Wyprawa do kopalni (2016)

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Wyprawa do kopalni rozpoczęła się od przybycia na miejsce wymarszu prawie wszystkich zapisanych na nią osób. Jedna z nich nie dotarła, natomiast na jej miejsce przyszedł nowicjusz bractwa, niejaki Melzaler, który od samego początku wzbudzał zamieszanie i konsternację - co chwila wykrzykiwał o nadciągającym gniewie bożym i innych podobnych sprawach. Po rozdzieleniu sprzętu i krótkim wyjaśnieniu zasad ekspedycji, wszyscy udali się do kopalni, gdzie krętymi korytarzami oraz wyrobiskami zmierzali w stronę zejścia na niższe poziomy.

Niedaleko przejścia, dzielni odkrywcy spotkali dosyć znaną ze swych zachowań personę - cnego strażnika Sir Gabriela Bernharda, który najwyraźniej próbował wydobyć od górników jakieś informacje. Gdy jego rozmówca nie wiedział o co chodzi szlachcicowi i ubrudził jego zbroję, Melzaler wpadł w swego rodzaju szał i posławszy kopniakiem górnika na ziemię jął go katować. Biedak także otrzymał potężnego kopniaka od Sir Gabriela. Widząc tą rażącą nieprawość i pogwałcenie zasad Aiwe egzekutor Marsus zawezwał strażników by ci opanowali dwójkę. Gabriel nie sprawiał problemów, natomiast Melzaler otoczył się płomieniami Balthazara i potrzeba było użycia magii ze strony Magistra Alberna i jednego ze strażników by go obezwładnić. Następnie Marsus udał się wraz ze strażnikami by odeskortować kłopotliwą dwójkę do strażnicy, gdy powrócił ekspedycja ruszyła dalej.

Tuż przed wejściem do tunelu ekspedycja spotkała brygadiera Kokoro "Martwe Oko" Rokoko, dwumetrowego norna, który poinformował ekipę o tym, że ładunki wybuchowe zostały założone i bez zbędnego przeciągania zdetonował je, otwierając w ten sposób przejście na niższe poziomy.

Gdy pył opadł, a ziemia przestała drżeć, odkrywcy ruszyli tunelem, a gdy dotarli do miejsca gdzie zbadana część kopalni kończyła się, Marsus począł rozświetlać ciemności za pomocą magicznych kryształów. Pozostałe osoby także miały mniej lub bardziej skuteczne źródła światła. Magister Albern korzystając z kuli wykrywającej aury, sprawdzał skupiska magii dookoła. Korytarz, którym zmierzała ekspedycja wił się, zakręcał, ale nie posiadał odnóg i był na tyle szeroki, że dwójka popielców mogła iść bez większych przeszkód.

Po dłuższym czasie, grupka dotarła do pierwszej przeszkody - sporych rozmiarów jaskini przez środek której przepływał podziemny ciek wodny pełen oślizgłych ślepych ryb. Marsus z pomocą kryształu sprawdził głębokość i co czai się w wodzie, a szelki przeprowadził szybki test, czy zawartość rzeki nie jest trująca. Czas mijał, a z odmętów zwabione hałasami i światłem wyszły skelkopodobne oślizgłe, najeżone kolcami istoty. Mimo małych rozmiarów, niewzruszenie ruszyły w stronę najbliżej stojącej osoby - bibliotekarki Trill i jęły ocierać się o jej buty. A ichnie kolce ociekały zieloną trucizną. By nie tracić czasu oraz nie dać się otoczyć, gdyż plugastw wychodziło coraz więcej, elementaliści stworzyli lodową kładkę po której grupa szybko się ewakuowała na drugą stronę. Podczas przeprawy Szelki używając static shota pozabijał wiele skelków, niestety kilka z nich nie wytrzymując napięcia, eksplodowały siejąc kolcami na wszystkie strony. Szelki został raniony jednym z nich, ale korzystając z eliksiru, szybko odkaził zranione miejsce.

Dalej droga rozgałęziała się na kilka korytarzy, ale tylko jeden był na tyle szeroki by wszyscy się do niego zmieścili, więc to on został wybrany. Korytarz prowadził coraz głębiej i głębiej, a także pełen był ostrych odłamków, ustępów i kryształów więc niebawem każdy członek wyprawy mógł poszczycić się wieloma skaleczeniami, otarciami i rankami. W końcu grupa dotarła do miejsca, gdzie ze szczelin tunelu wydobywał się gaz. Po szybkiej ocenie ze strony Szelek i Ellie, że gaz jest trujący wszyscy włożyli maski i zagłębili się w brązowy opar. Pół godziny później, opar rozwiewał się w otworze prowadzącym gdzieś do góry, zbyt stromym by tam wejść. Natomiast było tam jeszcze jedno przejście - prowadzące głębiej w mroczną czeluść. Stwierdziwszy, że grupa posiadała zbyt mało filtrów do masek zarządzono powrót na powierzchnię i doekwipowanie się.

Jakiś czas później po powrocie w to samo miejsce, Szelki skonstruował prowizoryczną windę po której wszyscy spuścili się do jaskini na dole. Tam też znajdowały się cztery tunele, a z jednego z nich można było czuć cieplejsze powietrze.  To własnie tym tunelem udała się wyprawa. Okazało się, że tunel kończy się wyrwą, która prowadziła do korytarza, który z pewnością nie był dziełem natury - jego ściany były równe i pokryte runami zapomnianych. Magister korzystając ze swej wiedzy przetłumaczył kilka z nich - stanowiły one, że gdzieś poniżej znajduje się coś potężnego; wielka moc. Wiedzeni ciekawością, podróżnicy postanowili pójść jeszcze kawałek, a moment później egzekutor otarł się o śmierć - tuż obok niego gwizdnął pocisk z dubeltówki, wystrzelony przez zwariowanego staruszka, który okazał się Williamem Pedegrew - znanym podróżnikiem z gildii odkrywców, który zaginął dziesięć lat wcześniej. Z rozmowy z nim wynikało, że przez cały ten czas mieszkał na tych poziomach w ruinach dawnej budowli zapomnianych, żywiąc się wszami, glonami i porostami. Twierdził, że poza nim żyją tam też ludzie-krety, które chcą się go pozbyć. Co jakiś czas pojawiało się tam też śmiertelne zjawisko - emisje dzikiej magii pędzące przez korytarz i najwyraźniej smażące wszystko na swojej drodze. Dodatkowym bardzo cennym znaleziskiem były liczne tablice wykonane ze szczerego złota zawierające na sobie runy zapomnianych - najpewniej były to treści ich zaklęć, lecz dokładne tłumaczenie było poza zasięgiem członków wyprawy. Zanim ekspedycja udała się na powierzchnie, ruszyła za Williamem, który zgodził się pokazać gdzie gnieżdżą się ludzie krety. Idąc tam, grupka zauważyła w jednej z rozpadlin poskręcane, zdeformowane szkielety, przy których znajdowały się nadtopione odznaki gildii podróżników i odkrywców. Po zejściu na jeszcze niższy poziom Marsus założył pułapkę, która miała zawalić tunel na wypadek ataku ludzi-kretów a pozostali ruszyli dalej tunelem, gdzie spotkali przedstawiciela tego gatunku - odrażającą kreaturę, uzbrojoną w prowizoryczną dzidę. Nawiązanie kontaktu było trudne - "rozmówca" wydawał dźwięki niczym nie przypominające mowy - "BURH BURH". Istota próbowała coś przekazać grupce gestami, a następnie zniknęła w mroku i ruszyła w stronę, z której dobiegały dźwięki bębnów.  Trill i Szelki uznali, że ten chciał by za nim iść i też zniknęli w ciemności. Natomiast Magister i Ellie wrócili się do Marsusa, który zdecydował by ruszyć za nieostrożną dwójką na wypadek, gdyby potrzebowali pomocy.

Natomiast w legowisku ludzi kretów, wiło się i gnieździło kilkanaście takich istot, na widok przybyłej dwójki otoczyli ją i burhali. Kobieta i popielec próbowali się z nimi jakoś porozumieć, ale raczej daremnie. Gdy pozostała trójka dotarła tam i zabrała Trill i Szelki, ludzie-krety pozwoliły im odejść, a jeden z nich podbiegł do nich i pokazał im odznakę gildii podróżników, którą wyciągnął ze szmat w które był odziany. Parę razy na nią pokazywał po czym przypiął ją sobie do piersi i pokazał na górę. Zanim ekspedycja mogła zareagować pojawił się Pedegrew z dubeltówką i zaczął krzyczeć, że z kretami nie można się ugadywać gdyż plugawe są! By nie wywoływać ogólnego rozlewu krwi, ekspedycja szybko ewakuowała się na powierzchnię zabierając ze sobą staruszka wcześniej na wszelki wypadek go obezwładniwszy.

Prowadzący:

-Ellie Harrington

Uczestnicy

-Marsus

-Trill

-Szelki

-Vincent

-Melzaler

-Sir Gabriel


- Wróć -