Siedziba "Bractwa Pamięci"

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Za obiecującą nazwą "Bractwa Pamięci" kryje się tak naprawdę... fundacja. I nie zajmuje się ona wcale sporządzaniem memoriałów czy spisywaniem historii. Kampania przeciwko Zhaitanowi zakończyła się wielkim sukcesem, który dał nadzieję wszystkim mieszkańcom Tyrii, że koniec świata nie jest sprawą przesądzoną. Ale to zwycięstwo miało także swoją drugą, cichszą stronę.

=Los weterana=
Ulice Lwich Wrót, zapełnione od dłuższego czasu uchodźcami z ziem podbitych przez nieumarłych, stały się domem dla nowej grupy - weteranów. Byli żołnierze Paktu, którzy w kampanii ze smokiem mieli na tyle szczęścia (?), że nie zostali zabici i zamienieni w nieumarłych, a zostali "tylko" ranni. Weterani często wracali do Lwich Wrót jako kaleki, pozbawieni rąk, nóg, z poważnymi urazami organów, bądź częściowo sparaliżowani. Nie mogąc znaleźć dla siebie zajęcia, czując się bezużytecznymi, często z przyjaciółmi już pochowanymi (bądź i nie, jeśli zamienili się w zombie), ranni na ciele i duszy, wraz z uchodźcami stali się masą żebraków, desperatów, osób pozbawionych sensu życia, niezdolnych do pracy i nie potrafiących odnaleźć się w świecie. Osób zapomnianych i porzuconych, przez zakony, Pakt, Lwie Wrota, Tyrię. Mieszkańcy miasta woleli wpatrywać się w bohaterów, którzy uratowali ich od Zhaitana, w lśniących zbrojach i z łupami z Orr. Kalecy nie stali na piedestale, siedzieli w cieniu, za rzędami wiwatujących. Jedynie czasem złodzieje i zabójcy interesowali się nimi, by zaangażować ich w niebezpieczne, samobójcze wręcz misje, których nikt inny nie chciał się podjąć. A oni, z desperacji i braku innego zajęcia, godzili się. Ci, którzy nie zostali podrzędnymi złodziejami, pionkami w rękach wielkich bossów przestępców, zatracali się często w nałogach.

=Pamięć=
Trochę czasu musiało minąć, nim niektórzy przypomnieli sobie o tej grupie. Gdy Tyria trzęsie się w posadach, i już nie tylko smoki są dla niej niebezpieczeństwem, zakony, Pakt, a nawet Rada Kapitańska zauważyli, że nie mogą pozwolić sobie w razie krytycznej sytuacji na chaos, który zapanowałby na ulicach. Chcąc mieć "czyste zaplecze", a także potrzebując jak najwięcej rąk do pracy, przychylili się do pomysłu pewnego asury, by założyć organizację, która zajmie się kalekami, uchodźcami, weteranami, spróbuje pomóc wyrwać się z nałogów, znaleźć nowe zajęcie, i uchronić ich przed powiększeniem szeregów przestępców.
Organizacja nadal jest malutka, a sumy, które na razie wpływają do jej skarbca, są, delikatnie mówiąc... ostrożne. Jej działania są eksperymentalne, metody dopiero wyrabiane, nie ma też zbyt wielu rąk chętnych do takiej pracy. Wytrwałość założyciela, Evviego Arcasignera, jest na razie najsilniejszą siłą spajającą to wszystko.

=Siedziba=
"Bractwo Pamięci" nie bez powodu znajduje się w niepozornym budynku, nierzucającym się w oczy, przy bramie do Lwich Wrót. Nie prowadzą do niego żadne ogłoszenia, strzałki.
Główne pomieszczenie zawiera w sobie rząd krzeseł przy drzwiach, coś w rodzaju poczekalni. Obok nich stoi parę zwykłych kredensów, stolików. Naprzeciwko stoi większy stół złączony ze ścianą, za którymi siedzi Kassina. Obok znajduje się wiele szaf, a cały ten zakątek to magazyn dla wszelkich papierów i biurokracji. Ostatni róg pomieszczenia zajmuje coś w rodzaju pokoju na podwyższeniu, oddzielonego ścianami. W nim znajduje się gabinet Evviego, w którym przechowywany jest skarbiec Bractwa.

=Członkowie=
Evvi Arcasigner - pomysłodawca całej organizacji i jej zarządca. Wykonuje zlecenia, z których dofinansowuje działanie Bractwa, zabiega o datki z innych organizacji. Wykorzystuje swoje kontakty w Lwich Wrotach by znaleźć pracę, zajęcie, bądź leczenie dla potrzebujących. Posiada również jedyny klucz do skarbca.

Ovelia - członkini Klasztoru Durmanda, elementalistka wody. Podopieczna Evviego, od czasu śmierci jej poprzedniego mentora, Artenisa Tombcrushera. Oficjalnie została przydzielona do Bractwa Pamięci, by reprezentować Klasztor, w trosce o swoich byłych członków. Jej rola polega na wypatrywaniu i zachęcaniu potencjalnych klientów organizacji, z całego tłumu potrzebujących.

Kassina Farlan - Kassina pewnie nadal wiodłaby życie normalnej żony i matki piątki dzieci w Beetletun, gdyby nie Nealar, która spaliła jej dom i rodzinę. Kassina zdołała uratować tylko najmłodszego, półtorarocznego synka. Niedługo potem odnalazł ją Evvi Arcasigner, i załatwił pracę szwaczki oraz małe mieszkanko w Lwich Wrotach. Kassina jednak nie wahała się zmienić zajęcia, gdy asura poprosił ją o objęcie posady sekretarki. Kobieta odpowiedzialna jest za katalogowanie wszystkich przelewów, wpłat, klientów Bractwa i ich postępów. Czasem zmuszona jest zabrać swojego synka do pracy.

Keena Stormrage - znajoma Evviego z Paktu, ceniona medyczka. Jest znana głównie z odbioru nornskiego porodu trojaczków podczas oblężenia Świątyni Melandru. Członkom Leth mori Aiwe jest zaś przede wszystkim znana z pomocy Zackowi przy próbie uleczenia Saloai. Keena wróciła z misji w Orr do Lwich Wrót i szukała dla siebie zajęcia, więc z dużym entuzjazmem przyjęła propozycję Evviego, by służyć pomocą i radą medyczną dla potencjalnych członków Bractwa.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Otwarcie"

Trójka istot stała na moście do Lwich Wrót i patrzyła na swoją świeżo zakupioną siedzibę.
-Nie sądziłam, że za tak mały budynek zapłacimy aż tyle pieniędzy... - westchnęła Ovelia
-To nie było zbyt drogo, biorąc pod uwagę ceny innych lokum... I tak mamy szczęście, dzisiaj wiele osób sprzedaje swoje domy i chodzą całkiem tanio - wyjaśnił Evvi
-Naprawdę wierzą w te plotki, że Lwie Wrota zostaną zniszczone, i uciekają z miasta? - sylvari popatrzyła na swojego mentora pytającym wzrokiem, ale ten nie odpowiedział.
Kassina patrzyła na miejsce swojej przyszłej pracy przez dłuższą chwilę, w odpowiednim dla niej milczeniu, lecz po chwili je przerwała:
-Mam zacząć jutro rano? - spytała głosem bez większych emocji
-Tak, trzeba zrobić porządek w papierach... Dziś już nie zdążymy tego zrobić. Dobrze, że chociaż wysprzątaliśmy wnętrze... Było strasznie brudne!
-Co się dziwić, poprzednikiem był jakiś popielec alchemik... - sylvari próbowała powiedzieć to jakoś żartobliwie
Kobieta skinęła potwierdzająco głową, po czym odwróciła się i odeszła w kierunku miasta. Evvi i Ovelia popatrzyli za nią.
-..Zawsze taka będzie?
-Jaka? - asura odwrócił się do uczennicy
-Taka... oschła. Bez emocji. Wiem, że straciła prawie całą rodzinę, ale... Nie wytrzymam z taką osobą przez cały czas!
Evvi uśmiechnął się pod nosem:
-I tak jest lepiej. Dwa miesiące temu nie odzywała się prawie wcale. Grunt, że będzie z niej dobra pracownica. Zrobi wszystko dla swojego jedynego dziecka.
Ovelia pokiwała smutno głową.
-A, i właściwie... Nie będziesz się z nią widywać cały czas.
-...Jak to?
-Twoim zadaniem będzie przemierzanie ulic Lwich Wrót w poszukiwaniu najbardziej potrzebujących.
-...Słucham? - na twarzy sylvari malowało się zdziwienie i zakłopotanie
-Nie możemy przecież wszystkim ogłosić, że rozdajemy pieniądze, pracę i pomoc potrzebującym. W kilka chwil zwaliłaby się do nas połowa Lwich Wrót, a nie mamy środków by im wszystkim pomóc. Musielibyśmy wybierać, kto bardziej zasługuje na pomoc, a kto nie. Nie wspominając już o złodziejach... - asura pokiwał ze zrezygnowaniem głową, po czym odwrócił się - No cóż, na mnie też już pora, muszę...
-Czyli po prostu ja sama będę ich wybierać, na własną odpowiedzialność, zamiast ciebie, tak?
Evvi westchnął. Ovelia go przejrzała.
-Jesteś sylvari... Wy się lepiej na tym znacie. Na... odczuwaniu innych. Obserwuj uważnie, komu naprawdę przydałaby się pomoc, kto naprawdę mógłby się zmienić, a kto chciałby tylko pieniędzy. To jasne, że nie uratujemy wszystkich... ale od czegoś trzeba zacząć.
Mina sylvari wskazywała, że tłumaczenia mentora nie były dla niej zbyt przekonujące.
-Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie! No, a teraz już naprawdę muszę lecieć, pa!
-Znów idziesz do tej swojej gildii...?
-Nie mów o nich takim tonem. Być może nam jeszcze kiedyś pomogą!
Evvi odszedł, zostawiając Ovelię z wielkim i okrutnym zadaniem. Ale od czegoś ją zatrudnił. Nie mógł każdego brzemienia dźwigać sam.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Gnomex przysłuchiwała się ceremonii "otwarcia" oparta o ścianę jednego z okolicznych budynków. Dla przechodniów wyglądała jak kolejna podejrzana podróżniczka. Nie, żeby jej to przeszkadzało, nie po to ubiera ciemny płaszcz z kapturem, by wyglądać na kogoś z kim chcesz porozmawiać... O samej fundacji wiedziała od dawna. Początkowo nawet była jej przeciwna, jednak obecnie uznała, że to faktycznie może być coś co pomoże również Evviemu.

Wiedziała również, że nie może mu jawnie pomagać. Ostatnia próba pomocy Skrittom dobitnie jej pokazała, że prędzej czy później wpędziłaby całą organizację w kłopoty. Zamiast tego będzie musiała wymyślić jakiś ciekawy i dyskretny sposób, by mu pomagać.

"Bądź nieistniejącą"
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Żabia Matka"


Evvi siedział za, trochę za wysokim, biurkiem i przeglądał papiery. Szukał w listach odpowiedniej oferty, kontaktu, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Kawałek czekoladowego ciasta Kassiny, który leżał obok i pachniał, wcale nie pomagał w skupieniu.
-Umpf...
Asura spojrzał jeszcze raz znad listy na swoją dzisiejszą klientkę. Hylek cały czas patrzyła się na asurę. Zamrugała tylko kilka razy.
-Hmpfff...
Przecież nie pośle żaboludki do kopalni, ani do huty, ani zbrojmistrzów. Może handel? Ale kto normalny powierzy żabie interesy? Może jakiś młody sylvari...
-To jeszcze raz, jak się pani nazywa?
-Utpochtcuadinti.
-Co pani umie...?
-Odkąd tylko przestałam być kijanką, pomagałam w wyrabianiu mikstur - odpowiedziała dosyć niskim głosem, nawet jak na żabę - Mój mistrz cenił mnie, byłam wierną i lojalną pomocnicą. Wiele się nauczyłam i wiele zapamiętałam.
-Mhm... - hyleki były cenionymi alchemikami w całej Tyrii, więc w umyśle asury zaczęły się rodzić rożne pomysły - ...Umie pani liczyć, prawda?
-Tylko nie dużych liczb. Nie lubię myśleć o dużych liczbach. Przerażają mnie.
Więc handlowanie miksturami w większości odpadło.
Jakaś mucha przeleciała obok uszy Evviego, po czym została złapana przez język hyleki. Asura aż się wzdrygnął.
-Szybka pani jest...
-To u nas rodzinne. A wręcz rasowe. Przepraszam, to chyba niegrzeczne.
-Nic się nie stało.
Może jakiś arystokrata albo bogacz będzie potrzebował takiej osoby od owadów...? Nieee, nikt nie zapłaciłby za coś takiego większych pieniędzy.
-Czy jest pani... otwarta na nowe pomysły, rozwiązania? Np. w alchemii?
-...Jak to otwarta?
-A czy jednocześnie umie pani wykorzystać starą, tradycyjną wiedzę, by ulepszyć tą nową?
Hylek patrzyła na asurę przez dłuższą chwilę, aż w końcu zamrugała.
-Nie rozumiem.
-Umm, inaczej. Czy byłaby pani skłonna spróbować wdrożyć swoje przepisy w nowe warunki i spróbować nimi ubogacić czyjeś projekty?
-...Jak ubogacić. Moimi przepisami? Mam je sprzedawać? Co mam wzbogacać? Nie rozumiem.
-...Czy pamięta pani to czego się pani nauczyła gdy była pani jeszcze w wiosce?
-Tak.
-A czy byłaby pani w stanie nauczyć się czegoś nowego?
-Czego?
-Np. nowych przepisów na mikstury.
-Mikstury hyleków?
-Czy to różnica?
-...Nie wiem w sumie.
-Więc byłaby pani w stanie?
-Nie wiem.
-Ehh...
-Czy to ważne?
-W sumie tak.
-Nie wiem... Może... Nigdy nie próbowałam.
-Więc nie może pani wiedzieć że nie.
-Chyba tak.
-Świetnie. A czy gdyby była to asurańska alchemia?
-To co z nią?
-Nauczyłaby się pani nowych przepisów pamiętając stare?
-Od kogo?
-...Od kogoś. Od jakiegoś asury. To nieważne. Nauczyłaby się pani?
-Chyba tak... Nigdy nie próbowałam.
-Świetnie. A czy umiałaby pani połączyć te stare przepisy z nowym?
-Yyy...
-Wiem, nigdy pani nie próbowała.
-Właśnie...
-Ale co pani szkodzi spróbować?
-Czy to będzie bolało?
-...Nie powinno.
-Oh...
Hylek jakby lekko speszona spojrzała teraz gdzieś w dół. Asura westchnął:
-Ma pani coś przeciwko asurom?
-Nie wiem. Chyba nie. Nie spotkałam ich zbyt wiele w życiu.
Evvi zastanawiał się, komu mógłby ją polecić... Która asura zajmująca się miksturami zechciałaby przyjąć hyleka na swojego ucznia? Wiele asur to robiło, by zyskać ich recepty, wiele tylko im je kradło, wiele nie dopuszczało takiej możliwości, gdyż była zbyt hańbiąca. Dla asur oczywiście. Hmm, a może podrzucić ją siostrze... Nie, od razu by się skapnęła że to jakiś podstęp, w końcu to od brata.
-Umie pani walczyć?
-Nie umiem. Gdybym umiała... Chyba by mnie tu nie było.
-Hmmm...
-Pochodzę ze Sparkfly Fen. Spędziłam tam większość życia, słońce było dla nas łaskawe... Dopóki nie przyszły trupy - hylek wydawała się zamyślona - Zaatakowały kilka razy. Za każdym razem ginęło coraz więcej hyleków. Aż w końcu przyszli ci z Vigil, i kazali nam się ewakuować. Na chwilę przed następnym atakiem. Nie udało mi się zabrać moich dzieci... Nie.. zdążyłam... Patrzyłam jak były zabijane przez te trupy, sama uciekają. Nie chciałam... ale mnie ciągnęli. Zabili ich... Wszystkie dwadzieścia... Dla moich kijanek słońce zaszło na zawsze tamtego dnia.
Zapadła niezręczna cisza. Evvi był przygotowany, że osoby którym chce pomóc będą miały trudne historie, i że czasem trzeba je po prostu wysłuchać. W czarnych oczach żaboludki zalśniły łzy, które jednak szybko starła.
-Żałuję, że nie umiem walczyć. Ale teraz i tak za późno. Zabrali nas do Lwich Wrót. Ale nie mogłam... Nie mogłam... ciągle widząc to...
-Rozumiem... Wszyscy w tym mieście ponieśliśmy jakieś straty z rąk nieumarłych - asura próbował chociaż trochę ją pocieszyć, chociaż wiedział, że to niemożliwe dla matki, która straciła tyle dzieci.
W końcu wstał i wyszedł ze swojego gabinetu. Podszedł do Kassiny, która przeglądała coś w papierach, i podał jej pozakreślaną listę.
-Wyślij list do Binnxa i Girri. Napisz, że mam im do zaoferowania pomocnicę z rasy hylek, znającą się na ich miksturach. Powinni być zainteresowani taką... możliwością "poszerzenia horyzontów".
Kassina, zgodnie ze swoją gadatliwością, kiwnęła tylko głową i zajęła się nowym rozkazem.
Evvi wrócił do gabinetu, i z zaskoczeniem stwierdził, że... ciasto zniknęło. Hylek dyskretnie oblizywała okruszki z pyska, ale z językiem takiej długości nie było to możliwe. W końcu zorientowała się, że nie ma co się ukrywać.
-Przepraszam... Nie jadłam dziś nic.
-Yhhh, nic nie szkodzi... - powiedział asura, po czym pomyślał - "Jasne że szkodzi, to było pyszne ciasto, moje ciasto, sam jestem głodny, jak w ogóle... Ehhh! Spokojnie Evvi, jesteś ponad to. To tylko ciasto, a ona jest głodna".
-Było bardzo dobre.
-Wierzę...
-Naprawdę.
Asura westchnął i usiadł za biurkiem.
-Chyba coś dla pani znalazłem. Będzie pani pomagać mojemu znajomemu w miksturach. Co pani na to?
-Oh... Ale... od kiedy?
-Niech pani się zgłosi za kilka dni, powinienem już mieć odpowiedź.
-Czy to daleko?
-Przejdzie pani przez bramę do Rata Sum, więc chyba... niezbyt. Dam pani pieniądze na przejście.
-Na Zintla... Rata Sum... Nie spodziewałam się... Podobno tam jest dziwnie... Śmierdzi i oczy bolą.. Ale... Praca... Mikstury... Nie wiem jak... Niech słońce zawsze oświetla pańską drogę!
-Dobrze, dobrze! Zna się pani na miksturach, a takich hyleków potrzebują, więc...
-Naprawdę to prawda, co mówią... Pan znajduje pracę!
-Tak, pracy nie brak w Tyrii, trzeba tylko dobrze zna...
-Zatem znalazłaby się też praca.. dla moich braci?
-Ummm... - asura nie spodziewał się takiego pytania - Może.. Chyba... Chyba tak. A ilu ich pani ma?
-Dwudziestu.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Improwizacja"


-Na pewno sobie poradzicie? - spytał jeszcze raz Evvi
-Daj spokój, sama wypatrzyłam tego popielca i sama sobie z nim poradzę! Możesz iść do tej swojej... przyjaciółki - Ovelia uśmiechnęła się szyderczo
-Pfff, Gnomex przeszła straszne chwile i potrzebuje pomocy, ok? Po prostu pójdziemy do Crow Nest a później na spacer, nie może ciągle siedzieć w tamtym zimnym gmachu...
Sylvari wywróciła oczami
-Nie musisz się mi tłumaczyć ze wszystkiego co robisz - skłamała, bo zawsze była wszystkiego ciekawa, ale teraz chciała udawać pewną siebie i odpowiedzialną - Przeżyłam walkę z jakimiś upiorami w grobowcu w tropikach, poradzę sobie z jednym popielcem i asurką!
-Keena zazwyczaj się nie spóźnia... Przywitajcie ją jak najcieplej, no i opowiedzcie co i jak. Ten twój popielec powinien przyjść niedługo później i po prostu umów ich na następną wizytę, pewnie zabieg.
-...Zabieg?
-Mówiłaś, że tego popielca cały czas boli nad brzuchem?
-Tak, ale to... nie wystarczy użyć magii?
Asura spojrzał zrezygnowany na sylvari
-Ovelio, proszę, Keena to medyczka Paktu, a przede wszystkim asurka, to jasne że ten zabieg będzie opierał się na magii.
-Ale gdzie niby mają go przeprowadzić... Chyba nie tutaj?!
-To by było ciekawe... Nie, raczej nie tu. Zresztą, ona sama zaproponuje. No, idę, bo się spóźnię. Powodzenia wam!
Ovelia westchnęła i obejrzała się na Kassinę. Ta tylko wzruszyła ramionami.
***
-Ten popielec powinien chyba zaraz przyjść, a tej całej Keeny Stormpeach nadal nie ma... - westchnęła Ovelia, siedząc znudzona na krześle
-Stormrage - poprawiła ją Kassina, i było to zapewne jedno z niewielu słów jakieś dziś wymówi
-A może pomyliliśmy dni? Może to ma być jutro? Może oni...
Sylvari przerwało nagłe walenie w drzwi. Kobiety popatrzyły na siebie, po czym Ovelia zerwała się i otworzyła. Do środka wszedł ciemny popielec, ubrany w łachmany i dziwnie pachnący.
-Ferroc Darkpaw... - przedstawił się ochrypłym głosem, a jego na wpół widzące oczy popatrzyły na sylvari
-Ferroc, więc jednak przyszedłeś! Miło cię widzieć!
-...Ovelia, tak?
-Tak, wejdź, proszę.
Kassina patrzyła na popielca jakby był podejrzany co najmniej o rozbój i morderstwo.
-Niestety, mamy problem - Ovelia zamknęła drzwi - Nasz drugi gość na razie nie przy...
ŁUP!
Coś uderzyło w zamykające się drzwi i jęknęło.
-Co do... - sylvari otworzyła je znowu, by zobaczyć asurkę zbierającą się z ziemi
-Ugh... To tu? Bractwo Pamiątek? Evvi Arcasigner? - nieznajoma zaczęła rozmasowywać sobie głowę
-Bractwo Pamięci. Keena Stormpeach? - Ovelia popatrzyła na nią uważnie
-Stormrage - poprawiła znów Kassina
-Tak, oto ja, we własnej osobie! Przybyłam do Evviego, ten mały szaleniec powiedział że będzie potrzebował moich zdolnych rąk... by pomagać innym.
-Chyba na panią właśnie czekamy!
Popielec spoglądał na kobiety nieufnie, zwłaszcza na asurkę
-Przepraszam, ja chyba nie w porę...
-Nie, nie! To jest nasza specjalistka, Keena Storm... yyy, sprawdzi co panu dolega.
-Oh, więc już mam zaczynać, tak od razu? - Keena położyła na stoliku swój kuferek i zaczęła przeglądać jego zawartość - A gdzie ten czekoladowy chłopiec?
-...Słucham?
-Evviego nie ma tutaj?
-Musiał gdzieś wyjść, ale to nic nie szkodzi, mamy jego instrukcje. Keeno, to jest pan Ferroc Darkpaw. -wskazała na speszonego charra - Również był na froncie w Orr.
-Ściślej mówiąc, zostałem ranny już na Wyspie Szponu...
-Ehh, nie przypominajcie mi o tej wyspie! -Keena dalej przeglądała swoje narzędzia, na których widok Kassina przybrała przerażony wyraz twarzy
-Od tamtego czasu nie powodzi mu się za najlepiej. Ale przede wszystkim, coś go bardzo boli przy każdym ruchu. Ferroc, pokaż gdzie.
Keena odwróciła się i zmierzyła popielca wzrokiem, a ten pokazał okolice pod klatką piersiową.
-Hmmm - asura bezceremonialnie docisnęła we wskazane miejsce, a charr zgiął się wpół i zasyczał - Tu boli?
-Tttt-thak...
-A tu? - docisnęła obok
-AUURGHHH!
Kassina pierwszy raz widziała, by wielki popielec wył z bólu od dotyku małej asurki
-Proszę mi powiedzieć, jak pan został ranny? - zerknęła na źle zgojoną bliznę w miejscu, którego dotykała
-To ich.. kościane dziadostwo... Runęło tuż obok mnie... Jeden z kłów wbił mi się... tutaj...
-Rozumiem... Nie wygląda to dobrze... Na Alchemię, i tyle czasu pan już z tym chodzi? Jak pan wytrzymuje z takim bólem na każdym kroku? - Keena odwróciła się i zaczęła grzebać w narzędziach, a popielec nie odpowiedział
-Więc konieczny będzie zabieg, tak...? - spytała ostrożnie Ovelia
-Tak, trzeba otworzyć tą ranę, podejrzewam że kawałek tego kła nadal ma pan w sobie. Nic dziwnego, że pana boli, nie dość że to ostra kość to jeszcze nieumarła kość! Blehhh...
-To brzmi groźnie... Więc pewnie Ferroc będzie miał ten zabieg już za parę dni - uśmiechnęła się pocieszająco do popielca
-Za parę dni...? - zdziwiła się Keena - Za parę minut!
-.....Co?
Asura odwróciła się z dziwnym urządzeniem w dłoni, po czym.. "pstrykła" nim popielca. Ten legł na ziemię.
-Co ty mu zrobiłaś?!
-Unieprzytomniłam zwykłym Kalibratorem Energii Elekrycznej, przecież chcemy oszczędzić mu bólu operacji - Keena włożyła rękawiczki i zaczęła wyjmować dziwne przyrządy
-Zaraz, co pani robi?! Chyba nie zamierza...
-Pomóc temu popielcowi, tak jak mnie prosiliście - asura spojrzała zdziwiona na sylvari
-Ale.. TUTAJ?! NA PODŁODZE?!
-Oj tam, całkiem czysto tu macie, nie tak jak w Orr! - zbagatelizowała asurka
-Podejrzewam że większość Tyrii to miejsce lepsze od Orr, ale przecież tu...!
-Nie powinno być z tym zbyt wiele bałaganu - asurka odwróciła się ze skalpelem w dłoni - No, a teraz się na coś przydasz mała sylvari
-...Nie może pani tego zrobić jakoś... magicznie?
-A te kryształy na przyrządach to myślisz, że co? Ohh, rozumiem, jesteś sylvari, dla was magia to śpiewanie ptaszkom i wyrastanie roślinek. No, ale prawdziwe życie jest troszkę inne. A teraz masz tą szmatkę i przyciskaj tutaj...
Ovelia spojrzała na otwierającą się ranę, przerwane mięśnie, krew, zarysy narządów i... zemdlała.
-Na tryby Alchemii, to nie czas na to! - zerknęła na niebieską leżącą - Ehh, bidulka. Ejj, ty! - odwróciła się do Kassiny, mając stale obie ręce "w popielcu" - Chodź tutaj natychmiast, będziesz wycierać!
Bogom ducha winna Kassina, blada jak szczyty Dreszczogór, podeszła do asurki
-Hmm, to chyba wątroba... - Keena starała się coś dojrzeć pośród czeluści popielczego ciała - A to co...? - zastukała narzędziem - A nie, to jego żebro. Hmmm, gdzie tu może być... O, to chyba to! Tak, to ten kieł! Tu mamy skubańca! Podaj obcęgi....
Kobieta niepewnie podała szalonej asurce niezbyt duże obcęgi, jednak ta się rozmyśliła
-Chociaż nie, cholera, nieee... Najpierw to załatwię tym... Podaj mi Thaumaturgiczno-przęsłową cewkę.
Kassina popatrzyła się na asurkę jeszcze większymi oczami, o ile to było możliwe.
-Meh, ludzie i ich wiedza technologiczna na poziomie ooze...
Keena sama sięgnęła po to co chciała, po czym kontynuowała swoją robotę.
-No wycieraj, wycieraj! Hmm, to nie powinno być trudne... Ale widać, że męczy się z tym długo, biedny... No, jeszcze parę minut i powinno być po wszystkim... Ughhh - asura wytężyła mięśnie by coś wyrwać - To może wyglądać strasznie, ale zapewniam cię, że to dosyć drobna operacja.
To informacja jakoś nie pocieszyła kobiety.
-Hoho, przypomniał mi się jeden z moich... sztandarowych wręcz wyczynów, gdy odbierałam poród pod świątynią Melandru.
Kassiny już chyba nic nie mogło bardziej zdziwić w tej godzinie
-I to nornki! Biedna, pomagała mi przy rannych i wszyscy wiedzieliśmy, że była w ciąży - zwłaszcza przy nornach nie da się tego ukryć. Ale nikt nie spodziewał się że urodzi tak szybko! A już kilka dni potem miała wracać do domu, właśnie by rodzić... No, ale jej trojaczki wolały przyjść na świat w Orr, hoho!
...A jednak.
-...Trojaczki?
-To bardzo rzadkie zjawisko by wśród nornów zdarzyły się bliźniaki, a co dopiero trojaczki?! Nie wiem, może to Orr tak na nie podziałało? Żartuję, magia Orr nie ma do tu nic do rzeczy! Meh, przyciśnij tutaj bardziej... O, dobrze. Hmh, no w każdym razie, wyobraź sobie, tam szturmują wrota świątyni, robią wręcz drugie Spopielenie, krzyki walki, dym, destrukcja, chaos, a w obozie obok ja odbieram taki poród! Na Alchemię, to prawda co mówią, nieszczęścia chodzą stadami! Chociaż nornka była raczej szczęśliwa. I my też, bo zdobyliśmy tą świątynię. No, dobra, chyba będziemy kończyć.... Ten jego kieł zabiorę ze sobą i zutylizuję, teraz tylko zaszyć ranę i już go nie będzie bolało. Nie powinno. Tzn. pierwszy tydzień będzie go jeszcze bolało po zabiegu. A, i doprowadź do stanu używalności tą sylvari, trzeba tutaj posprzątać.
***
Kilka godzin później popielec siedział już z zabandażowanym torsem i dochodził do siebie. Ovelia i Kassina doszorowywały jeszcze podłogę. Keena przyglądała się Ferrocowi:
-To musiało być straszne, przez tyle czasu odczuwać ból z każdym ruchem, prawda?
Popielec nie odpowiedział, tylko spojrzał się na nią mętnym wzrokiem
-Pewnie, że było. Kto by to wytrzymał. Nawet najtwardszy popielec zaczął by szukać jakiegoś sposobu, by powstrzymać ból.
Wzrok Ferroca zrobił się teraz podejrzliwy.
-Bardzo dziękuję... za to, co pani dla mnie... zrobiła... - wychrypiał i próbował się podnieść
-Posłuchaj, wiem, co bierzesz. Twoje narządy są w koszmarnym stanie, ale taki jest efekt tych mikstur. Co najgorsze jednak, są one silnie uzależniające. Teraz, nawet jeśli cię nie będzie bolało, nadal będziesz chciał je brać. I nie będziesz mógł tego opanować.
Popielec patrzył się tylko w oczy asury, a ona w jego.
-Sam sobie z tym nie dasz rady.
-Dziękuje jeszcze raz za pomoc... - Ferroc podniósł się i skierował do wyjścia
-My tutaj możemy spróbować ci pomóc przez to przejść, ale...
-Już wystarczająco mi pani pomogła.
Po otworzeniu drzwi popielec stanął akurat przed... Evvim
-O, to pan! Pan od Ovelii, tak?
-Zajęłam się już panem, Evvi.
-Keena! -asura ucieszył się na widok starej znajomej - Jednak przyszłaś! Umówiłaś się z tym popielcem na zabieg?
-Keena bardzo mi pomogła - wychrypiał popielec - Ale teraz, muszę już iść... odpocząć.
Ferroc wyszedł, zostawiając nieco zmieszanego Evviego. Keena tylko pokręciła głową:
-Na Alchemię, koty potrafią być bardzo uparte! Evvi, musimy o nim pogadać.
-Wejdźmy do gabinetu - asura odwrócił się i dopiero teraz zobaczył Ovelię i Kassinę - A wam co się stało? Wyglądacie jakbyście przyjmowały poród nornskich trojaczek w trakcie oblężenia!
Kassina i Ovelia tylko popatrzyły po sobie.
-Zaraz ci opowiem Evvi, tylko wejdźmy do środka.
-Wejdźmy, wejdźmy. Tak w ogóle, nie uwierzysz, kogo dziś spotkałem! Pamiętasz Deffi?
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Żadnej ucieczki"

Obrazek

Przejście do Gendarran było ciasne, duszne i tłoczne. Wszyscy uciekali z upadającego miasta. Masa jego ludności wylewała się mostem na, wydawało się, bezpieczne obrzeża. Statek, który wisiał dotychczas dumnie nad wrotami, z daleka obwieszczając wejście do metropolii - załamał się i upadł, zajmując większość pomieszczenia. We wrzasku i krzyku, Tyryjczycy obijali się o siebie, norny i ogry tratowały mniejszych a małe asury i skritty prześlizgiwały się między nogami, wszyscy w jednym celu - by żyć. Dym z płonącego miasta wypełniał przejście, zamieniając je w jeszcze bardziej duszne piekło. Ale wszystko to było lepsze od armageddonu, który rozgrywał się w Lwich Wrotach.
Asura przybił do ściany, zamrugał parę razy chcąc coś dostrzec. Lewą ręką przytrzymywał ranę na łuku brwiowym, która powstała na skutek zderzenia z brukiem po uniku lasera Aetherblades. Chyba nawet kawałek tego bruku wbił mu się w nogę. Krew zalewała mu teraz lewe oko, dlatego próbował zatamować krwawienie. Przebiegający obok popielec potrącił go jednak i asura wywrócił się.
Mając już dość tego piekła, Evvi zebrał siły i spróbował przeskoczyć przez barierkę mostu. Wpadł do wody, chłodnej, oczyszczającej wody. Czuł jak zabiera z jego twarzy krew, a jednocześnie jak otarcia na ciele i rana na nodze zaczynają szczypać. Ale była chłodna, a jego ciało gorące od żaru pożarów. Wszystkie nieludzkie krzyki nagle zostały przytłumione. Evvi otworzył oczy, wydawało mu się, że uciekł od tego, co przeżył przed chwilą, jest w innym świecie, że to co wcześniej było koszmarem... dopóki martwe ciało nornki nie przepłynęło mu przed oczami, zostawiając krwawą smugę.
Wystraszony wypłynął na powierzchnię. Niektórzy z mostu od razu skakali do wody, myśląc że szybciej dotrą do.... kądś, niż tłocząc się przez most. Ale to nie było teraz ważne dla Evviego. Jego wzrok powiódł szybko w jedno miejsce.
Jest! Stoi! Statek nad przejściem płonął, łuk został zniszczony, ale budynki tutaj przetrwały. W tym i siedziba Bractwa.
***
Asura wpadł do środka, kapiąc wodą i krwią.
-Evvi! Żyjesz!
W środku nie było spokojniej niż na zewnątrz. Ranni leżeli na zakrwawionej już podłodze, jęcząc z bólu, dziecko Kassiny darło się wniebogłosy, ona sama zaś z Ovelią próbowały opatrzyć potrzebujących.
-Na Blade Drzewo, ty też jesteś ranny! - krzyknęła sylvari, widząc asurę z zakrwawioną połową twarzy.
-To tylko tak źle wygląda! - wyciągnął dłoń by ją powstrzymać - Daj mi kawałek bandażu i poradzę sobie sam.
Tamując w końcu krew z pioruńskiej rany, Evvi patrzył na nowych "klientów" fundacji: asura z której uszu wypływała krew, popielec z poważną raną na nodze, poparzony norn z raną na klatce piersiowej (on krzyczał najgłośniej), nieprzytomna mała charrka pod ścianą, obok siedząca kobieta przykładająca sobie przekrwawioną gazę do rany na głowie. Dziecko Kassiny ciągle głośno wrzeszczało.
Ich wszystkich trzeba stąd zabrać, z dala od miasta i od walk. Tylko gdzie? Dotychczas to wszyscy z całej Tyrii uciekali do Lwich Wrót. Gdzie mają uciekać teraz? Divinitys Reach było najbliżej, a i tak za daleko dla nich. Gdyby tylko mógł wyczarować portal... ale dokąd? Do Klasztoru? Siedziby LmA? Tam też im nie pomogą.
-Ovelio, musisz wymyślić gdzie ich wszystkich zabrać - rozkazał asura - Gdzieś, gdzie im pomogą, i gdzie my też uciekniemy. Ucieczka musi być szybka, w mieście ciągle trwają walki, nie wiadomo, kiedy przyjdą tutaj.
Sylvari spojrzała na swojego mentora z Klasztoru zaskoczona:
-Ucieczka? Stąd? - podniosła się znad rany popielca - Teraz, gdy Lwie Wrota najbardziej nas potrzebują, a nasze Bractwo najbardziej może się przydać, ty mówisz o ucieczce?! Żadnej ucieczki! Nie będzie żadnej ucieczki! Nigdzie nie idziemy! Nie ruszamy się stąd!
Kassina stanęła obok z nową porcją bandaży, w jej twarzy można było dostrzec determinację.
-Rozumiem... - powiedział po chwili przemyśleń Evvi. Jeśli ktoś zaatakuje również to miejsce, powinien zdążyć wyczarować portal chociażby do Siedziby, by mogli uciec - Widzieliście Keenę?
-Nie Evvi, strumień istot ucieka od dobrej godziny z tego przejścia. Nie sposób kogoś rozpoznać w tym chaosie! - odpowiedziała Ovelia - ...A jak Lwie Wrota? Co tam się dzieje?
Asura nie odpowiedział, ale jego wzrok powiedział sylvari wszystko.
-Pomogę wam.
Zbliżył się do stołu po bandaże i leki. Obok leżało wrzeszczące dziecko Kassiny. Kobieta podeszła do asury i... powiedziała:
-Evvi... Ja... dziękuję ci. Twoje plotki okazały się słuszne... Gdyby nie ty i twoja sugestia, mój synek zostałby w... mieście.
-Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, by plotki okazały się fałszywe - odpowiedział. Widząc, że kobieta jest na skraju załamania, powiedział - No, dalej, mamy tutaj dużo roboty. Zajmij się tą asurką. Musimy przystosować tych ludzi do podróży i ucieczki, nim ich miejsca zajmą kolejni - po czym odwrócił się i powiedział sam do siebie - ...Tylko dokąd?
***
Po kilku godzinach pomieszczenie wypełniała już większa liczba rannych. Wróciła poobijana Keena wraz z jakimś żołnierzem Vigil.
-Fort Vigil jest najbezpieczniejszym i najbliższym miejscem - tłumaczył asurze - Wszyscy się tam kierują, i my ich tam kierujemy... Chociaż prawda jest taka, że to uciekinierzy sami wybrali to miejsce.
-A Klasztor? Divnity's Reach? Osada Ascalońska?
-Są wieści z innych zakonów, Klasztor i Szepty już przygotowują się na pomoc. Oddziały Vigil także zmierzają do Lwich Wrót by ochraniać kolumny uchodźców i by wejść do miasta.
-W mieście panuje piekło... Ale jeszcze cała masa mieszkańców tam została.
-Co do Kryty, nie mamy żadnych wieści, Osada zaś jest zbyt zagrożona centaurami, poza tym nie sądzę by jej mieszkańcy nam pomog...
-Jasna cholera, ile on krwawił?! - krzyknęła Keena, próbując ratować norna, który już nie krzyczał najgłośniej....
-Dasz radę go uratować? - Ovelia przysiadła obok i zaczęła jej pomagać
-Jest poważnie oparzony a rana jest głęboka i chyba uszkodziła serce... Ale wyrywałam z objęć śmierci już tylu rannych, on będzie kolejnym!
Evvi patrzył, jak norn kaszlnął parę razy krwią.
-Podobno w mieście jest jakaś zaraza... To prawda?
Asura spuścił głowę. Kolejne podejrzenie okazało się prawdą. Członek Vigil westchnął i spojrzał przez okno na palący się statek.
-I żeby to wszystko... tak nagle... przez jedną sylvari?
-ODDYCHAJ!
Keena przyłożyła świecące dłonie do norna, próbując przesłać energię leczniczą. Ovelia czarowała uleczającą wodę. Ale norn... nie miał już czym oddychać.
-Mój.. synek...
-Trzymaj się, trzymaj, skubańcu!
-...Został.. gdzieś... Khhhh!
-Keeno, co jest..? Co się z nim...?!
-...Fargyn.... Far.... ghhhkhhhhh!
-JASNA CHOLERA!
Inni ranni i przytomni w pokoju patrzyli na umierającego norna z przerażeniem. Kassina próbowała w kącie uspokoić swojego chłopczyka.
Keena uderzyła dłonią w podłogę, nasączoną krwią umarłego. Evvi po zobaczeniu tego wszystkiego odwrócił wzrok i wyszedł.
Chciało mu się... płakać. Świat rozsypywał się na jego oczach, i nic nie pomogło. Nic nie zapobiegło temu piekłu. Co mógł więc zrobić on, jeden asura, podczas gdy całe miasto dało się zaskoczyć? Oddychał głęboko, nie chcąc, by strzaskany środek wydostał się na zewnątrz. Ovelia, Kassina, Keena potrzebują jego zdrowego rozsądku. Nie może się teraz załamać i użalać nad końcem świata. Nawet, jeśli to się dzieje na jego oczach.
Popatrzył na płonące maszty i resztki kadłubów. Przez bramę ciągnął stale sznur uciekinierów, choć już mniejszy. Oddziały Vigil formowały się przy moście, rozmawiali z uratowanymi członkami Lwiej Gwardii, wyławiali ciała z wody.
Nigdzie nie widać było statków Aetherblades czy innych potworów Scarlet. Na razie byli w miarę bezpieczni. Chociaż nie. Po tym, co dzisiaj się wydarzyło, słowo "bezpieczny" należy wykreślić ze słownika. Ale ile czasu minie, nim i tutaj przybędą? Co powinien zrobić? Był szczęśliwy, że chociaż ci tutaj przeżyli.
I wtem sobie coś przypomniał. Wyjął kryształowy komunikator. Musiał wiedzieć, co z Gnomex.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Wybór"

Obrazek

Szum nie ustawał. Wszyscy w środku czekali milczeniu i napięciu. Z zewnątrz dochodziły odgłosy walki. Kassina dziękowała bogom, że dziecko na jej ramionach śpi. Znów dźwięk wybuchu lasera. Ovelia zasłaniała usta rannemu mężczyźnie, by nie mógł krzyczeć. Szum statku przybrał na sile. Evvi tkwił w bezruchu i skupieniu. Od otworzenia portalu do Klasztoru dzielił go ostatni gest.
Na szczęście odgłosy walki ucichły, a głośniejszy szum świadczył o tym, że statek Aetherblades ponownie opuścił wejście do Lwich Wrót. Wszyscy odetchnęli z ulgą, ranny mężczyzna zaczął więc znów krzyczeć z bólu.
-Jak długo ta nienormalna sytuacja będzie się jeszcze powtarzać?! - spytała Ovelia - Co kilka godzin musimy udawać, że nas tu nie ma!
-Jeśli Aetherblades zorientowaliby się, że mają szpital tuż pod nosem...! - nie dokończył, patrząc na resztę rannych - ...Wystarczyłby tylko jeden strzał lasera - powiedział cicho do Ovelii
Siedziba Bractwa Pamięci była, obok pobliskiego obozu, najbliższym miejscem, gdzie można było udzielić pomocy medycznej. W przeciwieństwie do obozu, nie była ona jednak pod otwartym niebem. Tutaj przynoszono tych, którzy najbardziej potrzebowali pomocy i musieli być trzymani wewnątrz pomieszczeń. Lwia Gwardia i Vigil szybko zgodzili się na taki układ, ale Siedziba Bractwa była malutka i nie mogła pomieścić zbyt wielu osób.
Evvi popatrzył na istoty zgromadzone w pomieszczeniu. Na porozkładanych na podłodze szmatach leżała asura bez rąk, kaszlący norn z głęboką raną w boku, krzyczący człowiek, którego opatrywała Ovelia, poparzony popielec pod ścianą, obok ludzkie dziecko w śpiączce, którego stan coraz bardziej się pogarszał. Pod oknem siedziała para już opatrzonych sylvari, dopijających energetyczne mikstury.
Keena wyszła z gabinetu Evviego, który na ten czas zamienił się w salę operacyjną.
-I jak z nią? - spytał się asura, wskazując na kobietę, która leżała na jego biurku.
-Będzie żyć. Jest dosyć silna, rana i poparzenia nie były aż tak poważne - Keena zaczęła myć ręce w wiadrze z wodą - Ale leki od Lwiej Gwardii się skończyły. Kiedy dostaniemy nowe?
Evvi wskazał na małą paczuszkę, obok której Kassina przewijała swojego chłopczyka, który właśnie się obudził.
-To wszystko co zostało, następna dostawa ma być o północy.
Asura spojrzała na asurę.
-Wiesz, co to znaczy...? - Keena wskazała głową na pomieszczenie pełne rannych, po czym zbliżyła się do Evviego i szepnęła - Nie starczy ich dla wszystkich tutaj, a pewnie zaraz dostaniemy kolejną porcję rannych... Jak mam uratować ich życia bez medykamentów?!
Evvi patrzył na Keenę nie zmieniając wyrazu twarzy, po czym spuścił wzrok. To samo zrobiła Keena.
-Rozumiem...
Pokój wypełniały krzyki mężczyzny, któremu zaczęło towarzyszyć ludzkie dziecko majaczące przez sen. Ovelia skończyła bandażować człowieka i podeszła do niego, sprawdzając temperaturę. Nic nie powiedziała, jej minę widziały tylko asury, ale sylvari obok musiały odczuć emocje swojej siostry, gdyż popatrzył na siebie wystraszone.
-Więc... którzy? - Keena zadała w końcu to nieludzkie pytanie
Evvi przez moment tylko patrzył po kolei na rannych.
-Tych, którzy jak najszybciej dojdą do siebie i będą mogli wesprzeć innych - odpowiedział cicho.
-Ale... - asurka popatrzyła na Evviego z obawą - ...Rozumiem.
Bezlitosna sytuacja i bezlitosne prawa. Człowiek cały czas krzyczał, również dziecko Kassiny zaczęło płakać. Evvi zaczął wyliczać:
-Norn. Popielec. Ten człowiek.
Keena zapisała.
-Musimy poczekać i ocenić następnych, których nam dadzą. Te sylvari mogą już wyruszać do obozu pod Fortem Vigil, powinni dojść i przetrwać na zewnątrz. Musimy zrobić miejsce.
Keena powiodła wzrokiem po asurze bez rąk i dziecku.
-A oni...?
-Niech wszystko, w co wierzą, ma ich w opiece - Evvi odwrócił się - Ovelia da ci listę ich imion. Spróbuję im pomóc leczniczą mantrą. Nie uleczy ich, ale może da im czas.
-Podaj im miksturę znieczulającą, na szczęście mam jej dużo. Przyda się im...
Keena w końcu przestała coś zapisywać.
-Wezmę najpierw człowieka, norn wydaje się być w miarę stabilny. Kobietę też można już zabrać.
Odgłos łódki przecinającej jeziorko, parę ciężkich kroków i łomotanie do drzwi oznaczało, że następni umierający przybyli.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Ostatnie dni przed"

Obrazek

Charrzyca warknęła na Ovelię:
-Musisz mi o tym przypominać, głupia sałato...?! - kobieta trzymała się za obandażowane ramię - Gdybym chciała to SAMA bym wróciła do tych... ruin!
Ovelia nie spodziewała się aż takiej reakcji na jej pytanie:
-Ale... pani musi odpoczywać. My możemy zabrać co się da, tylko musimy wiedzieć gdzie są ruiny pani domu.
-Zamknij się! - charrka patrzyła wściekła na sylvari, dysząc ciężko, aż w końcu spuściła wzrok - Nie chcę sobie o tym przypominać... Teraz jestem tu... I jestem bezpieczna...
Dziewczyna nie wiedziała za bardzo, co robić. Z jednej strony bardzo wystraszyła się charrki, a z drugiej nadal pamiętała, jak jej pomogła dwa miesiące temu.
-Chcę wymazać ten dom z pamięci... Dom, który zdobyłam dzięki waszej pomocy.... Po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczułam, że mogę wyjść na prostą... I co się stało?! - znów spojrzała na Ovelię gniewnym wzrokiem - Teraz wszyscy jesteśmy bez domów! Nic się nie zmieniło!
Podeszła do sylvari, zbliżając swój pysk do jej twarzy:
-A może to specjalnie, może to wiedzieliście, co? Wszystko zaplanowaliście! Specjalnie chcieliście bym zakosztowała jak to jest mieć własny dom, by bardziej bolało gdy straciłam go po dwóch dniach!
-O czym pani...
-Masz niezły tupet gówniaro, że przychodzisz tutaj i wypytujesz mnie o ten sam dom... A może chcecie po prostu go obrabować? A może napawać się wzrokiem jego zgliszczy?!
Ovelia poczuła, jak cała nieuzasadniona agresja charrki uderza w jej środek i zaczyna ją łamać. Cofnęła się parę kroków.
-Kim trzeba być, żeby robić takie rzeczy?! Wy sylvari wszystkie jesteście takie same! Przez was są same kłopoty!
Nie wytrzymała. Czuła jak cała drżała w środku, oddech zrobił się jej płytszy, jakby sama chciała udusić się ze wstydu. Łzy napłynęły jej do oczu, więc szybko je zamknęła, obróciła się i pobiegła przed siebie.
-Uciekaj, uciekaj! Niebieska dziwko! A żeby ci spalili wszystkie liście!
Przebiegła przez parę namiotów, by charrka straciła ją z pola widzenia. Wiedziała i sama doświadczyła, że ci, którzy stracili wszystko mogą reagować impulsywnie i nielogicznie. Ale zachowanie charrki przeraziło ją.
Oparła się o jakiś słup i dyszała. Dyszała mocno, chcąc wyrzucić jakby z siebie cały jad ze słów kobiety. To pomagało jej także nie rozpłakać się. Nie mogła się dać złamać. Oddychała mocno, dzięki temu czuła, że cała jest wciąż w jednym kawałku.
Gdy zauważyła zdziwione spojrzenia uchodźców, do których namiotu się władowała, speszyła się. Ale nie miała siły już nic mówić. Po prostu odwróciła się, pociągnęła nosem i postanowiła odnaleźć Evviego.
***
Młody norn leżał na macie. Jego skóra była blada, oczy zamknięte, usta rozwarte. Evvi przegonił muchę z jego martwego torsu.
-Izmir Gorgeborn. Tak się nazywa - powiedział medyk Lwiej Gwardii, sprawdziwszy coś w papierach.
-Wiem.... Poznaję go.
-Umarł wczoraj... Zaraz trzeba będzie zająć się jego ciałem. Dobrze, że przyszedłeś teraz, zdążyłeś. Więc jesteś jego znajomym....?
Asura przełknął ślinę:
-Tak... Poznałem jego drużynę w Orr. Byli typowymi... poszukiwaczami przygód. Ale byli bardzo zdolnymi wojownikami.
Muskuły norna i jego groźne tatuaże były teraz bezużyteczne. Nie pomogły właścicielowi w ostatecznej próbie.
-Niedługo przed atakiem znalazłem go na ulicach Lwich Wrót... Jego drużyna została wybita podczas walk z... Marionetką Scarlet, w Przełęczy Lornara. On sam został poważnie ranny. Miałem załatwić mu lekarza...
-Ta przeklęta sylvari wybije całe nasze młode pokolenie.
Asura czuł ból z powody utraty kolejnego znajomego, ale nie był on już tak wielki, jak mógł się spodziewać.
-"Co się ze mną dzieje?" - pomyślał - "Czemu nie płaczę? Czy przez to wszystko staję się już potworem? Czemu to mnie nie złamało? Czemu nie płaczę?! Czy ostatnie wydarzenia wytworzyły w okół mnie taką ścianę? Wytraciłem już wszystkie łzy? Wszystkie emocje?"
Głęboko w środku, Evvi czuł wyrwę, która nie została jeszcze zasklepiona. Kolejne tragedie przepływały po niej, pogłębiając ból, i nie pozwalając jej się zagoić. Ale po pewnym czasie ból zmniejszył się, i zaczął być odczuwany jakby cały czas, przytłumiony. Tak psychika asury próbowała radzić sobie z całą śmiercią w okół. Jakoś w końcu musiała. Przynajmniej teraz.
-Chcecie pochować go w masowym grobie...?
-Nie mamy wyjścia.
-Nie, nie.. chwileczkę... Proszę, poczekajcie z nim jeszcze. Wiem, skąd pochodził. To wioska niedaleko Pól Gendarran, w Dreszczogórach... Rodzice powinni dostać syna z powrotem.
Medyk westchnął, ale kiwnął głową.
-Niech będzie... Jeśli załatwisz transport.
-Załatwię.
Evvi obrzucił spojrzeniem Izmira raz jeszcze.
-Jak umarł...? Nie widzę bandaży...
-Tak jak większość, których zbyt późno uratowaliśmy z miasta - medyk pokręcił głową - Zaraza...
-...Długo umierał?
-Na szczęście nie. Przez większość czasu był nieprzytomny.
-Ta chodząca Thaumanova zapłaci za nich wszystkich... - asura zacisnął pięści.
Świadomość, że za to wszystko odpowiada tylko jedna osoba, wzbudzała w nim ogromną złość. Jej jedna śmierć ocaliłaby tysiące innych istnień. Wciąż nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jak do tego doszło. I chyba nikt nie był w stanie na nie odpowiedzieć.
-Cóż, dobra wiadomość jest taka, że zaraza podobno powoli ustępuje...
-Naprawdę...?!
-Gdy ruiny Lwi... Gdy Lwie Wrota będą od niej czyste, Lwia Gwardia, łącznie ze wszystkimi zakonami, przystąpi do odbicia naszego miasta.
-I wtedy Scarlet zapłaci za wszystko.
-Wielu z tych, których uratowano, chce się zaciągnąć do nowo formowanych oddziałów. Chcą zemścić się na Briar i jej wojskach, odbić swoje domy...
Tak. Zemsta będzie pierwsza. Nie, nie zemsta... Zapobiegnięcie dalszym śmierciom. I pokazanie uratowanym, że śmierć ich bliskich nie ujdzie nikomu na sucho. Pokazanie całej Tyrii, że nie zadziera się z miastem, w którym rasy świata zjednoczyły się. Że za ich zniszczenie dostaje się karę. Lwie Wrota zostaną odbudowane, albowiem tak jak nic nie trwa wiecznie, tak samo ruiny nie będą długo ruinami. Lwie Wrota, ocalałe w swoich mieszkańcach, powstaną na nowo.
-Evvi!
Asura ocknął się ze swoich ciągów myślowych, by zobaczyć Ovelię.
-O, jesteś. I co, masz?
-Tak... Większość - sylvari przekazała asurze listę z adresami domów klientów Bractwa, których ruiny należało sprawdzić i odzyskać ich ocalałą własność - Ale nie wszyscy powiedzieli... Nie wszyscy byli też... mili...
Ovelia spuściła wzrok:
-Ta charrka... Augestia... Była dosyć... nieprzyjemna.
-Augestia? Hmh, pamiętam ją... Zawsze była dosyć... nieprzystępna.
-Wydarła się na mnie... Wygadywała... Ughh... - schowała twarz w dłoniach
Naturalnie asura nie mógł objąć swojej wyższej uczennicy ramieniem, dlatego tylko poklepał ją po plecach najwyżej jak mógł. W tej chwili sylvari zakaszlała.
-Cholera... Dobrze się czujesz?
-Tak, nic mi nie jest.. Khhh!
-To pewnie przez tą zarazę. Zbyt dużo czasu spędzamy w siedzibie Bractwa, to tuż obok wejścia, niektóre wyziewy mogą zawierać tą chorobę... A ten głupi, złomowaty oczyszczacz powietrza nie jest przygotowany na taką zarazę!
-Evvi, proszę... Nic mi nie jest. Przynajmniej.. fizycznie.
Asura pokiwał głową ze zrozumieniem:
-Nie miej im tego za złe i nie bierz na poważnie ich słów. Wykrzykują je, bo są w stanie desperacji. Stracili wszystko, co mieli. Nim się odbudują może minąć sporo czasu.
-Wiem... Ale... i tak, to nie było przyjemne...
-Sam z nią porozmawiam.
Sylvari uśmiechnęła się w końcu, odetchnęła jeszcze parę razy, po czym zapytała:
-A jak u ciebie?
Asura zawiesił się przez moment, po czym odwrócił się. Izmir został na szczęście przykryty materiałem. Evvi pokazał Ovelii kolejną listę klientów Bractwa. Niektóre ich nazwiska były skreślone.
-Lepiej niż wczoraj. Oczywiście, paru zginęło, ale przeżyło więcej niż się właściwie spodziewałem...
Ovelia patrzyła na listę przejęta:
-Widzisz? Przeżyła Dilleka, Arlin, nawet Ferroc!
-Musi mu być ciężko bez tych jego mikstur... - sylvari wodziła wzrokiem właściwie po tych samych nazwiskach - Oh, ten twój znajomy norn...
Asura milczał.
-Nie przeżył... Jak on miał? Izmir?
-Izmir.
-Wiem, jak się cieszyłeś, gdy znalazłeś go żywego po bitwie z Marionetką.. W przeciwieństwie do jego...
-Chodźmy już stąd, szpital polowy to nie najlepsze miejsce do gadania.

***

Ciepłe promienie słońca padły na ich ciała, gdy wyszli z namiotu.
-Dobra wiadomość jest taka, że zaraza podobno ustępuje, i będzie można przystąpić do odbicia miasta.
Ovelia spojrzała na swego mentora zaskoczona. Jednak zaskoczenie w jej oczach szybko przerodziło się w radość.
-Więc... to już?!
-Tak. Już niedługo wrócimy do domu.
-Ten koszmar w końcu się skończy.
Sylvari zwróciła się do słońca z uśmiechem. Ta wiadomość zmyła z jej umysłu wcześniejsze troski.
-Wielu z tych, których uratowaliśmy przez kilka ostatnich dni, chce się zaciągnąć do oddziałów Lwiej Gwardii i uczestniczyć w odzyskaniu miasta.
-Teraz rozumiem już pewne rzeczy, Evvi... Właściwie już wcześniej zrozumiałam.
Nauczyciel i uczennica stali tak pośród namiotów. Chłodny wiatr prześlizgnął się przez ich ciała, pędząc dalej przez duszne namioty. W tej chwili asurze i sylvari wydawało się, że większość uchodźców zdaje już sobie sprawę, że moment powrotu jest bliski. Poczuli jakby zbiorową nadzieję i ulgę, wszystkich zmęczonych istot w okół.
Słońce leniwie zaszło za chmurami.
-Kiedy to się skończy... Wrócę na jakiś czas do Rata Sum.
Sylvari spojrzała na asurę zaskoczona.
-Chcę spotkać się z... rodziną. Z przyjaciółmi. Starymi znajomymi. Upewnić się, że nic im nie jest.
-Myślałam, że twoja rodzina nie bardzo zgadza się z tym, co robisz...?
-Woleliby widzieć mnie w porządnym laboratorium w Rata Sum, niż w Lwich Wrotach... Zwłaszcza teraz. Ale to nie znaczy, że mnie.... umm, no wiesz. Nie kochają. Albo ja ich. Tak, powinienem ich odwiedzić, zwłaszcza w tych czasach... Jestem im to winny. Jestem ich rodziną. Rodzice powinni dostać syna z powrotem... Chociażby raz na jakiś czas.
Ovelia popatrzyła na twarz Evviego. W ciągu ostatnich dni widziała na niej głównie rezygnację, przygnębienie, bądź upór. Teraz, gdy mówił o rodzinie, dostrzegła coś w rodzaju... spokoju.
-Rozumiem... Chcesz upewnić się, że masz jeszcze jakiś żywych znajomych i przyjaciół...
-Ovelio...
-Nie, naprawdę. Rozumiem to. I chyba sama tak zrobię. Z nami, sylvari, to jest trochę inaczej... ale słyszałam, że w tych trudnych chwilach wiele sylvari wróciło na jakiś czas do Gaju. Tak, po prostu, żeby być razem. Razem z rodzeństwem i z Matką.
Słońce przebiło się w paru miejscach z chmury, pojedyncze promienie spadły na obóz uchodźców.
-Każdy z nas potrzebuje odpoczynku i regeneracji. Powrotu do swojej... podstawy. Stabilnej przystani, którą kiedyś opuścił. To nie jest nic złego. To nie tchórzostwo czy ucieczka. My też nie jesteśmy kamienną ścianą, Evvi, i musimy się uleczyć nie tylko fizycznie.
Ovelia spojrzała na swego mentora, który od dłuższej chwili patrzył się na nią ni to zdziwiony ni to dumny.
-Akurat sylvari nie musisz wyjaśniać takich rzeczy.
Evvi zamknął oczy i uśmiechnął się.
-Rzadko kiedy mówisz tyle mądrych zdań na minutę...
-Pffff!
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przerywając tą rozmowę do Evviego i Ovelię podszedł bogaty ubrany szlachcic. Jego styl chodu, zachowania jak i akcent wskazywał na wyższe sfery Divinity's Reach.
-"Magister Evvi jak mniemam? Zarządzający organizacją pomocy zwaną Bractwo Pamięci."- człowiek uśmiechnął się odsłaniając śnieżnobiałe żeby- "Chciałbym podziękować skromnym datkiem za uratowanie mojego brata. Ta żałosna namiastka brata była akurat we Wrotach gdy nastąpił atak"-człowiek westchnął ciężko -" Wciąż, dług to dług"- rzucił Evviemu mieszek. Jeżeli Asura, by go otworzyła mogłaby zobaczyć, że był wypełniony różnokolorowymi kryształami... trudno było ocenić wartość mieszka.
-"Oprócz tego mam również personalną sprawę... zlecenie wręcz do Ciebie jako wynalazcy."- Człowiek zawiesił głos -"Chodzą plotki, że masz zdolności w tworzeniu asurańskich potraw. Jak sądzisz, czy byłbyś w stanie stworzyć coś co smakuje jak Elońskie Wino, jednak nie ma w sobie alkoholu?"-
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Evvi i Ovelia naprawdę nie spodziewali się takiego spotkania. Mieszkaniec Divnity's Reach, w dodatku bogato ubrany szlachcic, tutaj, w obozie uchodźców z Lwich Wrót? Wyglądał tutaj jak przybysz z innego świata.
Evvi zmieszał się, gdy bogacz rzucił mu mieszek. To było wręcz... niesmaczne. W dodatku zaczął gadać o jakiś alkoholowych fanaberiach, tutaj, w takim miejscu, gdzie wiele mieszkańców modli się, by następnego dnia nie pochowano ich w masowym grobie! Jego duma i poczucie godności nakazywały mu rzucić pieniądze w twarz szlachcicowi. Ale.. W siedzibie Bractwa wciąż leży pełno rannych, a gdy wojska przystąpią do odbicia miasta, pewnie będzie ich jeszcze więcej. To nie była sytuacja, by unosić się dumą i nie przyjmować pomocy. Mógł uratować życie wielu osobom dzięki temu mieszkowi.
-Za naszą pracę nie żądamy zapłaty - asura oddał pieniądze sylvari - ...ale doceniam pańską... wdzięczność. Dzięki niej uratujemy jeszcze więcej mieszkańców Lwich Wrót.
Widząc, że ostatnia wiadomość raczej niespecjalnie ucieszyła krytańskiego szlachcica, dodał jeszcze:
-A co do wina... Może mógłbym spróbować. Ale nie teraz i nie tu. Musimy odbić Lwie Wrota, dopiero wtedy będziemy mieć czas na... szlacheckie fanaberie.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Szlachcic czujnie mu się przyglądał, jakby obserwując jak zareaguje. Na jego słowa tylko się uśmiechnął
-"Jeżeli kiedykolwiek by Ci się udało, zostaw butelkę w karczmie niedaleko posiadłości w której mieszkam. Nazywa się Maiden's Whisper, powinno udać ci się trafić. To niedaleko bramy waszej roboty do Ebonhawke. Karczmarz zna mnie tam aż zbyt dobrze. Liczę... na owocną współpracę.. Bo oczywiście zostaniesz za to wynagrodzony."- Powiedział odchodząc, zostawiając lekko zdziwioną dwójkę w Obozie, ruszając w stronę Vigil Keep dostojnym krokiem.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Ogniwa"

Obrazek

Asura wytarł miecz o białą szmatkę. Do zaschniętych śladów krwi doszły teraz nowe, świeże. Obejrzał się jeszcze raz na ciało zbira, po czym, ostrożnie i uważnie, pod osłoną nocy, opuścił ten rejon obozu.
Niepożądany wzrok mógł go nie dosięgnąć, ale nic nie mogło go uratować przed... gołębią pocztą. Biały ptak podleciał do dyskretnie oddalającego się asury i rzucił mu listem w twarz.
-...Serio? W takiej chwili? - Evvi popatrzył zdegustowany na gołębia, który posiedział trochę na namiocie obok, po czym odleciał.
Asura rozwinął szybko mały zwój:
Przykro mi, ale przerwa w dostawie trucizny się przedłuży... do odwołania. Pakt zaczął węszyć, a chyba nikt z nas nie chce, by wyszło to na jaw? Musisz poradzić sobie bez niej.

Zwinął zwój i schował do torby, razem ze szmatką. Westchnął tylko:
-Czyli nic nowego... Brudna robota nadal brudna.
***
Rozdawanie racji żywnościowych w obozie uchodźców było jednym ze szczęśliwszych i niestety nielicznych takich momentów dnia. By uniknąć tłoku i wypadków, wydawanie żywności rozdzielono na parę odległych od siebie punktów. Bractwo Pamięci obsługiwało jeden z nich.
-Na Matkę, ilu was tu dzisiaj! - Ovelia ledwo wyrabiała w rozdawaniu racji wśród krzyków dzieci - Zgłodnieliście dziś porządnie, co?
Evvi tylko spojrzał na zakłopotaną sylvari i uśmiechnął się, rozdając dalsze porcje. Jak zwykle, składała się z bułki, masła i jakiegoś owocu, czasem zupy. Od święta, czyt. gdy przyszły jakieś datki z Divnity's Reach bądź Rata Sum, racja wzbogacała się o małe porcje mięsa, a czasem nawet o skromny deser!
-Co jest dzisiaj? Co dzisiaj?
-Co się głupio pytasz, bułka, jak zwykle!
-Mówiłam o owocu, głąbie!
-Jabłko, łaaaa!
-Znowu jabłko?
-Jak to znowu, ostatnio były pomarańcze.
-Masz coś do jabłek?
-To popielec, pewnie nie lubi jabłek, pfff.
-Znałam kiedyś popielca co bardzo lubił jabłka...
-Marudzicie, jabłka są super!
-Nie ma bananów?
Evvi i Ovelia tylko uśmiechali się na te zaczepki. Przynajmniej dzieci nie straciły swojej dziecinności, która w pewien sposób je chroniła. Niestety, nie przed wszystkim...
-Proszę, Rino, porcja dla ciebie! -Ovelia podała jedzenie małej charrce, gdy kolejka zbliżała się do końca
-Chwila, chwila! Rina ma dzisiaj specjalny obiad! - powiedział Evvi i wyciągnął dla dziewczynki... kurze udko oblane sosem.
-Łaaaaaa!
-Mięso!
-Ona ma mięso!
-To za pomoc nam w łapaniu szczurów - poczochrał charrkę po pysku
-Ona ma mięso!
-Podziel się!
-Nie-e! Jestem charrem, muszę jeść mięso!
-To nie fair!
-Ty jesteś asurą, po co ci mięso? I tak będziesz mały!
-Dyskryminacja!
-SRACJA!
-Powiem temu asurze z Vigil i ci wpieprzy!
-Hej, jak wy się odzywacie?!
Evvi obserwował, jak Rina odchodzi zadowolona ze swoim jedzeniem.
-Poradzisz sobie sama? - rzucił do Ovelii, i nie czekając na odpowiedź, wziął dodatkową porcję i podążył za charrką.
Utrzymywał za dziewczynką stały dystans, ale i tak wyostrzył magiczne zmysły.
Jest, udało się. Sos który zrobił, będący połączeniem umiejętności kucharza, mesmera i asury, zawierał małe, aktywne magicznie drobinki, które zdołał wyczuć.
-Hej, możesz mi pomóc? - spytała Riny ludzka dziewczynka, kucająca przy ziemi.
Evvi cofnął się i schował za krawędź najbliższego namiotu. Nasłuchiwał.
-O co chodzi?
-Skaleczyłam się w nogę.. Możesz mi... pomóc.. wyjąć?
-Hmmm...
Przez chwilę nic się nie działo. Po tym coś zaszeleściło.
-Au!
-Haaa, smacznego, frajerze!
-Ale...
-Dalej, dalej!
-Mój obiad!
W końcu wyjrzał. Rina leżała na ziemi i trzymała się za głowę.
-Wszystko w porządku? - podszedł do niej
-...Nie! Zabrali mi obiad! To była... pułapka!
Asura podał charrce drugą porcję
-...Dziękuję!
-Nie ma sprawy. Którędy poszli?
Rina wskazała ciasne przejście między namiotami. W sam raz dla dziecka albo asury. Evvi skinął głową i wszedł w nie.
-Hej, ale ten jest bez sosu!
Czuł drobinki na sosie parę namiotów przed nim. Doszedł w końcu na obrzeża obozu, gdzie mało kto chodził. Obecność magicznego sosu była coraz bliższa. Przystanął przy ścianie namiotu i nasłuchiwał.
-Nawet się nie spostrzegła, haaa!
-Świetnie - odezwał się dorosły głos - Widzicie, mówiłem, że wystarczy użyć trochę sprytu, a najlepsze rzeczy będą wasze!
-Możemy tak zdobyć wszystko?!
-Wszystko! A teraz dajcie mi to...
Evvi wyjrzał lekko zza krawędź.
A jednak. Nie chciał, by to była prawda. Ale sprawdziło się. Typ spod ciemnej gwiazdy pałaszował kurczaka polanego niewinnym sosem.
-Mhmmm... Doobreee.. Ok, następny cel podam wam wieczorem... Tym razem ukradniecie komuś... pieniądze! I to dorosłemu!
-Łaaaa!
-"Co za... bydlak" - pomyślał - "Rekrutuje dzieci...?!"
Dzieci podekscytowane odeszły, bandyta kończył jeść ukradzione żarcie.
-Ehhh, małe, słodkie, naiwne... - oblizał palce - Kradzione nie tuczy... W sumie szkoda.
Evvi wyciągnął miecz:
-"Dobrze jednak, że nie mam trucizny... Nie zasługuje na szybką i bezbolesną śmierć...".
Człowiek rozsiadł się pod namiotem. Evvi wziął głęboki wdech, rozejrzał się, czy w okół jest pusto, ścisnął mocniej miecz i podążył naprzód.
***
-Kolejne ogniwo załatwione...
Asura wytarł miecz o białą szmatkę. Do zaschniętych śladów krwi doszły teraz nowe, świeże. Obejrzał się jeszcze raz na ciało zbira, po czym, ostrożnie i uważnie zaczął wracać przez boczne namioty.
Przemierzał możliwie bezszelestnie kolejne przerwy między namiotami. Przed jedną się zatrzymał. Usłyszał czyjeś rozmowy.
-Jesteśmy najpotężniejszą taką organizacją działającą obecnie w Tyrii.
Wyjrzał delikatnie zza krawędzi.
-To co, zdecydowaliście?
Naprzeciwko dwóch, młodych mężczyzn stał ubrany na czarno osobnik ze znakiem Karmazynowego Słońca.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Karmazyn"

Obrazek

Gołąb pocztowy wyleciał z dłoni Evviego, a sam asura ruszył biegiem jak oparzony. Wybiegł z obozu uchodźców i skierował się w stronę Lwich Wrót. Połamane maszty wyznaczały mu kierunek.
-Cholera... Nie powinienem dziś ich tam w ogóle wpuszczać! Jak mogłem tego nie przewidzieć?! - mimo biegu, asura nie mógł odpędzić się od myśli.
Zjawili się. Kilka dni temu. Złożyli propozycję nie do odrzucenia. Bractwo Pamięci miało wśród uchodźców rekrutować im przyszłych członków.
-Co za tupet mają te Słońca... - wysyczał - Żądają tego ode mnie... Bym ja był ich rekrutatorem...! Bym dla nich werbował! Po tym jak... argh!
I tak wytrzymali długo. Evvi zawsze starał się nie chwalić swoją małą fundacją. Dzięki temu nikt nie chciał od nich pieniędzy, nikt im nie groził, nie nachodził. Niewiedza była najlepszą obroną. Ale nie ustanowioną na stałe.
Krótkie nogi asury przebiegały dopiero w okół posiadłości Almuten.
***
Ovelia trzymała się mocno swego krzesła. Nie wiedziała za bardzo, co zrobić. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji. Strach paraliżował ją, a jednocześnie czuła w środku palącą potrzebę reakcji. Zerknęła na sztylet, wbity w biurko przed nią, a potem na Kassinę, która strwożona stała w kącie, następnie przez otworzone drzwi do gabinetu Evviego, gdzie sylvari ubrany na ciemno wyjmował właśnie z sejfu pieniądze i wkładał do mieszka.
-"Mogłabym chwycić ten sztylet... Przecież umiem walczyć" - w jej myślach kotłowały się gorączkowe myśli - "Chwyciłabym. Szybko. Zanim by się obejrzał zostałby zamrożony. Unieruchomiony. Tak, najpierw stopy. Potem reszta. Poczekałabym na Evviego. Ale nigdy nie walczyłam oko w oko. To też sylvari. Czemu jest taki pewny siebie? A może..."
-Nawet o tym nie myśl - sylvari uśmiechnął się do niej szarmancko i jednym ruchem wyjął swój sztylet z biurka, po czym usiadł na nim, podrzucając mieszkiem, patrząc się to na niego to na sztylet - Możemy przecież załatwić to w milszy sposób...
Ovelia nie mogła zrozumieć, czemu jest tak spokojny i pewny.
-Wasz szef dostał kilka dni temu ofertę, ale nie był zbyt zachwycony... Może ty byś jednak mogła ją przyjąć? Wyglądasz na mądrą i sprytną... Mogłabyś to robić tak, by o niczym nie wiedział.
Żółte spojrzenie bandyty świdrowało swym spokojem dziewczynę. W końcu powiedziała:
-J-jaką ofertę?
-Nic takiego... Nie pobrudzisz sobie rączek, nie martw się - sylvari wstał, wciąż podrzucając mieszkiem z ich wszystkimi pieniędzmi, jakby była to jakaś zabawka - Robicie wiele dobrego pomagając tym bezdomnym w obozie, prawda...? Staracie się znaleźć im zajęcie, pracę... W sumie poproszę o to samo.
Zbliżył się do jej biurka po zatoczeniu małego kółeczka.
-Po prostu niektórzy, już nawet w młodym wieku, wykazują zdolności do... bycia zwinnym, szybkim, stanowczym.
-Jak ty.
-Tak, jak ja - zaśmiał się lekko - Kierowałabyś takie osoby do mnie... Rozumiesz, co mam na myśli...? Ja od razu znajdę im pracę, zapewniam cię. A w zamian, mógłbym zapewnić wam ochronę. Tyle ostatnio bandytów i złodziei się tu ostatnio kręci... Zwłaszcza po zniszczeniu Lwich Wrót, prawda?
Ovelia przełknęła ślinę. Zerknęła na Kassinę. Po czym znów na sylvari.
-Przepraszam pana, ale...
-Mów mi Maerion, kwiatuszku.
-...ale chyba nie mogę się zgodzić. - Ovelia wstała.
-Ich talent nie może się zmarnować - Maerion postawił mieszek na biurku i podszedł do niej
-Na pewno mają jakieś inne talenty, które przysłużą się wszystkim.
-Oh, u mnie też się by przysłużyli - podszedł do niej blisko, zbyt blisko - Wiesz, ilu by znalazło pracę dzięki mnie?
Ovelia zaczęła tracić cierpliwość. Złość wygrywała nad strachem.
-Nie... Nie, nie zamierzam dostarczać panu mięsna armatniego - zmierzyła go w końcu gniewnym wzrokiem
Maerion podszedł do niej i... pogładził jej twarz dłonią. Była zaskakująco delikatna.
-Myślałem, że przeszliśmy na "ty"... Ovelio?
Złapała jego rękę i próbowała odciągnąć
-Nie ma pan tutaj niczego do szukania!
W tej chwili Maerion złapał sylvari za obie ręce i przygwoździł do ściany
-Ghhh!
-Rozumiem, że chcesz, by cała wasza kasa na tych biednych bezdomnych przepadła? Wiesz, ilu osobom nie będziecie w stanie pomóc?
-Puszczaj mnie, ty...!
-A może podpalić wam też ten słodki domek, co? Jaka szkoda, że Aetherblades przez przypadek nie trafili go laserem...
-Żeby zaraz ciebie coś nie trafiło, kundlu!
Maerion docisnął ją mocniej. Potrafiła wyczuć teraz od niego złość, ale też.. determinację.
-Jesteś całkiem ładna, wiesz? - poczuła jego oddech na swoich ustach - Aż za ładna.
-Myślisz, że przekonasz mnie w taki sposób?!
-Nie, nie w taki. Ovelia, tak? W sumie, nie muszę znać imienia.
Poczuła jego siłę.
-Co ty robisz...?! Przestań!
-Krzyczenie i tak ci już nic nie...
*Trzask!*
-ARGH!
Drewniane krzesełko roztrzaskało się o głowę Maeriona. Ovelia wyślizgnęła się i szybko odskoczyła od niego. Za Maerionem stała drżąca Kassina, z nogami od krzesła w dłoniach.
-Dzięki... - zerknęła na nią, po czym skinęła głową na mieszek.
Kassina upuściła resztki krzesła i chwyciła pieniądze, cofnęła się. Maerion, łapiąc się za głowę, wstawał.
-Jasna cholera... Więc tak się zabawiacie...?!
Czuła od niego złość. Przyszedł ten moment. Musiała działać. Zaczęła koncentrować magię w dłoniach.
-Jesteście głupsze niż myślałem... - bandyta zmierzył je wzrokiem i obrócił sztyletami w swych dłoniach - Ale skoro tak się chcecie bawić...!
Maerion wystrzelił ze sztyletem w Ovelię.
Zdążyła. Powiało chłodem. Ostrze Maeriona utknęło w lodowej ściance, która wytworzyła się między dłońmi elementalistki.
-Zmiana planów!
Ovelia wykorzystując zaskoczenie przeciwnika, chwyciła z całej siły ściankę i wywróciła mu sztylet. Chwyciła go szybko w drugą dłoń.
Maerion wydawał się przez chwilę zaskoczony, że jego struchlała przed chwilą przeciwniczka umie takie triki, po czym uśmiechnął się i skoczył... w kierunku Kassiny.
-Kassina!
Mieszek ze złotem upadł na podłogę. Kobieta stała, nie ruszając się, ale nie mogąc opanować trzęsienia. Szeptała jakieś modlitwy do Szóstki. Przy jej gardle zatrzymał się sztylet, trzymany przez Maeriona, który stał za nią. Chwycił kobietę za pas.
-I co, nadal jesteś taka cwana? - uśmiechnął się do Ovellii.
-"To koniec, wygrał...!" - sylvari nie wiedziała, co zrobić - "Jak mogłam o niej zapomnieć?!"
W tej chwili coś błysnęło w drzwiach.
-Puszczaj ją w tej chwili!
-Evvi!
Maerion zerknął w stronę asury z wycelowanym w niego mieczem i zaśmiał się:
-Naprawdę jej życie jest dla ciebie tak mało warte?!
W tej chwili sylvari poczuł, jak coś go dotyka w... Zerknął za siebie, po czym jeszcze raz na wejście.
-Zaraz... klon?!
Evvi stał za Maerionem, z dwuręcznym mieczem, którego ostrze dotykało miejsca między nogami bandyty...
Maerion zdenerwował się:
-...Mogę za jednym ruchem ściąć głowę wam obydwu!
Ovelia drżała, obserwując sytuację.
-Oczywiście - odpowiedział Evvi - Ale chyba nie za cenę swojej największej przyjemności?
Krople potu spłynęły po ich twarzach.
W ciągu sekundy Maerion puścił Kassinę i wyskoczył spomiędzy niej a Evviego. Evvi zrobił gest. Klon wybuchnął. Maerion bez problemu uniknął. Zagwizdał.
-Zachciało się wam walki, idioci... O tej masakrze będą opowiadać w całej Krycie! - wyszczerzył do nich zęby
Evvi wystąpił przed Kassinę, Ovelia zdenerwowana rozejrzała się.
Mijały sekundy. Maerion zagwizdał jeszcze raz. I nic. I jeszcze raz.
-Co do cholery...
W tej chwili coś uderzyło o posadzkę. Wszyscy spojrzeli w kierunku otwartych drzwi. Keena, ranna w paru miejscach, trzymająca się jedną dłonią za ranę na głowie, w drugiej ściskając pustą strzykawkę. Dyszała. Przed nią legł młody osobnik w ciemnym stroju.
-Zdążyłaś!
-Mieliśmy gości przed wejściem....!
Maerion warknął. Spojrzał jeszcze raz na Ovelię, następnie na Evviego:
-Wybiliście nowicjuszy, brawo, bohaterzy...! - splunął na podłogę, po czym wysyczał - Nie jesteście tego warci...!
Jednym ruchem wyskoczył przez okno, wybijając je i wskakując do wody na dole. Tym samym pozostawił po sobie ognisty szlak.
-Pożar!
-Ovelio!
Sylvari natychmiast wyczarowała strumień wody, którym zalała płomienie. Kawałek osmolonej ściany zasyczał, parując.
Keena upadła na kolana, oddychając ciężko. Dopadł do niej Evvi:
-Ilu ich było?
-Pięciu... Ale naprawdę jakieś świeżaki... Przez nich wytraciłam zapasy awaryjnej trucizny, meh...
-I tak nieźle oberwałaś...
-Mówisz to medyczce która przeżyła Orr, gówniarzu!
-Jednak nie jest z tobą aż tak źle. Ale i tak, Ovelio, pomóż!
Kassina ledwo chwytając oddech usiadła pod ścianą, łapiąc się za szyję. Drżąca Ovelia przykucnęła przy asurach, przypominając sobie lecznicze zaklęcia
-Byłaś bardzo dzielna - powiedział Evvi do sylvari, przytrzymując Keenę - Bardziej niż w grobowcu Haddona.
-Dzięki... My... wszyscy byliśmy dzielni - sylvari próbowała uporządkować myśli. Wydarzenia z ostatnich 5 minut nie dotarły do niej jeszcze do końca.
-Mam nadzieję, że te skurwiele rozlecą się szybciej niż truchło Zhaitana - Keena odsapnęła - Muszą być naprawdę w trudnej sytuacji ci.. Karmazynowi? ...że próbują rekrutacji w taki sposób...
-Są w ciężkiej, a szykują się na wielką bitwę. Pewnie już wiedzą, że będzie brakować im ludzi.
-To ta, na którą się szykujesz?
Evvi skinął głową
-Idź... Pokaż im od nas, co znaczy zadzierać z weteranami Paktu!
-...i młodymi nowicjuszkami z Klasztoru - dodała Ovelia
-...i wdowami z małym dzieckiem - Kassina podała mieszek ze złotem Evviemu
Evvi uśmiechnął się. Nie spodziewał się, że poradzą sobie tak dobrze bez niego. I że wszyscy wyjdą z tego żywi. No, prawie...
-Pójdę i pokażę... co grozi za zadzieranie z tak wspaniałymi i odważnymi kobietami!
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"W służbie Panom Rozsądku"

Obrazek

Evvi stał przed 'tablicą zaginionych', próbując ogarnąć ją wzrokiem. Z tygodnia na tydzień, karteczek z opisami dawnych mieszkańców Lwich Wrót ubywało. Jednym z tego powodów było szczęśliwie odnalezienie zaginionego, drugim - odnalezienie ciała, trzecim - utrata nadziei. Evvi nie ujrzał swojej karteczki w dawnym miejscu, została przykryta przez inne. Nie znalazł też informacji o tym, by ktoś znalazł podobnego asurę. Westchnął więc i przykleił do tablicy kolejną karteczkę, której treść była niezmieniona od kilku miesięcy:
Poszukiwany asura o imieniu Bizzik!
Blada cera, jasne włosy. Uszy długie, zakrzywione. Zielone, rozradowane oczy. Szeroki, szarmancki uśmiech. Głos uwodziciela. Wiek młody. Prawdopodobnie nekromanta. Zagubiony, ale pełny charyzmy.

-A ty wciąż nie dałeś sobie z tym spokoju...? - westchnęła Ovelia
Evvi odwrócił się i spojrzał na nią spod przymrużonych oczu:
-Śledzisz mnie?
-Nie, szukałam ciebie. Te grawle już przybyły.
-Rozumiem... Już do nich idę.
Evvi odwrócił się jeszcze i popatrzył na tablicę.
-Dobrze wiesz, że jest bardzo mała szansa, by został odnaleziony po tak długim czasie.
-Wiem. Ale nadzieja umiera ostatnia. Poza tym, to tylko karteczka. Jeśli jednak może pomóc, to warto.
Ovelia czekała na swego mentora, gdy do jej uszu doszły wyzwiska pod jej adresem. Odwróciła się, i ujrzała człowieka i popielca, ubranych w łachmany, wygrażających się sylvari. Poszli jednak dalej, gdy zauważyli, że nie jest sama.
Ovelia westchnęła.
-Często dają ci się we znaki? - Evvi objął plecy sylvari ramieniem
-Przyzwyczaiłam się już do tego. I nie zwracam uwagi - dziewczyna spuściła wzrok - Dopóki nie dochodzi do rękoczynów, nie przeszkadza mi to.
-Nie powinnaś nigdzie chodzić teraz sama. Miasto jeszcze nie jest bezpieczne... szczególnie dla was.
-Evvi, nie jestem bezbronną dziewczynką, na Matkę! - Ovelia uśmiechnęła się słabo - Pamiętasz, z kim m.in. walczyłeś razem w grobowcu Haddona?
-Wiem, ale... wiesz jak jest. Scarlet dała powód wielu zdesperowanym osobom, by zwalić całą winę na waszą rasę i wyżywać na was swą frustrację. Tak jakby miało to uczynić świat bardziej sprawiedliwym.
-Wiem... - Ovelia zawiesiła na chwilę głos - Os....ostatnio... pobili ponoć trójkę sylvari... Jednego skatowali na śm-śmierć...
Evvi naturalnie nie mógł objąć wyższej Ovelii ramieniem, więc tylko przytulił się na taką wysokość, na jaką dosięgał. Sylvari drżała, ale zacisnęła pięści, wzięła głęboki oddech i nie uroniła ni jednej łzy.
-Przejdziemy przez to. My i wszyscy inni mieszkańcy Lwich Wrót. Tak samo jak wiele mieszkańców tego miasta wcześniej. Przetrwamy i podniesiemy się z ruin - uśmiechnął się asura - A teraz, przejdźmy do realizacji tych słów. Nasi futrzani przyjaciele czekają.

***
Evvi stał na wyższej skałce, a arkaniczny miecz w jego dłoniach lśnił magią mesmerską.
-Demony piekielne zniszczyły dom Panów Rozsądków! Przybyły z nieba, i zesłały z niego ogień i plagę, gdy Panowie spali! Nie spodziewali się! Postąpili zdradziecko i niehonorowo! Tak przemienili to miejsce w piekło! Lecz piekielne ognie zostały ugaszone, demony zabite, a ich przeklęty miecz zniszczony na kawałki!
Arcyszaman Światła Ratującego Tuguka i jego współplemieńcy z zachwytem patrzyli na dzieło swych panów, majestatyczne resztki Breachmakera, tzn. przeklętego miecza demonów piekielnych, wystające zza skał obok.
-Teraz z domu Panów Rozsądku pozostały jedynie ruiny! Lecz czy załamiemy się i poddamy? Czy opuścimy to miejsce, tułając się jak bezdomni?!
-Nie! - odpowiedział 'Panu' jeden z wyznawców
-Oczywiście, że nie! Odbudujemy to miejsce, by było jeszcze piękniejsze, niż wcześniej!
-Tak! - odpowiedziały mu chórem grawle
-Napełnimy je należną mu chwałą!
-Taak!
-Udowodnimy wyższość aktu kreacji nad aktem destrukcji!
-Taaak!
-Udowodnimy, że nie można nas niczym złamać i niczym zniszczyć! Każdą zadaną ranę da się wyleczyć!
-TaAAK!
-Arcyszamanie Światła Ratującego Tuguka!
-Tak?!
-Będziesz naszym ratunkiem! Naszym lekiem! Będziesz lekiem na nasze rany!
-Tak!
-Poprowadź swoich ludzi ku zwycięstwu nad destrukcją! - Evvi wskazał świecącym mieczem na ruiny domku obok
-TAK! - krzyknął 'arcyszaman' i wraz z współplemieńcami rzucił się, by uprzątnąć gruzy dawnego domu
Evvi położył miecz obok i przycupnął na skale. Odetchnął i złapał oddech, pompatyczne krzyczenie przez kilka minut nie było wcale takim łatwym zajęciem.
-I robią tak, dlatego... że im tak każesz? - Ovelia pokręciła głową z niedowierzaniem
-Mhm.
-Przecież nie mogą być aż tak głupie...
-O nie, nie są. Po prostu... ja i Leth mori Aiwe mieliśmy szczęście w nawiązaniu z nimi relacji. Trochę przypadkiem, udowodniliśmy im naszą 'boskość'. Skończyły właśnie pomagać przy budowie aerodromu w siedzibie Bractwa, więc mogę ich już wykorzystać do pomocy przy odbudowie Lwich Wrót.
Ovelia patrzyła z niedowierzaniem, jak stado małpoludzi uprząta okolicę i ruiny starego domu, pod budowę nowego.
-Oczywiście, daję im proste zadanie. Uprzątnięcie gruzu to nic takiego. Nie nadawałyby się raczej do bardziej skomplikowanych robót, jak odbudowanie tego domu od podstaw... To już zostawmy ekipom renowacyjnym.
-Na jak długo starczy im ich "wiara"? - sylvari usiadła obok asury
-Nie na długo. Co jakiś czas trzeba ją umacniać 'cudami'... i darami.
-Darami?
Evvi wyciągnął małą, asurańską kostkę. Przekręcił ją, a wyskoczył nad nią hologram tańczącej "Księżniczki Miyi".
-To asurańska zabawka!
-To cudowne urządzenie Panów Rozsądku! - oburzył się Evvi - Da temu całemu plemieniu o wiele więcej radości niż kolejnemu kapryśnemu dziecku w Rata Sum...
-A czym niby chcesz ich wyżywić?
-To akurat bardzo proste. Wystarczy przyprowadzić ich do zatoki, teraz jest tam jeszcze więcej śmieci niż wcześniej. Sami sobie wygrzebią jedzenie.
Sylvari pokręciła głową:
-To zaskakujące, jak w wielu aspektach mamy pod górkę... a mimo to zdarzają nam się takie 'łatwe momenty'.
-To się nazywa równowaga, moja droga. Wielka Alchemia zadbała o to.
-Pffff. Nie widziałam Wielkiej Alchemii, by w nią uwierzyć.
-I lepiej, żebyś nie widziała. Jedyna sylvari, która ponoć tego dokonała, wysadziła to miasto.
Ovelia posłała Evviemu mordercze spojrzenie.
-No, czas już na mnie! - asura zaczął szybko się zbierać - Muszę odebrać quaggan z doków.
-Quaggan...? Niech pomyślę, pewnie do łowienia ryb "dla potrzebujących"?!
-Mam wiele znajomości, a pewne plemię quagganów jest jedną ze starszych! - uśmiechnął się asura - Ty zostań tutaj i pilnuj grawli przed innymi.
-Przed kim?
-Przed innymi potencjalnymi "panami rozsądku". Dopilnuj, by nie znaleźli sobie nowych...

***
Fale wpływające do zatoki rozbijały się o ciemne skały, za którymi znajdowała się duża wnęka, półgrota wręcz. W niej znajdowało się parę namiotów, pochodni, prowizoryczny pomost i łódki. Parę osób z broniami i grupki nędzników, biedaków, desperatów w łachmanach, kiedyś nazywającymi się mieszkańcami miasta zwanego "Wrotami Tyrii". Wszyscy mieli w oczach strach i niepewność, ale przede wszystkim nadzieję.
-Miałeś rację. Naprawdę istnieją, i naprawdę tu są.
Keena i Evvi obserwowali scenkę załadowywania grupek do łodzi, wychylając się lekko za skał oddalonych od groty.
-Wyśledzenie ich nie było takie łatwe... ale udało się.
-Alex jednak się nie mylił...
-Inspektor Alex? Jak on właściwie natknął się na ich trop?
-Rozpracowując paru skorumpowanych kapitanów w Lwiej Gwardii. Paru z nich wie o tym procederze, niektórzy nawet go wspierają.
Keena pokręciła smutno głową:
-Na tryby Alchemii, jak mogą na to pozwalać, wiedząc, co przeszły ofiary, i co dopiero mogą przejść?
-Jeśli oznacza to dla nich o parę woreczków złota więcej, zrobią to. Robią wszystko, by jak najszybciej ugruntować sobie wysoką pozycję w odradzającym się mieście.
-Mam nadzieje, że ten inspektor wykryje ich wszystkich i skaże ich na ścięcie... Ich głowy powinny zawisnąć nad bramą fortu, gdy tylko zostanie odbudowany!
-Jest więcej takich, jak Alex. Lwia Gwardia potrzebowała przyjąć nowych rekrutów i pełna jest świeżej krwi. Często osób, które przeżyły koszmar ataku Scarlet, i korupcja chciwych urzędników czy dowódców nie mieści im się w głowie.... Mniejsza o to. Czego dowiedziałaś się o tych handlarzach niewolników?
-Wykorzystując zdesperowanych, bezrobotnych i głodnych, oferując im pracę w jednym z portowych miast Morza Smutków. Często wcześniej wybierają swoje ofiary. Nieszczęśnicy godzą się na wyprawę w ciemno, nie mając już i tak nic do stracenia. A upadek Lwich Wrót i uczynienie z ich mieszkańców zdesperowanej tłuszczy przyciągnął wielu, którzy potrzebują ludzi...
-Niby kogo? Piraci też ponieśli wielkie straty, ci którzy przeżyli nie potrzebują, albo zwyczajnie nie mają pieniędzy na niewolników.
-Nie piraci. Udało dowiedzieć mi się o Inquest, szukających królików doświadczalnych do swoich eksperymentów. Psychopatów, szaleńców i zboczeńców, szukających kogoś, na kim wyładują swe perwersje. Grupy złodziei z Kryty, szukających sobie nowych członków...
-Wystarczy.
Evvi odwrócił się i spojrzał na Arcyszamana Świała Ratującego Tuguka i jego grawle, patrzących na swych "Panów Rozsądków" w skupieniu i z powagą.
-Sługusy demonów piekielnych porywają mieszkańców do swych piekieł! - przemówił 'Pan' do swych wyznawców - Chcą złożyć ich w okrutnej ofierze dla demonów! Nie możemy na to pozwolić!
-Nie możemy!
-Naprzód, wojownicy Rozumu! Naprzód! - asura wzniósł swój miecz, który zaczął świecić - Zabijcie każdego, kto będzie dzierżył broń! Ale nie skrzywdźcie nikogo na łodziach, nikogo w kajdanach!
Handlarze mogli zauważyć blask wydobywający się zza skał, ale było już za późno.
-NAPRZÓD!
Grawle ruszyły, a ich Arcyszaman nie zawahał się użyć swojej magii.
-Tylko nie wspominaj o niczym Ovelii - Evvi zwrócił się do Keeny.
-Jak zawsze.
aiwe_database

Re: Siedziba "Bractwa Pamięci"

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

"Piaskiem w oczy"

Obrazek

Połamane rusztowania wznosiły się wysoko ponad skały, a wśród nich unosiły się uwięzione, postrzępione żagle i latawce. Zerwane liny kołysały się w rytm pustynnych wiatrów. Dół wraku zakryty był zaś płomieniami i dymem.
-Niech mnie pyronatyk świśnie... To wszystko prawda - wzrok Keeny wędrował wzdłuż wraku, w poszukiwaniu żywej duszy
-Wszystko legło w gruzach... całe Sanktuarium - Evvi trzymał dłoń przy brwiach by widzieć coś mimo słońca
-Bzzzzt-wrrr... -PK632E z zamontowanym na plecach arkanicznym plecaczkiem zaświergotał smutno
-No... nie wygląda to za dobrze.
-Wszystko wygląda na to, że jest tak źle, jak mówili - asura pokręcił smutno głową - Nie ma więc czasu. Ruszajmy.

***
-Już nie krzycz tak, nie krzycz! Ćśśś, ćśśś! - Keena zawiązywała bandaż mocniej rannej Zefirytce
Dziewczyna ze łzami w oczach zaciskała zęby. Cała przy tym drżała, gdy było po wszystkim, odetchnęła mocno i powiedziała:
-Gdzieś obok.. był mój... brat! Przysięgam, był gdzieś...! Nazywał się...
-To ten..?!
Evvi wraz z małym golemem nieśli ostrożnie jęczącego chłopaka, asura za ramiona, golem za nogi.
-Ostrożnie!
Położyli go obok jego siostry, w zacienionym miejscu pod skałą.
-Zachmurzenie! Ty... żyjesz! - dziewczyna zaczęła teraz płakać ze szczęścia
-Zachmurzenie...? - Keena spojrzała znad chłopaka na jego siostrę uważnie - Serio, wasi rodzice naprawdę go tak nazwali...?
-Glint ma nas w swej łasce!
-Zefiryci nadają sobie dosyć... oryginalne dla nas imiona.
-Oh, Glint!
-Niech mnie... W takim razie nie pytam nawet, jak skrzywdzili tą dziewczynę.
-Wśród burzowych chmur pojawił się w końcu słoneczny promień...
-Twój zachmurzony słoneczny promień jest cały połamany! - Keena skanowała swym wzrokiem pacjenta - Powiedz chłopcze, gdzie cię boli?
'Zachmurzenie' patrzyło tylko na asury wystraszonym i zdezorientowanym wzrokiem
-Błysk... widziałem... błysk...! A potem... runęli... Po tym... Błysk!
-Już dobrze, już dobrze - siostra chwyciła brata za rękę - Przeżyliśmy, obydwoje, to najważniejsze!
-Widziałem... ja... błysk!
-Jest nadal w szoku - Evvi pokręcił głową
-Cholera, chłopcze! W takim stanie nie powiesz mi, co cię boli! To znacznie przyśpieszyło zabezpieczenie złamań... - asura zaczęła odsłaniać postrzępione szaty chłopaka i oceniać obrażenia - Hmh... Evvi, daj no tego swego golema tutaj, potrzebuję pewnych środków...
-PK632E, otwórz zapasy i usługuj Keenie!
-Wrrr! *pik*
Golem 'złożył' się obok asury, a plecak na nim automatycznie otworzył się, ujawniając zawarte w nim medykamenty.
Evvi podszedł na skraj skały, mrużąc oczy od razu od ostrego światła, gdy tylko wyszedł z cienia. Znów przysłonił dłonią słońce i próbował się rozejrzeć.
Brunatne skały ogromnych rozmiarów wynurzały się znad zastygłych fal piasku, a wzdłuż nich horyzontalnie ciągnęły się kolejne kamienne warstwy. Roślin było mało, do nieprzyjaznego klimatu dostosowały się tylko najsilniejsze. I pomyśleć, że nie tak daleko stąd była wilgotna Maguuma... Powietrze było suche i w pewnym sensie 'ostre'. Z oddali asura słyszał odgłosy jakiś dzikich zwierząt. Więc jednak można przetrwać na takim pustkowiu...
Asura wodził wzrokiem dalej, wypatrując szczegółów:
-Co to jest... wioska? Miasto? Hmh, tam ktoś jest... Co za desperaci zdecydowali się na mieszkanie w takim miejscu? - asura patrzył coraz bliżej - Rzeka... płynny piasek? I jakiś namiot...
-Co tam sobie szepczesz? - odezwała się Keena
-Tam na dole jest namiot... Jeśli moje źródło nadal się nie myli, to członkowie Serafów. Do nich powinniśmy udać się z rannymi.
Evvi przeszedł na drugą, zacienioną stronę, stojąc tym razem na skraju z widokiem na wrak Sanktuarium.
-Tam nadal są ciała... - stwierdził po minucie oglądu
-Martwi czy żywi?
-Nie jestem w stanie stąd stwierdzić, musimy zejść na...
-Kolejni intruzi!
Evvi i Keena obrócili się do źródła skrzykliwego dźwięku i uszy im oklapły.
-Ha, kolejni idioci z Rata Sum! - trójka Inquest zatrzymała się przed grupką.
-Nie przybywamy z Rata Sum - Evvi już był zniecierpliwiony
-Więc z jeszcze gorszej dziury, co sprawia, że prawdopodobieństwo bycia idiotami wzrasta wam o 136.9%.
-Daruj sobie ten techno-bełkot, brzmisz jak przeładowana ezo-dioda! - Keena nie przerywała opatrywania rannego
-Jesteście na terytorium Inquest. Ci zefiryci i wszystko, co z nimi spadło, są nasi!
-Oh tak? Pokaż licencję! Nie przypominam sobie, by to terytorium do kogokolwiek należało!
-Nie należało do nikogo, więc sami je sobie wzięliśmy! I taki przeterminowany ooze czekoladowy nie będzie mi mówić, co mam robić.
Dwójka rannych zefirytów miała swoje rany, które powodowały grymasy na ich twarzach, ale rozmowa asur na pewno nie polepszała tej sytuacji.
-Oni należą do nas. Jeśli nie cofniecie się w ciągu pięciu sekund, zostaniecie potrakto...
-Na Alchemię, wy się nigdy nie zmienicie!
-Dosyć! Wykonać rozkaz ekstradycji przymusowej z zastosowaniem energetycznej kondensacji! Wyparować ich! Oni nawet nie są asurami. Zachowują się jak dwugłowy ettin, którego ktoś rozdzielił!
W tym momencie postać Evviego błysnęło.
-Kiedy Inquest w końcu nauczą się liczyć... - drugi Evvi wysunął się zza za dużo gadającego Inquesta
-Straciłem nadzieję już dawno temu! - kolejne dwa egzemplarze stanęły za trójką przeciwników
-Do tego wszystkiego to jeszcze mesmer... Na co czekacie, strzelajcie!
-Evvi, tylko z dala mi z walką od pacjentów!
Mesmer wyjął arkaniczny miecz, który otrzymał za służbę w Pakcie. Mechanizmy zapaliły się od magii, asura zamachnął się i wypuścił falę energii w kierunku skraju skały.

***
Burza piaskowa rozpętała się na dobre. Mimo, że duży namiot Serafów chronił pacjentów przed jej większą częścią, tumany piasku dalej wlatywały z bocznej strony. PK632E trzymał górny kraniec koca, stojąc na Evvim, który trzymał kolejne krańce na rozprostowanych ramionach.
-Długo jeszcze...? Naprawdę tracę czucie w rękach.
-Już zszywam! - Keena właśnie kończyła operację na jednym Zefirycie. W tym czasie nie mogło jej przeszkodzić ani jedno ziarenko piasku, a Evvi i jego golem byli znakomitym materiałem na mobilny wieszak.
Golem w końcu zeskoczył z asury, a ten przykrył przed chwilą operowanego Zefirytę, by nie przewiał go piasek, po czym usiadł obok Keeny pod skałą.
-Dobrze, że Serafi tutaj byli... - Keena przemywała oszczędnie ręce płynem z butelki - Gdyby nie oni, większość Zefirytów wykrwawiłaby się, nim ktokolwiek przyszedłby im z pomocą. Co oni tu właściwie robili?
-Ganiają bandytów. I nie spodziewali się trafić na taką katastrofę...
-Bandytów? To coś związanego z tą wioską?
-Sądząc z podsłuchanej rozmowy, to wioska górnicza. Z dala od Divinity's Reach, bandyci pewnie tu się zaopatrują. Okropne miejsce... Czemu ktokolwiek tu mieszka? Gorąco, sucho, twardo... i jeszcze ta burza piaskowa.
Evvi przeczochrał się po włosach, wysypując z nich piasek.
-Na Alchemię, mam piasek wszędzie! ...Nawet uszy?!
Keena napiła się wody, tym razem ze zwykłego bukłaka.
-Chyba widziałam twoich kolegów z Klasztoru w okolicy. Wiesz coś na ten temat...?
-Taa, też ich widziałem - Evvi po wysypaniu piasku z butów zaczął wywijać sobie kołnierz - Chciałem do nich zagadać, ale przeszkodziło mi w tym... to piaskowe pandemonium!
-Masz jeszcze trochę za uszami...
Evvi zdjął naramienne urządzenie arkaniczne i zaczął nim potrząsać, wysypując kolejne ziarenka.
-O nie, nie, nie mówcie mi że zablokowało receptory...!
W tej chwili do namiotu weszło paru Serafów z kolejnymi rannymi na noszach. Nie zdążyli przed burzą piaskową, więc pierwsze co zrobili to rozbieranie i wysypywanie piasku z elementów zbroi. Evvi rzucił okiem na osoby na noszach i... znieruchomiał.
-Evvi...? - Keena spojrzała podejrzliwie na asurę, który z miejsca podniósł się i zaczął iść do nowo przybyłych.
Zefirytka była odwrócona plecami. Dłuższe, srebrne włosy. Do ramion. Nie, to nie może być ona... Nie była wtedy... na pewno!
Serafi przerzucili dziewczynę delikatnie na plecy. Odgarnęli jej srebrne włosy z twarzy.
Evvi odetchnął z ulgą. To nie była ona. Tym razem Wielka Alchemia nie była tak okrutna.
Asura wrócił do Keeny, gdy akurat dołączyła do niej medyk Serafów:
-Wszyscy dojdą do siebie... ale nie jestem pewna tego jednego.
Keena i Evvi zerknęli w dalszą część namiotu, gdzie pod paroma skrzyniami siedział uratowany przez nich młody Zefiryt. Patrzył się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem.
-Uratowałaś mu życie, amputując mu rękę i nogę.
-Wiem... ale nie jestem w stanie wyleczyć jego psychiki.
-Taki problem mamy z nimi wszystkimi - Seraf wytarła ręką pot z czoła - Ale ten w ogóle się nie odzywa. Chyba nic do niego nie dociera.
-Powiedział chociaż, jak ma na imię...?
-Cirro. I to wszystko.
-Chociaż tyle...
-Cóż, w każdym razie... Dzięki wam za pomoc. Wiele osób usłyszało o katastrofie i wsparło nas w ratowaniu Zefirytów. Wieści szybko się rozchodzą...
-Inquest też usłyszało.
Lekarka westchnęła.
-Inquest to wasza działka - zerknęła na asury - Chociaż borykamy się z nimi już od Brisbane.
Powiedziawszy to, kobieta odwróciła się i wróciła do pacjentów. Evvi i Keena siedzieli przez chwilę w ciszy. Burza piaskowa trwała w najlepsze.
-Myślisz, że możemy im jeszcze jakoś pomóc...?
-Możemy tu zostać dłużej. Mogę pomóc operować i opatrywać... Najbliższe dni będą dla wielu decydujące. Później... - asurka zawiesiła głos - ...ci, którzy mają przeżyć, już przeżyją.
-W takim razie wyślę list do Ovelii, że nie będzie nas dłużej... gdy tylko ta cholerna burza się skończy.
Asura położył się i rozprostował nogi. Golem przycupnął gdzieś obok.
-Dziwny zbieg okoliczności... - powiedział Evvi po chwili ciszy - Może to jakaś... klątwa? Klątwa Scarlet?
-Piasek dostał ci się do mózgu...?
-Gdy Scarlet zaatakowała Divinity's Reach, ofiarom pomogło złoto mieszkańców Lwich Wrót. Kilka miesięcy później, Lwie Wrota zostały zaatakowane i zniszczone. Im pomogli Zefiryci. I teraz to Zefiryci zostali zniszczeni...
-Na pewno jesteś statykiem? Gadasz jak synergetyk! - zaśmiała się Keena - Połączenia... Wszędzie połączenia... Wszystko jest połączone!
-Się śmiejesz... Jestem ciekaw, kto będzie następny.
-Serafowie? Albo ci z tej wioski - asurka wskazała ręką
-Oh, wybacz nie jestem w stanie zobaczyć, gdyż przeszkadzają mi pieprzone tony latającego piasku.
-Stawiam, że z tą wioską też się coś stanie. Zawali się pod tymi skałami, albo coś.
Evvi zerknął na Keenę.
-No co? Jak już weszliśmy w czarny humor... - Keena upiła jeszcze trochę wody - No i... my im pomagamy.
-My pomagamy im wszystkim. Od początku.
Po chwili Evvi znów zaczął czochrać się po włosach, klnąc na wciąż wysypujący się piasek.
-Uspokój się chłopcze, mogło być gorzej... Ciesz się, że nie jesteś popielcem.
-Słucham...?
-Wielkim, przerośniętym, włochatym popielcem. Wyobrażasz sobie, ile wtedy musiałbyś się czochrać? Po całym ciele! Dwie pary uszu! I jeszcze ten ogon!
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości