Podsumowanie wojny z BnA. Nowy początek (2016)

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

13 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna1.jpg

Padało jak cholera, ale nie było to nic dziwnego - te tereny jakby nie patrzeć słynęły z takiej pogody. Zresztą ponoć dzisiejszego dnia nie było wcale tak źle. Przynajmniej tak zdawali się pocieszać Xara mieszkańcy, których spotykał po drodze. Mężczyzna odziany w czarny płaszcz sięgający ziemi szedł w kierunku piętrowego, nieco zaniedbanego domu. Na głowie miał kapelusz, który skutecznie chronił jego twarz przed deszczem. Kiedy znalazł się pod drzwiami, mocno w nie zapukał. Nie było jednak odpowiedzi więc ponowił czynność, a kiedy i  to nie przyniosło żadnego efektu, sięgnął szybkim ruchem pod płaszcz, wyjmując wytrych. Już po chwili drzwi stanęły przed nim otworem. Xar powoli wszedł do środka, rozglądając się na boki. Pomieszczenie było raczej zadbane i sprawiało wrażenie użytkowanego.

- Wiem, że tu jesteś. Nie traćmy czasu na jakieś gierki. Pokaż się. Musimy porozmawiać - Powiedział głośno i wystarczająco wolno, żeby osoba, do której były kierowane te słowa dokładnie je zrozumiała. W międzyczasie za framugą drzwi prowadzących do kolejnego pomieszczenia pojawił się cień.

- No no, ładnie to się tak włamywać komuś na posesję? Wiem po co przychodzisz, ale to nie zwalnia Cię z tego, by przestrzegać prawa. Chłystku. - W progu pojawiła się postać wypowiadająca te słowa - był to sędziwy mężczyzna, którego twarz zdobiło kilka blizn.

- Tym lepiej, że wiesz dlaczego tutaj przychodzę. - Odpowiedział Xar - Przynajmniej załatwimy to prędzej.

- Spokojnie, nie tak szybko. Nie myślisz chyba, że dostaniesz to, czego tak bardzo pragniesz? - Starzec zaśmiał się, jakby zaskoczony postawą osoby, która naszła go w jego własnym domu.

- Słuchaj, nie mam czasu. Rozumiesz? Zresztą... - Popatrzył na niego wnikliwiej - Ty również nie masz go wiele - Mówiąc to zauważył, że mięśnie na twarzy starca na chwilę się napięły.

- Widzisz jaki jesteś spostrzegawczy. To już wiesz dlaczego nie dostaniesz tego, czego szukasz. Jestem stary, długo już nie pożyję. Niezależnie od tego co mi zaoferujesz, to nic nie da. Możesz mnie nawet zabić. Swoje przeżyłem. A robiąc to zaryzykujesz własne życie. To jak... Xar... mógłbyś tak bardzo zaryzykować? - Zaśmiał się.

- Masz rację - Zdjął nakrycie głowy i wciąż trzymając je w jednej ręce, sięgnął drugą dyskretnie pod płaszcz. W ten sposób kapelusz zakrywał dłoń, w której zaraz znalazł się nabity rewolwer.

To co wydarzyło się później, trwało ułamki sekund, Xar wycelował bronią w starca i ryknął.

- Gadaj gdzie jest księga! Już! - Jednak w tym momencie w jedno z okien uderzył sporych rozmiarów czarny ptak, powodując tym samym głośny huk, co zdekoncentrowało Xara, a starzec wykorzystując chwilę rzucił się na niego. Kiedy władca Leth mori Aiwe  starał się ocenić sytuację, w której się znalazł, zobaczył, że jest już za późno, gdyż mężczyzna właśnie zaczął na niego napierać. Z paniki - nie mając pojęcia w którym kierunku wycelowana jest lufa rewolweru - strzelił. Po posadzce popłynęła struga krwi.

14 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna2.jpg

Xar po dłuższym czasie odzyskał świadomość. Kiedy otworzył oczy, wokół zobaczył dużą ilość krwi, która należała do starszego mężczyzny. Przypomniało mu się całe zajście i zdał sobie sprawę z tego, że go zastrzelił. Nie tak planował to rozegrać, ale nic już nie zmieni, widocznie tak miało być. Podniósł rewolwer z ziemi i schował go do wewnętrznej części płaszcza. Popatrzył jeszcze krótko na ciało zmarłego, co przypomniało mu o celu wizyty. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Była to kuchnia. Duży stół, parę mebli, naczynia, piec - nic specjalnego. Jego oczy przykuło okno, które zdekoncentrowało go wczorajszego dnia, jednak nie było już w nim śladu po tamtym ptaku. Wyjrzał na zewnątrz, zdając sobie sprawę z tego, że przecież strzał pistoletu mógł przyciągnąć uwagę wścibskich osób. Na szczęście wyglądało na to, że okolica była spokojna. Nie chcąc tracić więcej czasu, Xar ruszył do drugiego pomieszczenia, a kiedy się w nim znalazł, ujrzał biurko, przy którym paliła się lampka. Na blacie leżała spora ilość arkuszy. Mężczyzna podszedł do niego i przy nim usiadł, by zagłębić się w treść tamtejszych papierów. Część z nich nie była zbyt ciekawa i niewiele mu mówiła, ale jakie było jego zdziwienie, kiedy trafił na tekst ewidentnie przekopiowany z Księgi Aiwe. Wiedział, że treść musi pochodzić właśnie z niej, gdyż nie tak dawno temu czytał ten właśnie rozdział. Zaczął przeglądać notatki jeszcze energiczniej, wśród nich było tego więcej. Znalazł nawet zasady Aiwe i hierarchię, która zresztą nie była już aktualna.

- Dobra - Pomyślał i na chwile zastygł bez ruchu. - Skoro tu jest kopia, to gdzie może być oryginał? Czy gdzieś tutaj? - Popatrzył wokół siebie, jednak nic nie znalazł - Może facet zajmował się kopiowaniem treści i gdzieś ją chowa. Tylko gdzie? - Wyjął fajkę i zaczął ją powoli napełniać tytoniem. Już po chwili wokół uniósł się śmierdzący dym - Niee, gdyby tak było, dowiedziałbym się tego od informatora. Zresztą... BnA nie zostawiłoby przecież Księgi w takim miejscu. Gość na bank wiedział gdzie jest Księga, może nawet ją dotykał. Teraz niestety już mi tego nie powie - Zastanawiał się, tylko co jakiś czas zaciągając się i wypuszczając dym z ust. - Dobra, to może znajdę chociaż jakiś trop - Odłożył fajkę i zaczął przeszukiwać pokój...

17 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna3.jpg

Płaszcz Xara ewidentnie wymagał czyszczenia. Mężczyzna jednak kompletnie zatracił się w swoim dochodzeniu i nie miał czasu na to, by zadbać o ubiór. Tu i ówdzie widać było plamy błota, a i sam zapach pozostawiał wiele do życzenia, gdyż zdarzyło mu się kilka razy przemoknąć. Szedł ulicami Lwich Wrót, przypominając sobie dawną architekturę miasta. Dochodził wieczór, tak więc mijało go wielu pracowników portu, którzy kończyli swoją pracę na dziś. Część z nich planowała pewnie się dobrze zabawić, spędzić trochę czasu w karczmach, czy innych temu podobnych przybytkach. Powietrze było bardzo przyjemne. Rześkie. W końcu znalazł się w punkcie, którego szukał. Był to nieduży dom aukcyjny umiejscowiony tak, żeby nie rzucać się w oczy. Zresztą reputacja tego miejsca nie była najlepsza, w pewnych kręgach wiedziano, iż sprzedawane są w nim przedmioty pozyskane na lewo. Xar wszedł do środka, zdjął kapelusz i przywitał pracownika, wysokiego mężczyznę w średnim wieku.

- Witam. Jak minął dzień? Interes się kręci? - Mówiąc to uśmiechnął się grzecznie.

- Bynajmniej. Coś czuję, że będziemy zwijać interes jak tak dalej pójdzie - Odpowiedział smutno mężczyzna, wyraźnie zakłopotany. - Oj tam, z pewnością nie jest tak źle, słyszałem, że ostatnio udało Wam się opchnąć coś cennego. - Rzekł Xar, patrząc się przy tym pracownikowi głęboko w oczy, a ten zmieszany odpowiedział. - Co pan. Mówię przecież, że bieda - Xar jednak nie dawał za wygraną. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej worek wypchany monetami. Położył go na ladzie, na co usta pracownika wykrzywiły się w uśmiechu. - W zasadzie jakby się nad tym zastanowić, to rzeczywiście było coś naprawdę cennego. Nabywcą był sam lord z Divinity's Reach. - Powiedział dumnie. - Lord powiadasz? To była pewnie jakaś księga, prawda? - Zapytał jakby od niechcenia. - A no księga. A co, spóźnił się pan na licytację? - W tym momencie sięgnął za ladę - Nic straconego. Niedługo będziemy sprzedawać i tę - I wtedy pokazał Xarowi opasły tom, a ten mając nadzieję, że to ta, której szuka szybko omiótł ją wzrokiem. Niestety było to coś innego. - Mmm, wygląda interesująco. Jest magiczna? - Starał się podtrzymywać rozmowę. - A jakże! - Pracownik wyraźnie połknął haczyk, mając nadzieję na zdobycie klienta. - A ta, którą sprzedaliście ostatnio miała jakiś tytuł? - Pogłaskał przy tym brodę, patrząc się to na księgę, to na pracownika. - Tak między nami, to nic specjalnego. Coś tam z Aiwe było. Ale ta... - Potrząsnął tomem trzymanym w rękach - ... jest dużo lepsza! Ale nie jest to tani towar - Dodał jakby chciał się upewnić, że rozmawia z wystarczająco bogatą osobą. - No tak, oczywiście się domyślam. Zresztą tak jak pan wspomniał, poprzednią licytację wygrał któryś z lordów. Na takie dobra trzeba mieć odpowiednio duży majątek. Zresztą sam jestem właścicielem dużej posiadłości w Divinity's Reach. Nazywam się z Garvin, z domu Tien. - Wymyślił sobie nową tożsamość na poczekaniu i podał dłoń pracownikowi - Och. Tak, tak. Kojarzę. Miło mi poznać, jestem Argus. - Wyciągnął dłoń do uścisku. - A ten lord, który mnie ubiegł w kwestii tej poprzedniej księgi jak się nazywał? Może go kojarzę. Być może dogadałbym się z nim i tamtą odkupił... - Pracownik popatrzył na Xara, po czym szybko odpowiedział - Przykro mi, ale nie powinienem wyjawiać takich informacji. Zresztą nawet nie pamiętam. Dużo ludzi się tu przewija. - Miał nadzieję, że to załatwi sprawę. - Ale pewnie prowadzicie jakąś dokumentację, co? Potwierdzenie wydania towaru, cokolwiek? - Mówiąc to położył kolejny worek pieniędzy na stole, a pracownik bez zmieszania zaczął przeliczać ile jest w środku. - Dobra, nazywał się Eliott. Lord Eliott. Tylko niech to zostanie między nami. Nie chcę kłopotów. - W tym momencie Xar ruszył do wyjścia, w rogu tylko powiedział - Bez obaw. Dziękuję za informacje - I wyszedł.

23 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna4.jpg

Grupa zebrała się przed sporą rezydencją mieszczącą się w Divinity's Reach. Była późna noc i mieli nadzieję, że nikt ich nie przyłapie kręcących się w tym miejscu, gdyż było to co najmniej podejrzane. Pojawili się tutaj z bardzo ważnym zadaniem i nie mogli dać plamy, od powodzenia tej misji zależało naprawdę wiele. Otóż za sprawą Xara gildia dowiedziała się w czyje ręce trafił najcenniejszy artefakt bractwa: Księga Aiwe. Nabywcą okazał się być Lord Eliott, którego zresztą Leth mori Aiwe mieli okazję poznać w dalekiej przeszłości. Nie trzeba było czekać długo na ochotników, którzy podjęli się zadania włamania się na jego posesję i odebrania swojej własności. Plan teoretycznie był prosty, jednak praktyka pokazała, że na miejscu wszystko wydaje się być trudniejsze. Nawet samo przebywanie pod domem lorda wywoływało gęsią skórkę, jakby nie patrzeć lada moment w okolicy mogli się pojawić strażnicy, którzy by ich nakryli.

Wreszcie się przemogli i rozpoczęli kolejny etap misji, czyli wejście do środka. Podeszli pod jeden z balkonów i rzucili liną, by ta zaczepiła się o barierkę, umożliwiając im przy tym wspięcie się na górę. Nie minęło nawet pół godziny, a oni byli już na górze. Teraz pozostało już tylko jedno, czyli znaleźć księgę i zabrać ją nie będąc zauważonymi.

W domu lorda napotkali pierwszą przeszkodę: było ciemno jak cholera. I wyglądało na to, że w swoim planie nie wzięli pod uwagę tak błahej, ale jakże istotnej rzeczy. Plus był jednak taki, że kiedy pobyli w ciemnościach dłuższy czas, ich oczy trochę się przyzwyczaiły do mroku.

Znaleźli się w miejscu przypominającym salon i choć starali się być jak najciszej, to niestety dość często trafiali na rzecz, której się w danym miejscu nie spodziewali. Robiąc tym minimalny hałas. Aczkolwiek najwyraźniej mieli na tyle dużo szczęścia, że nikogo tym nie zaalarmowali. Może -Eliota nie ma w domu? - Zastanawiali się. To byłoby im bardzo na rękę. Gorzej jednak gdyby się okazało, że zabrał ze sobą księgę. Wtedy musieliby przeprowadzić całe zadanie od początku. Miało to oczywiście swoje plusy, bo w tej sytuacji wiedzieliby już w jaki sposób poruszać się po jego domu - mogliby wszystko zrobić dużo sprawniej. Chociaż zdecydowanie woleli mieć to z głowy i już dzisiejszej nocy opić zwycięstwo w gildyjnej karczmie.

Przeszukali już praktycznie każdy zakamarek - został im jedynie parter - a księgi ani śladu. Nie spotkali też żadnego mieszkańca, co było lekko podejrzane. Pozostało im już tylko zejść na dół. Jednak kiedy mieli to robić, z zewnątrz budynku dobiegł ich głośny krzyk - Wiemy, że tam jesteście! Wychodźcie! Nie kombinujcie, bo tylko pogorszycie swoją sytuację. Tu straż Seraph! - W tym momencie cały ich entuzjazm opadł i pojawiło się przerażenie. Nie chcieli większych problemów, postanowili się poddać. Gdy tylko starali się opuścić budynek, strażnicy zaraz ich pochwycili. Grupa zobaczyła również stojącego nieopodal Lorda Eliotta uśmiechającego się od ucha do ucha. Zza jego pleców wyszły jakieś osoby, a jedna z nich powiedziała do strażników. - Dziękujemy za interwencje. Możecie nam ich zostawić. Już my sobie z nimi poradzimy - Po tych słowach dało się też usłyszeć brzdęk monet. Na piersiach osób, które przechwyciły członków Leth mori Aiwe widniał herb gildii Bele ninkwi Angu. Odwiecznego wroga bractwa Aiwe. Wyglądało na to, że Eliott z nimi współpracował, bądź nawet był jednym z nich. Co gorsza, BnA nadal pozostawało w posiadaniu Księgi i teraz nie tylko jej, bo w ich łapska wpadło również parę osób z bractwa.

28 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna5.jpg

Plotki o nieudanej misji odzyskania Księgi Aiwe rozeszły się bardzo szybko po siedzibie gildii. Od czasu całej akcji nie było jednak kontaktu z osobami, które ją przeprowadzały. Brano pod uwagę naprawdę różne scenariusze, a jeden gorszy od drugiego. W siedzibie panowała grobowa atmosfera.

Aczkolwiek wkrótce sprawa wyjaśniła się sama. Do rąk Leth mori Aiwe trafił list wystosowany przez gildię Bele ninkwi Angu, a brzmiał on:

Mamy Księgę Aiwę. Pojmaliśmy Waszych ludzi. Zniszczyliśmy miejsce, które uważaliście za swój dom. Dalej Wam mało? Zakończcie tę farsę i rozwiążcie organizację Leth mori Aiwe. Domyślamy się jednak, że nadal nie czujecie się wystarczająco upokorzeni. Zatem wychodzimy z ostateczną propozycją. Czas na Wojnę naszych Gildii. Niech zwycięży lepszy, a przegrany odejdzie z honorem.

33 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna6.jpg


List otrzymany od Bele ninkwi Angu wywołał nie małe poruszenie. Ostatnimi czasy w podziemnym mieście nie mówiło się praktycznie o niczym innym, a członkowie bractwa zastanawiali się nad tym, co postanowi zarząd. Czy podejmą wyzwanie, jakie rzuciła im wroga gildia? I raz na zawsze zakończą tę wojnę? A może Rada przemilczy temat i zdecyduje się rozwiązać to w inny sposób? Pytań nie brakowało, a odpowiedź nadal się nie pojawiała. Wkrótce jednak nie sposób było nie zauważyć wielkiego pergaminu wywieszonego w głównym hallu, który głosił:

Leth mori Aiwe!

Jak wiecie, parę dni temu zostaliśmy wyzwani przez Bele ninkwi Angu. Wrogą nam gildię, która jak się okazuje, chce stoczyć z nami pojedynek. Co więcej, nie ma to być zwyczajna bitwa, a ostateczna, gdyż przegrana organizacja ma zostać oficjalnie rozwiązana. Trzydziestego ósmego dnia latorośli udało mi się skontaktować z władzami BnA i przyjąłem wyzwanie, jakie nam rzucili. Myślę, że nadszedł czas, żeby raz na zawsze zakończyć tę wojnę. Przy okazji ustaliliśmy również wszystkie szczegóły i zasady, na jakich odbędzie się nasza konfrontacja. Obie strony zgodziły się, że jeżeli ta walka ma być ostateczną, to będzie mógł w niej wziąć udział każdy, kto należy do którejś z gildii. Uzgodniliśmy również, że najlepiej będzie spotkać się na neutralnym gruncie. Więcej dowiecie się już niebawem i to z pierwszej ręki, gdyż w związku z zaistniałą sytuacją chciałbym, żeby w najbliższym czasie do zarządu gildii zgłosił się wszyscy chcący wziąć udział w tym wydarzeniu. Jednak zanim to zrobicie, weźcie pod uwagę, że  bitwa będzie trwała do ostatniego żywego. Kiedy sporządzimy listę, rozpocznie się trening, byśmy mogli się stawić na walkę odpowiednio przygotowani.


Władca, Xar

44 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna7.jpg

Nadszedł dzień bitwy. Z rana bardzo mocno padał deszcz, ale w miarę czasu pogoda stawała się coraz przyjemniejsza. Zza chmur wyszło nawet słońce i zaczęło się odbijać od zbroi wojaków, którzy coraz liczniej pojawiali się w umówionym miejscu.

Obie armie stały na przeciw siebie, aczkolwiek dzielił je bardzo duży dystans. Sytuacja była bardzo napięta i co poniektórzy starali się jak tylko mogli, żeby podbudować na duchu swoich kompanów.

Na tym etapie trudno było ocenić która z gildii zebrała większą ilość osób. Bitwa miała się rozpocząć za parę godzin, a w tym czasie jeszcze wiele mogło się zmienić.

Arena wyznaczona na miejsce potyczki była bardzo duża i okrągła. Tu i ówdzie znajdowały się różne elementy, takie jak filary, czy różnej maści okopy. Zdecydowanie nie był to płaski teren i wiele jego elementów można było wykorzystać po swojej myśli. Obie gildie wiedziały, że liczebność to jedno, ale ważniejsza będzie dobra taktyka. I to właśnie ona przeważy szalę zwycięstwa.

Było już południe. Słońce prażyło niemiłosiernie, a twarze zebranych na arenie osób lśniły od potu. Wkrótce przed wyczekujących Leth mori Aiwe wyszedł stary norn, dzierżąc w dłoni ogromny róg, w który już po chwili zadął. Najwyraźniej miał to być znak dla Bele ninkwi Angu, gdyż w ich szeregach dało się zobaczyć jakieś poruszenie. I długo nie trzeba było czekać na odpowiedź, bo już niebawem odwzajemnili sygnał.


Przed grupę wyszedł Xar. - Nadszedł wielki dzień dla naszego bractwa. Niezależnie od tego jaki będzie wynik, ta bitwa będzie najważniejszą, jaką do tej pory udało nam się stoczyć. Jeżeli wygramy, pójdziemy naprzód. W przypadku przegranej, odejdziemy z honorem, a nasze czyny zostawimy historykom - Krzycząc to, chodził tam i z powrotem, przyglądając się zebranym. Niektórych z nich widział po raz pierwszy - Niezależnie od tego jaki będzie wynik, już teraz jestem z Was dumny. To wspaniałe, że pojawiło się aż tylu. Nawet jeśli ilościowo nie dorównamy naszemu przeciwnikowi, to i tak wierzę, że zrobimy wszystko co w naszej mocy i pokażemy siłę Leth mori Aiwe. Czekaliśmy na ten dzień bardzo długo! - Zrobił małą przerwę, a następnie kontynuował. - Ustawcie się na swoich pozycjach! - Tu i ówdzie mignęło Xarowi parę znanych mu twarzy. - Skrzydło wysunięte na lewo poprowadzi Ravael - Krzyknął, patrząc na zebrane tam osoby, w szczególności na Evila, który stał w pierwszym szeregu. Władca miał nadzieję, że ten wspomoże wcześniej wspomnianego sylvari w jego misji. - Tak jak ustalaliśmy, będziecie delikatnie wysunięci w tył, by następnie starać się zakleszczać wroga. Tylko co istotne, musicie robić to przy współpracy z prawym skrzydłem - Zwrócił swój wzrok na grupę prowadzoną przez Inferno. O nich nie martwił się aż tak  bardzo. Miał zaufanie do popielca, który nie należał już do najmłodszych i na polu bitwy widział już niejedno. Zresztą w swoim oddziale miał też takie osoby jak Zlata, czy Owiqa. - Będziemy współpracować z lewym skrzydłem! - potwierdził Inferno, a Xar zwrócił się tym razem do głównej grupy, w której w skład wchodził chociażby Visterion, Joy, Oceanus, czy Ada. - Wy natomiast pójdziecie przodem - Wszyscy jednak domyślali się, że jest to najgorsza z pozycji. Było niemal pewne, że straty tej grupy będą największe. Nikt jednak nie mówił  tego głośno, by nie wprowadzać jeszcze gorszej atmosfery. - Ruszycie wraz ze mną. Poprowadzę Was. - Tego nie było w planach, dlatego wywołało to nie małe poruszenie, jednak nikt nie protestował.


Xar sięgnął po ostrze i zwrócił swój wzrok w kierunku środkowej grupy. - Za Leth mori Aiwe! -

Ruszyli.

Biegli po zwycięstwo. Wielu z nich bez wątpienia czekała śmierć, jednak starali się o tym nie myśleć. Środkowa grupa była wysunięta najbardziej do przodu, a prawe i lewe skrzydło trzymały się trochę z tyłu. Wyglądało to trochę tak, jakby się nie zgrali i niektóre z grup nie potrafiły trzymać tempa. To nieco zbiło z tropu ich przeciwnika.

Zaczęło się - obie armie się zderzyły. Wokół rozbrzmiał dźwięk uderzanej o siebie stali i nie dało się nie dostrzec błyskających tu i ówdzie magicznych pocisków. Były dosłownie wszędzie. Wtedy prawe i lewe skrzydło współpracując zaczęły "podgryzać" armię Bele ninkwi Angu. Starając się trafiać w czułe punkty. Zaś główna grupa wyczekiwała na moment, w którym warto się wycofać, uformować szyk i uderzyć ponownie ze zdwojoną siła. Leth mori Aiwe bez wątpienia przyjęli tutaj ofensywną rolę, a ich przeciwnik starał bardziej na obronę.


Bitwa była wyniszczająca. Z racji tego, że Bele ninkwi Angu bronili się jak tylko mogli, przedłużając tym samym całą potyczkę, to trwała ona bardzo długo. Wkrótce walczący mieli coraz mniej sił i robili więcej błędów, a to wiązało się z dużą ilością ofiar po obu stronach. Niebawem zaczęło wyglądać na to, że nikt nie stanie się ewidentnym zwycięzcą tej bitwy, bo zabitych było naprawdę dużo. Pojawiły się nawet głosy, że przywódca Bele ninkwi Angu zmarł jakieś pół godziny wcześniej. Od czasu tej informacji morale przeciwników jakby spadły, a bitwa przestawała mieć większy sens. Leth mori Aiwe mieli wyraźną przewagę, ale również ich na polu bitwy pozostawała już tylko garstka...


Leth mori Aiwe zwyciężyli

45 dzień latorośli - 1329 AE

Podsumowaniewojnyzbna8.jpg

W podziemnym mieście nastał nowy dzień. Siedziba gildii jeszcze nigdy nie była tak pusta, a wraz z upływem kolejnych godzin, jej tereny opuszczały następne osoby. Tu i ówdzie było słychać żegnających się ze sobą członków bractwa. Niektórzy jeszcze się pakowali, sprawdzając któryś z kolei raz, czy na pewno wszystko zabrali.

Leth mori Aiwe znalazło się w bardzo dziwnym punkcie swojego istnienia, gdyż po wygranej wojnie z Bele ninkwi Angu wypełnili cel, który od wielu lat był jednym z najważniejszych. A kiedy już to się stało i wroga im gildia została pokonana, duża część bractwa nie miała już powodu, by iść dalej pod herbem czarnego ptaka. Ich misja została zakończona.

Warto też zauważyć, że wielu członków Leth mori Aiwe poległo w wielkiej bitwie stoczonej z Bele ninkwi Angu, a to również odbiło się na zmniejszeniu populacji.

Jednak kolejne dni przyniosły bardzo przyjemną atmosferę w bractwie. Za sprawą tego, że Leth mori Aiwe znów wróciło do korzeni, w szeregach zapanował rodzinny, domowy klimat.

Wszyscy się znali i wspólnie zaczęli stawiać sobie kolejne, pomniejsze cele. Ciesząc się, że mają już za sobą wielką i jakże wyniszczającą wojnę z Bele ninkwi Angu.

Aczkolwiek byli pewni tego, że spokojne dni nie będą trwały wiecznie i jest tylko kwestią czasu, nim ponownie przyjdzie się im zmierzyć z wielkim złem. Ale wiedzieli, że wtedy znów będą na to gotowi. Teraz jednak cieszyli się nowym początkiem.


- Wróć -