Po przekazanych instrukcjach Nassan zareagował jako pierwszy biorąc parę miętówek do pyska, by zniwelować odór. Popielec czuł wewnątrz siebie odpowiedni poziom alkoholu we krwi, można powiedzieć, że zadowalający i pozwalający mu jednocześnie normalne funkcjonowanie. Zapach pochodzący od niego już nie irytował, tak bardzo, lecz został zakamuflowany. Po szybkiej odprawie Popielec ruszył na zachodnią część, gdzie zaczął pomagać z fortyfikacjami. Siła Nassana oraz jego zapał okazały się przydatne, współpracownicy wykorzystali całą pomoc, jaką otrzymali. Na sugestię, by ustawić pewną śliską substancję, żołnierze Paktu oraz operujący nimi strateg - nie zgodzili się oraz skupili się na swej głównej pracy, by jak najszybciej ustawić, to co trzeba. Prace u Popielca trwały długo i jednocześnie były męczące, lecz dali sobie radę w sam raz. Będąc w najdalszym zakątku, widział ogromne cielsko Kralkatorrika oraz jak dziwnie emituje energią. Był jednocześnie najdalej od zagrożeń, które mogły być widoczne z dołu, a występujące ku niebiosach.
Złata czuła zapewne napięcie oraz sporo myśli przebiegało przez jej głowę, lecz zachowała swój profesjonalizm. Radna wyruszyła w mig wspomóc ustawianie namiotów, jednocześnie przeciskając się przez innych żołnierzy, którzy mieli swoje do roboty. W gąszczu skrajnych emocji oraz wobec oblicza samego Kralkatorrika, nawet rangi nie pomagały. Słychać było jednak od czasu do czasu warknięcia Almorry, która sama miała problemy by nad wszystkim zapanować. Złata spotkała na swej drodze dobrych współpracowników, a sama kobieta, wypoczęta i pełna sił, nawet zdziwiła się, jak wiele ludzkie ciało może przenieść ciężarów oraz jak dużo pracy można wykonać. Adrenalina płynęła w żyłach każdego, nie czuła zatem też zmęczenia, lecz nawet pewną werwę do dalszej pracy. Kruk przez ten czas zauważył, co prawda nie zagrożenie bezpośrednie, ale nadal dość ważny znak. Towarzysz łowczyni był na tyle wysoko, że widział jak Kralkatorrik jest pokryty pewną twardą dziwną substancją, wydzielającą pewne ciemno-purpurowe kłęby zjonizowanych magicznie chmur. Zwierze od razu wiedziało, że to nie jest dobry znak. Również zauważyło, jak na niebiosach statki strzelały w smoki, a przerośnięte pomioty uderzały w sterowce. Niektóre z latających pojazdów wybuchały, tak samo jak silne jednostki smoka upadały do morza, wcześniej postrzelone ciężko przez artyleryjne pociski. Tam na ziemi jednak od czasu do czasu upadały odłamki z sterowców, jak czerwony jasny deszcz ognisty z nieba. Złata została ostrzeżona przez swego kruka i jednocześnie udało się jej wraz z Szarym schować za skałą. Radna widziała, jak do jej miejsca chciał podbiec również panikujący Asur z Paktu. Niemniej jednak tuż dojściem do azylu, jego małe ciało upadło bezwładnie na ziemie, a Złata zauważyła wielką dziurę w głowie ofiary, która sączyła się krwią. Samemu ptasiemu towarzyszowi nic się nie stało, natomiast Złata mogła powrócić do pracy, choć zapewne nieco spanikowana nagłym aktem zgonu współpracownika. Również mądrze postępująca kobieta odpoczywała i dostała swoją rację żywnościową oraz wodę, zgodnie z standardowym przydziałem Paktu. Pożywiła się oraz nawodniła, po czym wyruszyła do dalszej owocnej pracy, jednocześnie mądrze pożytkując czas.
Xerion po szybkim spotkaniu ze Złatą wyruszył wkrótce do dział przeciwlotniczych, a raczej do miejsca, gdzie miały one zostać ustawione. Człowiek wraz ze swoim sprzętem, przeszedł przedzierając się przez tłumy żołnierzy idących do swych obowiązków, lecz bez większych problemów. Widząc jednocześnie sytuację na niebie, trafnie ocenił potrzebę posiadania wsparcia do walki powietrznej. Xerion nie marnował czasu, wyruszył do pracy wraz ze swoimi współpracownikami, którzy powierzali mu odpowiednie zadania, polegające głównie na doniesieniu odpowiednich komponentów w skrzyniach, czy innych workach oznaczonymi odpowiednimi numerami seryjnymi. Dzięki swej ostrożności, Xerion podczas krótkiego deszczu ognistego z wraku powietrznego statku, ukrył się oraz przeczekał, widząc jak reszta żołnierzy spanikowała, a paru z nich padło. Widział również jak sanitariusze sprzątają zabitych tak jak rannych, po czym wyruszają w swoją stronę w dużym skupieniu. Człowiek mądrze pracował oszczędzając siły, ale też nie obijając się. Uzupełniał swe potrzeby fizjologiczne oraz bez problemu mógł kontynuować swą misję. Na sugestię z wychodkami, został poinformowany, że to dobry pomysł, po czym za wysłuchaniem pomysłu Xeriona, zrobiono w ustronnym miejscu dołki na nieczystości. Poinformowano również wszystkich o tym fakcie, co zapewne dało Xerionowi pewnego plusa, jeśli chodzi o siły Paktu.
Edward widząc smoka, zapewne odczuł ogromną fascynację graniczącą z ekspresją nieco wyższych form szczęścia, jakie można odczuć psychofizycznie. Wlepił swe oczęta w niebiosa, wpatrując się w tamtejszą walkę - można powiedzieć, że myślami odfrunął, przez co gdy stał tak jak kołek, był popychany i trącany przez przebiegających żołnierzy, aż upadł tyłkiem na błoto. To z pewnością przywołało Edwarda z powrotem na ziemię w trybie ekspresowym, choć wręcz natychmiastowym. Człowiek pozbierał się w sobie oraz wyruszył do mapy, zapoznając się z nią. Przez myśl Edwarda przeszła pomoc z mostami, co oczywiście miał zamiar zrobić. Przez moment nie był pewny od którego zacząć, ale w końcu zdecydował się by pójść na stronę zachodnią, gdzie również poszedł Nassan. Dzięki temu Edward ominął deszczu ognia, ale widział w oddali oznaki paniki oraz poruszenia. Niemniej jednak poszedł do zachodniej bramy i wraz z Asurami zaczął ustawiać most oraz słuchać się ich instrukcji. Jednocześnie Mesmer mógł odczuć nagły przypływ adrenaliny, szczęścia, czy też innych dziwnych skrajnych emocji - zauważył duży kawałek ciała Kralkatorrika oraz był najbliżej niego niż reszta towarzyszy. Ogromny przepotężny prastary twór leżał osłabiony, lecz nadal skrajnie niebezpieczny, pokryty kryształami i emanujący brandową energią oraz zjonizowanymi chmurami magicznymi. Edward mógłby tak podziwiać godzinami ten twór, lecz nie miał czasu. Mocno zdezorientowany nic nie jadł, ale też coś pomagał, głównie gapiąc się na smoka. Udało się jednak ukończyć zachodni most.
Alarug z kamienną twarzą, ale z wewnętrznym niepokojem myślał spokojnie i racjonalnie. Miał ze sobą swoją torbę oraz wysłuchał wytycznych odnośnie jego zadania. Miał na myśli pomoc przy mostach, lecz trochę ich było. Jeden z Paktowiczy poprosił go o pomoc przy południowym moście, gdzie miał najbezpieczniejsze warunki do pracy oraz jednocześnie najpiękniejsze widoki na wyrwany kawałek z Mgieł, należący do Melandru. Miał tam najlżej i w sumie pracował bez większego problemu, dostosowywał się do poleceń swych współpracowników oraz pomagał, jak tylko mógł - nic ponad siły.
Astariss ostatecznie nie zdrzemnęła się w sterowcu. Same próby kończyły się tym samym, niepowodzeniem oraz zapewne lekką irytacją. Na lądzie jednak miała pozbierane myśli oraz wobec ogromnego natłoku niebezpieczeństwa skupiła się by myśleć chłodno i logicznie, choć odczuwała nieco zmęczenie poprzez odpoczynku w irytujących warunkach. Po odprawie oraz odnalezieniu się w nowym otoczeniu wyszła do jednego z sanitariuszy oraz dzięki temu była w stanie pomóc z rannymi, chociażby tymi, którzy oberwali deszczem ognia od góry. Została ona przydzielona do składu, który zajmował się tymi najlżejszymi przypadkami uszkodzeń fizycznych, gdzie się bez problemu odnalazła. Słusznie przewidziała nawet wypadki w tworzeniu obozowiska, gdyż przyszedł jakiś Popielec, któremu spadła na łeb belka. Kobieta widziała, jak obecni tam medycy opatrzyli mu głowę, przez co finalnie Popielec wyglądał dość zabawnie. Brakowałoby tylko do tego naklejki o treści "Dzielny Pacjent". Widziała również jak w oddali sanitariusze zajmują się zwłokami tych, co zabrał ze sobą ognisty deszcz, a dokładnie wsadzano do worków i jednocześnie składowano w odległym miejscu od prac.
Claire rozejrzawszy się widziała wszystko to co znajdywało się dookoła, czyli obraz nadciągającej walki oraz przygotowań na najgorsze. Prace ruszyły mocną parą do przodu, a sama po odprawie przeszła do rozdawania racji żywnościowych i broni. Jej wzrok utkwił na niebie, szukała, szukała... Aż znalazła i na szczęście ominęła skutki wybuchu statku, noszące pustoszące deszcze ogniste. No cóż, miała przeczucie łowczyni. Wykonywała swoją robotę tak jak trzeba, nikt jej nie przeszkadzał.
Vis wydawał się wręcz wyrwany jak z innego świata. Tam gdzie wszędzie ogromny stres, to on zachował swe pozytywne podejście. Nikt nie zwracał większej uwagi na niego, każdy miał swoje obowiązki i własne plany. Po krótkim przygotowaniu się oraz hydracji przeszedł do mapy i ruszył na zachód, gdzie Nassan oraz Edward. Lecz zanim przeszedł spotkał się z Claire i przekazał jej swoje plany, choć widział jak łowczyni była kompletnie zestresowana, nie widząc nigdzie swej wilczycy, lecz widocznie wiedziała, że gdzieś tu jest. Vis nie miał czasu do stracenia, po czym poszedł na zachodnią stronę by pomagać, jak tylko się da. Przy okazji zobaczył Hati, jak się kręciła gdzieś i skitrała się pod skałą. Zwierze również było dość zestresowane. Na miejscu mężczyzna dostał lekkie zadania, głównie wypatrywanie, czy nic nie nadciąga na most oraz nie chce zjeść budowniczych. Na szczęście ominęło go to, tak jak ognisty deszcz z góry.
Gremuar tak jak przeczuwał, rzeczywistość okazała się taka jak nieceremonialny cios otwartą dłonią w twarz. Postawny i wielki, choć stary Norn, wielce przydał się przy namiotach i widział, jak jeden durny Popielec poprzez swoją nieuwagę dostał żelaznym prętem mocno w łeb, aż wydał z siebie dziwny dźwięk. Widział, jak ten sam niezdara został skarcony i jednocześnie posłany do sanitariuszy. Jeśli chodziło o pytania o Ivy, raczej nikt nie miał czasu mu odpowiadać. To nie był czas na rozmówki, znaczna większość osób pracowała i była skupiona wyłącznie na tym, by zabezpieczyć obóz, tak jak trzeba. Wyposażenie co prawda zostawił w widocznym miejscu, ale czy na pewno to był dobry pomysł? Norn załatwiając swoje sprawy oraz wykonując robotę wyśmienicie, zauważył w międzyczasie, że ktoś zawinął cały jego plecak. O zgrozo... Gremuar czuł tą niepewność, a ona stała się rzeczywistością. Niemniej jednak dzięki swej czujności udało mu się uniknąć deszczu ognistego.
Gidoko po wyjściu na ląd przywołał swe sługi w mrocznych obłokach, ale niestety jedno z nich zostało pospiesznie zdeptane na śmierć zupełnie przypadkiem przez przebiegających obok żołnierzy i odesłane z powrotem. Pozostał zatem Nekromancie ostatni sługa, po czym Gidoko zacisnął zęby oraz wyruszył na zachód, tam gdzie całkiem spora część swych towarzyszy. Sprawnie i słuchając poleceń mocno przysłużył się w budowie mostu, gdzie słuchał się Asurańskich inżynierów oraz ich wytycznych. Tak jak reszta osób, które znajdywały się w tamtym miejscu, uniknął deszczu ognia.
Kaeiles po opuszczeniu statku posiliła się oraz oszczędzając wodę (ecologists aprrove!), nawilżała sobie twarz, sprytnie przepędzając niedogodności fizjologiczne. Tak jak Vis, gdy Radna sobie przycupnęła gdzieś na uboczu, wyglądała jakby wyrwała się z innego scenariusza. Niemniej jednak było to na plus, bo mogła odczuć w sobie większe poczucie witalności, czy spokoju ducha. Wkrótce po przygotowaniach i zaspokojeniu potrzeb wyruszyła w południowo zachodnie miejsce, gdzie przyczyniła się do pomocy. Również była z dala niebezpieczeństwa, więc ominął ją deszcz ognia. Na szczęście Radna nie musiała wykorzystywać woich umiejętności ofensywnie oraz skupiła się na pomaganiu, oceniając racjonalnie swoje umiejętności. Również mogła zauważyć Wardena, który odwiedzał ją i dodawał jej otuchy na kilka minut, a potem wracał do swoich spraw, uzgadniając z Almorrą kluczowe sprawy organizacyjne.
Pralinka natomiast w locie również nie mogła zasnąć, ze względu na mocno irytujące i ciężkie warunki do snu, natomiast ubrała sówkę w uroczy kubraczek. Przyczyniło się to do jej irytacji, czy też sówki jednocześnie. Na polu bitwy natomiast po zapoznaniu się z sytuacją, kobieta wyruszyła do kuchni polowej i tam pomagała z przydzielaniem racji żywnościowych oraz ich tworzeniem. Wewnątrz szybko zrobionej kuchni, odnalazła się idealnie oraz wykonywała zadania zlecone przez żołnierzy Paktu, na szczęście nikt nie wymagał od Pralinki by się rozdzielała z Shiny, przy czym mogła skupić się na swoich sprawach z towarzyszką na ramieniu. Kobieta również uniknęła konsekwencji deszczu ognia, no i Shiny podleciała do właścicielki, by przypomnieć jej o jedzeniu, czy piciu. Warto o takich rzeczach przypominać, lecz Pralinka finalnie tego nie wykonała, nie wiedząc czemu.
Greyvart zapewne zaskoczony otaczającym go scenariuszem mógł poczuć się jeszcze bardziej zadziwiony. Czując niepokój poszedł śladem Xeriona i pomagał przy artylerii, która miała pomóc statkom walczącym w niebiosach. Zastanawiał się nad wyglądem tej artylerii oraz przyglądał się jej, ale był szybko przeganiany do roboty przez Asura, który poganiał brudną szmatką człowieka wrzeszcząc "Nie obijaj się!". Niestety przez cały ten natłok emocji, nie mógł dokładniej zbadać obiektu swych zainteresowań.
Airra jakoś reagował jako ostatni, może podróż na niego jakoś zadziałała nieprzychylnie. Widząc Kralkatorrika jednak ożywił się i jednocześnie poczuł w sobie nieco więcej energii płynącej z agresji. Wkrótce wyruszył do mapy i obserwował gdzie poszli jego towarzysze, przy czym zapoznał się z rozpiską graficzną terenu oraz planami. Airra pozostawił swoje części zamienne do pancerza i mniej potrzebne rzeczy, przy czym nieco później podzielił los Gremuara... Ktoś chytry, lub nieroztropny, zakosił te rzeczy. Posłał swe spojrzenie Asti tuż przed wyjściem w swą stronę, po czym wykorzystując swą podstawową wiedzę odnośnie maszynerii artyleryjnej przyszedł do miejsca, gdzie trwały już budowy dział. Na nieszczęście nie było to zupełnie nic, co kojarzył Strażnik. Dokładniej to była prototypowa technologia, którą świetnie ogarniały Asury, koordynujące tamtejszymi ruchami. Airra widział również ognisty deszcz spowodowany zniszczeniem statku oraz osłonił siebie oraz paru innych za pomocą Bohasterskiego Bastionu, który wytrzymał nagłe zdarzenie. Pomagał jak mógł, no i znalazł wolną chwilę, przy czym przygotował obie Mantry.
Godziny mijały, prace trwały, a walki w powietrzu ciągle się rozgrzewały. Wszystkie oznaki wojny, konfliktu oraz potyczek były tutaj widoczne oraz bardzo wyczuwalne. Dla tych, co nie odpoczęli zaczęły następować pierwsze objawy głodu i odwodnienia, tak jak powoli postępującego zmęczenia. Niemniej jednak pracy trwały nadal, a adrenalina wisiała w powietrzu, co pozwalało na zignorowanie tych bodźców. Co innego, Aiwijczycy, którzy się przygotowali na to, nie czuli żadnych negatywnych efektów. Wkrótce, gdy obóz nabrał kształtów, nareszcie nastąpiła głośna syrena, docierająca do wszystkich uszu wewnątrz placu działań.
Nie było wyjścia, każdy musiał przybyć na miejsce, porzucając swoją pracę, a jedynie Ci, co posiadali twardo wydane rozkazy - pozostali na swych miejscach. Almorra Soulkeeper zebrała wszystkich oraz wydawała nowe rozkazy poszczególnym oddziałom, aż przyszła pora na Aiwijczyków, którzy zostali zgromadzeni jako ostatni, by mieć dłuższą chwilę na podjęcie własnej decyzji. Dumna i postawna Popielka odparła do obecnych - Dzięki za pomoc, lecz na tym dopiero zaczynamy. Zachodnia brama oraz artyleria obecnie są w najlepszym stanie. Działa już pomagają niszczyć i odpierać smoki w przestworzach, co kupi nam nieco czasu na swobodę działań. Też nie zapomniałam o Waszej pomocy przy przydzielaniu zapasów, czy stawianiu namiotów, dzięki czemu również mamy poprawioną koordynację działań... Jednak... Mamy teraz główny problem. Nie ma czasu do stracenia, Kralkatorrik leży i mamy okazję go wykończyć, dlatego, obmyśliliśmy strategię. Waszym zadaniem będzie przyłączenie się do jednej z trzech ścieżek, które zajmą się skoordynowanym atakiem...
Pierwsza ścieżka, prowadzi na południe przez leśne gęstwiny, które należały do domeny Melandru. Wyruszycie tam wraz z moimi ludźmi, prowadząc urządzenie, które zabezpieczy Was przed tamtejszymi wyładowaniami. Droga przez leśne terytoria łatwa nie będzie, sporo jest tam dzikich zwierząt oraz niebezpieczeństw, przy czym mamy informację, że trzeba również wybudować most...
Druga ścieżka, będzie skupiona na dostaniu się do odłamków, należących do domeny Zaświatów. Co oznacza, że musimy przejść blisko Kralkatorrika, jest to równie niebezpieczne, co wymagające, nie wiemy czego możemy się spodziewać po drugiej stronie. Wedle zwiadowców, występują tam niebezpieczne istoty, które chcą zgładzić każdego, jednocześnie... To najdłuższa droga.
Trzecia ścieżka, prowadzi przez odłamki Wiecznego Pobojowiska, które było królestwem Balthazara. Jest tam wiele ognia i potężnych wrogów, niemniej jednak będzie to najkrótsza droga. Przy okazji trzeba będzie przejść koło Kralkatorrika i wspomóc w budowie mostu, lecz głównym zadaniem będzie bezpieczne dotarcie do punktu docelowego.
Nie traćmy czasu... Zagłosujemy tu i teraz. Większość zadecyduje, gdzie się wybierzemy. W przypadku braku porozumienia, sama Wam wyznaczę drogę. Więc? Jakie jest Wasze zdanie?
Po tych słowach Almorra zamilkła i skrzyżowała ręce, prostując się wysoko. Obecni na miejscu Aiwijczycy wewnątrz Centrum Placówki, mieli do podjęcia jedną z kluczowych decyzji strategicznych. Mieli również wyruszyć od razu, po podjęciu decyzji wraz z odpowiednim oddziałem. Jaką szybką decyzję podejmą Aiwijczycy? Którą drogą wyruszą na pierwsze działania przeciw Kralkatorrikowi?
OOC
- Przebieg czasu IC - minęło 6 godzin. Sama decyzja będzie trwać nie więcej niż kwadrans, jest to decyzja dynamiczna, kończąca dany rozdział i jednocześnie prolog.
- Zagrożenie - brak
- Ocenianie czynności - Głosowanie, niemniej jednak przy braku porozumienia Almorra będzie brać pod uwagę argumenty Aiwijczyków.
- Pozostałe zasady, jak w poście z zapisami
~ W razie błędów dajcie mi znać na PW, to masywny post. Jeśli macie pytania, też śmiało. :)
Zmiany:
#poprawiona ocena u Claire