcie na nogach. Co prawda w znakomitej większości dzięki pomocy Karwelosa, ale wreszcie przestał leżeć na tym niewiarygodnie lodowatym podłożu. Wkrótce okazało się, że szalejący wiatr wcale nie jest lepszy od - być może - bardziej stabilnej temperatury ziemi. Chcąc nie chcąc, opierając się ciężko na ramieniu nowego przyjaciela, zaczął odczuwać jego ciepło. Fakt, przecież jest to najstarsza metoda utrzymania odpowiedniej temperatury ciała w ekstremalnych warunkach. A gdyby tak... Do głowy przyszedł mu abstrakcyjny pomysł przyzwania kilku klonów w celu ogrzania innych osób. Brzmiało absurdalnie a na dodatek miał problem ze swym strasznym osłabieniem i nie wiedział czy byłby w stanie w ogóle używać magii. Usłyszał o różnych rzeczach, które należy jeszcze zrobić i marzył tylko o tym, by móc wreszcie zasnąć w jakimś ciepłym miejscu.

Wtem jednak poczuł na sobie wzrok Anivien, do której to właśnie słowa te należały. Zrozumiał, że ona w nich... tak, w niego również, wierzy. Pomyślał więc, że nie może jej zawieść i zrobi wszystko co trzeba, nawet jeśli miałby od tego paść.

Kiedy rozmawiali o Radnych, przypomniał sobie o Kagamishi. Miał nadzieję, że nic jej się nie stało. Właściwie rzadko ją widywał, więc może i tym razem nie było jej w pobliżu. Na wspomnienie jej tajemniczych oczu mimowolnie przeszły go ciarki.

Słuchając słów Aendora zaczął zastanawiać się jak wiele energii może pomieścić w sobie norn. Nie spotkał ich zbyt wiele w życiu, ale zawsze sprawiali oni wrażenie walczących do ostatniej kropli krwi. Jednak kiedy wspomniał o braku potrzeby dolyaka i wskakiwaniu na barana, trochę się przeraził. Miał nadzieję, że przynajmniej to drugie było żartem, choć wtedy nie wyobrażał sobie nawet jak mieliby gdzieś dotrzeć w tym stanie. Sam ledwo trzymał się na nogach i miał obawy czy da radę zrobić choćby jeden krok. Aendor zaś mimo dobrej miny do złej gry również zdawał się wisieć na ostatnim włosku przytomności.

Te dramatyczne przemyślenia przerwał mu nagle jeszcze dramatyczniejszy wrzask. Co więcej, wrzask jakby znajomego głosu. Któż mógł to być? Nie mógł odnaleźć w pamięci właściciela głosu. Od razu miał ochotę ruszyć w tamtym kierunku, jednak naturalnie jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Zamiast tego spojrzał więc porozumiewawczo na Karwelosa, z miną wyrażającą zapytanie "Idziemy?".
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Widząc heroiczny wyczyn Aendora, a mianowicie staniecie o własnych siłach przy jego stanie, Karwelos popatrzył po nim nie będąc całkowicie pewnym czy powinien przyjąć od niego fiolkę. Stojąc tak na lodowatym wietrze który smagał wszystkich niby lodowymi biczami i wyciągał z nich resztki ciepła, nie było czasu na zastanawianie się co zrobić z fiolką. Sprawę rozwiązał krzyk, krzyk który rozbrzmiewał wielkim bólem i mroził krew w żyłach. Patrząc na pozostałych, i zauważając że wszyscy spoglądają z niepokojem w kierunku skąd dobiegał krzyk, Karwelos wziął szybko fiolkę od norna i schował ją tak aby nie uległa zniszczeniu. Samemu niepokojąc się o osobę która wydaje takie okrzyki agonii, zauważył wymowne spojrzenie Morena. Zwrócił się wiec do zmęczonego norna.-Aendorze wiem że nie jest z tobą za dobrze, ale chyba nie mammy wyboru i musicie razem z Morenem jak najszybciej dotrzeć do chaty. -Mówiąc to przeniósł ramie człowieka na norna, a gdy ciężar już nie obciążał Karwelosa ten wyprostował się i dodał patrząc na tą dwójkę. -Tak jak powiedziała Anivien wy udajcie się do kuźni i tam przyszykujcie potrzebne rzeczy. A my jak najszybciej udajmy się tam skąd pochodzi owy krzyk -Popatrzył na pozostałą trójkę. Następnie zwrócił się do Markusa. -Myślisz że potrafiłbyś wytworzyć taką samą kulę światła jak ta z którą przyszedłeś? -Zapytał. -Bo w nadchodzących ciemnościach nie sądzę że bez niej damy sobie radę -Dodał zmartwiony faktem nadchodzącej nocy. Zmierzch przypomniał mu o zamieci śnieżnej która lada moment może się rozpętać na dobre. -Bardzo mi się ta pogoda nie podoba. -Mruknął pod nosem rozglądając się na boki i czekając na odpowiedź strażnika.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mróz przeszył już właściwie każdy zakamarek ciała Lynerys, która nadal próbowała obudzić uzdrowicielkę, lecz bezskutecznie. Miranda była nieprzytomna, przynajmniej oddychała, więc czarnowłosa zdecydowała się w końcu wziąć ją na ręce, najpierw ściągając swój kożuszek i opatulając nim uzdrowicielkę. Zachwiała się lekko, ale po chwili zaparła się nogami w śniegu. Pora ruszyć do chaty Harralda, nie było innego wyjścia. Pech chciał, że była nieco dalej od reszty i nawet ich nie widziała. Śnieg zaczął sypać coraz bardziej. W którą stronę powinna iść? Chyba tam... może uda jej się po drodze na kogoś natknąć. Nadal czując ciężar miecza na jej plecach, oraz Mirandy na jej rękach, Lyn zaczęła przedzierać się przez śnieżne zaspy powoli modląc się do Grentha, aby nie zabierał ich zbyt szybko w swoje objęcia.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Chwila nadużycia energii golema do granic możliwości i udało mu się oczyścić wejście do Labarotorium z którego długim susem wyskoczył Główny Technolog, stanął na wysokiej skalę po czym zaczął się rozglądać dookoła siebie szukając czegoś wzrokiem, po chwili jego wzrok padł w stronę Kliaxx oraz Aiityy, widząc tą dwójkę rzucił pod nosem. - Są, L.P.G! Zbieramy się. Krzyknął dość poważnym tonem na golema po czym udał się w stronę dwójki zapominając o tych co byli z nim w Laboratorium, po chwili dobiegł do Kliaxx i złapał ją w ramiona i rzucił dość mocno podenerwowanym głosem. - Jesteś cała! Dobrze. Zbieramy się do Rata Sum, natychmiast! Rzucił to ostatnie dość dowódczym tonem na co ta zapytała go. - A inni? Na to Dirlond zamrugał energicznie oczami po czym się rozejrzał dookoła.
- Pewnie ktoś ich już zebrał, idziemy, możesz chodzić Flux. Przerzucił na chwilę wzrok w stronę Aiityy który skinął lekko głową.
- Dajcie mi chwilę i możemy iść. Rzucił ciągle trzymając się za głowę.

***
Virlir w międzyczasie ciągle starał się wydobyć swoją rękę, w przerwach między krzykiem oraz przeklinaniami rozglądał się za swoim dziennikiem oraz maską, ból jaki sprawiała mu zmiażdżona dłoń był straszny ale jedyne o czym mógł teraz myśleć to o swoim dzienniku, jednak wiedział że musi się jak najszybciej wydostać więc wrócił do monotonnych prób wydobycia się.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Obudził go mały kamyczek który spadł krusząc się z czegoś na wzór stropu otworzonego nad nim, tą dziwną Sylvari i Lakzizem, dając wrażenie bycia w jakimś pomieszczeniu. Podniósł się do pozycji siedzącej i otrzepał się z kurzu. Rozejrzał się wokoło i zauważył siedzącego, zamyślonego Lakziza. Nie widział szczegółów i rysów twarzy, było tu ciemno.
-Co to miało być Lakziz? Rzucił niepewnie i spróbował wstać. Udało się bez większych problemów, nic sobie nie złamał a jedynie głowa tępo mu pulsowała bo ciosie. Kto wie ile już tutaj leżał, mogło być już bardzo późno, a mogło minąć kilka minut od upadku. W "pomieszczeniu" było słychać złowrogie świszczenie wiatru. -Lakziz mam nadzieje że chociaż trochę żyjesz, bo trzeba się stąd wydostać. Ruszył w kierunku jednego z większych głazów i stanął przy nim marszcząc brwi.
-Cóż, w każdym razie wypróbuję sobie Twój dar. Uśmiechnął się i zaparł się rękami o głaz, napierając głównie na lewą. Mechaniczna kończyna zaskrzypiała i po dłuższej chwili kamień ustąpił, ukazując powierzchnie i powodując niemiłe uderzenie chłodu i promieni zachodzącego słońca. Daenir zmarszczył brwi ale nie przejął się chłodem i odsunąwszy kamień na większą odległość cofnął się do miejsca gdzie leżał i podszedł do nieprzytomnej kobiety i delikatnie umieścił Ją sobie na plecach.
-Oby nie miała nic złamanego bo ten ruch mógłby zaboleć. Rzucił beztrosko i skierował wzrok na asurą. -Nie czas rozmyślać nad tym co sie stało. Wynośmy się stąd dopóki to coś się jeszcze nie zawaliło. I skierował swoje kroki z Sylvari na plecach w stronę ziejącego chłodem otworu.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kolumna upadła, a za nią kolejna. Bariery się łamały, a golemy nie mogły utrzymać sufitu. Wszystko to wyglądało jak koniec świata. Pośrodku tego wszystkiego znajdował się Lakziz. Oszołomiony powoli i bezwiednie poruszał się do przodu. Nie wyglądało jakby miał się przejmować czymkolwiek. Jednak coś w końcu zwróciło jego uwagę. Ktoś go wołał. A Lakziz znał go bardzo dobrze.
-Nie... Nie wyjdziesz stąd....
Tym kimś okazała się być Asura w średnim wieku leżący na brzuchu. Jego całe ciało za wyjątkiem głowy było przygniecione różnymi wytworami typu golemy czy ściany. Lakziz podszedł do niego i tylko spojrzał się. Bez emocji. Podniósł pobliski kamień i patrzył się z nim nie zwracając uwagi na panujące zniszczenie. Wziął zamach....

*********************************************************************************

Wyrwał się z przemyśleń. Zobaczył Daenira przesuwającego skałę. Powoli wstał. Próbował się otrząsnąć. Gdy Daenir zobaczył Lakziza, mógł zauważyć okropną ranę na prawym oku. Na tyle okropną, że lepiej było o tym nie mówić.
-Tak.. Zbierajmy się. - mówił zdezorientowany.
Rana na prawym oku bolała. Bardzo bolała. Ale przynajmniej miał notatki w tubie. I broń.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Popielec jeszcze długo przeszukiwał gruzowisko w poszukiwaniu starej popielki. Panika w jego ślepiach rosła z każdą chwilą, cień nadziei, że znajdzie ją całą i zdrową dawał mu siłę do działania. Nie zwracał zbytnio uwagi na pozostałych zbyt pogrążony w poszukiwaniu bliskiej mu osoby.
-Eluna do cholery! Gdzie jesteś! - wrzasnął już chyba po raz dziesiąty. Nadal nie było odzewu. Ona żyła... musiała przeżyć! Rag nie przestawał. Przesuwał spore głazy odrzucając je w bok. Jego ślepia uważnie śledziły rumowisko, nie przejmował się tym, że jego łapy były już nieco pokrwawione i w dodatku zziębnięte. I nagle ją dostrzegł. Odrzucił kolejny głaz i zobaczył ciało popielki wygięte w dość nienaturalny sposób. Popielec zadrżał i odrzucił kolejne głazy aby dostać się do ciała Eluny. Delikatnie ujął ją w łapy patrząc roztrzęsiony na już zaschniętą krew, która wypłynęła jej z pyska. Delikatnie dotknął jej pyska, jakby w czułym geście. -Babciu... - wydusił z siebie i zawył głośno z rozpaczy. To był dość przejmujący widok, wielka bestia była kompletnie zrozpaczona śmiercią najbliższej mu osoby. Miał tylko ją...przez tak długi czas sie nim zajmowała. Delikatnie szturchnął ją nosem. -Babciu...wstawaj... wiem, że udajesz... przestań żartować, to nie jest zabawne! - powiedział żałośnie. Nie było jednak reakcji. Z zawsze groźnie wyglądających złocistych ślepi popłynęły łzy, które skapnęły na ciało martwej Eluny. Ostatni raz Ragdard ryknął z rozpaczy i przytulił do siebie martwe ciało swojej babci. Przez myśli przelatywała mu przeszłość, wspomnienia i miłe chwile spędzone z Inżynier Eluną, która uczyła go wszystkiego, pokazywała ciekawostki odnośnie życia w Cytadeli... ich wspólne rozmowy, czy wędrówki. Powoli podniósł łeb, łzy nadal skapywały na ciało martwej popielki. Z Eluną na rękach Ragdard powoli wstał i ze spuszczonym łbem zaczął odchodzić od rumowiska. Szedł nieco chwiejnie, ale powoli posuwał się naprzód po śniegu, nie patrząc na nikogo, tylko w dół. Na ciało swojej babci, która już nigdy go nie skarci, nie dostanie od niej kluczem francuskim przez łeb... nie przytuli. Ciało popielca zadrżało, trudno było określić czy z zimna czy z żalu, a może z wściekłości? Po prostu parł dalej przez śnieg, i trudno było określić czy do jakiegoś konkretnego celu.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

- Oho. - mruknął kowal, słysząc okrzyk. Złapał mocniej narzędzia w dłonie i ruszył w kierunku źródła, jednak po chwili się obrócił do Morena i Aendora. -Jedźcie do kuźni tak szybko, jak to tylko możliwe. Przy tej pogodzie, nie ma co zwlekać. - po czym pobiegł truchtem w kierunku zawalonych schodów. - Mam nadzieję, że nie będzie dużo odgruzowywania. Bo inaczej może być ciężko. - wymamrotał do siebie, po czym spojrzał na niebo, z którego lada moment mógł spaść śnieg.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Anivien strząsnęła z ramion zbierający się śnieg i spojrzała pytająco na towarzyszy. Chyba coś mówili, ale szalejący wiatr nie dość, że zagłuszał ich słowa, to jeszcze pchał śnieg w uszy, nos i oczy łuczniczki. Próbowała coś do nich krzyczeć, ale bez większych nadziei na to, że ją usłyszą. W końcu machnęła ręką na znak wymarszu do tych, co spróbują odnaleźć ostatniego żyjącego członka bractwa w zasięgu słuchu i ruszyła przodem, zgięta w pół. Szła powoli, walcząc z siłą nawałnicy, krztusząc się i potykając co kilka kroków, ale parła naprzód. Nie było czasu, nie było czasu! Spanikowana próbowała nawoływać za uwięzionym w gruzowisku, ale sama nie słyszała własnego głosu. Jeden raz obejrzała się za towarzyszami, potem już nie miała na to sił.

Na granicy wzroku dostrzegła mozolnie poruszające się sylwetki dwóch kobiet. Nie rozpoznała ich, ale skierowała się prosto na nie. Gdy dotarła do nich, z ledwością przekopując przez zwały śniegu, które błyskawicznie narastał wokoło, wrzeszcząc w nawałnicy wskazała palcem za siebie.

- ZA NAMI ZNAJDZIESZ DOLYAKA... KTÓRY POPROWADZI DO KUŹNI HARRALDA! TAM OTRZYMACIE OPIEKĘ!

I ruszyła dalej, nie patrząc na to, czy reszta zatrzyma się przy kobietach również. Nagle dotarło do niej, skąd zna ten krzyk. W jej zmęczonym umyśle mignęła twarz tajemniczego sylvari, którego przywitała na inicjacji z Morenem... Jak on miał na imię... Verlil? Virilil? Przewróciła się dokładnie w momencie, gdy w końcu go dostrzegła. Miał zmiażdżoną w potrzasku dłoń. Podczołgała się w śniegu bliżej i bez słowa, szczękając zębami, próbowała rozsuwać kamienie wokoło uwięzionej ręki. Jednak jej przemarznięte i skostniałe palce nie były w stanie przesunąć ciężkich odłamków. Zaczęła klnąć szpetnie, szarpiąc się z przeszkodami a jednocześnie powieki zaczęły powoli, sennie opadać... śnieg taki miękki... wyraźnie pracowała coraz wolniej.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Czując, że za chwilę wszyscy ruszą w stronę, z której dochodził znajomy głos, ścisnął nieco ramię Aendora, który to stał się teraz jego podpórką. Nie sądził, że można liczyć na zdrowy rozsądek jeśli chodziło o nornów. Zazwyczaj ich największym celem w życiu były heroiczne czyny, lub co gorsza heroiczna śmierć. Cel życia Morena był zgoła inny, więc postanowił odciągnąć Aendora od szalonych pomysłów, zanim one się zrodzą.
- Aendor, chodźmy do tej chatki... Proszę. - Powiedział cicho a brzmiało to dość żałośnie. - Oni mają Harralda, poradzą sobie...
Chciał nawet pociągnąć norna, we wskazanym kierunku, ale ten chyba raczej nie mógł tego poczuć. Właściwie to nawet nie wierzył, że sam Harrald może zdziałać nie wiadomo jakie cuda i uratować wszystkich napotkanych. Wolał jednak nie myśleć o tym, tylko naiwnie wierzyć, że wszyscy przeżyją. Oby tylko pośpieszyli się, bo lada chwila wszyscy razem tutaj zamarzną. Właśnie uświadomił sobie, że nie czuje palców i zastanawiał się czy mu zaraz nie odpadną. Włosy zaś przybrały barwę śniegu i zdawało się, że można je połamać jednym ruchem (o nie, tylko nie to!).
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Aendor poczuł uścisk Morena na swoim ramieniu po tym jak przyjął go z pod opieki Karwelosa. Spojrzał na dolyaka stojącego w oddali, możliwość drobnej podwózki była kusząca. Faktycznie próba dojścia samemu na piechotę do kuźni Harralda wydawała się być samobójczym pomysłem.

Spojrzał się na prowizoryczną ekipę ratunkową: W takim razie... życzę wam powodzenia. Zwrócił się do reszty którzy zbierali się aby jeszcze kogoś uratować.
Bez obaw... nie mam zamiaru już dłużej przebywać w tym... grobowcu... Odrzekł Morenowi w tym samym czasie patrząc dookoła jak nikłe blaski zmierzchu oblewają krwistym światłem zrujnowane ściany.

Obaj zaczęli powoli dreptać w stronę dolyaka, kiedy zaś się zbliżali do zwierzęcia, ujrzeli dwie żeńskie postacie kierujące się prosto na nich. Norn zawołał w miarę donośnym głosem: Hejże!... chodźcie tutaj... wybieramy się do chaty Harralda!
Pomógł mesmerowi oprzeć się o zwierzaka aby mógł wtulić się w jego ciepłe futro, szykując się aby później razem z dwiema tajemniczymi kobietami, udać się wreszcie do chaty.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Na pytanie Karwelosa Markus nic nie odpowiedział. Jednak magiczna kula pojawiła się, okrążyła głowę Markusa i zawisła nad jego dłonią. Faktem było że mróz przeszywał jego ciało, jednak nie było tego widać po jego zachowaniu. Skóra sina od mrozu, powolne ruchy, jednak nie drżał z zimna. Ruszył on wolno za sylvari próbując ją jednak dogonić. Zatrzymał się kiedy zobaczył w oddali kobiety, w jednej sekundzie w jego głowie rozegrała się debatakomu powinien pomóc. Zgadywał że jest tam Mirranda jedyna "żywa" medyczka jaką w tym dniu widział. Z drugiej strony widział że Anivien słabnie. a próbuje uratować kogoś ze zgliszczy.
-Ratować dwa życia, czy jedno które może uratować kolejne? Jednak szybko podjął decyzję.
Po chwili nad czołem Anivien pojawiło się magiczne światło, blask i ciepło biło od niego mocniej niż wcześniej. A gdy sylvari mocowała się z gruzem pojawiły się dwie ludzkie ręce które pomogły jej odciągnąć głaz. Markus następnie zaczął sam przerzucać gruz który przygniótł rękę Virlira.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mróz ze wszystkich sił dmuchał w twarz Daenirowi który wyszedł zza osłony jaką dawały gruzy. Zdawać się mogło, że wiatr za chce go znów wepchnąć do ówczesnego więzienia. Przystanął z kobietą na rękach i zamyślił się. Czy Lakziza przypadkiem po prostu nie zwieje? Nie wiele myśląc obejrzał się za siebie w celu znalezienia przyjaciela, cofnął się po niego i bezceremonialnie, nic nie mówiąc wziął go sobie pod pachę. Wtedy zauważył jak bardzo paskudna jest rana jego oka. Nic nie powiedział, gdyż nie chciał tracić sił które szybko opuszczały jego ciało.
Parł tak przed siebie obciążony ciężarem bezwładnego ciała nieznajomej i wcale nie bardzo świadomego Lakziza. Ku jego radości po chwili zauważył małą grupkę zmierzającą do twardo stojącego Dolyaka. Zebrał się w sobie i jak najszybciej ruszył w jego stronę.
Nie szedł do grupki gdyż musiałby skręcić, a zmierzał prosto do Dolayaka. Gdy udało mu się to zrobić, prawie się przewrócił, gdyż zimno powoli zaczęło zbierać swoje żniwo zmniejszając zdolności ruchowe i męcząc Sylvari. Położył Lakziza przy dolyaku, a kobietę ułożył na jego grzbiecie. Sam oparł się bezsilnie o Dolyaka i z ulgą odczuł, że jego ciało daje lekkie ciepło. Tym ciepłem pocieszał się dopóki grupka ciągnąca się za nim nie dołączyła do niego.
aiwe_database

Re: Krew na Śniegu

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Owiq był bardzo zadowolony, kiedy golemowi Dirlonda udało się odblokować wyjście z Laboratorium. Schował piersiówkę, którą sączył podczas całego procesu odgruzowywania i dość chwiejnym krokiem wyszedł na zewnątrz. Obraz zniszczeń, który nań czekał był straszliwy. Niewiele się zastanawiając zakasał rękawy i ruszył na ratunek. Najbardziej logiczne dla Asury wydawało się ratować w pierwszej kolejności to co najcenniejsze....więc jego samego. Pobiegł w stronę najbliższej linii teleportacyjnej i zniknął obierając za swój cel bezpieczną stolicę Asur.

***

Sylvari ocknął się w zupełnych ciemnościach. Ból który przeszywał jego roślinne ciało był nie do opisania. Długi czas leżał bez ruchu próbując zebrać myśli i przypomnieć sobie co się stało. Gdzie jest i czemu nie czuje prawej nogi. Stracił rachubę czasu powoli wydobywając z pamięci niedawne wydarzenia. Delikatnie spróbował sięgnąć do swej nogi, mając nadzieję że ją jeszcze ma. Zwały kamieni pod którymi się znajdował ograniczały jego ruchy, a przeszywający ból promieniował z każdego nerwu. Z westchnięciem wypościł powietrze z płuc kiedy natrafił ręką na swoją nienaturalnie wykręconą nogę, lub to co z niej zostało. Między palcami poczuł lepki i ciepły sok, a dotykiem nie wyczul kory, a jedynie miękką miazgę pod nią. Chciał krzyknąć, jednak z zalepionych kurzem ust wydobył się cichy skrzek. Leżał tak, pomiędzy głazami, oddychając szybko w zupełnych ciemnościach.
Minęła chwila zdająca się być wiecznością, nim się uspokoił. Powoli spróbował obrócić głowę i wtem zobaczył. Nikły promień światła, poszarpany pyłem i kurzem. Zaczął czołgać się w tamtym kierunku, mając nadzieję, że uda mu się przecisnąć miedzy skałami, że jego noga nie została zakleszczona pod filarem i, że nie straci przytomności nim tam dotrze. To było najdłuższe pięć metrów w jego życiu. Przez szczelinę z której biło światło wystawił rękę licząc na pomoc i zemdlał...
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 387 gości