Jeździec bez Głowy

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Thornblake, późne południe...

Junzo przebywał w miasteczku dopiero od niecałej godziny i tyle czasu samo w sobie wystarczało mu, by uzyskać nieodzowne wrażenie jakoby nie był tu wcale mile widzianym gościem. Lokalni albowiem już od samego początku jego pobytu wydawali się nie tylko omijać go szerokim łukiem, ale nawet zamykać okna gdy mijał właśnie ich domostwa, czy też wytykać go jawnie palcami gdy myśleli, że sam tego jakimś cudem nie dostrzega. Apogeum owe zjawisko osiągnęło jednak dopiero teraz gdy Junzo znajdował się od dobrych piętnastu minut przed wysoką drewnianą tablicą z ogłoszeniami dotyczącymi różnych ciekawych i mniej ciekawych zajęć, których można się "chwycić" na terenie Thornblake oraz jego okolic. W chwili jednak gdy miał właśnie skończyć czytać to dotyczące Jeźdźca bez głowy, zobaczył najpierw jak jakaś kobieta wyglądająca z okna karczmy stojącej tuż przed nim, kiwa komuś głową, zerkając na nikogo innego, a właśnie jego, jakby komuś go wskazywała. A potem gdy spojrzał sam w tym samym kierunku co domniemanie i ona chwilę wcześniej, zobaczył zgarbionego staruszka, który także wskazywał go palcem z oddali, ale dla odmiany dwójce serafów stojących przed ratuszem. Ci jednak, jeśli z jakichkolwiek powodów - gdyż mężczyzna nie przypominał sobie by był poszukiwany - mieli w końcu zareagować, nie robili tego, ograniczając się jedynie do przyglądania nekromancie z odległości nieco ponad dziesięciu metrów i obgadywania go, albowiem żwawo ruszali przy tym ustami.

Możliwość zarobku prędko jednak przyćmiła chęć szybkiej reakcji na to jakże zuchwałe zachowanie i mimowolnie Junzo jeszcze raz zerknął na tablice odczytując o dziwo zaskakująco sprawnie znajdujące się tam ogłoszenie na temat nowej plagi tych ziem.

Nim jednak nekromanta zdołał podjąć się próby rozszyfrowania kolejnych ogłoszeń, które miały dla odmiany ciekawe rysunki przedstawiające przeróżne potwory bądź zareagowania w końcu na starego konfidenta spod Ratusza, nagle do jego uszu dotarły odgłosy jakiegoś zamieszania na głównym rynku u którego skraju właśnie stał. Jak prędko się też okazało, winnymi za nie były dwie karoce zaprzężonych w doliaki, po cztery na każdą z nich, które pędziły w stronę studni...

Ashroo, Mikael i Rei przez całą, trwającą aż dwa dni podróż zostali skazani na obecność w tej samej karocy, którą dzielili także z niejakim profesorem Clarence'm Welsonem, specjalistą od dedukcji oraz badania tzw "dowodów śledczych", który w praktyce był dość miłym staruszkiem, wręcz ideałem "dżentelmena". Niestety przy okazji odznaczając się nadmierną przemianą materii oraz doniosłym chrapaniem gdy drzemał, a trzeba przyznać spał często podczas ich podróży, co dało im nieraz okazję by w pełni "rozkoszować się" tym ostatnim aspektem jego ja.

Obecnie było podobnie, profesor spał, a całe wnętrze karocy tonęło w fetorze, który tworzył w okół siebie i ledwo co pomagały tu nawet szeroko rozwarte okiennice. Jak się jednak prędko okazało, chwila uwolnienia się z tej "komory gazowej" miała nadejść dość szybko i raczej na całe szczęście nieuchronnie, wpierw zostając zapowiedzianą przez woźnicę, który popędzając doliaki zakrzyknął ot w pewnej chwili

- Za chwilę wjedziemy na teren miasteczka! Pomogę wam tam się rozładować z bagażami i radzę szybko znaleźć lokum nim zapadnie zmrok. Jeździec to nie żart! -

A potem o wiele dobitniej przypieczętowana widokiem pierwszych miejskich domów jakie powóz zaczął kolejno mijać, jak i kręcących się między nimi postaci, którymi przede wszystkim byli tu ludzie, choć gdzieniegdzie czujne oko mogło znaleźć i jakiegoś norna bądź sylvariego. Aż w końcu karoca zatrzymała się, woźnica nią operujący zeskoczył z siedliska do powożenia i sprawnie otworzył swym pasażerom drzwi, nawet nazbyt nie dziwiąc się temu, że ci tuż po tym tak szybko ją opuścili zostawiając w jej wnętrzu obecnie jedynie samego profesora...w jego własnych oparach.

Dla Ashroo pierwszy krok stawiony na twardym bruku sporego ryneczku, którego epicentrum stanowiła studnia przy której to zaparkowaliście, był niczym rzut w przepaść. Karoca albowiem trwała dość wysoko nad ziemią i zapewne tylko dzięki swemu atletycznemu ciału asura nie wywrócił się na nią nieporadnie, teraz stojąc sobie przed pokaźną karczmą ze sloganem "Pod Garbatym Charrem" i obserwując jak wychodzące z niego osoby, często podpite i zataczające się, przyglądają się mu jak jakiemuś dziwolągowi. Jedna z małych dziewczynek, która właśnie przechadzała się drogą przy wcześniej wspomnianym przybytku, trzymając się przy tym paluszkami prawej dłoni, za tą przynależną do jakiejś starszej kobiety idącej tuż przy sobie, postanowiła jednak pobić wszystkich gapiów i w pewnym momencie nie tylko wskazać asurę prawą wyciągnięta dłonią, ale także od tak ku niemu zakrzyknąć:

- Patrz Mamo jaki słodki! Chce takiego, chce! -

Rei wyskoczyła z karocy tuż za malutkim asurą, nie mogąc znieść już zapachu swego sąsiada przy którym to jakby nie patrzeć siedziała najbliżej z wszystkich. Sam rynek na którym teraz też stała wydawał się jej typowym jak na ludzkie miasto, ot studnia w centrum jako symbol życia, tuż przed nią z kolei lokal pasożytujący na podróżnych, a nieco dalej...karoca Vanthela i serafów, udekorowana w sztandary z godłem Kryty, która pędziła dalej na północ. No tak porucznik mówił, że pierwsze co ma zamiar zrobić po przyjeździe to przejąć dowodzenie w lokalnym posterunku serafów oraz odwiedzić Lorda Reisa, zostawiając reszcie wolną rękę. Zapewne więc nikt z trójki prędko go nie zobaczy. Rei porzuciła zatem te mało ważne obecnie myśli i gdy pomknęła wzrokiem dalej mogła zobaczyć coś dla odmiany doprawdy dla niej interesującego i tym czymś nie był wcale stojący na jej widoku Junzo, a tablica pełna ogłoszeń i rysunków jakichś stworów, co mogło oznaczać sporo roboty dla sprawnego łowcy i tropiciela.

Mikael opuścił karocę jako ostatni i zrobił to najspokojniej z całej pozostałej dwójki. Nie wynikało to jednak do końca z faktu, że opary jakich stwórcą był professor były czymś co nie robiło na nim większego wrażenia, a fakt, że nekromanta poczuł dość solidną aurę magiczną i to wywodzącą się z jego ulubionej dziedziny, która dochodziła z miejsca na przeciw karocy. Ostrożność była więc w pełni wskazana i gdy tylko nekromanta stał już za plecami towarzyszy, ujrzał źródło swoich niepokoi jakim był Junzo.

Bernard właśnie kończył spóźniony obiad jaki podał mu jego wierny sługa Santus, który sam krzątał się w tym samym czasie po domostwie jakie jego Pan wynajął dzisiejszego ranka tuż po przyjeździe ich dwójki do Thornblake. Niestety mimo wczesnego przybycia kapitan nie miał jeszcze okazji rozmówić się z lokalną elitą, gdyż był zbyt zmęczony po podróży, by ryzykować wówczas jakąkolwiek kompromitację i musiał to odespać. Teraz jednak dzięki solidnej dawce snu i specjałowi Santusa, znów był rześki i sprawny. A do tego na tyle ogarnięty na umyśle, że prędko zorientował się iż dany mu do ochrony seraf, jakiego przydzielił mu niejaki sierżant Maxwell, zalega właśnie w gęstej trawie małego ogrodu rozchodzącego się przed najmowanym domostwem i chyba jest pijany, bo przy nim samym zalegają aż dwie butelki wyglądające na tanie samoróby, kto wie czy w ogóle zlepione ze szkła. Któż wie też czy Bernard przejąłby się tym bardziej w tej chwili gdyby nie fakt, że w pewnym momencie pod spory spichlerz przyłączony do jakiegoś budynku wyglądającego na magazyn podjechał zaprzężony w dwa doliaki wóz z którego zeskoczyła grupa niewiast. Zapewne też nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby te niewiasty nie udały się pod główną bramę magazynowego budynku i po zapukaniu w nią, nie zostały wciągnięte tam przez grupkę może sześciu mężczyzn bardziej przypominających najemników, niźli zwyczajnych pracowników i to w taki sposób jakby miały im dać rozrywkę, a nie zostać tym samym zmotywowanymi do pracy. Rozważania w tym względzie swemu Panu przerwał jednak niespodziewanie jego wierny sługa, zagadując zza jego pleców bez ogródek, acz grzecznie - Może jeszcze ziemniaczków, Kapitanie? -

Okolice Thornblake, późne południe...
Daimon mógł mieć powoli dość starego kapłana Dwayny, który zasiadał na przeciw niego wewnątrz karocy, którą to zmierzali oboje w kierunku Thornblake. Sędziwy jegomość albowiem nie tylko niemalże wciąż bez ustanku wygłaszał żarliwe monologi na temat wspaniałości swej Bogini, ale także próbował namówić Daimona nawet mimo jego jawnego braku chęci na dalszą rozmowę na to, by ten także został jej wiernym. Ich spór przerwał jednak niespodziewany wystrzał z pistoletu jakiego musiał użyć któryś z woźniców bądź ktoś kto znajdował się obecnie na dachu pojazdu. Po nim zaś para usłyszała kolejny wystrzał z broni palnej z tego samego miejsca i odpowiedź na niego w formie całej serii strzał jakie przyleciały z przeciwnej strony. Część z tych ostatnich wbiła się nawet w dach, przebijając się grotami przez sufit tak, że te były obecnie widoczne dla pasażerów, gdy inne ot powbijały się jedynie w zewnętrzną obudowę karocy.

Przerażony kapłan z kolei wpierw postanowił żarliwie modlić się do Dwayny, by chwilę później zawołać w górę z niekrytym przerażeniem w głosie - Co się tam dzieje?! - na co odpowiedział mu z razu równie roztrzęsiony głos jednego z woźniców - Centaury! Cała piątka, zaraz tu będą, one...- urywając się jednak nagle i zostając zastąpionym przez krzyk drugiego woźnicy oraz świst podobny do tego jaki Daimon mógłby przypisać ciśniętej z wielką siłą włóczni. To zaś wystarczało, by sędziwy, łysy kapłan zaczął krzyczeć wniebogłosy - Zginiemy! Wszyscy Zginiemy! - i spoglądać w desperacji na swego kompana.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

-Nie ma co! Ma się to branie! -zażartował asur, machając wesoło do dziewczynki (ku przerażeniu jej opiekunki), która już się zdążyła oddalić. Malec rozejrzał się po twarzach innych przechodniów i mruknął pod nosem w odpowiedzi na ich niezbyt przyjemne spojrzenia:
-Oho zapowiada się wesoła wycieczka. Może nawet zostanę maskotką całej wiochy... -po czym nagle, jakby właśnie wpadł na jakiś pomysł, odwrócił się, podbiegł do karocy i dał gawiedzi mały popis swoich zdolności, gdyż paroma zwinnymi skokami wskoczył na kozła, a z kozła na dach karocy. Zadowolony malec, mając wreszcie możliwość rozeznania się w terenie zaczął bystrym wzrokiem obserwować okolicę.
Podczas swojego małego rekonesansu wciąż nawijał nie wiadomo, czy do towarzyszy, czy do samego siebie:
-Człowiek. Człowiek. O! Sylvari . Ludzie. Ludzie. Więcej ludzi... O! A tam jeszcze widać aniołki Vincenta. Pomachałbym im, ale i tak nie zauważą...- I tak przez dłuższą chwilę, aż wreszcie maluch, albo się znudził, albo osiągnął swój cel (jeśli działania Ashrro w ogóle go miały), gdyż zeskoczył z karocy tą samą drogą, którą na nią wskoczył i zaraportował towarzyszom:
-Poza nami i tym gościem -tu wskazał na Junzo- nie ma w okolicy nic dziwnego. A z rzeczy interesujących, to znów wypada na tego dziwnego pana -znów wskazał na Junzo- i tablicę, którą przegląda. - to powiedziawszy malec ruszył w kierunku tablicy, a gdy się do niej zbliżył, musiał zadrzeć głowę do góry i wytężyć wzrok, by przeczytać ogłoszenie.
-Wypadałoby się wybrać z odwiedzinami do tych panów, co o tym sądzicie? -mruknął, skończywszy czytać ogłoszenie, po czym zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu ignorował towarzyszy i rozejrzał się, czy ktokolwiek z jego grupy (albo przynajmniej ten nieznajomy) byli, chociaż w zasięgu głosu malucha.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Bez słowa, ruszył pewnym krokiem w stronę tablicy ogłoszeń, laska, której używał do wsparcia, co chwile uderzała o ziemie, robiąc cichy dźwięk stukania. - No dobra, co my tutaj mamy - Mruknął ledwo słyszalnie spod maski. Na tablicy starał się odnaleźć ciekawe informacje, które to mogłyby pomóc zarówno podczas pobytu w wiosce, jak i w sprawie Jeźdźca. Jednak nie były to jedyne powody, wykorzystał ten moment również do tego, aby kątem oka zbadać osobę, od której czuł magię, chciał się o nim czegoś dowiedzieć, spróbować ocenić jego zamiary. Ataku się nie bał, magiczny by wyczuł, a na fizyczny w takim tłumie raczej by się nie odważył, z resztą, jaki miałby powód. Po przeczytaniu ogłoszenia, powiedział - W takim razie, ja chętnie odwiedził bym tutejszego Kapłana - Te słowa, skierował już w stronę, Ashroo, nie chciał przecież wzbudzać podejrzeń, co do obserwacji obcego.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wsiadając do wozu Daimon już wiedział, że droga będzie bardzo irytująca. Większość czasu słuchał słów kapłana, który nie przestawał wielbić swojej bogini, staruszek nawet ryzykował życiem próbując przekonać Daimona do zostania wiernym. Strasznie irytującą rozmowę przerwały wystrzały z pistoletu, w głębi duszy Daimon ucieszył się, że już nie będzie musiał słuchać tego co mówi ten stary pryk. Łowca nie potrzebował dużo czasu żeby dowiedzieć się kto ich atakuje, woźnica był na tyle miły, że przed śmiercią zdążył to powiedzieć. Daimon popatrzył na kapłana obojętnym wzrokiem w jego oczach zobaczył przerażenie i zamierzał to wykorzystać.
- Słuchaj starcze bo nie zamierzam powtarzać. Uratuję cię z tego bagna, ale pod jednym warunkiem. Gdy to wszystko się skończy, zapłacisz mi 30 srebrnych monet. Jeśli nie zgadzasz się na te warunki to droga wolna możesz uciekać, ale po przebiegnięciu 10 metrów trafią cię włócznią, jak tego człowieka wcześniej. - Łowca na chwile zamilkł, aby jego słowa dotarł do dziada. - Jeśli się zgodzisz, a nie zapłacisz to zobaczysz czym jest piekło, a teraz radzę się położyć.

Łowca odpiął z paska kolczasty granat, wychylił się lekko, aby sprawdzić czy, aby obok wozu nie ma centaurów. Na szczęście głupie istoty jeszcze nie zdążyły tu podlecieć, Daimon zamierzał chwilę poczekać, aż pojawi się sylwetki przynajmniej dwóch lub trzech centaurów. Jednego odstrzeli z pistoletu, na drugiego rzuci kolczasty granat, siła rażenia powinna sięgnąć trzeciego centaura jeśli ten akurat będzie blisko, jeśli nie to Daimon odstrzeli go tak samo jak pierwszego centaura. Jeśli na tył wozu podbiegnie cała piątka Łowca zmieni broń na kusze i wystrzeli po jednym zatrutym bełcie w każdego konioczłowieka. Trucizna powinna zadziałać po krótkim czasie i sparaliżować kompletnie centaury. Wtedy człowiek rzuci w nich kolczastym granatem, który powinien załatwić resztę.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Rei z ulgą opuściła karocę i odetchnęła pełną piersią, właściwie po raz pierwszy w życiu delektując się zapachem prowincji. Odruchowo już zlustrowała okolicę... Jej wzrok na chwilę skoncentrował się na dachu Ratusza. Właściwie każdy, kto by tam spojrzał mógł zauważyć tam dość spory dość cień - jakby niewielki gargulec przysiadł tam i obserwował plac z góry. Tropicielka skinęła głową w tamtym kierunku, narzuciła plecak na ramię i podeszła sprężystym krokiem do Mikaela. Dokładnie przesunęła wzrokiem po wszystkich ogłoszeniach na tablicy.

- Hmm... Fascynujące... - odezwała się przekręcając głowę na bok.

Z kieszonki wyciągnęła notesik oraz rysik. Dało się zauważyć, że pierwszą stronę notesu pokrwa już ogromny szkic przedstawiający najprawdopodobniej tą wioskę. Szybko jednak przewróciła kartki na kolejną stronę i zaczęła spisywać informację z tablicy - o dziwo głównie dotyczących pozostałych zleceń. Po chwili wyprostowała się strzelając koścmi kręgosłupa i spojrzała po byłych towarzyszach podróży.

- Ja niestety po takiej podróży czuję zew lasu i otwartej przestrzeni. Spróbuję zebrać trochę informacji na temat pozostałych problemów wioski i poznać okolicę - bym później mogła Wam lepiej służyć jako tropiciel. Ustalmy może, że spotkamy się co wieczór w karczmie, by wyrównać informacje jakie zdobędziemy? Wtedy gdy po raz drugi ktoś się nie zjawi, będziemy wiedzieli że coś mu się stało. A i Vincent pewnie też nie pogardzi, gdy codziennie będziemy mu podsyłać podsumowania jak nam idzie...
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Junzo przez większość czasu dość niezgrabnie, powoli literował każde słowo znajdujące się na ogłoszeniu o jeźdźcu, całkowicie zignorował dwójkę obcych mu ludzi, podrapał się po tyłku kontynuując kaleczenie sztuki czytania, czytał powoli oraz dość głośno nie interesując się całkowicie ludźmi w okół niego. - Głupie wsioki, chce do domu...kurde nie mam domu, jestem głodny, zjadłbym jelenia, głupie wsioki...wsadzę ci ten palec w tyłek jak jeszcze raz na mnie wskażesz...sam się umyj, kąpałem się kiedy? 3 Tygodnie temu! Rzucał ciągle w myślach po czym po raz kolejny podrapał się po swoim zadzie po czym rzucił. - Brah! Już zdążył zaciukać trzech kolejnych, niedługo wyczyści tą dziurę. Rzucił sam do siebie, całkowicie miał to gdzieś czy ktoś go słyszał, po czym odwrócił się na pięcie i udał w stronę karczmy.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Bernard jeszcze chwilę przyglądał się wrotom magazynu, po czym odparł na pytanie Santasa -Tak, poproszę. Cóż, w zasadzie nie oczekiwał wiele po tym miasteczku, ale choćby stan tutejszego oddziału Serafów wołał o pomstę do nieba. Ale najpierw ważniejsze rzeczy, w końcu Bernard przyjechał aby zająć się tym tajemniczym jeźdźcem bez głowy, przywrócenie dyscypliny można zostawić na koniec... A na pewno (zwłaszcza patrząc na żołnierza upijającego się na słóżbie) trzeba będzie to zrobić. Po zjedzeniu posiłku, wstał od stołu i powiedział słudze -Mam zamiar rozejrzeć się dzisiaj po mieście i spotkać się z kilkoma osobami, jeśli chcesz możesz sobie wziąć wolne na dzisiejszy dzień.

Po czym poszedł do pokoju. -cześć Hans!-rzucił na wejściu w stronę leżącego na posłaniu owczarka i położył przed nim kawałek kurczaka zabrany z obiadu. Następnie Bernard bardziej się ogarnął, założył mundur, przypasał miecz oraz mieszek z pieniędzmi po czym wyszedł z budynku. Jeszcze rzucił spojrzeniem na okolicę i udał się w stronę posiadłości rodu Reins.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Popis Ashroo sprawił prędko, że nieufnie spoglądający po całej czwórce wieśniacy, przenieśli momentalnie swoją uwagę przede wszystkim na jego osobę. Co prawda żaden z nich nie odważył się podejść do asury na choćby trzy metry, a wielu wręcz od tej pory tylko bardziej trzymało się od niego na dystans, co wydawało się z chwili na chwilę prezentować coraz to komiczniej, gdyż całe grupki ludzi zatrzymywały się i szeptały, albo rozmawiały między sobą, tworząc tym samym nie lada zbiegowisko na średnich rozmiarów ryneczku. Kwestią czasu więc było to, by do uszu kwartetu zaczęły dochodzić kolejne, mało przychylne słowa. Jakieś dwie staruszki stojące nieopodal tablicy ogłoszeń rzuciły choćby między sobą - patrz go, mały dioblik! Jeno Ci to z podświata uciekło i nasze czyste dusze przybyło już z razu mamić! - na co druga wtrąciła prędko - Cichaj Matilda, bo jeszcze zerknie na ciebie tymi swymi małymi, demonicznymi ślepkami i rzuci nań klątwę, lepiej nie ryzykować... - A stojący obok woźnicy, który właśnie starał się wypadkować cały dobytek trójki na bruk, łysy drągal dorzucił tylko do swego podpitego, odzianego w brudne i poszarpane ubrania kompana - patrzaj, patrzaj go! Zwinne ci to diabelnie...przeto jasne, że pakty z mocami ciemności uprawiać musiało, mykajmy stąd, póki jeszcze w damoniczny szał nie wpadło i się na nikogo nie rzuciło... - O dziwo po tej sugestii, dwójka faktycznie zaczęła się prędko wycofywać, oglądając się przy tym za siebie, jakby się lękali, że Ashroo za nimi pobiegnie.

Po chwili jednak maluch był już przy tablicy i nawet para lokalnych autorytetów z dziedziny istot podświata w formie wspomnianych wcześniej staruszek, zdecydowała się wycofać nim "mały bies" się do nich zbliżył. W tym czasie Mikael na bazie aury osobnika obok siebie, zdobył już stuprocentową pewność iż ten był nekromantą, mimika Junzo z kolei wydawała się nie robić na domiar zbyt dobrego wrażenia, Mik'owi mogło się wręcz wydawać, że tamten jest czymś potwornie zniesmaczony i skrajnie rozjuszony, mimo iż jegomość mało mówił, a jak już to głównie do siebie, gdy czytał nieskładnie jeden z tekstów na tablicy. Ta ostatnia jak się prędko okazało była głównie pokryta ogłoszeniami dotyczącymi przeróżnych problemów z lokalną fauną, choć znajdowało się na niej także ogłoszenie dotyczące przyjazdu Leth Mori Aiwe.

Gdy trójka ogarnęła je z kolei i już miała się po swoich sugestiach rozdzielić, nagle ich rozmowę przerwał jakiś nieznany, acz pewnie brzmiący męski głos, który ozwał się z jakiegoś miejsca dosłownie 1-2 metry za Rei. Nim jednak ta zdołała się obrócić, by spojrzeć na przybysza, wysoki mężczyzna odziany w szatę w pełni pokrytą symbolami wskazującymi na kult Grentha, wyminął ją i przystanął tuż obok niej ponawiając, gdyż za pierwszym razem jego słowa nie były do końca zrozumiałe.

- Zatem szukacie, a przynajmniej ty Panie - skupił tu swoje lśniące jasnym blaskiem oczy na postaci Mikaela - Lokalnego kapłana...tak się składa, że jestem jego uczniem - jegomość uśmiechnął się pewniej i zerknął znów przelotnie po trójce oraz Junzo, ogniskując jednak ostatecznie wzrok na nekromancie o białych włosach - Jeremy Thorn, mogę Cię do niego zaprowadzić -

Junzo nie przejmując się zamieszaniem w okół siebie oraz dziwnej trójki w końcu rozwarł na oścież drzwi prowadzące do wnętrza lokalu i wszedł do środka karczmy. Prędko też tym samym znalazł się w dość sporym pomieszeniu pełnym klientów z przeróżnych "stanów społecznych", akurat lądując samemu na wstępie pomiędzy stolikami pełnymi mieszczan i chłopów, którzy żywo rozmawiali ze sobą, śmiali się i przekrzykiwali, podczas pochłaniania niezliczonych ilości jadla, jak i napitków. Co najważniejsze jednak, nikt, a przynajmniej jeszcze nikogo takiego nekromanta nie zdołał dostrzec, nie zerkał na przybyłego jak na jakiegoś dziwaka bądź lokalną atrakcję, a to mogło być nie lada wytchnieniem. Sam Junzo jednak nie miał co liczyć na samotne błądzenie po salce, gdyż gdy tylko zbliżył się do lady, wnet nachyliła się ku niemu jakąś nawet ładnawa ludzka kobieta i spoglądając prosto w jego oczy zagadnęła go.

- Hej przystojniaku! Ciebie tutaj jeszcze nie widziałam. Wpadłeś zakosztować naszego wspaniałego jadła bądź wina? A może... -

Niewiasta urwala i wpatrując się dwuznacznie w oczy Junza, nieco wręcz kusząco, dopiero po chwili znów dodała:

-...mnie? -

Daimon nie widział reakcji kapłana, który jedynie wydusił z siebie - Zapłacę każdą cenę, tylko mnie ocal! - chwilę po tym albowiem jak przedstawił duchownemu swoją ofertę, wychylał się już przez okno i odczekawszy chwilę bez większego problemu przeszył pociskiem z pistoletu lewy oczodół najodważniejszego z piątki maruderów, który tuż po tym runął na ziemię bezwładnie i zaczął się po niej jeszce turlać, tratowany przez swych pobratymców. Co więcej ta niespodziewana przeszkoda na drodze reszty Tamini świetnie zgrała się z dalszym zamiarem łowcy, który bez problemu cisnął jednym z granatów na tyle celnie, by sięgnąć następującym po impakcie wybuchem parę łuczników, która ich ścigała. Kapłan w tym czasie krzyczał i darł się w wniebogłosy niczym szalony, to zaś oraz nieoczekiwane wykoleiny na leśnej drodze, która nie była wybrukowana, sprawiło, że w pewnym momencie gdy Dai miał już ciskać granatem, ten wyleciał mu nie fortunnie z dłoni, tak, że chwilę po tym jak łowca chował się na powrót w karocy, by uniknąć rykoszetu. Ładunek wybuchł i rozorał częściowo ścianę wozu, nie robiąc jednak nic parze w środku karocy, ale zabijając przypadkiem woźnicę, który spadł tuż po tym martwy pod kopyta doliaków.

To zaś oznaczało prawdziwe kłopoty, gdyż nagle wóz i zwierzęta, które go ciągły, były totalnie niekontrolowane. Wykorzystały to też dość prędko pozostałe przy życiu centaury i w pewnej chwili gdy jeden z nich ostrzeliwał dalej karoce z dwoma pasażerami, drugi minął jej drugiej strony i celnym uderzeniem topora pozbawił życia dwa z czterech doliaków jakie ją ciągnęły. Powodując, że powóz najpierw się zachwiał, a potem runął w dół, ku wysokiej skarpie. Rzucając zarówno łowcą, jego rzeczami oraz kapłanem na wszystkie strony, aż w końcu zdemolowana konstrukcja utknęła pomiędzy drzewami i poobijany oraz obolały Daimon mógł zobaczyć, że jakimś cudem przeżył nie tylko on sam, ale także i kapłan, który wygramolił się teraz z karocy na czworakach ku kniei. Po centaurach natomiast wydawało się nie być już ani śladu, a za oknami łowczego witały jedynie sylwetki groteskowo wykrzywionych drzew, wciąż jednak skąpanych w słabym popołudniowym słońcu.

Bernard tuż po tym jak się przygotował do podróży, uczynił jak też wcześniej rzekł swemu słudze oraz udał się wgłąb wioski, kierując na północ do tamtejszej bramy jaka miała go po za nią wyprowadzić i skierować do głównego traktu prowadzącego do posiadłości Lorda Reinsa. Po drodze rzecz jasna mijał okolicznych, którzy wciąż licznie przemierzali uliczki Thornblake, przyglądając się oficerowi ze sporą dozą nieufności, jakby posądzali go o jakąś podłość, ale nie mieli odwagi wykrzyczeć swoich oskarżeń donioślej. Do tego jednak Krytańczyk mógł już dawno przywyknąć i jakoś nie było mu trudno to zignorować. Ciekawe rzeczy zaczęły zaś dziać się dopiero w chwili gdy rycerz mijał ostatnie domy w północnym rejonie miasteczka, w tym wieże serafów, będącą lokalnym symbolem prawa, która wyglądała jakby czasy swojej świetności miała już dawno za sobą. Godniejsze uwagi było jednak to, że tuż przed nią stal wóz zaprzężony w doliaki, z którego powiewały sztandary z herbem Kryty. Obok niego stała na domiar dwójka odzianych w zbroje serafów, którzy nie wyglądali na lokalnych, a jakieś sześć metrów od nich rozlegały się okrzyki jakiegoś mężczyzny, który wołał - nie macie prawa! zostawcie mnie! nie macie prawa! - i gdy Bernard spojrzał ku nim, mógł zobaczyć jak jakiegoś serafa w lokalnej zbroi, ciągnie ze sobą para innych, a przed nimi zmierza kobieta w zbroi sierżanta, która zatrzymuje się w pewnej chwili przed wieżą i rozwiera jakąś kratownicę w ziemi, wskazując następnie na otchłań pod nią do której to też, dwójka jej podkomendnych wrzuca jegomościa, którego to wytargała z posterunku.

Sama scenka nie dobiegła jednak końca na tym etapie. Sierżant albowiem zatrzymała się przed zamkniętą obecnie kratownicą, nachyliła się ku niej i krzyknęła jeszcze w dół ku uwięzionemu tam, który wciąż oskarżał ją o brak prawa do zatrzymania go - wierz mi MAMY prawo i jeśli do jutra sobie tego nie uświadomisz, dostaniesz taki motywacyjny wpierd#@!, że nadrobimy wszystkie lata szkoleń jakie cię wyraźnie ominęły w garnizonie! - Gdy zaś skończyła tyradę, wyprostowała się, spojrzała przelotnie na Bernarda i wdała się w rozmowę z dwójką.

Do rycerza z kolei zbliżył się w tym samym czasie jakiś rosły mężczyzna, wyglądający jakby właśnie oderwał się od roli i rzucił tylko z pogardą zerkając na karoce z symbolami Kryty - Ze stolicy mendy przyjechały, ciemiężyć lud prosty! Już my u Grentha wymodlim tysiące klątw i zgubę za te ich inwazyje! - gdy zaś skończył przemawiać spojrzał w oczy Bernarda, wyraźnie szukając w nim poparcia.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Junzo wcale nie ukrywał że gapił się cały czas w atuty kobiety, oparł się o dłoń po czym rzucił. - Z wielką chęcią ale niestety jestem tutaj dla zarobku. Rzucił nie zrywając wzroku z dekoltu. - Trzeba przyznać macie tutaj dużo ciekawych rzeczy, Umarlaki, Gargulce, Skritty ale ciekawi mnie ten wasz Jeździec. Jakimś cudem oderwał wzrok od dekoltu. - Myślę że taka piękność jak ty musi wiedzieć do kogo musiałby zagadać o więcej informacji. Zapytał dość ciekawskim tonem, nie znał zleceniodawcy ponieważ nie przeczytał jego nazwiska, jeżeli chodzi o myśli nekromanty to ciągle mówiły - Cycki! Złap za nie! Złap za nie! Złap za nie!
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Lekko zdezorientowany nagłym pojawieniem się ucznia, stał tylko i milczał, po chwili jednak spod maski wydobył się dźwięk - Byłoby to wielce pomocne, Panie. - Była to krótka, bez emocji, odpowiedź, po tych słowach, zerwał z tablicy ogłoszenie o wiedźmie, po czym odwrócił się w stronę towarzyszy i rzekł - Wybaczcie, ale tutaj muszę się z wami rozdzielić, z kapłanem chciałbym porozmawiać w cztery oczy, a później zając się to sprawą wiedźmy, jeżeli jest prawdziwa, to samemu łatwiej będzie mi się obronić przed magią, jeżeli zajdzie taka potrzeba. - Jego wzrok ponownie padł na przybysza - W takim razie, prowadź Pan, byłbym również wdzięczny, gdyby podał mi Pan swe imię, me brzmi Mikael - Wykonał lekki ukłon w jego stronę, barwa jego głosu, natomiast, pozostawała bez zmian, zimna i bez emocji. W drodze do świątyni wypytywał on ucznia zarówno o jeźdźca, jak i o wiedźmę. O ile dotarłby do kapłana bez przeszkód, chciałby z nim porozmawiać sam na sam, i wypytałby go o to samo, o co adepta, jak i o ogólne sprawy świątyni i wioski, oraz o osobę samego kapłana.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Ashrro, nim się spostrzegł został prawie sam. Nasz malec nie mógł na to pozwolić, więc zanim ostatni z jego towarzyszy opuścił zasięg wzroku, maluch podbiegł do Rei.
-Eeeejo! Coś tam mówiłaś o jakimś harcowaniu po lasach, no nie? W każdym razie, jeśli chodzi o ten las na północy to chętnie bym się zabrał z tobą -zaskrzeczał radośnie, po czym kontynuował z szelmowskim uśmieszkiem- Miki chyba chciał bez nas odwiedzić wiedźmę... a ja nie zamierzam być drugi! Będę pierwszy! - oznajmił z rozbrajającą szczerością - To co mamy ze sobą po drodze, czy nie?
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

- A Ci nie wystarczę kociaku? - Kobieta mrugnęła jeszcze do Junza i nachyliła się ku niemu nagle, czyniąc to dość wolno i tak jakby chciała go pocałować tuż po tym w policzek bądź obdarzyć jakaś pieszczotą w okolicy prawego ucha, do którego to niemalże dotarła swymi wargami, szepcząc ostatecznie - Ratusz jest tuż obok karczmy i stary burmistrz na pewno da Ci trochę informacji...jeśli jednak chcesz naprawdę solidnych konkretów, przyjdź pod studnię około północy. Za odpowiednią opłatą jegomość jaki się tam zjawi zdradzi Ci wszystkie sekrety tego miasteczka - niewiasta podsumowała swoją wypowiedź, muśnięciem ust o opuszek ucha nekromanty, a potem wycofała się, by znów zerkać na niego z dystansu. Jej usta z kolei drgnęły ponownie i już miały coś rzec, gdy nagle jej widok zasłoniła Junzowi młoda dziewka z czwórką kufli jaką niosła na tacy, posyłając przybyłemu sielski uśmiech.

- Może piwa? Najlepsze w całym Thornblake! Jedynie 75 miedziaków za pełny kufel! -

To nagłe wtargnięcie wyrwało nieco analfabetę z rozmowy, a ten mógł zobaczyć, że jego towarzyszka dotychczasowych konwersacji, teraz znajdująca się za plecami dziewki służebnej, posyła mu tylko dwuznaczny uśmiech i rozsiada się swobodniej przy stole za kelnerką. Młoda służąca przyglądała się zaś jakiś czas Junzowi, nim jej oczy oderwały się od niego i spojrzały niespodziewanie gdzieś w dal ku grupie śmiejących się głośno mężczyzn w zbrojach na widok których to, wieśniaczka nie wytrzymała i tylko rzuciła pod nosem - Mam nadzieje, że im się uda - Cokolwiek też miało to oznaczać w praktyce.

Droga w towarzystwie akolity Grentha, który przedstawił się jako Jeremy Thorn, była dla Mikaela niczym miły spacerek po okolicy, połączony wraz z wycieczką turystyczną. Gdy albowiem dwójka ruszyła w kierunku wyjścia z wioski, gdyż jak twierdził Thorn, kaplica kapłana mieściła się po za nią, pierwsze co zrobił przy okazji to wskazał Mikaelowi Ratusz Miejski, gmach Sądu oraz sporą posiadłość, która wedle jego słów należała do jakiegoś bogatego asury, kupca Valtrixa. Jeremy był jednak bardzo skąpy jeśli chodzi o opowiadanie o osobach działających w wcześniej wymienionych miejscach i tym co tez one robią na co dzień, ofiarowując Mikaelowi jedynie standardowe odpowiedzi co do urzędników i bogacza. Aż w końcu zatrzymał się gdy dwójka mijała ostatni dom w zachodniej części osady i spojrzawszy na niego, powiedział w końcu coś, co mogło zainteresować jego towarzysza.

- To dom drwala Firenza oraz jego rodziny -

Zaczął nieśpiesznie nekromanta, a otoczenie chatki na które składały się poukładane w równe kopy drwa oraz pościnane i gotowe do obróbki drzewa, wydawało się potwierdzać tylko jego słowa.

- Nie lubię plotkować. Ale to o czym Ci za chwilę powiem Mikaelu, jest tylko i wyłącznie prawdą, do tego taką jaka może się przydać Ci podczas twojej wizyty. Firenzo albowiem, jakkolwiek nie udawałby człeka poczciwego i dobrodusznego oraz jak bardzo nie uchodziłby za ideał ojca, jest tak naprawdę dość dwulicowym i zdradzieckim osobnikiem -

Przewodnik przerwał nagle swój monolog, gdy drzwi chaty rozwarły się i ta opuściła młoda kobieta, może w wieku nieco powyżej dwudziestu lat, która nosiła na sobie brudne, poszarpane ubranie i nie zwracając większej uwagi na dwójkę stojącą na drodze, obdarzyła ją jedynie krótkim spojrzeniem i ruszyła wnet do stosu porąbanych drew, by zebrać kilka z nich i wrócić z nimi na powrót do chaty. Jeremy natomiast stężał momentalnie i z marsową miną pokręcił głową na boki, odczekując jeszcze jakiś czas, aż wieśniaczka zniknie w chacie, nim odważył się dalej kontynuować.

- To byłą Elena, żona tego szarlatana drwala. Wyobraź sobie, że ten szubrawiec co kilka nocy wymyka się w nocy z domostwa, by spotkać się z wiedźmą z piekielnego boru, z którą tam ponoć spółkuje i odprawia gusła. Co więcej drań przyznał się do tego, gdy sir Christof Reins, dziedzic starego Lorda Reinsa, nakrył wspomnianą dwójkę na skraju boru na...powiedzmy, że dość niegodziwych praktykach -

Jeremy znów urwał i oderwał w końcu wzrok od chatki, Mikaelowi jednak nie umknęło to, że akolita mówiąc to wszystko wyglądał na dość poirytowanego i nawet teraz miał zaciśnięte pieści. Sam zaś rzucił jedynie na koniec

- Myślę, że jeśli szukasz wiedźmy, on może okazać się w tym pomocny, tak jak i mój mistrz. Uważaj jednak, ci którzy ulegają pokusie ciała albowiem, są nieraz gotowi w jej imieniu na bardzo wiele...w tym i zdradzieckich czynów. Więc nie ufaj mu też nazbyt -
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Białowłosy stał jedynie i zastanawiał się, czy rozmawia z Akolitą Grentha, czy ze zwykłym chłopkiem, gdyż jego słowa na temat wiedźmy, sugerowały to drugie. Spojrzał jeszcze raz, dokładnie, po chacie, aż spod jego maski wydobył się pomruk, a później słowa - Dziękuje, ta informacja na pewno przyda mi się, lecz czy moglibyśmy wznowić nasza podróż do świątyni, ciągłe chciałbym się zobaczyć z twoim mistrzem - Słowa brzmiały tak samo, jak podczas ich pierwszego spotkania, zimno i bez emocji. Możliwe, że w drodze do wiedźmy zajdzie jeszcze raz do tegoż domostwa i spróbuje się czegoś dowiedzieć od drwala, teraz natomiast jedyne co zrobił, to wytężył trochę zmysły i próbował wyczuć ślady magii, jeżeli to, co o drwalu mówili, powinien to wyczuć. Wolnym krokiem oddalał się od chaty, wszak to Jeremy miał prowadzić, on mu chciał tylko dać do zrozumienia, że czas ruszać. Plany co do rozmów z kapłanem pozostawały dla niego bez zmian.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Łowca połowicznie spodziewał się swoich czynów, był pewien, że uśmierci do trzech centaurów, ale nie przewidział, że przez źle wykonaną drogę granat wypadnie mu z ręki. Tym bardziej nie spodziewał się tego, że woźnica dostanie i zostanie przejechany przez własny wóz. Gdy Daimon zauważył jak jeden z centaurów wypruł do przodu i zaczął przecinać więzły między wozem, dolyakami wiedział, że skończy się to bardzo źle. Gdy wóz zaczął skręcać szybko schował pistolet do kabury i krzyknął tylko do kapłana.
- Złap się czegoś, starcze!
Po odbijaniu się od drzew i zjeżdżaniu z skarpy w końcu wóz się zatrzymał. Daimon miał szczęście, że nic mu się nie stało bez poważnych obrażeń wyszedł też kapłan na co łowca się nie ucieszył. Człowiek sprawdził swój sprzęt czy czegoś nie brakuje, wyciągnął z torby i przypiął do pasa z powrotem kolczaste granaty. Popatrzył na już mniej przestraszonego kapłana i zaczął spokojnie mówić nie wiadomo czy do niego czy do siebie.
- Cóż miało to wyjść inaczej, te przeklęte drogi mogliby je naprawić w końcu. - zwrócił głowę w stronę kapłana - Dobra starcze zbieraj swoje rzeczy mamy jeszcze kawałek pod górkę do pokonania i kawałek drogi lasem do wioski. Masz minutę na zebranie się, ja idę sprawdzić teren.
Daimon zdjął z pleców kuszę i zaczął powoli krok po kroku wychodzić z wozy przy czym dokładnie przypatrywał się każdemu drzewu czy kamieniowi. Gdy uznał, że jest bezpiecznie kapłan jak na życzenie wygramolił się z wozu, wytrzepał się i patrzył na łowcę. Daimon dał znak kapłanowi i zaczął powoli wchodzić pod górkę drogą na tyle łatwą, aby kapłan dał radę.

Jeśli Daimonowi uda się dotrzeć na górkę bez żadnych problemów, przed wejściem na drogę porozgląda się dokładnie w celu sprawdzenia czy nie kręcą się tutaj jakieś centaury. Jeśli nie zauważy nic podejrzanego zacznie powoli iść drogą do miasta między drzewami, ale blisko drogi, aby nie zgubić jej z oczu. Oczywiście cały czas pozostanie czujny i przygotowany do wyprucia kilku bełtów jeśli akurat będzie trzeba.
aiwe_database

Re: Jeździec bez Głowy

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Przez chwilę Bernard stał w miejscu nie do końca będąc pewnym o co dokładnie chodzi temu mężczyźnie. Zobaczę co da się zrobić. - powiedział mając nadzieję, że to wystarczy do tymczasowego załatwienia sprawy. Jeszcze raz rzucił okiem w stronę strażnicy i stwierdził w myślach, że potencjalne źródło informacji jakiekolwiek by nie było może być wkrótce niedostępne, więc warto byłoby wykorzystać okazję. No i przy okazji udobruchać wieśniaka i nie ryzykować tysiąca klątw! Poza tym, może lepiej najpierw wybadać sprawy w mieście, a lorda zostawić na koniec?
Przemyślawszy wszystko, Bernard skinął głową mężczyźnie i ruszył żwawym krokiem w stronę strażnicy.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości