Serce Maguumy (2016)

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Złoty filar

Gildia Leth mori Aiwe postanowiła w końcu rozpocząć działania na terenie dżungli. Pierwszym zadaniem było nawiązanie z zamieszkującymi Tarir tajemniczymi Exalted. Złote byty z chęcią przyjęły pomoc, jako że armie Mordremotha stawiało opór, z którym nawet ich złota magia nie zawsze potrafiła sobie poradzić.

Grupa składała się z dwunastu członków bractwa. Obecni byli: Vincent, Serafina, Edward, Marius, Markus, Marsus, Aendor, Gabriel, Lynerys, Irie oraz Lakziz. Mieli oni pomóc Mędrcowi Kehelowi w aktywacji jednego ze złotych filarów stanowiących system zabezpieczeń Tarir. Problem polegał na tym, że znajdował się on na terenie kontrolowanym przez Mordremy. Co gorsza, tereny dżungli oferowały nieznane dotychczas zagrożenia.

Pierwsza część podróży przebiegła spokojnie. Tereny wewnątrz sieci zabezpieczeń Exalted były względnie bezpieczne, i grupa nie napotkała żadnych przeciwności. Problemy pojawiły się, kiedy dotarli do wysokiego wąwozu. Według Kehela, była to jedyna droga do pylonu dla nich, jako że nie potrafili stać się niematerialni. Jednakże, cały teren wąwozu porośnięty był przez wielkie grzyby, które na pewno nie wyglądały na nieszkodliwe. Mimo mieszanych odczuć, ruszyli dalej. Droga szła im sprawnie, ale powoli. Musieli uważać gdzie stąpają, żeby przypadkiem nie trącić żadnego grzyba. Niestety nie udało się to, kiedy Vincent przez przypadek nadepnął na osobnika o rozmiarze mniejszym niż pięć centymetrów. Mały grzybek wydał cichy pisk, i jakby cały wąwóz zbudził się do życia. Grzyby o wielkościach mierzących od rozmiarów pięści do trzech metrów nagle powstały, jako że okazało się że posiadały nogi, i jak jeden grzyb zaatakowały członków LmA. Niektórzy chcieli zostać i walczyć z falą gumiastych przeciwników, jednak Vincent zarządził natychmiastową ucieczkę. Tak więc uciekając w stronę wyjścia z wąwozu, grupa musiała bronić się przed atakami ze wszystkich stron. Grzyby zasypywały ich wielkimi kolcami, strugami trucizny oraz żywymi pociskami, lecz dzięki dużej ilości strażników w drużynie, byli w stanie zablokować lecące w ich stronę ataki. Wyglądali niczym żywy czołg, otoczony za wszystkich stron świecącymi tarczami oraz rozbijającymi się na nich falami grzybiastych wrogów. Jednak wszyscy działali sprawnie i spójnie, i po wycieńczającym biegu udało się uciec z wilgotnej paszczy grzybów.

Po tym jak odbiegli na bezpieczną odległość, Vincent zarządził krótki postój. Zadziwiająco, okazało się że nikt nie odniósł żadnych obrażeń. Podniesiona tym na duchu drużyna ruszyła dalej....gdzie stanęli oko w oko z gigantycznym dinozaurem! Wielgachny Kamieniogłów mierzył ponad sześć metrów wysokości, zaprawdę był to prawdziwy gigant. Zauważając ich, saurian bez wahania zaatakował. Na szczęście droga do pylonu prowadziła przez pobliską jaskinię, zbyt małą dla gigantycznego jaszczura. Postanowiono zatem nie walczyć z gigantem i uciec przez jaskinię. Wszystkim się udało, jednak rozszalały Kamieniogłów z całym impetem uderzył swoją opancerzoną głową w kamienną ścianę obok jaskini. Impet uderzenia naruszył strukturę tuneli, doprowadzając do ich częściowego zawalenia. W gorączce biegu, doprowadziło to do rozdzielenia się grupy w plątaninie tuneli.

***

Marsus, Vincent, Gabriel, Edward, Lynerys, Irie oraz Kehel znaleźli się po jednej stronie zawału. Nie znalazłszy drogi powrotu, postanowili kontynuować podróż do pylonu. Kehel wytłumaczył, że jeżeli uda mu się aktywować urządzenie, to natychmiastowo Exalted zyskają kontrolę nad tym terenem. Pozwoli to na szybkie zlokalizowanie i uratowanie zaginionych. Perspektywa zostawienia pozostałych nie została przywitana ciepło, jednak nie mając wyjścia postanowili dokończyć misję.

Tereny po drugiej strony tunelu były zamieszkane przez duże ilości przeróżnych saurian, zatem mniejsza już grupa musiała stąpać ostrożnie. Mimo że wolno, to jednak bezpiecznie udało się przejść przez teren gęstych zarośli, tylko po to żeby trafić do kolejnego wąwozu. Ten był pozbawiony grzybów, jednak na samym jego środku znajdowała się grupa saurian zajętych pożeraniem jakiegoś truchła. Ukształtowanie wąwozu nie pozwalało na ominięcie drapieżników bez zwracania uwagi, postanowili więc wykorzystać podstęp. Vincent przywołał jedną ze swoich strażniczych broni, i z błyskiem magii oderwał od rosnącego nieopodal drzewa wielki konar. Dzięki magii ognia pozostałych, wielka gałąź stanęła w ogniu i z głośnym hukiem spadła pośrodku grupy jaszczurów. Te zostały spłoszone nagłym hałasem i pożarem, i czym prędzej czmychnęły w zarośla. Poza jednym. Jeden mały saurianin, nie większy od stojącego asury pognał w drugim kierunku, prosto na grupę LmA. Vincent zakazał atakować malucha, jednak Gabriel nie posłuchał, i wyskoczył z mieczem gotowy przelać krew niewinnego zwierzęcia. Ten jednak, zaskakująco uniknął ciosu mieczem. Mało tego, saurianin prędko zwinął się w kulkę i ze straszliwą prędkością wjechał w pozostałych członków grupy. Vincent przyjął na siebie impet uderzenia, zasłaniając się tarczą. Udało mu się zablokować atak, jednak impet nawet tak małego Kręcącego Diabła powalił go na ziemię i nawet wygiął tarczę. Sam saurian został ogłuszony uderzeniem, i szybko dobity promieniem magii wystrzelonym przez Kehela. Na szczęście Vincentowi nic się nie stało, i grupa mogła podążać dalej.

Exalted oznajmił im, że znajdowali się już bardzo blisko pylonu, jednak w tym momencie wszyscy zaczęli odczuwać dziwne nudności. Kiedy przystanęli żeby sprawdzić co się stało, zostali bez ostrzeżenia zaatakowani przez stado Dymołusek. Zanim sauriany zdążyły zatopić w nich swe kły, Vincent otoczył wszystkich swoją barierą. I rychło w czas, jako że w tym samym momencie Edward i Lynerys padli na kolana, straszliwie kaszląc. Lynerys jako pierwsza dowiedziała się co ich napadło, kiedy w nagłych odruchu zwymiotowało coś, co jak najbardziej przypominało żyjącego i machającego nogami grzybka. Okazało się, że podczas przebieżki przez wąwóz grzybów, wszyscy nawdychali się ich zarodników, które obecnie rosły w ich ciałach. Nie mogąc szybko zareagować, Edward stracił przytomność, a Marsus zwymiotował kolejnego grzyba. Vincent nie mógł działać ponieważ utrzymywał barierę, jednak Gabriel użył oczyszczającego płomienia strażnika aby wypalić grzyby w ich ciałach. Podziałało, i cała grupa pozbyła się wstrętnego przypadku. Wciąż jednak pozostawały sauriany czekające po drugiej stronie bariery. Vincent nie mógł już dłużej utrzymywać bariery, więc był zmuszony ją opuścić. Jednak zanim, Dymołuski zdążyły się na nich rzucić, LmA zaskoczyło je wyprowadzając atak. Trzy sauriany padły od ciosów, pocisków i magii. Pozostałe jednak wypuściły ze swoich ciał dziwny dym, który sprawiał że nie można było ich trafić. Marsus użył magii wiatru żeby rozwiać dym, lecz wtedy jaszczury zasypały ich gradem błyskawicznie szybkich ciosów. Za cel wybrały sobie największe cele. Vincenta, Gabriela, Marsusa, Kehela oraz golema, którego wcześniej przyzwała Irie. Strażnikom udało się uniknąć ran dzięki noszonym zbrojom. Kehel też był niewrażliwy na ataki, jednak Marsus oraz golem Irie pokryci zostali dziesiątkami ran ciętych. O ile cielesnemu konstruktowi było wszystko jedno, to popielec doznał ciężkich ran. Udało mu się jednak rozwiać dym, dzięki czemu pozostali członkowie grupy mogli rozprawić się z saurianami. Po krótkim odpoczynku za pomocą sporej dawki magii leczącej oraz bandaży udało się powstrzymać krwawienia, jednak popielec nie nadawał się już obecnie do walki, a Edward pozostawał nieprzytomny.

***

Rozdzielona grupa składająca się z Serafiny, Helmingana, Mariusa, Aendora oraz Lakziza bez Mędrca Kehela musiała sobie jakoś poradzić. Za sugestią Mariusa, by trzymać się szyku, chronić elementalistów i udać się do tunelu najbardziej po prawej stronie oraz mieć największą dozę prawdopodobieństwa na znalezienie drugiej grupy bohaterowie zastosowali się do tej sugestii.

W końcu szczęśliwie znaleźli się na zewnątrz. Znaleźli się ewidentnie niżej, niż poprzednio. Po kilku minutach chodu natarli na niewielką polankę bez drzew. Na jej środku znajdował się malutki, około piętnastocentymetrowy raptorek, który pożerał malutki kawałek mięska. Marius domyślił się, czym to jest. Ostrzegł, że  te stworzenia zawsze atakują w dużych grupach. Nie minęło wiele czasu, a raptorek zaczął biegnąć w stronę formacji. Po chwili zza traw i krzewów wydobyła się chmara 30 Saurian, która otoczyła resztę i jakby na jeden rozkaz ruszyły z zamiarem zabicia opancerzonych puszek i dwóch mięsistych elementalistów.


Marius broniąc się zaczął ciachać głowy raptorów. Helmingan  i Aendor użyli swojej strażniczej magii, by pozbyć się kilku następnych. Serafina i Lakziz posłali kulę ognia w gady. Wszystkie umarły za wyjątkiem dwóch, które rzuciły się na Lakziza. Na całe szczęście złapał je Aendor i zgniótł w swoich wielkich rękach.

Kompania udała się dalej. Ich kolejnym przeciwnikiem okazał się wielki, żółwiopodobny Bristleback. Na całe szczęście ,,słodko" sobie spał, więc nikogo nie atakował. Marius znowu opracował plan. Po chwili namysłu, co mają robić wpadł na pomysł, by ktoś strzelił potworowi w oko, podczas gdy on sam ruszy na niego z mieczem i tarczą. Tak też zrobił. Lakziz wyczarował z ziemi niewielki szpiczasty kamień, który wbił się w oko stwora. W tym samym czasie Marius lekko naciął brzuch wielgachnego żółwia, a Aendor posłał łańcuchy, by jeszcze bardziej ją uszkodzić. Ten rozwścieczony podniósł się, naburmuszył swój grzbiet i wielką przednią kończyną miał zamiar uderzyć Mariusa prosto w głowę. Lakziz i Serafina posłali po kuli ognia na brzuch, Marius wzmocnił się magią by powstrzymać atak, a Helmingan wyczarował pod Bristlebackiem podłożę, które miało zrobić z niego sito. Na dodatek Aendor rzucił się na bestie pojawiając się w mgnieniu oka nad głową bestii posyłając ją w dół, w ziemię. Atak Helmingana zranił poważnie zwierzaka, dzięki czemu Marius i jego obrona wytrzymali. Saurian wystrzelił kilka półmetrowych pocisków w stronę elementalistów i Markusa. Ten ostatni zablokował siebie i Serafine. Elementaliści zaś posłali kule ognia, by spopielić wielkie łuski potwora. Na całe szczęście grupie się powiodło i zniszczyli łuski. Żywot stwora zakończył Aendor wkładając mu rękę do mózgu. Jako trofeum wziął ze sobą łuskę potwora.

Mieli już ruszać dalej, gdy napotkali na kolejny problem. Wszystkim zaczęło się robić niedobrze. Pierwszy zwymiotował Lakziz. Okazało się, że oprócz resztek jedzenia wydalił jeszcze małego grzyba na nogach! Po chwili Helmingan, Serafina i Aednor (Który chciał pierwotnie użyć strażniczego ognia na sobie, by zniszczyć zarodnik w środku, lecz nie trafił) też zaczęli wymiotować. Marius natomiast pozbył się tego czegoś dzięki swojemu okrzykowi. Po zażegnaniu grzybowej udali się dalej.

Dotarli do kolejnej kotliny, w której nie było wiele problemów. Jednak niedaleko nad grupą po prawej stronie  pojawił się dosyć duży oddział mordremów. Chcąc uniknąć walki wszyscy się schowali za drzewem bądź Aendorem. Lakziz postanowił śledzić grupę. W końcu to była jedyna sensowna droga, jaką mogli się udać.

W końcu cała piątka dotarła pod... Pylon....

***

Jednakże do pylonu było już blisko, i grupa dotarła tam bez dalszych problemów. Kiedy Kehel natychmiast zaczął rytuał aktywacji, członkowie Lma zauważyli oddział mordremów podążający w ich kierunku. Okolice pylonu nie nadawały się do obrony, więc Marsus zużył całą energię zgromadzoną w swoich kryształach, żeby wznieść ziemię na kształt fortyfikacji dookoła złotego konstruktu. Tak okopani, członkowie LmA przystąpili do obrony przed atakami pomiotów smoka. A były one zadziwiająco skuteczne. Działali niczym doświadczona i zdyscyplinowana jednastka. Łucznicy zapewniali ogień zaporowy, kiedy Tarczownicy osłaniali główne siły natarcia. Wyglądało by to bardzo źle dla zmęczonych awijczyków, gdyby nie nagłe wsparcie w postaci drugiej zaginionej grupy. Śledzili oni ten oddział mordremów przez jakiś czas, i zaatakowali w dogodnym momencie, zamykając siły smoka w kleszczach. Nawet jednak pomimo tego manewru siły były bardzo wyrównane. Każde działanie ze strony LmA spotykał się z równie gwałtowną odpowiedzią pomiotów smoka. Markus zaatakował odsłoniętych łuczników, którzy jednak rozpierzchli się, a strażnik został zaatakowany przez kawalerzystę. Vincent wyprowadził silny atak magiczny z wykorzystaniem strażniczych broni, jednak został on w większości zablokowany przez tarczowników, a on sam został postrzelony w ramię przez łucznika. Lynerys i Irie zapewniały wsparcie zza fortu, jednak na ich teren zostały zrzucone śmiercionośne trujące pociski, zmuszając je do oczyszczenia terenu fortu. Serafina bardzo skutecznie paliła przeciwników, jednak sam dostała groźną ranę od kryjącego się w cieniu mordrema zabójcy. Aendor zdołał uratować Lakziza przed podobnym atakiem, jednak sam był odsłonięty i otrzymał potężne uderzenie młotem.

Walka była naprawdę wyrównana, i trudno było powiedzieć kto zwycięży. Zaraz jednak z zarośli wyłoniły się trzy wielki mordremowe nuchochi. Były one w stanie zmiażdżyć każdego z nich jednym uderzeniem młota, i nieubłaganie zbliżały się do pylonu oraz otaczającego go fortu. Jednakże w tej chwili Kehel zakończył rytuał. LmA zapewniła Mędrcowi Exalted dość czasu na aktywację pylonu, dzięki czemu mógł wezwać wielki złoty pancerz bojowy. Wyposażony w tą nową broń, Kehel sprawnie rozprawił się z pozostałymi mordremami. Podziękował on członkom bractwa za pomoc w jego zadaniu, i zapewnił portal do Tarir, gdzie wszyscy mogli się udać żeby opatrzyć rany.


Organizatorzy Marsus Arclaw Lakziz

Uczestnicy Vincent Vanthel, Markus var Maelius Helm, Irie Sho, Marius Roze, Ethir, Lord Yves Ruthwen, Lynerys Valtheron, Edward Norwood, Serafina Norwood, Aendor Dawnbringer, Sir Gabriel Benrhard

Skarb Nowego Skrittingtonu

Na głównym placu w Siedzibie gildii zebrały się następujące osoby: Juliet, Vincent, Helmingan, Marius, Alwan, Delia, Volous oraz Edward Norwood. Wszyscy wyglądali na wybitnie gotowych, więc Marsus i Lakziz byli zadowoleni z takiej frekwencji. Jednakże nastąpił pewien problem. Vincent Vanthel był wyraźnie przeciwny temu, aby wpuszczać Sylvari do dżungli. Według niego, stanowili oni niebezpieczeństwo, skoro Mordremoth mówi do nich i mąci im w głowie. Jedną z takich istot była Delia. Nastąpiła sprzeczka, w której grupa podzieliła na jakoby na dwie części. Jedna z nich nie miała nic przeciwko wpuszczaniu Sylvari na otwartą dżunglę, druga zaś obawiała się, że możę być to zbyt niebezpieczne. Koniec końców do dżungli nie udał się Vincent uważając tą wyprawę za zbyt niebezpieczną z Sylvari na barku. Również Delia, Edward i Volous nie udali się do dżungli...

A więc zostali Juliet, Helmingan, Alwan, Marius, Lakziz i Marsus. Dotarli oni do Tarir, w którym spotkali mędrca Ranon. Przemawiała ona żeńskim głosem. Powiedziała, że następny pylon do aktywacji znajduje się całkiem niedaleko, poza zasięgiem mordremów. Problemem był fakt, iż wokół pylonu zamieszkały... Skritty. Nie pozwalają oni Exalted dostać się do pylonu, aby go aktywować. Jako, iż powiernicy woli Glint nie chcieli zabijać skrittów, pozwolili Leth mori Aiwe zająć się tą sprawą.

Dotarcie na miejsce nie sprawiło problemów. Tereny pod protektoratem Tarir skutecznie odstraszały mordremy. Jednak zamiast samego pylonu nasi dzielni bohaterowie dostrzegli... masę złomu ułożoną w ogrodzenie i bramy. Bramę strzegło dwóch skrittów. Dostrzegli oni nowo przybyłych oraz exalted. Typowym dla swojego języka oznajmiły, że nie wpuszczą ich do Nowego Skrittingtonu, ponieważ według nich wielkie świecące istoty chcą odebrać ICH wielkie świecące rzeczy. Na całe szczęście Helmingan wpadł na pomysł jak dostać się do miasta. W ręce wyczarował  strażnicze światło, które oczywiście było ŚWIECĄCE. Zwróciło to uwagę skrittów, które bez żadnych skrupułów wpuściły wszystkich do miasta. W środku znaleźli nieaktywny pylon, masę skrittów oraz wiele, wiele złomu. Przed grupą z wielkiego podestu wyszedł burmistrz nowego skrittingtonu- Zikrikkt. Po krótkich negocjacjach, w którym głównym argumentem było to, że sprawią WIELKI ŚWIECĄCY pylon JESZCZE bardziej świecącym, skritty zwołały spotkanie dyplomatyczne. Grupa musiała udać się do ,,ratusza” . Jednak przed wejściem musiały oddać broń, tak jak wszystkie inne szczury wchodzące do gmachu. Posłusznie wykonali i weszli na spotkanie z burmistrzem. Ratusz okazał się być niczym innym niż nieosłoniętą rampą z krzesełkami zrobionymi ze złomu. Rozmowa zdawała się prowadzić do niczego, gdyż niestety skritty nie chciały uwierzyć, że mędrzec Ranon sprawi, że pylon będzie świecił mocniej. Sytuacje uratowały- albo i nie- Skritty poza ratuszem. Wzięły one wszystkie bronie, które zostawili członkowie LmA. Kostury Lakziza i Marsusa zaczęły strzelać kulami ognia. Miecze Mariusa i Helmingana oraz sztylety Juliet kierowały się wokół pylonu. Wszelkie prób odzyskania proni spełzły na niczym. Helmingan oraz Marius przedarli się przez armię skrittów (nie zabijając ani nie raniąc ani jednego!) i dostali się do pylonów, gdzie ich bronie były najzwyczajniej na świecie wbijane w wielki magiczny obiekt. Cóż... Z broni nie zostało wiele. Ostrza się stopiły. Podobnie stało się ze sztyletami Juliet. Rozkruszyły się na kawałki. Kostury wystrzeliły w siebie nawzajem i oba zostały zniszczone.... Alwan też miał problem. Jego plecak z bombami został ukradziony, a ładunki wybuchowe latały po całym nowym Skrittingtonie. Zdenerwowany dostał się do swojego plecaka, rzucił bombę dymną, lecz nic to nie dało. Skritty ukradły jego cały ekwipunek.

Po chwili chaos został ogarnięty. Sktritty czuły się winne tego, co zrobiły. Przeprosiły grupę pozwalając mędrcowi Ranon dostać się do Pylonu. Zaczęła go aktywować. Winne szczurki oddały zebrane bronie paktu jako zadośćuczynienie. Z aktywowanego pylonu wyłoniła się wielka, świecąca zbroja exalted. Burmistrz Skrittingtonu wpatrywał się w zbroję jak w obrazek. Bez zastanowienia podszedł do zbroi i wszedł w nią.

Skritt nie był w stanie jednak właściwie kontrolować zbroi. Wszystkie żywe sygnały odbierał teraz jako świecące światła, co nie było zbyt przyjemne dla wszelkich istot żywych znajdujących się w jego zasięgu.

Nowo mianowany Mechaburmistrz skierował się zatem ku najbliższemu źródłu światła, czyli odchodzących właśnie Juliet i Mariusa. Wojownik odepchnął od siebie kobietę, i sam został przyciągnięty do konstruktu. Człowiek jednak nie stracił głowy, i wykorzystał pęd by zadać Mechaburmistrzowi silny cios w głowę mieczem. Zbroja jednak była niezwykle wytrzymała, i broń złamała się od impetu. Sam Marius został za to ciśnięty o najbliższą ścianę. Zdołał on jednak dość szybko aktywować umiejętność wojownika aby zniwelować rany.

Ranon dała im szybko do zrozumienia że zwykłe ataki nie podziałają na zbroję bojową Exalted. Poradziła im jednak, że muszą sprawić żeby zbroja dotknęła pylonu. Sprawi to że pilot zostanie zmuszony do przymusowego wyjścia. Tak więc, kiedy Marius był miotany po całym mieście, reszta drużyny zasypywała Mechaburmistrza atakami. Brak odpowiedniego uzbrojenia jednak sprawił że ich ataki nie były zbyt skuteczne.

Markusowi udało się złapać głowę Mechaburmistrza w strażniczy łańcuch, ale siła zbroi po prostu powaliła go na ziemię. Dopiero z pomocą Ranon udało mu się nakierować zbroję w stronę pylonu. Mechaburmistrz był już blisko celu, jednak wciąż zaciekle atakował wszystkich dookoła. Zaklęcia i ataki nie wystarczały żeby go ogłuszyć, jednak wtedy do akcji wkroczył Alwan. Jakiś skritt wręczył mu w panice jedną z jego skradzionych bomb. Asura wykorzystał to skutecznie, i zdetonował bombę, wprost wrzucając Mechaburmistrza na Pylon. Nastąpiło przewidziane przez Ranon przeładowanie, i Zikrikkt wyleciał z pancerza w formie przypalonego skwarka.

Akcja zakończyła się powodzeniem. Smutne skritty przeprosiły i wybrały nowego burmistrza- Nakkitti. Dodatkowo Lakziz nawiązał współprace ze Skrittami. Został ich oficjalnym delegatem.


Organizatorzy: Lakziz, Marsus

Uczestnicy: Helmingan, Marius, Alwan, Juliet

Zaginione Maski

Była to kolejna wyprawa do dżungli w celu wspomożenia Exalted i umocnieniu przyjaznych relacji pomiędzy Tarir a LmA. Tym razem Bractwo zostało poproszone o pomoc w odnalezieniu zaginionej grupy, mającej na celu aktywację jednego z pylonów. W obecnej chwili Exalted nie posiadali odpowiedniej liczebności żeby samemu się tym zająć. Chodziły plotki że pojawił się nowy rodzaj mordremów, stworzony tylko i wyłącznie by efektywnie eliminować złotych wojowników.

Na główny plac Tarir przybyli: Kenneth, Marius, Ethan, Aendor, Lakziz oraz Marsus. Czekał już tam na nich wydzielony do pomocy Exalted. Tym razem był nim Bastion Affar, który specjalizował się w bezpośrednich starciach oraz misjach w terenie. Przedstawił on szybko sytuację oraz cel ich wyprawy, po czym wszyscy udali się w drogę. Ta przebiegała nadspodziewanie sprawnie. Cel ich wyprawy, którym była ostatnia znana lokacja zaginionych, znajdował się wewnątrz magicznie kontrolowanej strefie wpływów Tarir. Ostatnie akcje LmA pomogły uzupełnić sieć zabezpieczeń o te najbardziej kłopotliwe pylony, dzięki czemu przepływ magii stał się stabilny, a spory kawał dżungli został wyrwany spod kontroli smoka. Pozostawał oczywiście lokalna fauna w formie niebezpiecznych saurian, gigantycznych owadów oraz chodzących grzybów, jednak Affar ofiarował się podążać przodem aby ściągnąć na siebie potencjalne ataki. Ciała Exalted były bowiem stworzone z czystej magii zamkniętej we wzmacniane złote zbroje. Nawet kiedy te drugie ulegną zniszczeniu, esencja po prostu wraca do Złotego Miasta aby wkroczyć w nowe ciało. Tym bardziej niepokojące były wieści o zniknięciu całej grupy Exalted. Co mogło sprawić że ich magiczne dusze uległy zniszczeniu?

Odpowiedź miała nadejść już wkrótce. Grupa bez problemów dotarła do ostatniej zarejestrowanej lokacji zaginionych. Rozpoczęli poszukiwania, tylko po to żeby odnaleźć w pobliżu zalegające zwłoki Itzela. Ciało było jeszcze świeże, jako że nie dobrali się jeszcze do niego miejscowi padlinożercy. LmA odkryło na nim jednak cały zestaw ran, świadczący o wielu potencjalnych przeciwnikach. Dzięki ciału, mieli teraz bardziej konkretny kierunek poszukiwań. Po podążeniu śladami hyleka, Affar znalazł trop na wyżej położonej skarpie. Po krótkiej wspinaczce, przyśpieszonej nieco przez latającego Exalted, wszyscy znaleźli się na górze. Przywitał ich widok większej ilości ciał, należących do dwójki Itzeli jak i Nuchoka. Po dokładnym przeszukaniu, udało im się też znaleźć złotą maskę, należącą do jednego z zaginionych. Oderwana maska znaczyła, że esencja Exalted została przymusowo usunięta, i de facto oznaczała śmierć istoty. Po zbadaniu sceny rzezi, dowiedzieli się że ci, którzy wymordowali hyleki nadeszli z pobliskiego tunelu. Po krótkiej naradzie, LmA z Affarem ostrożnie zagłębili się do środka. Kenneth został aby ubezpieczać tyły.

Tunel zakręcił kilka razy, i ich oczom ukazała się sporych rozmiarów grota. Wewnątrz przywitał ich widok całego oddziału mordremów ładujących ciała większej ilości hyleków na jedną stertę. Liczebność wroga wynosiła przynajmniej czterokrotną liczbę członków LmA. Nie udało im się wykorzystać elementu zaskoczenia, i smocze pomioty natychmiast przystąpiły do ataku.

Zaraz jednak okazało się jak sprawni w walce potrafią być Bastioni Exalted. Wykorzystując zdolność teleportacji, Affar przeniknął na tyły sił wroga i rozpoczął dekapitować przeciwników za pomocą wyładowań magii, złotych ostrzy oraz macek energetycznych. Większa siła wroga skupiła się jednak na pozostałych członkach wyprawy. Oddział liczył przeróżne rodzaje mordremów. Od uzbrojonych w łuki i granaty, po ciężką piechotę z młotami lub tarczami. Działali niczym idealnie wytrenowana jednostka bojowa, i z wielkim impetem zaatakowali grupę LmA nawałnicą pocisków oraz ciosów. Aendor , Ethan i Marius dzięki strażniczym ochronom zdołali powstrzymać pierwsze natarcie, jednak szybko zostali przygwożdżeni przez przeważające siły wroga. Marsus i Lakziz zapewniali wsparcie z dystansu, jednak strata broni podczas ich wcześniejszej wyprawy zostawiła ich o wiele mniej efektywnymi.

Nie widząc sensu w kontynuowaniu takiej walki, Marius nakazał wycofanie się do tunelu, gdzie dzięki ograniczonej przestrzeni wrogowie nie wykorzystają przewagi liczebnej. Udało im się wycofać dzięki ogniu zaporowemu Marsusa i Lakziza. Jednak przeciwnik był na to przygotowany, i za dwójką elementalistów wyszła z cienia trójka mordremów zabójców. Tylko dzięki szybkiej interwencji Affara, który w tym czasie zdążył rozprawić się ze strzelcami, obyło się bez zranień. Tymczasem Aendor użył strażniczej bariery, by na chwilę zagrodzić drogę przeciwnikom. Pozostali wykorzystali to aby zadać spore obrażenia stłoczonym mordremom. Na chwilę obecną trzymali się nieźle, chociaż wiele zależało od tego jak długo wytrzyma bariera Aendora.

Po drugiej stronie tunelu, Kenneth wciąż czekał bezpiecznie ochraniając tyły. Okazało się jednak że to właśnie on trafił na najgroźniejszego przeciwnika. Tylko dzięki wyczulonym zmysłom, zdołał on wyczuć zbliżającego się wroga, którym okazał się wielki Vinetooth. Kenneth natychmiast wystrzelił we wroga precyzyjnie wymierzoną wybuchową strzałą, lecz pancerz Vinetootha okazał się zbyt gruby żeby odnieść obrażenia. Nie czekając bestia z zaskakującą jak na jej gabaryty szybkością zaszarżowała na człowieka, który zdołał uniknąć niechybnej śmierci przez skok w cieniu. Nie wyglądało jednak na to żeby stwór się przejął, jako że nie przestał szarżować, i wbiegł do środka tunelu. Kenneth jednak nie dał za wygraną. Wykorzystując serię skoków w cieniu dopadł grzbietu mordrema i wbił mu w kark sztylet z najsilniejszą posiadaną przez siebie trucizną paraliżującą. Poskutkowało, i stwór padł z ogłuszającym rykiem na ziemię w drgawkach. Wcześniej jednak zdołał uderzyć w człowieka swoim przypominającym masywną włócznię ogonem, posyłając go na ścianę.

Po drugiej stronie sprawy miały się już zdecydowanie lepiej. Affar popisał się swoimi zdolnościami strzelca, celnymi strzałami zabijając na miejscu mordremy. W chwili kiedy bariera Aendora znikła, ostatni przeciwnik padł martwy na ziemię. W tym czasie wszyscy usłyszeli ogłuszający ryk z wnętrza tunelu. Ethan i Aendor postanowili zaś przekonać się co to takiego. Na miejscu zastali podrygującego Vinetootha, oraz leżącego pod ścianą Kennetha. Ten właśnie krzykiem dał im znać że trucizna zaraz przestanie działać, i że powinni szybko wykończyć bestię. Ethan od razu przystąpił do dzieła. Wbijając miecz w łeb unieruchomionego stwora, posłał w głąb jego ciała falę wyniszczających strażniczych płomieni.

Tym aktem walka została zakończona. Wszyscy członkowie grupy odnieśli niewielkie rany, jednak w najcięższym stanie był Kenneth. Atak Vinetootha spowodował wiele ran oraz złamań w jego ciele, i wymagał natychmiastowej opieki leczniczej. Problem leżał w tym że znajdowali się dość daleko od Tarir, i nie zdążyliby go zanieść na czas. Affar jednak zaoferował się polecieć z rannym do samego miasta. Poprosił jednak żeby pozostali przeszukali poprzednią grotę w celu znalezienia pozostałej dwójki jego towarzyszy.

Kiedy Exalted odleciał z rannym, pozostali rozpoczęli przekopywanie zebranych ciał hyleków. Udało im się znaleźć dwie pozostałe maski, co niestety oznaczało że wszyscy członkowie poprzedniej grupy zostali zabici bez możliwości zreformowania. Podczas przeszukiwań udało im się jednak znaleźć coś nieoczekiwanego. Okazało się że jeden z Itzeli zdołał przeżyć masakrę. Po użyciu odpowiedniej dawki strażniczej magii leczniczej udało się przywrócić rannemu przytomność. Itzelka okazała się kobietą o imieniu Capoli. Po zrozumieniu swojej sytuacji oraz śmierci pozostałych współplemieńców, poprosiła LmA o spalenie ich ciał. Wytłumaczyła też że Mordremoth jest w stanie stworzyć więcej sług z ciał poległych. Po spełnieniu prośby Itzelki została ona zabrana do siedziby w celu wyleczenia ran.


Organizatorzy: Marsus Arclaw, Lakziz

Uczestnicy: Ethan, Marius Roze, Kenneth Valtheron, Aendor Dawnbringer


- Wróć -