Przekleństwo cholernej magii

Opasłe w tomy półki i walające się wszędzie pergaminy. Tutaj trafiają zakończone przygody.
aiwe_database

Re: Przekleństwo cholernej magii

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Gdy oddalili się na bezpieczną odległość, odetchnęła z ulgą.
- Wracamy - zwróciła się do towarzyszy i nie czekając, pospieszyła raptora i ruszyła w stronę Bramy Parnny, gdzie mieli udać się pozostali awijczycy. Nie pędziła na złamanie karku, dotrzymywała tempa pozostałym.
aiwe_database

Re: Przekleństwo cholernej magii

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Słuchał uważnie każdego słowa Asur przy wejściu. Dopiero jak Zlata dala sygnał do odwrotu bez słowa odwrócił się.
Skinął głową Łowczyni, gdy zauważył, że nie popędza raptora. Biegł powoli by zbytnio nie spowalniać grupy.
aiwe_database

Re: Przekleństwo cholernej magii

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Wstał dokańczając już prawie zimną ostatnią kiełbaskę. - No nic reszty ani nie widać, ani nie słychać, a czas nagli - rozejrzał się po okolicy, czy faktycznie nie widać nikogo z pozostałych Awijczyków. - Chodźmy sprawdzić czy to hasło będzie prawidłowe - Ruszył w stronę bramy
aiwe_database

Re: Przekleństwo cholernej magii

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Poszedł ścieżką za egzekutorką, również chcąc jak najszybciej połączyć się z resztą grupy ucztującej na (prawie) samym szczycie wzgórza,
nie zważając zbytnio na uroki otaczającej ich gęstwiny.
Patrzył prosto przed siebie nie oglądając się na boki.
Oddalając się od kłótliwych się asur i bramy tajemniczego laboratorium wydał z siebie cichy, zadowolony pomruk, gdy przez myśl mu przeszło, że być może gdyby sprawy potoczyły się inaczej i postanowili jednak wejść do środka, to wtedy nikt już by ich nie ocalił.
aiwe_database

Re: Przekleństwo cholernej magii

Nieprzeczytany post autor: aiwe_database »

Popielec patrzył na nekromantę, oblizując pazury po ostatnim kawałku wołowiny.
- No nie wiem, a co jeśli wypełznie stamtąd jakaś mała asurańska armia? Może przydać nam się wsparcie. - Wstał z koca i przykładając sobie łapę do czoła sięgnął wzrokiem najdalej jak tylko mógł, w stronę reaktora. - Tylko jak się teraz na nowo zgrać... - Zastanawiał się chwilę, wytężając wzrok. Nagle, kilkaset metrów w dół zbocza, na którym się znajdowali, zauważył jakiś ruch. Po chwili, z gęstwiny wyłoniły się najpierw pyski raptorów, a zaraz potem całe sylwetki wierzchowców wraz towarzyszami na grzbietach. - O! Widzę ich. W samą porę! - Popielec zatarł ręce i wyszedł na spotkanie reszcie drużyny.
Gdy tylko Złata, Davros i Detros wbiegli na szczyt, poinformowali pozostałych o placówce Inqestu, którą niemal na siebie napuścili. Chwilę potem na wzgórzu pojawił się również Bhalteon, który tym razem rozsądnie skorzystał z pobliskich drogowskazów, aby skrócić sobie drogę.
- Czyli list jednak nie blefował kierując nas tutaj. Dobrze wiedzieć. - Chwycił za kartę z szyfrem, która wisiała wcześniej na terminalu. - My za to znaleźliśmy coś ciekawszego. Według Erel i Thorina, tu jest napisane "Hasło już znacie". I to tymi samymi literami co list z pudełka! Póki co nasz najlepszy strzał to raport astralny. Thorin, czyń honory. - Skinął głową do nekromanty stojącego tuż przy klawiaturze. Ten bez wahania wcisnął odpowiednie litery i odsunął się nieco od portalu.

Obrazek

Po krótkiej chwili z bramy dobyło się głośne buczenie, a kamienne pierścienie w jej wnętrzu zaczęły się obracać. Asurańskie mechanizmy i magia zgrały się ze sobą, aby w mgnieniu oka utworzyć portal emanujący fioletoworóżowym światłem. Wewnątrz przejścia, niczym na zmąconej tafli wody, dało się dostrzec zarys asurańskiego laboratorium, pełnego migoczących świateł i pracującego personelu. Popielec otworzył szeroko oczy.
- No proszę, zadziało. Kto by pomyślał... To kto pierwszy? - Rozejrzał się po towarzyszach, szukając ochotnika do podróży w nieznane. Ci jednak nie ruszali się z miejsc i wymownie patrzyli na kowala. - No dobra, niech wam będzie. Tylko potem nie mówcie, że nic dla was nie robię. - Loxley z grymasem na twarzy podszedł do kołyszącego się portalu i przezornie włożył do niego najpierw rękę. Gdy z ulgą zauważył, że nie stracił w niej czucia, a wszystkie palce i pazury są najwyraźniej na miejscu, odważnie zrobił kolejny krok, całkowicie znikając we wnętrzu portalu. Drużyna przez kilka dobrych minut z zapartym tchem patrzyła i nasłuchiwała, czy nie wracają do niej jedynie strzępki towarzysza, ale po chwili z fioletoworóżowej tafli wyłonił się uśmiechnięty pysk wojownika. - Spokojnie, nie ma się czego bać... no chyba że ktoś ma asurofobię. Ale ogólnie jest bezpiecznie, chodźcie. - po czym biała morda zniknęła na powrót w przejściu. Awijczykom nie pozostało nic innego jak wejść do portalu.

Drużyna pojawiła się w czymś na kształt przedsionka, oddzielonego od głównej komnaty połyskującym polem siłowym. Za nim można było dostrzec około tuzina asur, pracujących w różnych częściach laboratorium. Jedni bacznie przyglądali się reakcjom zachodzącym w probówkach, inni sterowali golemami przenoszącymi ciężkie skrzynie z Kormir wie czym. Jeden z asurów leżał na plecach pod podwieszonym na pasach golemem, mocując się z jakimś mechanizmem. Drugi stał nad nim najwyraźniej tłumacząc mu co robi źle, gdyż ten pierwszy był już mocno podenerwowany i co chwilę rzucał śrubkami w swojego towarzysza. W warsztacie panował zgiełk, a całość sprawiała wrażenie dość chaotycznego przedsięwzięcia. Zanim jednak drużyna zdołała zrozumieć choćby połowę rzeczy, które się dokoła nich dzieją, z głośnika zamontowanego w przedsionku dobył się dźwięk.
- Chrrrr... kssss... Halo?... Ksss... Czy to działa? - W tym momencie pisk sprzężenia przeszył uszy wszystkich członków drużyny. - Halo?... Teraz chyba -piej. Bookhi, kiw-ijcie głową, jeśli mnie sły-cie. - Zdezorietnwoani Awijczycy sporzjeli na siebie, aby po chwili kiwnąć jedynie twierdząco głową. - To dobrze, -uper. Także witam, wit- - Na tym przekaz się skończył, a z głośników dobiegła martwa cisza.
- Zaraz, zaraz... - Loxley spojrzał na swoich towarzyszy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Ja chyba skądś znam ten głos.
- Dobra, mniejsza z tym. - dobiegło z wnętrza laboratorium, a po chwili zza rogu wyłonił się niewielki asur z blond czupryną i szarą sierścią na pysku. - Witajcie w moim laboratorium. Ja jestem...
- Tropp. - Popielec wycedził przez zęby, wpatrując się uporczywie w nadchodzącego geniusza.
- Oh, widzę że moja sława mnie wyprzedza. Świetnie. A ty popielecze to, przepraszam bardzo, kto? - Podszedł do pola siłowego i przyjrzał się dokładnie gościowi. - Aaaa, pamiętam cię. To ty jesteś tym głupim charrem, który mi pomógł. Jaka ta Tyria mała.
Loxley podbiegł do pola siłowego, i uderzył w nie pięścią, a fala światła powędrowała po całej jego tafli. - Nazwij mnie głupim charrem jeszcze raz!
W tym momencie wszystkie golemy w warsztacie zwróciły się w stronę popielca, a z kafelków w podłodze wyłoniły się wieżyczki strażnicze, świecące niczym błyskawica. Nawet część personelu oderwała się od swoich zająć i spojrzała w kierunku przedsionka.
- Na twoim miejscu dobrze bym się zastanowił, czy chce to zrobić jeszcze raz. - Powiedział asur z pobłażliwym uśmieszkiem na ustach. Popielec zmrużył jedynie oczy i odsunął się od bariery, gestem sugerując towarzyszom, aby nie robili niczego głupiego. Awijczycy stali chwilę w napięciu, czekając na kolejny ruch właściciela przybytku. Ten skupił wzrok na kamiennej zbroi wojownika i zaczął się jej bacznie przyglądać. Z każdą sekundą oględzin, ciekawość Troppa wyraźnie rosła. - No proszę. A skąd... popeielec ma takie magiczne wdzianko? - Ruchem ręki nakazał golemom i wieżyczkom spocząć, a gdy sytuacja nieco się uspokoiła, ciekawska cześć pracowników laboratorium również skupiła się na swojej robocie.
Loxley spojrzał na swój pancerz, a chwilę potem na Troppa. Popielec milczał z pełnym skupieniem na twarzy, jakby jego umysł próbował coś przetrawić, po czym wskazał palcem na asura. - Zaraz, to ty jesteś tym ekspertem od Magicznych Linii.
- Oh, nie tylko od tego. Źródła energii to moja pasja, ale przyznam, że Linie mają specjalne miejsce w moim mózgu. Choć domyślam się, że nie przychodzicie tu wymienić tylko komplementy, prawda... charrze?
Kowal pokazał kły, gdy przez myśl przemknęło mu ostatnie spotkanie z Troppem. Biorąc jednak pod uwagę położenie awijczyków, topór wojenny musiał być chwilowo zakopany. Zrobił kilka głębokich wdechów i spojrzał asurze w oczy. - Skierował nas do ciebie niejaki profesor Krazz. Podobno znasz sposób na magazynowanie mocy Linii. Tak się składa, że ktoś próbował wykorzystać ten sposób i w wyniku podłego zbiegu okoliczności, zamknął ją w mojej zbroi. Wiesz jak to odwrócić?
Asura spojrzał z uśmiechem tryumfu na popielca. - Dobrze wiedzieć, że wiesz kiedy się opanować. Mam nadzieję, że twoi towarzysze nie są równie narwani co ty.
Loxley warknął cicho i powstrzymał się od złośliwego komentarza. Nie odrywał wzroku od asura. - Ręczę za nich.
- Dobrze zatem. - Omiótł Awijczyków wzrokiem. - Myślę że możemy sobie pomóc. Ale łapy przy sobie. Moje systemy ochronne są bardzo czułe. Jeśli nabroicie coś z laboratorium, to nie gwarantuję, że wyjdziecie stąd z wszystkimi kończynami na miejscu, jasne? - Drużyna patrzyła jedynie podejrzliwie na właściciela przybytku, nie dając po sobie nic poznać. - Ok, widzę że wasze bookhowe móżdżki zrozumiały przekaz, więc zapraszam. - Pole siłowe opadło, a wnętrze laboratorium stanęło otworem.

- No co, teraz boicie się golemów? - Tropp patrzył na stojących w przedsionku towarzyszy, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył wgłąb przybytku. - Spokojnie, nie są groźne. No chyba że ja tego zechcę. - Loxley kiwnął głową, aby pozostali ruszyli za nim i dołączył do gospodarza.
- To jesteś w stanie mi pomóc czy nie?
- Spokojnie g... popilecze. Najpierw musisz przynajmniej spróbować zrozumieć z czym masz do czynienia. - Tropp przeprowadził drużynę przez główną halę, po czym zniknął w wąskim przejściu, zasłoniętym kurtyną. Loxley ledwo przecisnął się przez korytarzyk, ale gdy w końcu mu się to udało, dostrzegł niewielkie biuro z porozrzucanymi, asurańskimi gratami. Chwilę za ni, do pomieszczenia weszła reszta drużyny, dostrzegając na środku wielki stół, z rozłożoną nadgryzioną zębem czasu mapą. Kształt na kartce przypominał kontynent Tyrii, jednak nie wszystkie linie brzegowe się zgadzały. Asur minął mapę i podszedł do sporej, jak na jego rozmiary, czarnej tablicy. Chwycił kredę w łapę, po czym zwrócił się do Awijczyków.
- Powiem wam co chcecie wiedzieć, ale najpierw wy musicie mi coś zdradzić. - Popatrzył podejrzliwie na Loxleya. - Kto przeprowadził eksperyment, po którym utknąłeś w tym cacku?
Popielec zastanowił się chwilę i rozłożył bezradnie ręce. - W sumie to nie wiem. Do ekipy zwerbował mnie niejaki Blomm, ale nikt inny ze mną specjalnie nie gadał. Nie żeby mi było smutno z tego powodu... -
- Typowe. - Tropp prychnął pod nosem i zaczął się zastanawiać nad słowami Loxleya. - Blomm... to ten jąkała z wykładów Krazza, tak? - Kowal kiwnął twierdząco głową. - Hmmm... coś ostatnio często się tu kręci. Trzeba to zbadać... Z kim on tam się trzymał? - Asur zaczął pukać łapą w czoło, jakby próbując rozruszać szare komórki. - Wiem! To te knypki z laboratorium SR-0ka. Przeklęci plagiatorzy. Już ja się z nimi rozliczę.
- Chyba nie będzie takiej potrzeby. Nie przeżyli eksperymentu.
- Hmmm... doprawdy? - Spojrzał pytająco na całą drużynę, która zgodnie potwierdziła tą wersję. - Nawet nie potrafią dobrze ukraść pomysłu. Niech zgadnę. Użyli soczewek wklęsło-wypukłych... - Ponownie popatrzył na swoich gości, a ci ponownie musieli mu przytaknąć. - Idioci... No ale przynajmniej mamy o kilku idiotów w Tyrii mniej. - Jego wzrok spoczął na kamiennej zbroi. - Choć trzeba przyznać, że udało im się coś osiągnąć. - Złapał za dziwne urządzenie pomiarowe z wystającymi szpikulcami i niebieskim kryształem zamocowanym w centrum. Podszedł do popielca i zaczął przykładać przyrząd do różnych elementów zbroi, stopniowo wspinając się na grzbiet jej właściciela. Gdy siedział już na naramienniku, zadał pytanie prosto w ucho Loxleya. - Zostaje pytanie, jak tobie udało się to przeżyć?
Popielec znów wzruszył jedynie ramionami. - Może dziwnie to zabrzmi, ale też nie mam pojęcia. W trakcie eksperymentu napadły nas chaki, a podczas walki musiałem zemdleć. Obudziłem się kilkaset metrów dalej z tym czymś na sobie.
- Widocznie twój móżdżek nie wytrzymał natłoku asurańskiej wiedzy. - Tropp zaśmiał się pod nosem, a Loxley warknął cicho. - Domyślam się co się stało... ale po kolei.
Zeskoczył z wojownika najpierw na stół, a następnie na podłogę. Odłożył urządzenie na mapę, po czym podszedł do tablicy, obracając kredą w dłoniach. - Jako że jesteście bookhami będę mówił powoli i wyraźnie. - Wskoczył na stołek i zaczął coś bazgrać. - Tyria wypełniona jest magią, która może przyjmować różne formy. Głównym jej źródłem są Magiczne Linie, które transportują ją po całym globie i nasycają nią wszystko wokół. Nas, zwierzęta, rośliny a nawet kamienie. Tą właśnie rozproszoną magią większość potrafi się posługiwać na co dzień. Magia ziemi, powietrza, ognia, wody, a nawet iluzje wywodzące się z magii zamkniętej w naszym umyśle to jedynie echo pierwotnej mocy Magicznych Linii. Te podstawowe aspekty są bardzo łatwe do opanowania, ale przy tym niespecjalnie potężne. Nadążacie? - Odwrócił się na chwilę od tablicy i zerknął na drużynę. Nie czekał jednak specjalnie na odpowiedź i kontynuował swój wykład. - O tej codziennej magii i Magicznych Liniach wiedzą już wszyscy. Ale jest jeszcze jeden rodzaj! - Głos Troppa stał się żywszy. - Rodzaj który to ja pierwszy zbadałem i szczegółowo opisałem na łamach swojego dzieła: "Magia gwiazd. Potęga odległych światów" - Odłożył kredę i podszedł do niewielkiej szafki obok, wyciągając z niej opasłą księgę z wymienionym przez niego tytułem.
- Zaraz, jak to pierwszy? Przecież druidzi się już dawno nią posługują. - Popielec popatrzył podejrzliwie na Troppa.
- I tu się mylisz charrze! To nie jest ta PRAWDZIWA magia gwiazd, którą poznałem. - Rzucił księgę na stół i wrócił do tablicy. - Druidzi posługują się wciąż magią natury, jedynie przyprawioną magią ciał niebieskich. To jedynie odbicie jej prawdziwego oblicza. Tak jak tafla wody odbija nocą światło gwiazd. Rozumiecie? - Po minach drużyny nie było specjalnie widać, aby nadążali za tokiem rozumowania Troppa. Widząc to asur jedynie opuścił ręce zrezygnowany, burknął coś pod nosem, po czym wrócił do rysowania. - Prawdziwa moc gwiazd jest nieuchwytna. Niczym odległy szum. Odległy o miliony, miliony kilometrów.
- No dobra, czyli mamy naszą magię, pierwotną magię Magicznych Linii i magię gwiazd... Ale jak to się ma do mojej zbroi?
- I to jest bardzo dobre pytanie popielcze. Jeszcze chwila i pomyślę że nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz. - Odszedł od tablicy i wyciągnął z szafki inną, znacznie starzej wyglądającą księgę. Otworzył ją na zaznaczonej zakładką stronie i wskazał palcem jedną z linii. - O tutaj, w tej księdze natrafiłem na wzmiankę o starożytnym rytuale. Rytuale, który pozwala na zbalansowanie tych trzech rodzajów magii, przechwyceniu ich i zamknięciu w dowolnym przedmiocie. Kto wie jak potężne mogą być artefakty stworzone w taki sposób.
Popielec długo trawił całą wiedzę, którą przed chwilą pozyskał. Patrzył zdziwionym wzrokiem na tekst w zakurzonej księdze. Nagle jego oczy zaświeciły się, a na pysku pojawił się szeroki uśmiech. - Czyli to się stało z moją zbroją? Stała się potężnym artefaktem?
Tropp pokiwał głową z dezaprobatą. - No i właśnie wróciłeś na swój poziom głupoty. - Loxley natychmiastowo spochmurniał i wbił wzrok w asura. - To nie był ten rytuał. Ekipa SR-oka próbowała go odtworzyć, ale całkowicie źle się do niego zabrała. Popełniła błąd logiczny, który ty popełniłeś chwilę temu. Próbowali użyć druidzkiej magii, aby zbalansować Magiczne Linie. Użyli więc tak naprawdę dwa razy tych samych aspektów w połączeniu z Liniami. Przez to jedynie spotęgowali ich oddziaływanie i zawołali na obiad chmarę chaków, która was zaatakowała. To co prawda nie tłumaczy dlaczego Magiczne Linie zamknęły się w twojej zbroi, ale jeśli dasz mi trochę czasu to z przyjemnością zajmę się i tą zagadką.
- No świetnie! Czyli tak naprawdę nie masz pojęcia jak to ze mnie zdjąć? To po co to całe gadanie?
Tropp ponownie kiwał głową zrezygnowany. - Bookhi... - mruknął do siebie, po czym wziął głęboki wdech i powiedział ze spokojem. - Nic takiego nie powiedziałem. Myślę że uda mi się wykorzystać magię zamkniętą w twojej zbroi, a tym samym ją z ciebie zdjąć. Widzisz, do przeprowadzenia rytuału trzeba zamknąć każdy z jej elementów w odpowiednim pojemniku. Soczewki skupiające tutaj nie wystarczą, jak myśleli ci idioci ze SR-0ka. Twoja zbroja już jest wypełniona po brzegi Magią Linii. I nawet o tym nie wiesz, ale pomogłeś mi w znalezieniu idealnego pojemnika na magię powszechnie używanych aspektów. - Sięgnął do kieszeni swojej szaty i wyciągnął niewielki zielony kamień. - Pamiętasz to? - Uśmiechnął się chytrze pokazując komplet ostrych jak noże zębów.
- To... to ten zielony kamień. To dla niego zostawiłeś mnie na pastwę losu skelków! - Popielec zacisnął pięść przypominając sobie wydarzenia tamtego dnia.
- A, a, spokojnie. Pamiętasz co mówiłem o moich zabezpieczeniach. - Wskazał palcem na sufit w biurze. Loxley uniósł wzrok i dostrzegł niewielki błysk pioruna, który przypominał miniaturową wieżyczkę przy wejściu do głównej hali. Przełknął ślinę i powoli rozluźnił łapę. - Tak lepiej. A zatem wracając... Mamy pojemnik na Magię Linii, mamy pojemnik na magię Tyrii, czego nam brakuje? - Spojrzał na drużynę z wyższością jak wredny nauczyciel w szkole i wyczekiwał odpowiedzi. Awijczycy niechętnie, ale zgodnie odpowiedzieli, że potrzebny jest pojemnik na magię gwiazd. - Bardzo dobrze, wykazaliście że macie o jeden punkt IQ więcej niż mi się wydawało. Jeden na całą drużynę, ale to zawsze coś. - Obszedł stół i podszedł do innej szafki, z której wyciągnął jeszcze jedną księgę, która tym razem miała na sobie oriańskie symbole. - Widzicie, pojemnik na ten rodzaj magii nie jest łatwo zdobyć, ale dawno temu udało się to, a jakże by inaczej, Orianom. - Wertował kartki w poszukiwaniu interesującej go strony. - Niestety sami nie podzielili się jak taki oto artefakt... - W tym momencie asur pokazał rycinę okrągłego, czarnego jak noc klejnotu z inkrustowanymi złotymi symbolami słońca i księżyca. - ...tworzyć. Drążąc ich zapiski dowiedziałem się jedynie jak pozyskali wiedzę na temat konstrukcji takiego magazynu. Wynieśli to dzięki kontaktom z prastarymi druidami, którzy chcieli zagłębiać się w astralny aspekt swojej magii. - Przerzucił kilka kolejnych stron, pokazując obrazek starożytnego gaju, w którym postać człowieka rozmawia z duchem lasu. - I tutaj wy mi się przydacie. - Zatrzasnął książkę, a tuman kurzu wzbił się w powietrze.
- Czego od nas oczekujesz? Mamy przenieść się w przeszłość i pogadać z Orianami? To szalone! - Popielec złożył ręce na piersi i bacznie obserwował Troppa.
Asur przetarł jedynie oczy ze zmęczenia wywołanego taką ilością Bookh w jego biurze. - Nie, nie o to mi chodzi. Musicie znaleźć tych prastarych druidów. - Popielec wpatrywał się pytająco w Troppa. - Na szczęście po długich i wyczerpujących poszukiwaniach natrafiłem na kogoś, kto mógł mieć z nimi kontakt.
- Mógł? - Loxley był już wyraźnie poirytowany przydługim wywodem właściciela laboratorium. - Mów dokładnie o co ci chodzi. Już wystarczająco długo tu sterczymy.
- Do moich uszu dotarła legenda. Legenda o nornie, który miał kontakt z prastarymi druidami.
- Opierasz swoje badania na nornowej legendzie? Tego się po asurze nie spodziewałem.
Tropp zmrużył oczy, a na jego twarzy malował się gniew. - Myślisz że robiłbym to, gdybym miał inny wybór? Myślisz, że chce oprzeć punkt zwrotny moich wieloletnich badań na jakiejś pijackiej przypowiastce bandy półgłówków? - Jego oddech przyspieszył, ale asur szybko się opamiętał. Odwrócił się od Awijczyków plecami i wziął kilka głębokich wdechów. - Gdybym miał inną alternatywę na pewno bym się jej podjął. Niestety, nie zostało mi wiele opcji. - W tym momencie odwrócił się do popielca i uniósł dumnie głowę. - Ale jak się domyślam, tobie również.
Loxley zanurzył się na chwilę w swoich myślach. Blade poszlaki, które do tej pory zdobył faktycznie urywały się na Troppie. Nikt inny nie miał pojęcia o tym, co tak właściwie ma na sobie, a co dopiero jak to zdjąć. Jeżeli przechwałki jakiegoś norna są jedyną drogą do znalezienia dodatkowych informacji, musi z niej skorzystać. - Dobrze, zatem. Gdzie jest ten norn?
Asur uśmiechnął się pod nosem, najwyraźniej spodziewając się takiej odpowiedzi. - Gdybym wiedział dokładnie gdzie jest, nie musiałbym was nawet wpuszczać. Po wnikliwej analizie dotychczasowych poszlak domyślam się jedynie, że zaszył się gdzieś w dżungli Maguuma. - Spojrzał wymownie na Zlate i Bhalteona. - Ufam jednak, że dzięki waszej znajomości dziczy i kontaktom waszej organizacji, uda wam się dowiedzieć nieco więcej.
Loxley złożył ręce na piersi i wypuścił powietrze nosem. Patrzył podejrzliwie na Troppa, w kółko powtarzając ostatnie słowa, które od niego słyszał - "głupi charr". Niezależnie jednak od tego jak bardzo nie podobała mu się jego asurańska facjata, musiał pomóc temu mądrali, jeśli chciał w ogóle myśleć o wydostaniu się z tej pułapki.
- To co bookhi? Pomożemy sobie wzajemnie?
- Zgoda. Znajdziemy druida, a ty zdejmiesz ze mnie to cholerstwo. - Popielec zbliżył się do Troppa z wystawionym palcem ku górze. - Ale spróbuj jeszcze raz mnie wykiwać, a żadne zabezpieczenia tego laboratoirum ci nie pomogą. Zrozumiano? - Wyszczerzone kły i zmarszone czoło Loxleya przywodziło na myśł twarz Balthazara, srogo spoglądającego na pole bitwy. Jeżeli ten obraz przestraszył asura, to nie dał nic po sobie poznać. Wyminął popielca i chwycił leżący na stole przyrząd pomiarowy, po czym zwrócił się do reszty towarzyszy.
- Dobrze zatem, myślę że uda nam się nawiązać współracę. Póki co muszę jednak was stąd wyprosić. Czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy przy analizie wszystkich próbek. - Przyjrzał się dokładnie kryształowi w urządzeniu i machnął ręką do towarzyszy. - No dalej, O-DZ21 pokaże wam drogę. - W tym momencie kotarę odsłonił golem, gabarytami równający się z popielcem. Wskazał ręką wyjście, a Awijczykom nie pozostało nic innego jak udać się do portalu. Loxley na odchodne jeszcze raz obrzucił Troppa podejrzliwym spojrzeniem, po czym poczłapał za resztą.

Kilka minut później, tafla portalu błysnęła za ostatnim wychodzącym i zniknęła, pozostawiając po sobie pusty kamienny krąg. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a wszystkie nocne stworzenia Metrici zaczęły powoli budzić się do życia. Loxley westchnał głęboko, przetarł zmęczone oczy i spojrzał na resztę. - Mam już tego dość. Chaki, Magiczne Linie, prastare rytuały no i jeszcze ten Tropp. Za dużo tego wszystkiego. Muszę to przetrwaić. - Chwycił się za kark i strzelił nim kilkukrotnie, obracając głową w prawo i lewo. - Zimne piwo w karczmie i trochę pracy w kuźni na pewno mi w tym pomoże. - Poprawił plecak na grzbiecie i sprawdził czy jego wierny oręż nadal jest dobrze umocowany przy pasku. - Bardzo wam dziękuję, że pomogliście mi tu dotrzeć. Choć obawiam się, że to nie koniec naszej wędrówki. To raczej dopiero początek. Póki co zapraszam do karczmy w Czarnej Cytadeli. Wypijemy piwo i pomyślimy co dalej robić, a przy okazji odwiedzę znajomego norna, który może będzie znał przynajmniej część tych legend. Będę również wdzięczny, jeśli wykorzystacie swoje kontakty i znajdziecie jakieś wskazówki na temat tego tajemniczego jegomościa. - Skinął głową towarzyszom, po czym ruszył w kierunku Drogowskazu. - Ale póki co, kierunek piwo! Dalej, ku przygodzie!
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości