Las Zła (2018)

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

W odpowiedzi na prośbę na pomoc przybyła czwórka awijczyków – Ereltana, Thorin, Nassain i Titilus. Zatrzymali się na moment na skraju lasu, obserwując bezlistne, szare drzewa i wsłuchując się w niepokojącą ciszę. Zamieniwszy ze sobą kilka słów, zagłębili się w puszczę, krocząc po brukowanej drodze prowadzącej w jego głębię.

Po kilku minutach natknęli na leżące na drodze, pozbawione lewej ręki ciało. Ereltana zidentyfikowała go jako Dorana Cerna, ich zleceniodawcę. Badanie nekromantki wykazało, że zmarł na zawał. Awijczycy domniemywali, że coś go śmiertelnie przestraszyło. W prawej ręce trzymał świstek papieru, który okazał się mapą lasu.

Mapa


Na odwrocie kartki krwią były napisane ostrzeżenie – "nie przekraczajcie linii drzew".

Thorin, jak na przekór ostrzeżeniu, posłał do lasu ożywionego pająka. Jego celem była skryta w głębi lasu chatka. Nie minęło wiele, gdy po całym las wstrząsnął ryk, koszmarny wrzask który nie miał prawa opuścić ludzkiego gardła. Chwilę później Thorin poinformował ekipę, że właśnie stracił ożywieńca.

Thorin dość szybko podjął decyzję o udaniu się na cmentarz, jako że jego Kruk – Raldesh – poinformował go, że o obelisk oparta jest jakaś postać. Niemalże natychmiast dołączyła do niego Erel, a po chwili zwłoki – również Nassan i Titilus.

Idąc w stronę cmentarza, Ereltana skupiła swe zmysły na skanowaniu okolicy w poszukiwaniu magii – i udało się jej. Wyczuła kilka skupisk potężnej siły życiowej i magii nekromanckiej. W tym samym kruk Thorina patrolował okolicę, szukając niebezpieczeństw.

Gdy dotarli do cmentarza, przywitał ich widok zakutego w czarny pancerz kościotrupa, który siedział oparty o obelisk. Po chwili podniósł się on jednak – okazał się być nieumarłym, do tego świadomym. Według Ereltany, kościotrup był połączony z pełnym mocy obeliskiem. Pomiędzy szkieletem a Awijczykami wywiązała się rozmowa – luźne podejście Nassana rozbawiło kościotrupa i skłoniło go do poprowadzenia zwykłej rozmowy. Dowiedzieli się od niego, że w lesie żyły trzy wiedźmy w różnym wieku które, jak zgadła Erel, były rodzinką. Szykowały jakiś rytuał, który ponoć miał zapewnić im moc i nieśmiertelność. A potrzebowały do tego, a jakże by inaczej, krwi dziewic – stąd też te wszystkie porwania.

Szkielet wyznaczył im listę rzeczy do zrobienia – zakończenie cierpień prastarego Oakhearta żyjącego w lesie, zniszczenie armii ukrywającej się w kopcu, zakończenie rytuału wiedźm przeprowadzanego w osadzie i w końcu zburzenie obelisku na cmentarzu. Najlepiej w tej kolejności, z obeliskiem jako ostatnim celem, jako że nie-życie kościotrupa było związane z istnieniem obelisku – miał przymus ochrony go i próba zburzenia struktury nierozłącznie wiązała się z walką z nim samym.


Na koniec dał do listy dodał jeszcze jeden punkt – nie wchodzić do lasu, by nie ryzykować spotkania z czyhającym w nim mutantem, który stworzyły czarownice. A skoro już mowa była mowa o mutancie – akurat mieli okazję podziwiania go, jako że przykucnął w krzakach na skraju lasu i obserwował ich. Wyglądał w sumie jak człowiek, choć stanowił przerośniętą górę mięśni pokrytej szarą skórą. A na głowę miał zarzucony płócienny worek z dziurami na oczy. Nassan chciał do niego strzelić, ale kościej zniechęcił go mówiąc, że to tylko pogorszy sprawę.

Ekipa pożegnała się z nad wyraz przyjaznym ożywieńcem i ruszyła w stronę zaznaczonej na mapie sterty drewna, która prawdopodobnie oznaczała Oakhearta. Ich nowy przyjaciel na pożegnanie zasalutował im dwuręcznym mieczem. Dwójce awijskich nekromantów na jego widok pociekła ślinka, gdyż poznali po nim, że był to potężny artefakt.

Przez całą drogę do Oakhearta zmagali się z poczuciem niepokoju, jako że mutant cały czas za nimi podążała, ale nigdy nie wyszedł spomiędzy drzew. Za wyjątkiem momentu, gdy musiał przekroczyć rzekę – podczas gdy Awijczycy zwyczajnie przeszli po moście, ten wziął rozpęd i wykonał potężny, kilkunastometrowy skok z jednego brzegu na drugi.

Oakheart okazał się być prawdziwym olbrzymem, ale leżał jedynie na ziemi jakby pogrążony w śnie. Jego chora była wyszarzała i nadgnita. Stworzenie umierało. Z jego czoła sterczał sztylet o głowni w kształcie błyskawicy. Gdy Erel zasugerowała by spróbować go wyjąć, Nassan bez chwili zastanowienia ruszył i tak uczynił. A chwilę później padł na kolana, gdy sztylet wyssał z niego siły.

Podczas gdy Popielec powędrował ku ziemi, Oakheart się z niej podniósł. Powoli się rozejrzał po okolicy, przyjrzał się swym wybawicielom, a potem jakby nigdy nic poszedł w głąb lasu. Nikt go nie próbował zatrzymać. Ereltana pomogła Nassanowi dojść do siebie, ale ten i tak uznał, że starczy mu na dziś wrażeń. Opuścił ekipę i udał się ku wyjściu z lasu. Pozostała trójka stała przez dłuższy czas nad upuszczonym sztyletem, aż w końcu Ereltana stwierdziła, że jego moc wysysania życia się dezaktywowała i schowała go do torby.

Kolejnym przystankiem był kopiec . Jak się na miejscu okazało, wejście do niego blokowała lodowa ściana. Jej źródłem okazała się laska, której jeden koniec zakończony był kryształem, a drugi ostrzem. Kryształ magazynował energię, a ostrze przekształcało ją w mróz. Zombie Thorina wyrwało włócznię ze ściany i przyniosło ją swemu panu, a tymczasem lód zaczął topnieć, odsłaniając kryjącą się w kopcu rzeszę ożywieńców, powoli zmierzających w stronę Awijczyków. Nie zaszli daleko – deszcz granatów rzucony przez Titilusa zawalił nie tylko kopiec, ale i kryjące się pod nim korytarze. A przynajmniej tak można wnioskować po tym, że cała okolica opadła metr w dół.

Następna była osada. Otoczona drewnianą palisadą i wyraźnie oddzielona pustym polem od lasu. Nad wejściem do wnętrza, przybita rękoma do drewnianego łuku wisiała jakaś kobieta. W lśniących na jej ciele zielonych runach Ereltana wykryła pułapkę zbliżeniową, ale nim zdążyła podzielić się odkryciem, podążający przed grupą zombiak Thorina podszedł za blisko. Nieszczęśniczkę ogarnęły zielone płomienie i zginęła wrzeszcząc wniebogłosy. Ereltana zainteresowała się, że czarownice mają całkiem ciekawą kołatkę.

Jakby na potwierdzenie jej teorii, z wnętrza osady Awijczycy usłyszeli głosy trójki wiedźm, które zapraszały ich do środka. Na osadę składały się trzy chatki, wielki kocioł i szubienica. Na tej ostatniej znajdowała się kolejna nieszczęśniczka – powieszona za nogi wisiała nad kotłem, krwawiąc do niego z niezliczonych ran. Wciąż żywa patrzyła na nowoprzybyłych półprzytomnym wzrokiem.

Pomiędzy Awijczykami a wiedźmami wywiązała się abstrakcyjna rozmowa na temat picia krwi i zalet jedzenia niemowląt, ale nie trwała ona długo. Ereltana użyła krwi z kotła do uleczenie wiszącej dziewczyny, co zauważyły czarownice. Rozpoczęła się walka. Bardzo krótka, jako że przerwało ją przybycie Oakhearta, któremu wcześniej udzielono pomocy. Staranował palisadę, przebił się przez całą wioskę i wybiegł po drugiej strony, przy okazji przewracając kocioł (i wylewając jego zawartość) i kilka pochodni. Te ostatnie rozpoczęły pożar całej osady. Ciężko stwierdzić co stało się z czarownicami – granat dymny rzucony przez Titilusa zasłonił widok. Jednakże gdy dym się rozwiał, można było ujrzeć zmiażdżone i posiekane szczątki trójki wiedźm. A także stojącego na środku mutanta, który zaskowyczał przeraźliwie i rzucił się pędem za Oakheartem, wyraźnie tęskniąc za drzewnym schronieniem, które oferował pod swoim brzuchem. Musiał się dostać do osady wraz z drzewcem – skoro nie mógł opuścić lasu, to skorzystał z okazji jaką dawało mu ruchome drzewo.

Po walce Ereltana zajęła się dziewczyną, która w trakcie szarży Oakhearta spadła z szubienicy. Rozwiązała ją i postawiła na nogi, a Thorin udzielił jej okrycia. Gdy nekromantka podeszła pomóc Titilusowi, który w trakcie walki został pogryziony przez magiczne szczęki przywołane przez wiedźmę, dziewczyna czmychnęła na drogę przed osadą. Zrzuciła z siebie płaszcz Thorina ujawniając idealnie zdrowe, pozbawione najmniejszych ran ciało. Skinęła głową awijczykom, ale gdy poruszyła ustami, z jej gardła dobył się jedynie charkot. Uciekła wtedy biegiem od swych wybawców. Jej sprint był aż nienaturalnie szybki i awijczykom skojarzył się z… pędzącym mutantem. Ereltana uznała, że z krwią w kotle było coś BARDZO nie tak i rzuciła w nią zaklętym w sopel sztyletem, ale chybiła. Próbowała także ją dogonić, ale nie zdołała jej znaleźć.

Titilus uznał, że ma dość duchów, ożywieńców i krwi dziewic – opuścił las, zostawiając Erel i Thorina samych. Dwójka nekromantów udała się na cmentarz, chcąc załatwić ostatnią sprawę w tym lesie – pokonać szkielet i zniszczyć zaklęty mroczną mocą obelisk. Jednakże, cmentarz był pusty – kościotrup znikł, a obelisk stracił wszelką moc. Nekromanci posmutnieli na myśl, że nie zdobędą magicznego miecza, ale Erel uznała że i tak zniszczy obelisk. Przytknęła do niego niedawno zdobytą zamrażającą włócznię i poczekała kilka długich minut, aż mróz obejmie całą strukturę i zamieni obelisk w gigantyczny sopel lodu. Następnie Thorin posłał z laski promień czarnej energii, który roztrzaskał go na miliony mikro-odłamków. Te rozwiały się na wietrze, oświetlane światłem zachodzącego słońca. Przez moment na oczach nekromantów rozgrywał się przepiękny spektakl wirujących w powietrzu i mieniących się kolorami odłamków. Te szybko jednak powędrowały z wiatrem i cmentarz opustoszał.

Organizator:

- Visterion

Uczestnicy:

- Ereltana

- Thorin

- Nassan

- Titilus


- Wróć -