Jack, Owikiusz i Tom znajdowali się przed wspomnianą przez Vaetrillę karczmą. Charakterystyczny dla tego typu miejsc zapach łączący w sobie pot i dym paleniska podkreślony zdecydowaną wonią alkoholu unosił się w okolicy. Wyglądało to tak jakby wręcz wabił okolicznych do zatracenia się w uciechach serwowanych przez ten przybytek. Przed wejściem stała dwójka mężczyzn racząc się świeżo skręconym papierosem. Zerkali co jakiś czas na gwieździste niebo i wymieniali co chwila półszeptem parę słów. Jeden z nich oparty był o słup niedziałającej latarni znajdującej się przed samym wejściem do karczmy. Ubrany w skromny strój nie wyróżniał się niczym poza nieładem włosów, który smagany przez wiatr co chwila formował z nich inną strukturę. Drugi z nich natomiast zaciągnięty miał na głowie kaptur zakrywając część jego twarzy, a jego ręce wyraźnie drżały gdy odbierał od towarzysza tytoń. Kilka osób minęło ich właśnie kierując się do wnętrza gospody. Gdy tamci otworzyli drzwi w tej samej chwili z gospody na bruk wyleciał niski mężczyzna wywleczony przez rosłego ochroniarza karczmy. Osiłek z rękoma niczym bochenki chleba otrzepał ręce o starte spodnie. Tatuaże na jego łysej głowie i jego postura nadawały mu wręcz mistycznego wyglądu. Kafar stojący w drzwiach z uśmiechem powitał nowych gości, a na wyrzuconego delikwenta splunął wymownie wzniecając tym ogólną radość nowo przybyłych. Mężczyzna wyrzucony z karczmy leżał bez ruchu przed karczmą, a stojący przy latarni nawet nie zwrócili na ten fakt uwagi.
Verimpa, Yen oraz Kraylok dotarli do budynku, w którym rezydował Gwyck. Fakt, że trafili pod prawidłowy adres potwierdzał z daleka jasny szyld znajdujący się nad wejściem.
Natomiast poniżej widniała zawieszona tabliczka informująca o tym, że zakład jest obecnie zamknięty. Obok znajdowała się precyzyjna rozpiska kiedy w najbliższym czasie można umówić się na złożenie zlecenia lub tajemniczo brzmiącą "konsultację inżynierską". Ilość poprawek w planie, skreśleń i dopisków sugerowała, że terminy są stosunkowo niepewne, a pomimo tego lista chętnych była bardzo długa. Wewnątrz budynku panował mrok, ale małe okienko w drewnianej przybudówce rozświetlane było światłem lampy. Obok znajdowały się osobne, również drewniane, drzwi z napisemElementy zautomatyzowane oraz zdalnie sterowane
Leonard Gwyck
Lampa rozświetlała zagracony pokój, w którym znajdowało się szerokie biurko z maleńkim krzesełkiem, na którym najwidoczniej Leonard przesiadywał w trakcie pracy. Wszystkie urządzenia i meble były bardzo maleńkich rozmiarów, a czasem były dostosowane i zmodernizowane różnorakimi drabinkami i chwytakami. Nigdzie nie dało się zauważyć gospodarza tego przybytku, ale dymiące urządzenie sugerowało, że jeszcze kilka minut temu ktoś korzystał z niego. Gdy drużyna zbliżyła się nieco do drzwi warsztatu dostrzegli, że są one lekko uchylone. Okolica była opustoszałą, a nieprzerwana cisza wręcz kuła w uszy.WARSZTAT
Nie przeszkadzać!
Wtargnięcie może spowodować poważny uszczerbek na zdrowiu!