Gaj, poziom korzeni
Wschodzące słońce leniwie przebijało się przez listowie sylvaryjskiej stolicy. Chłodne poranne powietrze orzeźwiało. Zrządzeniem losu do Gaju trafili wszyscy, choć jeszcze o tym nie wiedzieli. Większość wyczerpana, przerażona zajściem poprzedniej nocy odpoczywała w najniższej części miasta-drzewa, choć oka zmrużyć nie mogli. Nestrella zaprowadziła ich do Domu Riannoc, licząc, że na spokojnie będą mogli przedyskutować ostatnie wydarzenia. Nie mieli jeszcze okazji usłyszeć o rannym synu arystokraty, którym zajęli się liściaści z Domu Aife i o wielkim Popielcu nieopuszczającym jego boku, lecz wieści mogli poznać w każdej chwili. Cały czas obserwowała ich także kobieta z kryształowym łukiem, która podążała za nimi z lodowej krainy, choć nie była świadkiem ich przygody w lesie na przedkorzeniu Gaju.
- Roth nie jest pewna, czy to co przeżyła, działo się naprawdę, jednak brak jej rzeczy lub jakiegoś ważnego przedmiotu skierował jej kroki z powrotem do Aurora's Remains, uda się tam w ciągu kilku najbliższych dni, jak odzyska więcej sił
- Śpiew jako jedyna była w stanie zinterpretować tylko Nes (dostaniesz PW lada moment), pozostali słyszeli go i umieli tylko ocenić, że był "piękny", "hipnotyczny" i "nie z tego świata"
- W pamięci wyrył wam się niepokojący obraz gorejących czerwonością oczu liściastej oraz furia i zawziętość niespotykana wśród tego gatunku
- Maska jaką nosiła liściasta może naprowadzić was na jej trop
- Napaść na młodzieńca zgłoszona została Valiantom
- Lord Darcy Senior został powiadomiony i jest w drodze z Boskiej Przestrzeni
Nie przespałaś nocy. Jesteś zmęczona, prześladują cię niepokojące obrazy z zeszłonocnego spotkania. Nigdy nie widziałaś, by ktokolwiek z liściastych - nawet z Dworu Koszmaru - posiadł takie zdolności i działał z takim okrucieństwem. Wiesz tylko, że istota musi zostać zatrzymana. Za wszelką cenę musisz ją znaleźć i unicestwić, istnienie takiej abominacji wśród Sylvari jest dla ciebie niedopuszczalne.
Dostałeś księgę od Sive i miałeś noc, by się z nią zapoznać, bowiem stan Darcy'ego nie ulegał zmianie. Czekałeś również na odzew gildii, lecz póki co nikt nie dotarł do Gaju. Węszenie przyniosło niewiele rezultatów, choć między liściastymi usłyszałeś strzępki rozmów o kulcie Nieśmiertelnego, lecz rozmowy te milkły, gdy się do kogokolwiek zbliżałeś. Gdy nad ranem wyszedłeś przed Dom Aife mogłeś przysiąc, że widziałeś dużego Popielca z wielgachną Charzooką na plecach w towarzystwie kilku innych osób, lecz poranna mgła szybko ich skryła. Gdy wstało słońce, zjawili się Valianci, którzy zaczęli wypytywać o szczegóły zajścia. Był to dobry moment, by zejść im z drogi i nie odpowiadać na pewne pytania, które mogli zadać. Dodane: Podejrzewając, że wcześniej widziałeś Gnarla, ruszasz na poszukiwania gildiowiczy i natrafiasz na nich w Domu Riannoc, wypoczywających w nocy, w bardzo ponurych nastrojach.
Rozstawałaś się z Roth mając mieszane uczucia. Błyszczące oczy, halucynacje, ale czy na pewno? Liściasta wydawała się zdeterminowana, by wrócić do Aurora's Remains w poszukiwaniu czegoś. Siłą wpakowałaś ją do namiotu medycznego, gdzie medyk-Popielec przyszpilił ją do łóżka i obiecał ci, że przez parę dni, póki Roth nie wydobrzeje, za nic w świecie jej na szlak nie wypuści.A było to parę dni temu. Nie wiedząc za bardzo czemu, zaczęłaś się niepokoić o tą Sylvari. Choć teraz miałaś inne zmartwienia.
Szok po leśnej konfrontacji przyćmił twój optymizm, podobnie jak Gnarla apetyt. Twoje magiczne ataki trafiały w szaloną liściastą, lecz nie zadawały żadnych obrażeń, a każde nieskuteczne zaklęcie odbierało ci pewność siebie. I wtedy dostrzegłaś aurę atakującej was Sylvari. Otaczała ją magiczna bańka, zupełnie jak nici ze Scarsdale'owego rozpraszacza magii. Za ową bańką, przez ułamek sekundy dostrzegłaś grubą nić magii ciągnącą się za liściastą. Nie mogłaś się dłużej przyglądać, bowiem liściasta napierała wprost na ciebie. Gnarl dzielnie przyjmował jej ataki, lecz musieliście uciekać.
Biały Jeździeć Wiatru, trofeum godne arystokraty, a już na pewno sposób, by zwrócić na siebie jeszcze większą uwagę i rozgłos. Lecz co tak naprawdę motywowało cię do wyruszenia do Lasu Caledon? Starcie z liściastą było dobrym momentem, by się nad tym zastanowić. Odpierając dziką furię ciosów, używając pełnej koncentracji na iluzjach i mantrach, myśl "tego się spodziewałem" przebiegła przez twój umysł. Lecz jaki to ma związek z balem u Scarsdale'a, tego nie wiedziałeś, lecz byłeś gotów drążyć temat. Tymczasem widząc nieskuteczność ataków oraz czując nieprzyjemne, acz znajome zakłócenia magiczne wraz z innymi podjąłeś strategiczny odwrót. Liściasty demon nie podążył za wami.
Szok mijał powoli, wypierany skutecznie przez narastający głód. Na szczęście w spiżarni dopadłeś świeży zapas dziczyzny. Posilając się przypomniałeś sobie pewien dość istotny szczegół. Gdy liściasty demon skupiony był na Rastinie i Nestrelli, rzuciłeś się nań z flanki, wspierany kulą światła Iris, które w zamierzeniu miało oślepić demona. W momencie, gdy zaklęcie i ostrze twego miecza zderzyły się z korą liściastej odniosłeś wrażenie, że udało ci się zranić stwora, choć ten nie dał tego po sobie poznać. Stąd też brakowało ci pewności, czy aby na pewno ci się udało.
Gdy zmaterializowałaś się przy asurańskich wrotach w Gaju, wydało ci się, że zmierzająca w stronę portalu liściasta jest ci znajoma. Obejrzałaś się za nią i zanim się rozpłynęła zauważyłaś kryształowy łuk na jej plecach. Chciałaś iść za nią, lecz Sylvari zapewne zdążyła zniknąć w tłumie podróżnych w Lwich Wrotach. Ruszyłaś zatem na poszukiwania Leth mori Aiwe, za którymi przybyłaś ze Snowden's Drift.
Kult Jedynego. Kult Nieśmiertelnego. Gdzie nie obróciłaś głowy, takie szepty słyszałaś. Już sama idea Sylvari czczących kogokolwiek, poza ślepą wiarą w nauczania Ventariego i przewodnictwo Białego Drzewa, lub ślepą nienawiścią do tychże, wydała ci się niedorzeczna. Zauważyłaś, że grupka skupiona przy różowej Sylvari zatrzymała się w Domu Riannoc.
Słońce stało wysoko, gdy przez Asurańskie Wrota przybył lord Darcy, w asyście syna lorda Scarsdale'a - Henry'ego. Jednak nie udali się oni bezpośrednio do Domu Aife, tylko rozdzielili się. Lord wjechał windą przed awatar Białego Drzewa, Henry zaś zjechał na najniższy poziom Gaju.
Młody arystokrata stał przy windzie, paląc wonną fajkę, rozglądając się za kimś, z kim był umówiony. Bujny zarost, zmierzwione włosy w oraz zaschnięte błoto na zbroi świadczyło, że nie próżnował, tylko ciągle był na szlaku. Wtem dostrzegł zbliżającą się doń sylvari - ruszył w jej stronę z uśmiechem, nie dostrzegając sztyletu w jej dłoni...