Eskorta (2016)

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Wstęp

Był piękny i słoneczny dzień, seraphowie z czujnością pilnowali bramy Divinity Reach, a obywatele spokojnie prowadzili konwersacje, pracowali albo po prostu czegoś szukali. Wkrótce jednak pod wrota miasta zaczęła zbierać się gromada Leth Mori Aiwe. Pierwszy na miejscu był Subortis, nie długo za nim przybył Varrus przysiadując sobie na uboczu, następnie do duetu podszedł Jack Obieżyświat witając się z towarzyszami. Nie długo po tym na miejsce przybyła Sylvari  Ameriel wraz ze swoim Jaguarem Cieniem, a za nią jasnooka medyczka Ereltana. Wszyscy spokojnie czekali na zleceniodawcę misji, który z lekkim spóźnieniem w końcu pojawił się wychodząc z miasta wraz ze swoim doylakiem. Starszy pan wyglądający na około 60 lat wziął dużego łyka z butelki trzymanej w ręku, członkowie grupy mogli czuć że Tormir najwyraźniej nie raczy się orzeźwiającą wodą czy sokiem. Po tej czynności spojrzał przenikliwie na grupę mówiąc:

-He? Przecież to same młodziki… I wy macie mnie eskortować? Zresztą mniejsza… Jestem Tormir architekt, wasza misja będzie polegać na bezpiecznym eskortowaniu mojej osoby do mego rodzinnego miasteczka w Gendarran Fields – kończąc  zaczął duszkiem pić zawartość butelki i po jej opróżnieniu wyrzucił ją przed siebie. Towarzysze wraz z cieniem byli zniechęceni zachowaniem Tormira oraz jego stanem upojenia. Varrus był najbardziej zniechęcony wyprawą ciągle powtarzając:

-Na pewno nie otrzymamy żadnej zapłaty…  W ogóle co ja tu robię…- Mimo różnorakich emocji grupa Leth Mori Aiwe postanowiła wyruszyć  wraz z Tormirem i jego doylakiem w stronę jego rodzinnego miasteczka, mimo dziwnego uczucia obserwacji przez osoby niepowołane. W czasie podróży widać że alkohol zrobił swoje, gdyż Tormir lekko się zataczał, dlatego pomógł sobie opierając się o swojego doylaka. Przez chwile się obrócił próbując z wdziękiem spojrzeć na Ameriel, jej reakcją na ten czyn było tylko krótki „ugh”.  Drużyna Leth Mori Aiwe pewnie szła przed siebie, uważnie przyglądając się otoczeniu wokół nich. Tormir nie był do końca przekonany co do umiejętności grupy, ale wszystko mogło zmienić się z czasem. Wiatr wiał w twarz kampanii jakby mówił to ich dzień, a słońce dumnie wisiało na nimi, od kilku dni dając przyjemne ciepło. Droga była wygodna do podróży wół oraz towarzysze nie czuli trudności podczas poruszania. Cała droga była pokryta kamieniem, nie daleko od nich znajdowała się mała kałuża wody, a krajobraz wokół ozdabiał piękny las dając towarzyszom przyjemne uczucie świeżości. Drużyna ze spokojem debatowała na wszelakiego rodzaju tematy, przechodząc Subortis zerknął na kałuże śmiejąc się cicho do siebie. Gdy ekipa przeszła kawałek dalej niczego nie podejrzewając z za ich plecami z kałuży powoli i cicho wyłoniły się dwie zamaskowane postacie ubrane w czarne płaszcze, uzbrojony każdy z nich był w metalową rękawice z tą różnicą że każdy z nich miał ją na innej ręce. Wielkie stalowe rękawice były połączone łańcuchem na którym widniały ostre ostrza. Szybkim ruchem mechanizm rękawic spowodował że łańcuch chciał objąć Varrusa i pod wpływem zaciśnięcia więzi rozszarpać jego ciało. Jednakże Varrus na szczęście szybką reakcją użył umiejętności kroku cienia teleportując się za napastników kierując pistolety w ich głowę i wystrzeliwując. Wszystko mogło pójść dobrze gdyby nie również szybka reakcja Jacka, który dosłownie chwile po Varrusie również pojawił przy wrogach lekko dostając jednym z pocisków w bok ramienia, który lekko go drasnął i przeciął jego strój. Subortis nałożył na siebie widmową skorupę by w razie czego nie zostać zranionym, a Ereltana wyjęła zza pleców swój kostur. Tymczasem Ameriel wystrzeliła w stronę wroga zatrutą strzałę która trafiłaby oponenta gdyby nie to że obaj nagle teleportowali się za plecy Subortisa i zaczęli krążyć wokół niego by ich łańcuchy owinęły go i pocieły. Jednak strzała Ameriel nie wbiła się w jakieś drzewo lecz w nogę Jacka stopniowo paraliżując jego ciało. Tormir był przerażony całą sytuacją. A jaguar Sylvari szybkim ruchem ukrył się w cieniu. Dwaj napastnicy naprawdę mieli niezły ubaw że ich przeciwnicy są tacy nieogarnięci. Jednak podczas biegu wokół Subortisa Ameriel szybkim ruchem chciała podciąć nogi jednego z nich by ten upadł. Jednakże ten bez większej trudności uskoczył nad nią i to był jego błąd gdyż lekko omamiony  Jack zamiast wystrzelić swoje pociski prosto na napastnika, pod wpływem trucizny Ameriel wystrzelił je kawałek wyżej co spowodowało że jeden z nich trafił wroga w ramie.  Wspólnego ataku dopełnił Varrus, który z odrobiną szczęścia nie został trafiony przez drugi pocisk Jacka, ponownie używając kroku cienia znalazł się za wrogiem dźgając go w plecy i ponownie wracając na miejsce skąd przybył. Tymczasem Subortis swoim kosturem przybił łańcuch do ziemi by skrępować ruchy przeciwników. Przeciwnik upadł pod wpływem ataku Aiwe, tymczasem drugi zabójca uruchomił mechanizm zwalniający łańcuch i pobiegł w stronę Tormira by przebić go metalową rękawicą. Wszystko wskazywało na powodzenie jego akcji, jednakże z cienia nagle wyjawił się jaguar i rzucił się na napastnika. Jaguar ciężko zranił swojego przeciwnika jednakże sam został zraniony ostrzami rękawicy, które zaaplikowały trucizne do jego ciała. Podczas potyczki zwierzęcia z zamaskowanym prześladowcą został aktywowany znak nadany przez Ereltane przez który ostatni z wrogów stracił swoją płynność działania, Varrus postrzelił go w kolano jednym ze swoim pocisków, a kilka mniejszych pocisków ciemnej energii Subortisa uderzyło w jego plecy. Jack by uratować swoją pozycje ukrył się w cieniu by przypadkiem nie został zaatakowany. Tymczasem pierwszy ledwo przytomny napastnik leżący na ziemi z trudem podnosi metalową rękawice i wystrzeliwuje w stronę Tormira kilka zatrutych igieł. Po tej czynności szybko został obezwładniony przez Jacka, a umiejętność lecznicza Ameriel wzmocniła całą grupę zaraz zdejmując z nich wszystkie negatywne osłabienia nadane przez wrogów. Ereltana też nie próżnowała tworząc przy obezwładnionym przez Jacka zabójcy znak który przywracał zdrowie Obieżyświatowi a odbierało je skrępowanemu. Igły zostały zatrzymane szybkim gestem Subortisa, który stworzył przed posturą Tormira widmową ścianę w którą pociski uderzyły z niesamowitą prędkością jednakże próba przebicia nie powiodła się i ze spokojem odbiły się od tarczy upadając na ziemię. Obaj zabójcy stracili przytomność, a drużyna Aiwe spokojnie przystąpiła do dalszych działań. Nie długo po potyczce oczom Aiwe ujawiła się znana im osoba. Przez chwilę Varrus sprawiał wrażenie jakby zapomniał o walce którą przed chwilą stoczył i biegł ucieszony w miejsce znanego mu głosu Kaeiles. Jack przyglądał się z przerażającym uśmiechem obezwładnionemu przez niego przeciwnikowi i rzucił do towarzyszy:

- Dowiem się czegoś więcej od tego tutaj… - wskazał ruchem głowy na zabójcę po czym za zgodą reszty towarzyszy zaczął taszczyć jego ciało w jakieś odludne miejsce. Tymczasem drugi z braci został skutecznie skrępowany przez Ereltane, parę razy się przebudził próbując coś powiedzieć jednakże po otrzymaniu silnego uderzenia kosturem nekromantki w głowę nawet nie zdążył zacząć. Varrus wyraźnie nie zadowolony dawał znać że nie pisał się na taką wyprawę. Miała być ona bezpieczna, bez żadnych starć z obcymi wojownikami. Podczas gdy towarzysze debatowali o zaistniałej sytuacji Jack z uśmiechem spoglądał na swoją ofiarę.

-Nie wiesz na co się właśnie skazałeś… - powiedział bandyta z rozbawieniem, dając znak że nie odczuwa strachu dodając

-Za niedługo spotkacie  go i nic was nie uratuje… Demon Mgły nadchodzi… - zaśmiał się zabójca

-Mów dalej – powiedział widocznie zadowolony Jack, jednak nim skończył zabójca przygryzł swoją wargę, a jego ciało zaczęło się trząść a z ust po chwili zaczynała się wydobywać biała piana. Gdy Jack zorientował się że ich wcześniejszy napastnik chce popełnić samobójstwo, wystraszył się jakby miała go ominąć jakaś świetna zabawa.

- TYLKO NIE WAŻ MI SIĘ UMIERAĆ! – powiedział ze złością w głosie Jack jednakże, ciało zabójcy było już nie ruchome i nie okazywało żadnych oznak życia. Jack burknął pod nosem i dobił napastnika, uświadamiając sobie że drugi bandyta również ma w ustach truciznę i zapewne zrobi to samo. Szybkim biegiem ruszył w stronę towarzyszy by poinformować ich o zaistniałej sytuacji. Gdy wrócił z pośpiechem poinformował towarzyszy o zdarzeniu jako go napotkało, wtem Ereltana z precyzją dentysty wyjęła z ust skrępowanego małą kapsułkę która była przymocowana tuż przy dolnej części uzębienia przy wardze, przy okazji oceniła stan jamy ustnej napastnika. Zabójca ponownie odzyskał przytomność, jednakże ponownie otrzymał mocny cios w głowę i zapadł w głęboki miły sen. Dalsza podróż minęła spokojnie, Varrus niósł na plecach skrępowanego bandytę trzymając się blisko Kae, Subortis jak zwykle nie był skory do rozmowy, Ereltana rozmawiała wraz z Ameriel, a Jack pomagał popielcowi w niesieniu ich żywego ładunku, jednak Tormir wyglądał na naprawdę przerażonego i zamyślonego. Jack po chwili namysłu ponownie wrócił na miejsce spoczynku poprzedniego bandyty jednakże, zastał tam tylko pustkę, a ciało znikło bez śladu.  Gdy ekipa dotarła na Gendarran Fields Tormir musiał udowodnić że naprawdę wpłacił pieniądze za wyprawę Leth Mori Aiwe, poprzez naleganie Varrusa. Przy czym z wielką nadzieją w głosie oraz przykładając głowę do ziemi prosił, aby ci zostali przy nim w postaci ochrony dopóki nie skończą odbudowy drogi handlowej miasta w zamian obiecując że miasteczko na pewno odwdzięczy się gildii, gdy ponownie zacznie poprawnie funkcjonować. Opowiedział o problemach miasteczka z pewną zorganizowaną dużą grupą bandytów, oraz tym że nie kojarzył poprzednich napastników i na pewno zostali wynajęci ponieważ zapewne dowódca szajki chce jego śmierci by prace remontowe nie ruszyły. Ostatecznie grupa się zgodziła i ruszyła rozbić obóz nie daleko nie zbyt dużego domostwa architekta, a ten uraczył ich swoją skromną jednakże smakowitą kuchnią.


Prowadzący: Subortis

Uczestnicy: Varrus Lockburner -Ereltana -Jack Obieżyświat -Ameriel -Kaeiles\

Historie Poboczne

Ereltana

Obóz grupy Leth Mori Aiwe był nadzwyczaj spokojny, jedynymi obecnymi była jasnooka nekromantka oraz śpiący zakneblowany zabójca. Tormir spokojnie siedział w swojej chatce i najwyraźniej szykował sobie i swojemu wnukowi kolację, gdyż jego dom był źródłem przyjemnego zapachu. Natura dawała ukojenie swoją melodią, okolica była tak spokojna, że tylko złudzeniem mogło być że zmaga się z jakimiś problemami. Ereltana siedziała spokojnie przy ognisku, gdy nagle zauważyła wpatrującego się w jej osobę jednego z żyjących bliźniaków.

-Jesteś spragniony? – spytała miło, a zabójca iluzjonista tylko kiwnął głową.

-Jeśli będziesz grzeczny i nie będziesz rozrabiał, dam ci pić – dokończyła z uśmiechem przyglądając się wcześniejszemu napastnikowi. Również przytaknął, wtem Ereltana odetkała mu usta, a wtedy zabójca się uśmiechnął i przygryzł swoją wargę. Jednak po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy gdy zauważył że coś jest nie tak. Ponieważ pigułka z jego ust zniknęła. Lekko zirytowany spojrzał na Ereltane. Ta tylko się uśmiechnęła mówiąc:

-Spokojnie znalazłam ją i ostrożnie wyciągnęłam – po czym dodała poważnie – Musisz zacząć bardziej dbać o zęby, ósemki nie masz w najlepszym stanie. – wyciągła w jego strone bukłak z wodą i nalala mu do ust, a ten spokojnie pił.

-Odejdźcie stąd jeśli chcecie żyć- rzucił zabójca- Nie macie najmniejszych szans w starciu z nami… - przyglądał się Ereltanie i nie spuszczał z niej swojego wzroku. Ereltana spojrzała na niego i zajadała się czymś.

-Może powiesz coś więcej- mówiła spokojnie jakby rozmawiała z jakimś dobrze znanym przyjacielem. Zabójca jednak tylko prycha.

-Wiesz zawsze możemy inaczej porozmawiać- uśmiechnęła się bardzo dziwnie w jego stronę.

-I tak zginiecie jeśli się nie wycofacie – mówił zabójca z pewnym głosem – Zarkos was poprzecina tak że zamiast worka na zwłoki będzie potrzebna zmiotka… - zaśmiał się w stronę Ereltany po chwili dodając:

-Co z moim bratem? – spytał beznamiętnie

-A jak myślisz skoro go tu z nami nie ma…- rzuciła wesoło

-Rozumiem, czyli mu się udało – uśmiechnął się jakby wiedział coś co tylko on wie.

Po tych słowach, nie był już skory do rozmowy, jednakże Ereltana wpadła jak to w jej przypadku na dość bolesny jednakże skuteczny pomysł. Postanowiła stworzyć małego „martwego” szczura, która za legowisko obrał sobie krocze bandyty. Wtem z uśmiechem Ereltana zapytała:

-Nie czujecie się wykorzystywani? – spytała uśmiechając się.

-Nie… Dobrze płacą jesteśmy tacy jak wy… Najemnicy na usługi, zwykłe narzędzia do zabijania… Z tą różnicą, że nasze wynagrodzenie jest pewnie o wiele większe od waszego – spojrzał nie pewnie na szczura. Gdy dyskusja trwała w najlepsze nagle za Ereltaną zjawiła się postać brata skrępowanego. Ona odruchowo obróciła się wyciągając kostur. Wtedy więzień podcina jej szybko nogi, gdy ta upada na ziemie oplata ją nogami i zaczyna dusić, w ten czas chowaniec Ereltany ugryzł go w czułe miejsce, jednakże ten jakimś cudem wytrzymuje ból. Postać, która znajdowała się za Ereltaną szybko się rozmyła, okazała się tylko iluzją stworzoną przez więźnia. Podczas gdy nekromantka robiła się już fioletowa, a zabójca był już pewny swego zwycięstwa, na jego kroczu szczur uległ samo destrukcji robiąc mały wybuch. Zabójca stracił przytomność a jego genitalia o mały włos zostały naderwane, nawet nie zdążył wydać z siebie krzyku bólu, gdy wpadł w objęcia Morfeusza. Ereltana szybko się pozbierała i ponownie, zakneblowała dokładnie więźnia.


Jack Obieżyświat

  Podczas przybycia do Gendarran Fields Jack szybko opuścił towarzyszy, tłumacząc się, że ma parę spraw do załatwienia w mieście. Szedł spokojnie rozmyślając. Z jakiegoś powodu ciało bandyty, które znikło nie dawało mu spokoju. Idąc nagle zauważył na drodze jak na ironie jakieś ciało, było zakryte płaszczem i odwrócone twarzą do ziemi. Nasz Obieżyświat okrzykami chciał sprawdzić czy przypadkiem nie jest to jakiś pijaczyna. Gdy osoba nie reagowała postanawia kopnąć ciało tak by się odwróciło na drugą stronę. Gdy to zrobił zauważył, że był to bandyta, które rzekomo popełnił samobójstwo, mało tego podczas kopnięcia Jack uaktywnił bombę, która była przymocowana do jego klatki piersiowej. Wybuch nie był mały, jednak dzięki doskonałej zwinności Jack odskoczył do tyłu unikając obrażeń. Gdy to uczynił niespodziewania zza krzaków w jego stronę leciała metalowa lina, która skutecznie owinęła się przy jego ciele, mocno zacisnęła więzi i z jakiegoś powodu osłabiała. Po chwili zabójca mógł usłyszeć dziwny podchodzący do opętanego śmiech.

-Złapałem, złapałem! Udało mi się! – powiedziała postać, która nagle wyszła z ukrycia, miała połowę zamaskowanej twarzy, posiadał również rękawice jak poprzedni napastnicy jednakże była o wiele mniejsza.

-Ale jesteś głupi! Dałeś się złapać! Złapałem cię jak muchę! – mówił bardzo podobnie niczym dziecko jednakże jego wiek wskazywał około 27 lat – Jak mogłeś to zrobić mojemu bratu!? Zabiłeś go! Zabiłeś! – mówił bardzo dramatycznie jakby naprawdę był wściekły jednak po tych słowach znowu zaczyna się śmiać i dodaje – I dobrze! HAHA! I tak był nic nie warty! Zginął jak pies! Ale ja wszystko widziałem! – uśmiecha się obrzydliwie odsłoniętą częścią twarzy.

Jack spojrzał na niego beznamiętnie, był spokojny aż nadto czasem sam zaczynał się śmiać, gdy usłyszał jednak o tym że zabił kogoś powiedział:

-Nikogo nie zabiłem… Sam zabrał truciznę i się zabił – powiedział jakby to nie miało żadnego znaczenia.

-Nie, nie, nie, nie, nie, nie! Ty go zabiłeś! – wskazał na niego palcem – To tylko upozorowało śmierć jednak widocznie w końcu trafił na kogoś myślącego i dostał kulką w łeb! HAHAHA! – śmiał się do siebie, po czym przygląda się Jackowi z lekkim zaintrygowaniem.

- Ale wiesz… Jesteśmy podobni do siebie…. Taaaaaa…. Bardzo podobni… Widziałem, widziałem to w twoich oczach…. – mówiąc te słowa wyciąga pistolet i strzela w ramie Jacka, ten dostaje kulką jednak nic sobie z tego nie robi, nie wydał żadnego krzyku bólu ani chociaż reakcji twarzy, dalej stał i milczał.

- Heeee? – zamaskowanu spojrzał na Obieżyświata lekko zirytowany o czym znowu ybucha – JEDNAK JESTEŚ NAJLEPSZY! – wystrzeliwuje ponownie tym razem podchodzi bliżej i uderza w dłoń Jacka. Nasz Obieżyświat tylko się skrzywił i zaczął śmiać. O dziwo obezwładniający również z nim.

- JESTEŚ NAJLEPSZY! – powtarza równie emocjonalnie jak poprzednio – Będę cię dźgał, będę ćwiartkował twoje ciało dopóki nie wydasz z siebie tego krzyku, które będzie muzyką dla mych uszu – chowa pistolet wyciągając mały sztylet, po czym podchodzi do Jacka tak że jego głowa jest dosłownie naprzeciwko jego. Wtem Jack z uśmiechem na twarzy pluje prosto w twarz napastnika. Ten mówi do siebie krótki „Błeeee” i ociera rękawem twarz.

-To może zaczniemy od paznokci? – spytał skrępowanego, jednak w czasie gdy się schylał dostał porządnego kopniaka w głowę. Gdy cofnął się pod wpływem uderzenia więzy na chwile popuściły, jednakże ponownie się zacisnęły. Jack nie czekając na reakcje szaleńca, z główki uderzył go w brzuch. Mało tego gdy więzy już opadały z Jacka, w bok wroga zmierzył pocisk czarnej energii który dosłownie zmiótł z naprzeciwka Jacka. Gdy łotrzyk się odwrócił zauważył Subortisa powoli idącego z wyciągnietą ręką. Wtem napastnik spojrzał po nich.

-TAK, TAK, TAK! Dwóch! Im więcej was tym więcej zabawy! – mówił z wielką euforią podnosząc się z gruntu. Jack powoli szykował się do ataku jednakże, chory psychicznie napastnik jakby sobie coś przypomniał.

-Wybaczcie… Ale musze zakończyć to przedstawienie. – po czym rzucił pomiędzy sobą a Jackiem i Subortisem bombę, która wybuchła tworząc wielkie kłęby dymu. Jack wściekły szukał osoby która zaatakowała jednak gdy zasłona upadła on znikł im z pola widzenia. Okolica powróciła do swojego spokojnego stanu, zabójca podszedł do Subortisa mówiąc:

-Sam bym sobie poradził… Jednak dziękuje za pomoc – powiedział uśmiechając się

-Wiem, że dałbyś rade… Ale akurat przechodziłem – odpowiedział beznamiętnie

- Pewnie usłyszałeś wybuch… Albo ten pojeb za głośno się darł

-Taaa…. Jedno i drugie – spojrzał na Jacka spod kaptura

Chwile jeszcze porozmawiali o zajściu Jacka po czym każdy z nich poszedł we własną stronę, by następnie, spotkać się ponownie w obozie.


Varrus i Kaeiles Lockburner

Para odpoczywała razem grzejąc się płomieniami ogniska. Ciepło oraz przyjazna aura środowiska tylko odprężały ich dusze. Przyjemny ciepły wiatr leciutko wiał im w twarz, woda przyjemnie szumiała tam samo jak pobliski las, czasem mogli usłyszeć jakieś zwierze. Jednak mało tego w ten cały akompaniament przyrody wkomponował się tajemniczy żeński głos. Śpiew był nie ludzko piękny, wręcz hipnotyzujący niczym melodia syren. Varrus i Kaeiles chwalili wykonawcę, Popielec prawie dzięki tonu snu objęły objęcia Morfeusza, jednak elementalistka zaciekawiona kto jest jego wykonawcą zaczęła podążać za źródłem dźwięku. Rozespany charr widząc że jego małżonka nie odpuści, rozciągnął swoje kości, kilka razy ziewnął i przetarł rozespane oczy, aby móc towarzyszyć wybrance. Nie daleko od obozu zauważyli człowieka postury kobiety, zbierającego kwiaty i jakieś zioła do swojego koszyka, na polane w której się znajdował padało piękne światło księżyca. Nie przestawał śpiewać dopóki nie zauważył wpatrujących się w niego Popielca i człowieka. Trochę się przestraszył, jednakże Kae swoja wrodzoną zdolnością rozmową z młodocianymi uspokoiła dzieciaka.

-Co tu robisz o tak późnej porze? – Kaeiles spytała spokojnie przy tym się uśmiechając

-Zbieram lecznicze rośliny dla ważnej mi osoby… Wy nie jesteście stąd prawda?- z lekkim przerażeniem na widok ziewającego charra

-Nie bój się kochanie, nic ci nie zrobimy, naprawdę bardzo ładnie śpiewasz

-Dziękuje – powiedział nie śmiało

-Dla kogo zbierasz te rośliny? – spytał Varrus ospale

-Dla ważnej mi osoby jest ranna… A ja musze się nią zaopiekować…

-Może zaprowadzisz nas do niej?

-Mój opiekun nie lubi gości, na pewno wściekł by się na mnie, gdybym przyprowadził kogoś obcego do domu…

-Może chociaż powiesz nam gdzie mieszka? – spytała Kae, a szesnastoletni dzieciak wskazał osadę.

-Czy wy też macie ważną osobę? Taką dla której zrobiliście wszystko? Nawet jeśli ona sama nie odwzajemniała?

-Każdy ma taką osobę – uśmiechnęła się Kailes – Tak w ogóle wiesz coś o tej całej sytuacji wioski?

-Tak, ale to każdy u nas wie, że zmagamy się z bandytami… Dowódcą szajki jest nie jaki biznesmen Gitu… Który zajmuje się transportem wodnym…

-To by wyjaśniało dlaczego nie chcą dopuścić do budowy mostu – wywnioskowała Kaeiles

- Pod przykrywką wodnego transportu tak naprawdę przewozi broń oraz środki odurzające…

-Rozumiem – powiedział do siebie Popielec

-Dziękuje że nam powiedziałaś – powiedziała Kaeiles

-Mówcie mi Hunti – uśmiecha się w stronę pary

-Ja jestem Kaeiles Lockburner – powiedziała również z uśmiechem elmentalistka

-Varrus Lockburner – ospałym tonem charr

-Cieszę się że was poznałem… To dla ciebie – wręczył Kae zieloną roślinkę z małymi niebieskimi kwiatami – To zioło lecznicze można z niego zrobić dobrą maśćna rany.

- Dziękuje na pewno się przyda, może chcesz byśmy cię odprowadzili?

-Nie trzeba poradzę sobie, na mnie już pora… A tak w ogóle to jeszcze jedno… Jestem chłopcem…

Tajemniczy śpiewak zniknął gdzieś w gęstwinie lasu gdy wyszedł z polanki.

Kae z Varrusem powoli wrócili do obozu rozmyślając o tym czego się dowiedzieli. Po chwili jednak jakby znikąd wyszedł Subortis, przyglądając się obecnym.

- Witaj Sub – powiedziała Kae. On jednak jak to ma w zwyczaju nawet nie odpowiedział.

- Słyszałeś ten śpiew nie daleko stąd? – spytała elementalistka.

- Tylko urywek… Ale… - nie dokończył, gdyż gdy chciał podejść nie wzruszony do pary, mimowolnie upadł prosto na swoją twarz niczym popchnięty ołowiany żołnierzyk. Szybko można było zauważyć że jego lewy bok szaty barwi się na ciemno czerwony kolor. Subortis chciał wyciągnać parę ziół leczniczych z mieszka jednak wszystkie były nasączone krwią i nadawały się tylko do wyrzucenia. Kaeiles mimo swoich nijakich zdolności medycznych szybko zareagowała wyciągając podarunek pod chłopca, poprzednio pytając czy to się nada. Po otrzymaniu pozytywnej opinii i instrukcji wraz ze spanikowanym Tormirem, który użyczył jej niezbędnych narzędzi, zaczęła przygotowywać maść. Po chwili wszystko było już gotowe, rana Subortisa nie co głęboka, jednakże nie groźna została odkażona, nasmarowana lekiem oraz owinięta starannie bandażem.


Subortis

Po opuszczeniu obozu w celu obeznania się w terenie Subortis oceniał położenie osady obywateli oraz obozu Leth Mori Aiwe. W czasie spaceru harmonie natury zagłuszył dość niepokojący odgłos wybuchu oraz nie wyraźne okrzyki euforii lub śmiechu. Nie śpieszył się zbytnio, jednak gdy dotarł na miejscu zauważył Jacka, któremu niewiele brakowało do wykiełznania z więzów przez w połowie zamaskowanego napastnika. Nekromanta nie myśląc długo wystawił dłoń przed siebie w stronę niczego nie spodziewającego się złoczyńcy częstując jego bok pokładem negatywnej energii. Sam szedł nie zmieniając tempa z pewnym siebie uśmiechem na twarzy. Po ucieczce zabójcy, chwilę porozmawiał z Jackiem, który postanowił iść do miasta. Sam Subortis jeszcze chwilę poszukał uciekiniera jednakże nie została po nim żadna oznaka życia. Minęło trochę czasu zanim dokładnie zbadał terytorium i na następny dzień postanowił zobaczyć stan wioski. Nie dało się ukryć że tubylcy nie przepadali za obcymi, samym spojrzeniem stwarzali nie przyjacielską aurę na każdego nowego turystę. Bali się że każdy nowo przybyły może swoją obecnością przysporzyć im jeszcze więcej kłopotów, mieli tego naprawdę dość. Przechadzając się słyszał różne obraźliwe komentarze na jego temat, jednak nie za bardzo zdawał się tym przejmować. Przechadzając się główną ulicą usłyszał rozmowę dwóch wieśniaków o panującym problemie w osadzie. Imię Gitu zdawało się tu być czymś w rodzaju zarazy, jednak nikt ni mówił tego głośno, jedynie ściszali głos. Gdy nekromanta uznał, że jednak niczego się już więcej nie dowie postanowił pokierować się w stronę głównego wyjścia. Przedzierając się przez idących z naprzeciwka ludzi, nie zauważył jak pewna zamaskowana postać zbliża się do niego niebezpiecznie i szybkim cięciem rani jego bok podczas zderzenia gdy szli z naprzeciwka siebie. Jednakże widmowa ochrona zdołała w miarę szybko zareagować i nie dopuściła do poszerzenia się rany. Sam Subortis również nie był dłużny i wystrzelił z dwóch palców mały promień mrocznej energii który otarł się o prawą część klatki piersiowej napastnika. Nim jednak nekromanta zdołał się ogarnąć i przyszykować plan w głowie po odwróceniu się kryminalista znikł tak szybko jak się pojawił. Wieśniacy, którzy zauważyli zajście nie byli zbytnio skorzy do pomocy, sądzili że pewnie to mógł być jeden z ludzi Gitu, a nie chcieli narazić się na jego gniew poprzez nieposłuszeństwo. Białoskóry powoli szedł w stronę obozu chcąc samemu zająć się raną. Gdy dotarł na miejsce zastał tam parę Popielca i ludzkiej kobiety i z impetem po krótkiej wymianie zdań upadł twarzą na glebę.  Małżeństwo chciało go zabrać do lecznicy by tam się nim zajęli, jednakże ten stanowczo odmówił. Zioła Kaeiles w formie maści postawiły go na równe nogi dodając mu sił. Udało się zatamować krwawienie i opatrzyć ranę bez większego problemu.

Odwet

  Gendarran Fields... Kraina na północ od Lion Arch, terytorium zamieszkiwany przez prawnych obywateli, paru bastionów seraphów, piratów czy nawet centaurów. Jednakże ten wpis będzie o czymś zupełnie innym. A mianowicie o paru śmiałkach, którzy podjęli się nie pozornej misji, która w trakcie podróży wciągła ich w węwnętrzne konflikty osady. Tormir Budowniczy zatrudnił najemników z Aiwe pod pretekstem eskorty, jednak z biegiem czasu cała wyprawa zmieniła się w walkę z zabójcami na usługach pewnego bogatego biznesmena o imieniu Gitu. Gildia napotkała na swojej drodze iluzjoniste Zarkosa, którego umiejętności były dość nadzwyczajne na jego specjalizacje. Po pierwszej potyczce Tormir doznał kilku obrażeń i przez parę tygodni nie był wstanie nadzorować odbudowy mostu. Jednakże nadszedł dzień, kiedy Aiwe zostało wezwane po raz kolejny, nawet pogoda wskazywała na to że to będzie ostatnie starcie z kryminalistami z Gendarran Fields. Pojawili się w drogowskazie nie daleko planu budowy, a na przywitanie przyszedł im wnuk Tormira wskazując drogę. Podróż nie zajęła dużo czasu, już po kilku minutach kompanii ukazał się nie dokończony most i plac budowy. Z drugiego brzegu zobaczyli machającego im starca, który nakazał swoim robotnikom nałożyć belkę, aby cała drużyna mogła do niech przejść. Subortis, Varrus, Kaeiles, Jack, Rejtan oraz Visterion, przywitali się z miejscowymi, oczekując dalszych informacji działania. Zadanie nie było trudne do zrozumienia, czekać, bronić, zabić. Cała ekipa od początku była sceptycznie nastawiona do zadania jednakże ich chęci uległy zmianie, gdy Tormir wyciągnoł przed nimi wypełniony mieszek złota. Nie umkło to uwadze towarzyszy. Mimo że zawartość składała się z każdego rodzaju monet, można było zauważyć że tubylcy dla powodzenia misji byli w stanie poświęcić całe swoje oszczędności. Gdy Rejtan rozmawiał z Tormirem o tym że warto zainwestować w dobre buty, Jack zabrał sakiewkę, aby później rozdzielić jej zawartość między członkami gildii. Padło jeszcze kilka miłych słów, jednakże debata przeszła temat celu misji. A mianowicie tożsamości Zarkosa. Było już to znane, że Subortis poznał go w przeszłości. Aiwe dowiedziało się że został zrekrutowany do wyjętej spod prawa elitarnej szkoły zabójców. Rekruterzy brali pod swojego skrzydła dzieci z ulicy, zamieniając ich w zimnokrwistych, bezlitosnych i wykwalifikowanych zabójców. Uczniowie uczyli się w grupach i byli łączeni w duety, aby na samym końcu szkolenia walczyć na śmierć i życie ze swoim partnerem z którym wcześniej dzieliło się marzenia czy rywalizowało. Miało to na celu dopieczętować słowo "zabójca doskonały". Jednakże ten proces został zaniechany po przybyciu Zarkosa, który wymordował całą przydzieloną mu grupę bez większych trudności, został określony mianem demona. Gdy minęło kilkanaście lat tamto wydarzenia wspomina niczym jedno z najprzyjemniejszych chwil w jego życiu.

      W między czasie gdy Aiwe nabywało informacje Jack i Rejtan ruszyli ponownie na drugi koniec brzegu by rozejrzeć się po okolicy. Pogoda już od rana było mglista a niebo zachmurzone, klimat nie sprzyjał w żadnym wypadku kompanom. Nasz asura Visterion dzięki swojemu sokolemu oku dostrzegła niewyraźno postać która właśnie wchodziła do wody, spojrzał przez celownik swojego karabinu by lepiej widzieć. Dostrzegł zamaskowanego człowieka i nic więcej, który powoli znikał pod taflą wody. Tymczasem mgła zaczynała coraz bardziej gęstnieć dając wyraźny znak że zabójca jest już blisko. Wszyscy byli czujni jednakże nagle metalowa linka owinęła się wokół nogi Varrusa, przewracając i włócząc jego cielsko na sam dół klifu wprost do wody. Wtedy na oparciu mostu pojawił się znikąd Zarkos, a mgła niczym jakiś wybuch gazu, rozprzestrzeniła się ograniczając wzrok każdego z Aiwe. W Visteriona został wymierzony strzał z drugiego końca klifu jednakże uderzył tuż pod niego widocznie strzelec chybił z jakiegoś powodu. Asura długo się nie zastanawiając schował się za kamień, aby przypadkiem nie zostać trafionym. Kaeiles okryła swoje ciało obsydaniową zbroją i próbowała wypatrzeć coś we mgle, jej oczom ukazała się mała postać na wzrost widać że jeszcze młodzik, który rzucił w jego stronę parę serii malych sztyletów które były niczym igły. Visterion ujrzał postać tylko posturę Kae przez mgłe w którą wbijają się pociski z jego punktu widzenia wyglądało to jakby elementalistka właśnie poważnie oberwała. Jednak tak nie było. Igły wbiły się w jej ochronę z żywiołu ziemi a sama władczyni ognia, stworzyła płomienie pod stopami napastnika przypalając mu je. Zabójca pobiegł w jej stronę i w chwili gdy Kae użyła kuli ognia by doszczętnie spalić przeciwnika ten za pomocą kroku cienia znalazł się za nią i szybkim ruchem wyciągnął sztylety które znajdowały się przy jego pasie. Wyskoczył wysoko w górę i wbił je w boki szyji Kaeiles, trafiając w miejsca witalne. W tej chwili rozległ się strzał, a z lufy karabinu asury wydobył się dym po oddaniu pocisku. Przeciwnik Kaeiles upadł na ziemię gdyż został trafiony w korpus swojego ciała, a jego maska w chwili uderzenia zsunęła mu się z twarzy. Elementalistka stała osłupiona, jej ochrona się skruszyła na drobne kawałki pociski wbite z pierwszego ataku upadły na ziemie i... sztylety też. Szyja Kaeiles została nie wiele draśnięta widocznie jej ochrona skutecznie   zablokowała atak. Widocznie napastnik nie miał wystarczającej siły fizycznej by wystarczająco przebić się sztyletami, aby przedziurawić szyje Kaeiles. Odwróciła  głowę aby zadać ostateczny cios a jej oczom ukazał się chłopiec sprzed kilku tygodni który podarował jej zioło lecznicze. Uśmiechnął się tylko w jej strony widać że jego rana była poważna, a on sam zamknął oczy przez ból, jednakże nie wydawał z siebie żadnego głośnego odgłosu.

Popielec został wywłóczony na dół, gdy już tak leżał przy brzegu z wody wyjawił się typ ze sztyletem w ręku i z maską dzięki której był w stanie oddychać pod wodą. Varrus jednym celnym strzałem przestrzelił linka, która po prostu pękła, a następna seria poszła prosto w napastnika, Przedziurawione ciało kolejnego zabójca upadło na tafle wody jednakże zamiast krwawić zaczęło się rozmywać. Iluzja wywnioskował charr i w tym samym czasie zauważył pękające na wodzie bąbelki tlenu, kolejny magazynek został wypróżniony, a woda zaczęła barwić się na czerwonawy kolor. Łotrzyk popielec zaczął biec wzdłuż brzegu, jednakże z wody zaczęły wyłaniać się kolejne klony, widocznie krew była tylko iluzją która miała wprowadzić Varrusa w błąd. Szybkie narzucenie na siebie nie widzialności pozwoliło mu się wyrwać z tamtego miejsca i znaleźć się ponownie na wyższej partii ziemi, dając mu widok na najważniejsze miejsce bitwy.

Rejtan oraz Jack również nie próżnowali w chwili pojawienia się mgły im oczom ukazały się dwie jednostki. Jednym z nich był Ferton, który z wielkimi emocjami i euforią mówił o tym jak bardzo chciał się znowu spotkać z Obieżyświatem. Drugi z nich najwyraźniej nie podzielał szczęścia towarzysza i próbował go uciszyć swoim ponurym głosem jednakże nie za bardzo mu to wychodziło. Ponury był uzbrojony w ciężko dobrze opancerzoną zbroję a na jego plecach wisiał duży młot, który spokojnie mógłby dobry uderzeniem zmiażdżyć ludzką głowę przerabiając ją na kałużę. Jednak Ferton był uzbrojony w lekki strój a jego pół twarzy było zamaskowane, patrzył się na Jacka jakby nie mógł się doczekać tego co się zaraz stanie. Swoją ekscytację wyraził piosenką w stronę łowcy wyraźnie chcąc go sprowokować i rozzłościć "Szła Jackusia do laseczka i nie przeżyje ha ha". Sprawa była jasna Obieżyświat powiedział strażnikowi, że Ferton jest jego. Jednakże Rejtan szybkim uwolnieniem mocy znieruchomił naszego barda niewidzialnymi łańcuchami również tworząc przed sobą pułapkę. W tym samym momencie Jack wystrzelił w stronę Fertona. Ponury zabójca tylko westchnął nie zadowolony podwinął rękaw ukazując dłoń opancerzoną w jakiś nieznany towarzyszom przyrząd z którego wystrzelił w stronę Rejtana pocisk przy czym wybuchnął, uderzenie pocisku rozproszyło strażnika co umożliwiło Fertonowi szybkie wydostanie się z objęć łańcucha. Jednakże łotrzyk Jack wystrzelił w niego z pistoletu trafiając w kolano jakby było mało krokiem cienia teleportował się do niego i uderzył kolbą w twarz, ząb wypadł ust. Jack chciał zniknąć za pomocą swoich umiejętności z pola bitwy jednakże w czasie wykonania swojego ataku zauważył że na spodniach zostało przyczepione jakieś urządzenie, które coraz szybciej pikało czerwonym blaskiem. Nie chcąc ryzykować utratą nogi, szybkim ruchem sztyletu wyciął kawałek materiału na którym znajdowała się mini bomba i w chwili gdy ją wyrzucił ładunek eksplodował w locie tuż przy ręce Jacka przypalając mu przednią część prawej ręki można było poczuć zapach przypalonej skóry. Jack nie przejmował się tym jednak odczuł to w pewnym stopniu i teleportował się ponownie do Fertona, ten jednak szybkim ruchem złapał go za spaloną rękę i zaczął mocno ją ściskać, aby Obieżyświat poczuł jak najmocniejszy ból. W chwili dotknięcia obaj nagle znikli z pola bitwy. Na drugim brzegu został tylko Rejtan wraz ze swoim przeciwnikiem, który nagle pojawił się przed ciałem strażnika tym samym uaktywniając pułapkę, która zamknęła ich obu, wyglądało to niczym arena na której właśnie odbywał się pojedynek. Człowiek z młotem zrobił wielki zamach aby uderzyć w bok Rejtana, ten jednakże skutecznie go uniknął i wyprowadził ciosem swoim mieczem w udo przeciwnika po czym szybko przeszedł do defensywy aby tarczą skutecznie zablokować kolejną próbę ataku młotem. Ustawienie tarczy było idealne, każde uderzenie z broni przeciwnika prawdopodobnie zakończyłoby się trafieniem w nią, jednakże lekko przygarbiony napastnik, spuścił dłonie ze swojego oręża i złapał za głowę nie spodziewającego się takiego posunięcia strażnika. Brutalna siła uderzyła głową Rejtana, gdyby nie hełm który go chronił na pewno została by rozbita, mocne wgniecie pojawiło się na górnej części uzbrojenia. Ogłuszony szewca, próbował dojść do siebie i gdy już mu się udało jego oczy zapłonęły wściekłością. Gniew towarzyszył mu przy następnym ataku, a wielki młot był właśnie jego fizyczną formą. To było niczym wbicie gwoździa jednakże tylko jednym uderzeniem. Napastnik zostały wbity w ziemie, jego ręka chciała się jeszcze unieść w górę jednak opadła. Wściekły Rejtan dźgnął jeszcze ciało przeciwnika tyle razy ile mógł aby nakarmić swoją rządzę krwi. Chwilę po tym próbował znaleźć źródło dźwięku strzału wrogiego snajpera.

Zarkos osobiście postanowił się zająć swoim znajomym sprzed lat, pierwsze minuty walki były wymianą kilku słów i wpatrywaniem się w siebie nawzajem. Napastnik poprawił na plecach plecak i uśmiechał się szyderczo w stronę Subortisa mówiąc mu, że jego towarzysze nie mają najmniejszych szans i wkrótce zginą. Rozpoczęła się walka. Nekromanta cisnął w stronę iluzjonisty kule ciemnej negatywnej energii, sam Zarkos w tym samym czasie zrobił zamach mieczem jakby atakował powietrze i w jednej chwili jego ciało znalazło się za Subortisem w ułamku sekundy raniąc mu plecy po całej przekątnej. Jednakże widać było że nie włożył w ten atak całego swojego potencjału. Nekromanta syknął i zrobił dwa kroki do przodu, a na jego ręce zebrała się energia, która wręcz emanowała mrokiem i z bliska pragnął uderzyć Zarkosa. Jednakże ten szerokością swojego miecz przyjął kulę, przez chwilę było to niczym siłowanie. Iskry na mieczu upadały na ziemie a ciemna energia próbowała przedziurawić ostrze jednakże nie skutecznie. Po kilku sekundach kula wyczerpując się z magii znikła, a sam Zarkos wyprostował się z wyższością. W tym czasie na niebie rozległ się wielki wybuch, asura Visterion wyrzucił w górę ładunek wybuchowy, który rozmył w pewnym stopniu mgłę przy towarzyszach. Widoczność stała się znacznie lepsza, jednakże nadal teren zajmowała sztuczna mgła stworzona dzięki iluzji. Visterion zadowolony swoim działaniem, chciał odpalić jedną ze swoich zabawek, jednakże chyba coś poszło nie tak gdyż przyrząd na jego plecak nie działał jak powinien i asura niczym rakieta wędrował nad polem bitwy, robiąc przy tym wiele hałasu, wkrótce jednak zniknął całej gromadzie z oczu. Gdy mgła się rozpuściła Zarkos zauważył leżącego prawie martwego Huntiego, który teraz już również obserwował pole bitwy z ziemi. Aiwe wykorzystało moment i w Zarkosa w jednej chwili leciała seria pocisków Varrusa, który wyłonił się z ukryciu, jednak nie tylko on gdyż wrogi snajper również oddał strzał i trafił go w prawie ramię mocno odrzucając do tyłu, było pewne że gdyby nie zbroja którą posiadał nie skończyłoby się to tylko na krwawym i bolesnym siniaku. Kaeiles również nie czekała aż Zarkos łaskawie ruszy do ataku, skumulowała potężną kulę ognia i cisnęła ją na Demona Mgły.  Iluzjonista nagle zdał sobie sprawę co się dzieje jakby ktoś go obudził z transu. Pociski Varrusa trafiły go w lewą rękę i w plecak z którego towarzysze usłyszeli jakiś pisk, po chwili wypadł z niego asura, który sapał ciężko po chwili wyzionął ducha, ślepy pocisk nie chybnie przedziurawił mu płuco i bez szybkiej interwencji medyka nie był w tanie zatamować krwawienia. Zarkos syknął z bólu był skupiony aby mieczem zablokować pocisk, jednakże trafiony w lewą rękę odruchowo spojrzał w lewo stronę. Kula ognia uderzyła w ostrze Mesmer jedną ręką próbował dzięki swojemu mieczu próbował wytrzymać siłę uderzenia jednakże nie skutecznie. Prawa ręka została mocna przypalona przez wysoką temperaturę, co spowodowało że również nie było w stanie odpowiednio funkcjonować. Subortis w czasie wspólnego ataku państwa Lockburner zorganizował ponownie energię na swojej dłoni i celował w miejsce serca, aby zakończyć to spotkanie. Widać tak samo uważali również Varrus i Kae, gdyż naboje zostały ponownie wystrzelone, a Kaeiles za nie długo miała stworzyć gorącą lawę aby zmienić przeciwnika w proch. Wszystko szło dobrze jednakże w ostatniej sekundzie, gdy ataków nie dało się już powstrzymać, przed atakiem Subortisa pojawił się Hunti i odepchnął Zarkosa, aby ten spadł z mostu wprost do wody. Sam przyjął na siebie pocisk Subortisa przypłacając to życiem, energia Subortisa skutecznie przedziurawiło ciało dzieciaka, a sam nekromanta wyciągnął rękę z ciała i cofnął się parę kroków. Jak można się było spodziewać pociski Varrusa zaczęły drastycznie dziurkować ciało chłopca, tworząc w nim kilka dodatkowych otworów. Jakby tego było mało lawa skutecznie ochlapała małego napastnika, zniekształcając jego skórę w dużej mierze. Kaeiles szybko stłumiła swoją magię, jednakże widać że było już za późno. Ta organizacja jest chora stwierdziła Kaeiles patrząc na ciało chłopaka. Gdy wyjrzeli przez most, aby zobaczyć co się stało z Zarkosem ujrzeli na tafli unoszące się topielce. Każdy z nich wyglądał jak Zarkos widocznie wcześniejszy przeciwnik Varrusa stworzył doskonała formę ucieczki. Po snajperze również już nie było śladu. A Tormir wraz z robotnikami wyszli z ukrycia, aby odetchnąć z ulgą. Zarkos ponownie uciekł, jednakże jego zachowanie wzbudziło w Subortisie pewne zdziwienie. Cała kampania nie odniosła zbyt wielkich obrażeń, a misje można było uznać za sukces.

Gdy Rejtan się uspokoił podszedł do grupy, jeszcze chwilę wszyscy porozmawiali, jednakże po jakimś czasie udali się do siedziby gildii, aby odpocząć i ewentualnie opatrzyć odniesione rany. Budowniczy Tormir miał dług wobec Aiwe, który obiecał spłacić. Jednakże czy zagrożenie ze strony Zarkosa znikło? Czy może jednak grupa Aiwe naraziła się na jego gniew… Cóż tego nie wiadomo, jednak jedno jest pewne. Gildia pokazała że nie jest kimś kogo można lekceważyć.

                                                                        „ Wojownicy są tylko narzędziami w rękach osób ponad nimi”


Prowadzący: Subortis

Uczestnicy: Varrus Lockburner - Kaeiles Lockburner -Jack Obieżyświat -Rejtan -Visterion


- Wróć -