Mordremoth - Leże Smoka!

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Świt wstawał chłodny.Porywiste podmuchy przenikały do szpiku kości. Nie było w nich nic rześkiego; wionęło raczej stęchlizną, podobną do tej, jaką można uświadczyć na bagnach: ciężką i kwaśną, niczym dawno nie odwiedzana krypta. W górze kłębiły się chmury, barwy popiołu bądź stopionego na miazgę żelaza; miejscami aż brunatnego. Furkot przelatujących w popłochu ostatnich spóźnionych ptaków, szukających panicznie schronienia przed szalejącą burzą, zagłuszały grzmoty, z towarzyszącymi im rozbłyskami. Wokół gulgotało w przepełnionych rynnach. Sieczący deszcz, rozbuchany wiatrem, bębnił o pobliskie zadaszenia, ześlizgiwał się po okiennicach, by za chwilę zamlaskać miękko w namokniętej ziemi, w miejscach, gdzie próżno by szukać bruku. Tutejsi ogrodnicy, z prawdziwą finezją - co już wcześniej rzuciło jej się w oczy - zagospodarowywali każdy dostępny im skrawek. Czasem roślinność grała dominująca rolę.
Roane Bei Qiun, stojąc na blankach zewnętrznych murów głównej twierdzy Awijczyków, wpatrywała się w milczeniu w poszarzały, złowrogo pociemniały horyzont. Minęło już tyle dni, odkąd wyruszyli na leże smoka. Od tamtej pory nie było żadnych wieści. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Opatulona wojskowym, znoszonym płaszczem, zaoferowanym jej wspaniałomyślnie przez jednego ze strażników – zziębnięta i przemoczona - włóczyła się niespokojnie wzdłuż kamiennych fortyfikacji, nie zważając na fatalna pogodę.
Przyglądający się jej z okna wieży, nornijski wój, Roedryk - siedzący okrakiem na mahoniowej ławie - przeciągle westchnął, uśmiechnął się smutno pod nosem i po raz kolejny przeciągnął osełką po klindze wielkiego miecza. Jeśli to jej w czymś ulży, niech moknie, dumał.
Ulewa tymczasem nie ustawała. Nasilała się z każdą chwilą. Siwobrody postanowił spróbować raz jeszcze.
- Ochłonęłaś już? - zawołał, przekrzykując grzmoty i odgłosy deszczu.
- Męczy mnie ta bezczynność! – odwarknęła przez zęby łuczniczka. - Powinni mnie byli ze sobą zabrać!
- Bzdura!Leth Mori Aiwe dobrze wiedzą, co robią. Nigdy nie zabierają na takie jatki byle rekruta, a ty nawet inicjacji nie przeszłaś. Nie bądź taka narwana. Jeszcze nie raz będzie okazja, aby..
- Gadasz tak tylko, by mnie udobruchać? Miło z twojej strony, ale tym mnie nie kupisz, nornie. A inicjacja już była, jakbyś chciał wiedzieć.
- A kto tu mówi o kupowaniu? - zniecierpliwił się trochę. - I przestań nazywać mnie nornem!Znajdź sobie po prostu jakieś zajęcie.. Nie będzie ci się czas chociaż dłużył...
Na przykład jakie?! Co może być bardziej zajmującego od wyprawy na Mordemortha?
- Z tego, co podsłyszałem wczoraj od pomywaczek. wiem, że podobno potrzebują kogoś do kuchni. Do obierania cebuli czy czegoś...
Spojrzała na niego z wyrzutem. Jednocześnie jej prawa ręka powędrowała błyskawicznie na wysokość barku, gdzie zwykle...
- Zaraz, poczekaj! - krzyknął, odskakując jak oparzony od okna. - Na żartach się nie znasz, czy co? Zwariowałaś?! Zostaw ten łuk w spokoju! Ja tylko...
Strzała z głuchym świstem przedarła się przez strugi deszczu, po czym z suchym trzaskiem utkwiła w okiennej ramie nieco powyżej miejsca, w którym jeszcze nie tak dawno trzymał głowę.
Dobra! Sama tego chciałaś. - Wychrypiał.
Zobaczyła, że bierze swój miecz i szykuje gniewnie do opuszczenia wieży.
Dokąd to, hola? - zawołała. - Mam jeszcze prawie cały kołczan.
Nie twoja sprawa. Jak chcesz to sobie tu siedź i moknij... Ja tam idę się napić.
- I dobrze – prychnęła. - A jak obierzesz cebule, wyślij je tamtym. Bez tego smoka pewnie nie usieką!
Rozeszli się, każde, w swoją stronę.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Zastygła w bezruchu. Wtedy, kiedy myślała już, że Ravaelowi udało się zwalczyć podpowiadające wystrzał głosy, druga ręka Sylvari uniosła się i nacisnęła spust. Oczy Zlatej rozszerzyły się znacznie. Przez chwilę jej źrenice wydawały się znacznie bielsze niż w rzeczywistości. Zacisnęła nagle powieki, a kiedy je otworzyła, na jej ciele rozbryznął się kawał mięsa, przed którym na marne próbowała się zasłonić. Spojrzała krótko na Ravaela. Ciężko było cokolwiek wyczytać z jej spojrzenia. Przeniosła wzrok na Vaeczkę.
- Dziękuję Ci, uratowałaś mnie - powiedziała cicho, zduszonym głosem. Czuła, że słowa ciężko przechodzą przez jej gardło. Jeszcze przez jakiś czas była w szoku. Mogła zginąć z ręki towarzysza, a ponadto kogoś bliższego niż większość osób z bractwa. Nie chciała w to wierzyć.

Kiedy wkroczyli na miejsce bitwy, była spokojna i bardzo cicha. Szary trzymał się przy jej nodze, co jakiś czas odchodząc tylko kawałek, by zbadać teren, chłonąc jego zapach w nozdrza. Zlata przysiadła na jakimś pieńku, zamknęła oczy i przez kilka sekund starała się odnaleźć wspólny rytm z otaczającą ją naturą, jednak to miejsce było tak zatrute, że miała wrażenie, że chłonie cały jad pochłaniający naturę.
"To dopiero początek..." - Przebiegło jej przez myśl, kiedy otworzyła oczy, chcąc rozejrzeć się po obozie. Niespiesznie podeszła do stosu z bronią. Odszukała w nim kilka strzał, by uzupełnić swój kołczan oraz dwa sztylety. Znalazła też przybrudzone lekko szmaty - być może będące wcześniej częścią uzbrojenia poległych. Wróciła do pieńka, usiadła na nim i zajęła się czyszczeniem skórzanej zbroi, na której zaczęła już zasychać krew.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Słysząc odgłosy odsieczy odetchnął z ulgą. To był dopiero początek. Wiedział, że smok będzie rzucał wszystko na nich byle ich zatrzymać. Ich siły były limitowane. Nie mogli jak smok uzupełniać w nieskończoność swoich szeregów. Musieli wygrać. Remis byłby zwycięstwem smoka.
Wstał powoli i wziął głębszy oddech by sprawdzić czy żebra nie ucierpiały. Były całe.
Ściągnął maskę i wciągnął przesycone zapachami walki powietrze do płuc. Czuł swój pot i krew. Czuł żywiczne osocze mordremów i ostrą woń krwi surian. Czuł spaleniznę, oraz wykręcone ciało jucznego zwierzęcia. Zapachy tak znajome. Tym razem było coś jeszcze. Czuł...
Zaczepił miecz na plecy i wziął maskę w uszkodzoną dłoń, nie zważał na ból w kończynie i lekkie palenie na torsie. Podszedł do Joy. Wpił się swoimi ustami w jej usta. Przyciągnął do siebie.

Gdy dotarli do obozu i znaleźli swój własny kąt udał się do namiotów medyków. Pozwolił zaleczyć dokładnie ranę na torsie. Pazury Vaeczki przebiły się przez stal pancerza i większość warstw pikowańca. W trzech miejscach rozorały skórę na wylot. Jeden zahaczył o żebro.
Medycy wyleczyli tez uszkodzoną dłoń.
Widząc co eskortowali przeklął w duchu osobę, która wyznaczyła tak mały oddział do ochrony tak ważnych komponentów. Choć może jednak mały oddział nie rzucał się w oczy?
Nie pora na takie rozważania. Wszyscy mieli wszystkie kończyny i to zazwyczaj pozwalało medykom na przywrócenie pełnej sprawności.
Czuł uniesienie spowodowane dotarciem aż tutaj. Tłum falował i napełniał się nim.
Widząc jak Zlata idzie i uzupełnia ekwipunek lekko skinął jej głową. Sam udał się do stosu i szukał kawałków mocnego płótna, oraz strzępu wzmocnionej kolczugi. Nie chciał brać innego kirysu, Dopasowanie go w sytuacji polowej było prawie niemożliwe.
Grubym płótnem zacerował uszkodzony pikowaniec. Kolejna z wielu łat pojawiła się na kurcie. Właściwego materiału nie było już zbyt dużo z wierzchu. Na naszyty element doszył kawałek kolczugo i grubych oczkach. Przynajmniej w ten sposób chciał zabezpieczyć lukę w pancerzu.
Pilnikiem zeszlifował zadziory powstałe przy przebiciu stali. Wymienił kryształy energetyczne w masce i oczyścił dokładnie kryształowy wizjer.
Widząc, ze dalej większość obozu gratulowała sobie wygranej szybko ruszył w stronę polowej kuchni. Bez pytania zabrał dwa sagany, cztery antałki wytrawnego wina, cukier, cytrusy, miód. Do tego mały worek cebuli, duży kawał sera. Konserwy mięsne wrzucił do worka. Nie pogardził pieprzem i solą. Kucharze mieli na cale szczęście wszystkiego w dużym namiarze.
Zabrał tez parę łyżek. Niektóre wyglądem przypominały te lezące na dnie morza. Ale może mu się wydawało.
Widzac skrzynie z owocami i warzywami za pozwoleniem zabrał jedną także.

Wracając do miejsca obozowania zobaczył Joy. Znów nie mógł się powstrzymać. Podszedł do niej i przytulił ja mocno do siebie.

W miejscu gdzie Aiwe zaległo rozpalił ogień i z gałęzi ustawił ruszt na którym zawiesił obydwa sagany. Do jednego wlał jeden antałek wina i wrzucił prawie wszystkie konserwy mięsne. Obok na pieńku ścinał ser na małe kawałki. Tak samo posiekał cebulę .Pozostała konserwę otworzył i postawił na ziemi dla Szarego.
Do drugiego naczynia wlał pozostałe sagany wina i od razu dorzucił cukru i wycisnął cytrusy do środka. Czekał az wywar lekko się zagotuje i ściągnął go z ognia.
Gdy posiłek zaczął już skwierczeć z powodu wygotowanego wina dorzucił posiekaną cebulę i na wierzch wrzucił kawałki sera, które rozpuszczały się na mięsie.
Posiłek był niezwykle prosty. Mięso wchłonęło smak wina a cebula i pieprz dopełniły smaku razem z solą. Ser dodał kolejne tak ważne kalorie. Ściągnął antałek z ognia i przed każdym położył łyżkę. Nie przejmował się dodatkowymi nakryciami. W końcu mieli przed sobą ciepły posiłek mający dodać im sił. Brakowało mu oliwek i migdałów, ale tych nie znalazł. Obok garnka z doprawionym winem postawił blaszany kubek. Też jeden.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Zapachy jatki - dymu, krwi, zmęczenia i śmierci. To owionęło ich po przekroczeniu granicy polany na której rozbito obóz. Słyszała rozmowę członków innej karawany. Nie mieli tyle szczęścia.
W porównaniu do mijanych rannych i zdziesiątkowanych grup, byli w niezłej formie zważywszy na odniesione rany.
Minęła pobliski polowy lazaret i zdawało by się z obojętnością prześlizgnęła się po nim wzrokiem.
Jej stosunek do śmierci jak i walk był jasny.

Mijała ogniska i namioty. Rozmowy i jęki dobiegały jej uszu. Zapachy przesiąkały ubranie już i tak zabrudzone.
Rozejrzała się za nie tracącym nigdy entuzjazmu Robaczkiem. Dostrzegła tylko znikający na obrzeżach dżungli odwłok.
Westchnęła lecz uśmiechnęła się blado w ślad za pupilem.

W tej samej chwili poczuła silne i dobrze jej znane ramię Mariusa. Pachniał dymem, ziemią, lasem i krwią.
Oddała nagły pocałunek z równą tęsknotą. To, ze byli tu razem, uważała za błogosławieństwo i przekleństwo za razem.
Zwłaszcza gdy idąc w ten zakątek polany gdzie postanowili rozbić namiot, przystanęła nagle przez sporą kupą którą wzięła wpierw za resztki truchła wroga.
Po chwili dotarło do niej na co patrzy.
Spod szmat i pledów którymi okryto pobieżnie zwłoki wystawała niewielka ręka należąca do jakiejś asury. Tuż obok zwrócone w stronę mgieł, patrzące z niesamowitym skupieniem martwe oczy jakiegoś ciemnowłosego człowieka leżącego ramię w ramię z sylvari który już nie słyszał zewu smoka, ani żadnego innego...
Zadrżała mimowolnie i poczuła jak kręci jej się w głowie.
Ruszyła dalej wiedząc, że to kolejny obraz który wyrył się właśnie w jej duszy koszmarnymi literami.

- Idź. Niech Cię opatrzą - mruknęła jeszcze zanim wypuściła z objęć ukochanego.
Patrzyła za nim przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy po czym ruszyła z pozostałymi by rozbić namioty na uboczu polany. Gdy już rzuciła swoje rzeczy obok wzięła z torby spodnią tunikę na zmianę, nieco płótna i poszła się obetrzeć z kurzu, potu i zmęczenia.

Widząc, że pozostali szperają w "zapasowych" rzeczach sama poszła za przykładem Zlatej i uzupełniła zapas strzał. Pogmerała też w zapasach żywności.
Sama też mimo stresu poczuła jak żołądek domaga się jedzenia. A widząc jak Marius już w lepszej formie organizuje posiłek uśmiechnęła się szeroko.

Mijając ją napotkał jej wzrok w którym zobaczył wszystko co tylko mogła mu powiedzieć.
Przytuliła się do niego bez skrępowania i szepnęła coś na ucho, po czym pocałowała przelotnie w policzek.

Z braku innych zajęć rozejrzała się co z pozostałymi i czy nie potrzebują w czymś pomocy.
Przez moment jej wzrok spoczął na Vaeczce i stwardniał, lecz nie trwało to długo.
Mimo wszystko...
Podeszła do niej i położyła jej dłoń na ramieniu lekko zaciskając palce. Czekałą, aż ta spojrzy jej w oczy.
Wiedziała, że ten gest i cień uśmiechu wystarczy za słowa.

Ruszyła w stronę biwaku i miłego zapachu strawy która przeganiała chociaż na chwilę zapachy i wspomnienia walki.
Usiadła obok "kucharza" i sięgnęła po łyżkę...
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kiedy cień Smoka uwolnił ze swych objęć Ogrodnika, ten spojrzał w górę. Stała nad nim przepiękna ludzka kobieta, której wcześniej podczas wyprawy nie dostrzegł. Jego wzrok szybko umknął spod spojrzenia jej intensywnie błękitnych oczu. - D-d-d-d-dzięku-u-uje. -Wyjąkał cicho, starając się podnieść. Rozejrzał się po miejscu wcześniejszej potyczki i kamień spadł mu z serca kiedy zobaczył, że wszyscy żyją.

W nowo-powstałym obozie wypatrzył koleżankę po fachu i podszedł do jakiegoś pieńka. - W-w-w-witaj Stebrno-o-o-o...o-o-oka. - Powiedział stając nieopodal kobiety i zdejmując ciężki plecak z ramion. Rozejrzał się dookoła. - To mie-e-e-ejsce, tak piękne, a tak nie-e-e-ebe-e-ezpieczne. - Dotknął zabandażowanego ramienia. - Jeśli uda nam się po-o-o-okonac bestię i prze-e-e-eżyć, musimy zba-a-a-adac tutejsze rośliny i s-s-s-spro...s-s-sprowa-a-a-a...a-a-a.... zabrać kilka do siedziby. -Uśmiechnął się niepewnie.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Szary, widząc postawioną przez Mariusa konserwę oblizał się i podszedł do jedzenia dopiero w momencie, w którym mężczyzna kawałek się oddalił. Srebrnooka kiwnęła mu głową, dziękując za pomoc. Zwierzę zaczęło się posilać, niemal łapczywie biorąc kolejne kęsy.
Uniosła spojrzenie na Owiala. Właśnie kończyła czyścić swoją zbroję. Szmatka zabarwiła się w niektórych miejscach wyblakłym odcieniem czerwieni.
- Jak się czujesz? - zapytała Ogrodnika, sięgając spojrzeniem jego oczu, jakby chciała sprawdzić, czy i nim nie zawładnęły szepty Bestii. Już wiedziała, że musiała mieć baczenie na Sylvari, którzy byli członkami eskapady. - Tak, piękne i niebezpieczne. Natura nie jest tu dla mnie przychylna. - Powoli wstała z pieńka. - Roślinami zajmiemy się po wszystkim. Pora uzupełnić siły. Ty również powinieneś. - Skinęła mu lekko głową, po czym oddaliła się w stronę polowej kuchni, gdzie nałożyła sobie dużą łyżkę przygotowanej strawy i zjadła w milczeniu.
Po uzupełnieniu sił porządnym posiłkiem, poszła odpocząć z dala od krzątających się po obozie osób. Znalazła miejsce w bezpiecznym miejscu, przy dużym drzewie, pod którym usiadła i przymknęła oczy, chcąc zrelaksować się, odpocząć i wyprzeć z pamięci nieprzyjemności, na jakie natknęła się już na początku.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Po skończonej bitwie od razu podbiegł do Kae. Widząc swoją ukochaną będącą w tak nieciekawym stanie, delikatnie podniósł ją nie zważając na ból łapy i szedł tak, aż nie dotarli do obozu. Tam od razu skierował się do medyków - Ona jest ranna, została trafiona kamiennym odłamkiem w brzuch, musicie go wyciągnąć i zająć się nią. - powiedział poddenerwowany kładąc ją na łóżku, czując przy tym ostry ból łapy. - Mnie też możecie załatać - dodał pokazując dłoń medykom.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Medycy od razu rzucili się na pomoc rannym. Kapłanka Dwayny sprawnie wyciągnęła odłamek z brzucha Kaeiles. Samym Varrusem zajął się Asur w mechanicznym kombinezonie. Medycy nie czekali na podziękowania bo pracy mieli co niemiara.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Na słowa Norna, Mesmer jedynie pokiwał głową i ruszył w krótki obchód po polanie, by odnotować, czy ktoś doszedł i czy wszyscy są. W końcu, upewniwszy się, że wszyscy są, Mesmer ruszył do sterty ekwipunku po zabitych, by rozejrzeć się za czymś przydatnym, a w szczególności za jakimś pistoletem i amunicją do niego. Gdy skończył rozłożył się z ekwipunkiem. Popielec wyczyścił i naostrzył miecz i dla pewności sprawdził jeszcze kaftan, czy rękawice. Po chwili Radny mając chwilę dla siebie oparł się o jakieś pakunki i przymknął na chwile oczy.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Mocne uderzenie o ziemie wygoniło resztki świadomości smoka z jego głowy. Leżąc na ziemi wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Leżał tam jeszcze przez chwilę analizując całe zajście. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji a oczy pozostawały zamknięte. Ravela, która również odzyskała pełnie świadomości po chwili podeszła i usiadła obok niego. Chciała coś powiedzieć, ale wiedziała lepiej niż ktokolwiek z bractwa, jak bardzo był na siebie zły. Chłodna analiza całej walki, plany i strategie miały tylko odwrócić jago własną uwagę od myśli, że jego broń wtedy wystrzeliła. Siedzieli tak w bezruchu jeszcze przez chwilę. Ravela obserwowała jak członkowie bractwa rozmawiają z asurą i popielcem wysłanymi przez resztę karawany.
Gdy wszyscy zaczęli się zbierać, żeby dołączyć do reszty wyprawy, Rav wstał i najpierw podszedł do Złatej, żeby ją przeprosić. Po tym jak upewnił się, że dziewczynie nic się nie stało przez jego słabość, ruszył żeby znaleźć Vae i jej podziękować.

Gdy dotarli do obozu uzupełnił sztylety i amunicje z torby jaką zostawił na jednym z jucznych wozów. Rozejrzał się po mieszance sił jakie zgromadziły się żeby walczyć ze smokiem. Każdy z nich chciał pozbyć się bestii, czy to dla bezpieczeństwa swoich rodzin, czy wiecznej chwały. Wszyscy tu zebrani byli gotowi na najgorsze, albo przynajmniej tak im się wydawało. Jego wzrok zatrzymał się na koszmarytach. Ich powody dobrze znał.

Po chwili skierował się do jednego z niewielkich namiotów oddanych do użytku bractwa. Ravela siedziała tam już na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. W skupieniu odbudowywała siły psychiczne. Rav usiadł w ten sam sposób przed nią i również zamknął oczy. Ponownie starali się zestroić, tym razem chcieli być silniejsi.

-Boisz się?.- Zapytał się po chwili nadal nie otwierając oczu.
-Oczywiście, że tak.
-... i dobrze. Już raz go nie doceniliśmy... Nigdy więcej...
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Kobieta podeszła prostu do tymczasowego obozu zajmowanego przez Aiwe.
Kolce na pancerzy z prawej strony były powyginane, włosy w lekkim nieładzie, ale makijaż ostry i perfekcyjny był jak zawsze.
Widząc jedzenie bez pytania sięgnęła po jedna z łyżek i wepchnęła sobie spora porcje do ust. po chwili złapała za kubek i po zaczerpnięciu napoju wypiła go duszkiem.
- Na zadek Balthara i cycki Dwayny. Tego mi było trzeba.
Westchnęła i beknęła od serca.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Jak tylko medycy uporali się z uszkodzeniami ciał zarówno jego jak i jego ukochanej, wymienił z nią parę zdań, nie szczędząc czułości. Rozmowa ta nie trwała jednak zbyt długo. Wiedział, że musi jeszcze upewnić się, czy jego sztylety są wystarczająco ostre a broń wciąż doskonale skalibrowana. Podczas walki nie zużył zbyt wielu nabojów, dzięki temu mógł wciąż spokojnie korzystać ze swoich własnych nie obawiając się o to, że ich zabraknie. Wierzył bowiem w to, że wszystkie elementy machiny wojennej, której częścią się stawał, a mianowicie takiej składającej się z broni, kuli i samego strzelca, aby dobrze działać muszą spełniać najwyższe standardy. Co do jakości swoich nabojów nie mógł mieć nawet najmniejszych zastrzeżeń, z innych wolał nie korzystać, coby nie ryzykować zacięcia się pistoletów podczas intensywnego ostrzału. Lewą rękawicę wyrzucił, nie nadawała się kompletnie do niczego. Przeszukując ciała poległych udało mu się odnaleźć nową parę, wyglądającą praktycznie tak, jakby przywdziewający je popielec założył je na bitwę po raz pierwszy. Teraa jednak, ów poległemu wojakowi były już one zupełnie zbędne. Kolejną ciekawą zdobyczą jest także dosyć okazały zestaw noży do rzucania. Kto wie, może i to również mu się przyda? Z apteczki jeszcze nie korzystał, ale i tak w razie czego ją sprawdził - wszystko było na swoim miejscu. Później poszedł go grupy swoich kompanów, by się posilić i zapomnieć, choć na chwilę, o tych wciąż czekających na nich ciężkich chwilach. Smok czekał i ani myślał się poddawać.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Uniosła głowę w chwili gdy mag padał na ziemie, a Varrus odciągał ją od nadlatujących w jej stronę pocisków. *To na razie koniec* pomyślała i oparła się na ramieniu ukochanego. Wiatr niósł w jej kierunku smutną melodię śmierci, wielu dziś padło i wielu zostało rannych, w ziemię wsiąkała krew poległych, a wiatr rozwiewał dym palonych ciał. To właśnie zobaczyła, wchodząc, prowadzona przez Varra, na polanę zapełnioną różnymi osobami. Wiedziała, że to dopiero początek, preludium do czegoś większego, straszniejszego, lekko zadrżała na tą myśl. Uniosła w górę oczy i spojrzała na swojego ukochanego, widziała zmęczenie na jego pysku i lekki grymas bólu, łapa, w którą dostał odłamkiem, zwisała bezwiednie wzdłuż ciała. *Dla Ciebie kochany będę silniejsza, muszę być silniejsza* pomyślała i rozejrzała się szukając wzrokiem towarzyszy. Lekki uśmiech przebiegł po jej twarzy gdy zauważyła, że wszyscy żyją, skierowała się z Varrem do medyków, bo odłamki w jej brzuchu nie dawały o sobie zapomnieć.
-Dziękuję - zwróciła się do medyków, gdy Ci skończyli już opatrywać jej ranę, chociaż Ci pewnie już jej nie słyszeli zajęci innymi rannymi. Podeszła do Varra, siedział spokojnie, gdy asur zajmował się jego obrażeniami, czasami tylko wydobywał z pyska cichy wark.
- Kochanie - tylko tyle mogła powiedzieć, potem pocałowała go gorąco, łapczywie, obejmując jego łeb. Po pocałunku spojrzała mu czule w oczy i pogłaskała po policzku.
- Pójdę się teraz ogarnąć kochanie, widziałam trochę sprzętu po zmarłych, może coś mi się przyda - pocałowała go ponownie tym razem lekko i namiętnie i odeszła. Udała się na brzeg obozu, tam gdzie leżały pozostawione rzeczy, powoli zaczęła je przeglądać, szukając czegoś dla siebie. Znalazła dwa sztylety ostra jak brzytwa stal i rękojeść w kształcie węża wskazywała na wielki kunszt rzemieślnika, który je wykonał. Od razy przyczepiła je sobie do pasa. Podeszła do kolejnego stosu rzeczy i tam znalazła apteczkę, otwarła ją sprawdzając zawartość, fiolki, gazy, gaziki, pastylki, bandaże i inne rzeczy potrzebne by szybko i sprawnie oczyścić i zasklepić ranę, czy jakieś złamanie.
Gdy już wszystko co jej było potrzebne włożyła do torby zawiesiła ją na plecach i wróciła do obozu. *Kostur*, pomyślała i wróciła w miejsce gdzie była opatrywana. Jej broń leżała na ziemi, podniosła ją szybko i ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się jej w zadumie, nagle lekki uśmiech przebiegł po jej twarzy, kostur był cały, brak jakichkolwiek uszkodzeń. Nagle poczuła, lekki ucisk w brzuchu, głód dał o sobie znać, wyszła więc z prowizorycznego namiotu medyków i udała się by coś zjeść.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Z ulgą odnotowała że ich Ogrodnik żyje, a jej mantra przywróciła mu swobodę myśli. Pomogła drobnemu Sylvarii podnieść się z ziemi.
-Nie ma sprawy- uśmiechnęła się, widząc, że Krzaczek nie jest poważnie uszkodzony. - Chodźmy stąd. Trzeba opatrzyć twoje ramie.

Ruszyła do tymczasowego obozowiska. Jakiś czas później usiadła przy palącym się ognisku Aiwe, wyciągnęła z torby batonik, manierkę z ziołami. Pożywiła się i wypiła parę łyków wzmacniających ziół. Obserwowała co się dzieje, lecz bardziej skupiała się na utkaniu mantr i zgromadzeniu jak największej ilości eteru wokół siebie do wykorzystania w następnych potyczkach. Starała się wykorzystać każdą sekundę, by w pełni się zregenerować. Czuła, że po tym wszystkim będzie bardzo długo spała.
Cieszyła się, że żyje. Myślała o swoim kochanku. Pewnie by się mocno wściekł, wiedząc gdzie i po co poszła.
aiwe_database

Re: Mordremoth - Leże Smoka!

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Po długiej i ostrożnej wędrówce, zakapturzona postać w końcu odnalazła obóz, wyraźnie zadowolona bez zbędnych postojów, idzie w jego stronę z obojętnością mijając poległe zwłoki, które napotykał co jakiś czas. Miał on przy sobie wiele fiolek przyczepionych do pasa zarzuconego przez ramie z dziwnymi substancjami, znanymi tylko jemu. Przy pasie były przyczepione kieszonki, również wypełnione fiolkami, a krótki miecz towarzyszył mu przez drogę. Przyczepił się do jakiejś kilko osobowej grupy, która również zmierzała w stronę obozu. Ogólnie przez całą drogę milczał, skupiając się tylko na celu swojej podróży, wiedział że nie będzie łatwo i chciał być gotowy na to co zobaczy, by zachować zimną krew. Jego strój był w większości czarny, nie był to pancerz z żelaza czy innego twardego materiału, lecz został wykonany z grubej wytrzymałej tkaniny, która ułatwiała szybkie poruszanie, dodatkowo części ciała od szyi do pasa są dodatkowo chronione, kamizelką wykonaną z tego samego materiału, pomijając przed ramię, łokieć i resztę ręki.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości