Kiedy pierwszy raz przybyłem do Lwich Wrót, byłem upadłym kupcem ze zniszczonym życiem i początkującym piratem, niepewnym przyszłości. Kiedy drugi raz przybyłem do Lwich Wrót, byłem inwalidą, żebrakiem, wielkim przegranym zwycięstwa nad Zhaitanem, ze zniszczonym życiem, niepewną przyszłością. Teraz kolejny raz przybywam do Lwich Wrót, jako lider dobrze rozwijającej się, przestępczej organizacji. Teraz ja będę niszczyć życia, ja będę tworzyć przyszłość. Nie zamierzam wracać do tego miasta kolejny raz. Prędzej je zniszczę, lub ono mnie.
Blask Karmazynowych Słońc sięga coraz dalej i dalej. Zaraz po przybyciu do Lwich Wrót, wybiciu paru pomniejszych grup i straceniu paru swoich członków, postanowiłem uruchomić swoje znajomości, by stworzyć Słońcom wystarczająco silne plecy.
Orriam był wręcz przeszczęśliwy mogąc znów spotkać się z Amantem i opowiedzieć mu o naszych przygodach i naszych planach. Amant podszedł do naszych planów z właściwym sobie spokojem i dystansem. Powiedział jednak, że może nas wspierać, polecając kontakty i trenując parę osób. Łaskawca. Orriam rozpłynął się ze szczęścia.
Naszym pierwszym 'sponsorem' miał zostać Vegestr. Ten stary, zepsuty człowiek, któremu już raz pomogliśmy. Vegestr przyznał, że nasze plany są interesujące, ale niepewne. Może wspierać nas, na początku skromnie i z ukrycia. Mamy z nim kontaktować się jako z "Mecenasem". Jeśli będzie nam szło dobrze, Vegestr ma być bardziej szczodry. Typowa kanalia jakich pełno na świecie.
Maerion również uruchomił swoje zdolności, i zawarł pakt z nijaką Velandią Dealmaker. Jest to ponoć "emerytowana" już złodziejka, która bierze pod swój protektorat niektórych złodziei.
Tarreg i jego arystokratyczne pochodzenie zaczyna przynosić dochody. Jego ojciec, którego świętość dorównuje synowi, finansuje nas na tym początkowym etapie. Jednak główna zaleta Tarrega to jego język. Potrafi nim zmanipulować i skłonić do współpracy wiele osób, nie wyjmując przy tym miecza. I tak skłonił do współpracy, poleconych mi przez Amanta, Johnego Goldengraina - rolniczego "przedsiębiorcy" z Pól Cornucopian, który ma konszachty z piratami, a także Doriana Jonasona, który mimo tego, że już nas poznał i wykonaliśmy dla niego zadanie, to jeszcze się wahał. Manipulacji Tarrega uległ także Hiss Trzecia Ręka (dziwne przezwisko), asura, który na czarnym rynku Lwich Wrót znany jest ze sprzedaży asurańskich dziwactw i technologii. Z drugiej ręki. Albo i z tej trzeciej...
Trzej sponsorzy poleceni mi przez Amanta jeszcze pozostają dla mnie nieuchwytni. Titus Steelrazer, popielec handlujący oficjalnie złomem w Ascalonie i tutaj dla Lwiej Gwardii, a nieoficjalnie wykorzystujący złom popielców z ich wojen do zasilania zbrojowni kryminalnych gildii. Zajmiemy się nim później, ale najbardziej interesuje mnie nijaka Haxxi Aethermaker. W czasie, gdy inwazje tej stukniętej sylvari szaleją po Tyrii, zostawiając po sobie złomy swej technologii, Haxxi zbiera ich pozostałości i handluje nimi. Technologia Aetherblades fascynowała mnie odkąd ją zobaczyłem, i wiele dam, by ktoś taki jak Haxxi stał za Karmazynowymi Słońcami. Ostatni ze sponsorów, Jogurr Ironshield, jest zatwardziałym nornem handlującym z piratami. Na tyle zatwardziałym, że przepędził Tarrega i prawie go uderzył (!). Na szczęście Tarreg szybko biega. Ma to ponoć po ojcu...
Przeniosłem Słońca do Lwich Wrót by skorzystały na "rasowej różnorodności" i ta zaczyna przynosić efekty. Po początkowych pogromach paru mniejszych grup, udało nam się pozyskać interesujące okazy w nasze szeregi. Landraga jest zaledwie dwuletnią sylvari, ale jej umiejętności zabijania były imponujące. Znaleźliśmy ją w jednej klatce z Uriel, młodą dziewczyną z jakąś trudną przeszłością, którą chciałem szybko spisać na straty... ale Orriam wyczuł w niej "potencjał" i odesłał na szkolenie do Amanta. No cóż. Cennym nabytkiem wydaje się także nijaki Cautor Boomback, popielec, którego znaleźliśmy po wybiciu małej grupki asurańskich złodziei. Podobno był popychadłem asur, które wyzywały go od bookah, lecz popielec ten zdaje się znać na technologii i być niezłym inżynierem.
Po początkowym wybiciu mniejszych grup, zaszyłem Słońca w cieniu i ciszy. W tym czasie kazałem zinfiltrować półświatek przestępczy Lwich Wrót, by dobrze go rozegrać... I tak dowiedziałem się, że jedną z największych sił w tej kryminalnej grze jest Kombinat Skrytego Lwa, powstały przed ilomaś tam laty z połączenia najsilniejszych grup i piratów i trzymający nieoficjalnie z Kompanią Handlową Czarnego Lwa. Jego zagorzałym wrogiem jest Grupa Gautlera, o wiele mniejsza i nieco słabsza, ale posiadająca wielu sojuszników, w tym niejaką asurańską organizację Consortium.
Wszedłem więc do gry jako przeciwnik Kombinatu, i połączyłem Grupę Gautlera z ich sojusznikami w wykrwawiającej walce z Kombinatem, sam trzymając swe Słońca na uboczu. Musieliśmy im jednak pomóc, i Skryty Lew został rozbity, a Grupa Gautlera i ich sojusznicy, mimo wielu strat, odnieśli zwycięstwo.
Kto by się jednak przejmował tym, że zwycięstwo było pyrrusowe, gdy po nim nastąpił uroczysty bal zafundowany przez moich sponsorów? Usiadłem obok lidera Grupy Gautlera, i już po kilku zdaniach wiedziałem, że jednak nie jest skory włączyć swe siły do moich Słońc... Od razu dałem dyskretny znak, i podstawieni służący dali mu zatruty obiad. Członkowie Grupy natychmiast wyciągnęli bronie, gdy ich lider w konwulsjach odszedł do Mgieł, lecz wtem zadziałała perfekcyjnie uknuta inscenizacja, w wyniku której "wyszło na jaw", że zatrute jedzenie dla lidera Grupy zostało kupione za pieniądze... Jogurra Ironshield'a. Następnego dnia, norn już nie żył, a jego majątek przejął Vegestr Ragnarson. Cała ta intryga była pomysłem "Mecenasa". Podobno zatruty obiad to jego ulubiona metoda w pozbywaniu się konkurencji. Kolejny lider Grupy Gautlera, asurka Tidda Ratburn, była o wiele bardziej mi przychylna i włączyła członków grupy w skład Słońc.
Po naszym spektakularnym sukcesie w walce z Kombinatem, sponsorzy poczęli być znacznie bardziej hojni. Pieniędzy starczyło nawet na wykupienie siedziby dla Karmazynowych Słońc. Wybrałem opuszczoną bazę dla zużytych już kopalni z Lwich Wrót, na zachodnich krawędziach Dreszczogór, blisko Lwich Wrót. Blisko, ale jednak niezauważenie, z tego miejsca będę planował i prowadził swe kampanie, mające zawojować przestępczą Tyrię.
A plany mam wielkie. Karmazynowe Słońca, gdy już raz poszły w ruch, nie mogą się zatrzymać. Musimy zabić naszych przeciwników, gdy ci dopiero będą budzić się z letargu. Z zaskoczenia. Czas będzie działał po naszej stronie.
Następni na celowniku są piraci. Moi ukochani piraci... Niedługo ich śmierdzące statki spłyną ich równie śmierdzącą krwią. Amant i jego "szkółka" znów się zapełniła, tym razem osobami ze Słońc. Orriam jest wniebowzięty, pomaga Amantowi. Tarreg powiedział, że spróbuje zrekrutować kogoś z Divinity's Reach, gdyż podobno znudzonych arystokratycznych chłopców, jak on, i zdesperowanych biedaków-uchodźców jest znacznie więcej. Również same Lwie Wrota proszą się o zawojowanie. Tutaj pieniądze czekają, by je wykraść. Tidda Ratburn przyszła mi tutaj z pomysłem, który może jest dosyć kontrowersyjny, ale może być całkiem udany... Asurka chce zniewolić pewną kolonię skrittów, i wykorzystać je do kradzieży. Pomóc w tym może, jakkolwiek szalenie to nie brzmi, pakt z centaurami. Pomysł ten jest warty przemyślenia, gdyż układ z tymi bestiami może być o wiele bardziej owocny... Problemem może być Lwia Gwardia, zainteresowana tak szybko rozwijającą się organizacją przestępczą w ich mieście, ale Vegestr mi powiedział, że zajmie się tym osobiście.
Karmazynowe Słońca wschodzą, a ich blask sięga coraz dalej i dalej...