Rozdział poświęcony wyprawie do Obsidian Sanctum

Z Wiki Aiwe
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Dzień w Dragonblight był parszywy. Wiało, padało, a po południu zaczęło wiać i padać jeszcze bardziej. Świątynia Wyrmrest chwiała się w posadach, paskudne smoczysko Sartharion, rozgościło się w najświętszym miejscu, Obsydianowym Sanktuarium. Pasibrzuch wyżej wymieniony stał się celem Czarnych Zastępów, bo tak być nie może jak jest. Drużyna, zwarta i gotowa, choć nieco śmierdząca tytoniem, zielem i bogowie wiedzą czym jeszcze. Młody adept magii natury - Keroox podjął za punkt honoru pokonać bestię i przywrócić naturalny ład i porządek.

- Keroox, ale wiesz ty co robisz, prawda?- Spytał lekko wystraszony determinacją taurena Xar.

- Jakby wiedział, to by tu nie przylazł!- Wyśmiał druida któryś z orków.Keroox nie odpowiadał, ściskając z całych sił swoją magiczną laskę.

Aiwe przed walka z Sartharionem

Skupienie, które osiągnął sprawiało, że wyglądał jak młody, dorodny buk, pełen mocy młodości i siły natury.

Sartharion, jak na pradawne bydlę przystało, posiadł kontrolę nad żywiołem ognia, oraz pomniejszymi braćmi. Starcie było długie i krwawe. Młode smoki wyrastały jak z podziemi, lecz uginały się pod naporem magicznych pocisków i ostrzy toporów. Sartharion walczył jak lew, ściany ognia zalewały siły Czarnych Zastępów. Ogień kąsał, upał palił w gardło, szaty i zbroje przesiąknęły potem i smrodem siarki.

Świeżo wykluty pomiot Sarthariona dołączył do boju. Młode smoczęta, jeszcze ślepe a już żądne krwi gryzły, pluły iskrami i szczerzyły ledwo wykiełkowane zęby. Siły Leth mori Aiwe topniały, ale i Sartharion nie pozostawał nietknięty. Wiele osób zmorzył upał, inni padli od otrzymanych ran.

- Keroox, pomóż nam!- wściekły Sweex warknął w kierunku skupionego druida.

- Przecież robię co mogę! Obiecałem sobie, że bestia polegnie i takoż będzie!- Zawiał zbędnym patosem atakowany.

Jeden rzut oka wystarczył Khilai żeby zauważyć, co jest nie tak. W dłoniach Kerooxa, zamiast magicznej laski wydartej z martwych łap jednego z potężnych przeciwników którzy drzewiej stanęli na drodze Czarnych Zastępów, znajdowała się najzwyklejsza...wędka. Podłej jakości narzędzie wibrowało w rękach druida, nie mogąc umożliwić przepływu mocy, jaki chciał wymusić Keroox.

Wrzące z wściekłości niedobitki drużyny porąbały smoka na części pierwsze a niektóre nawet i drugie i już chcieli rąbać ogłupiałego taurena, ale do głowy wpadła im zemsta doskonalsza od śmierci w mękach...

Cruciatus zajechał pod karczmę swoim nowiutkim, kosztującym małą fortunkę egzotycznym pajęczakiem. Zaparkował go obok motoru będącego szczytem nowoczesnej goblińskiej inżynierii i magicznego, latającego wierzchowca, także kosztującego krocie.

W karczmie panował zaduch, a spirytusowe wyziewy były bliskie samozapłonowi, czyli zabawa miała się w najlepsze. Oberżysta szarpał za ramię ledwie trzymającego się na nogach Lardagoma, którego stan upojenia można było mierzyć ilością krwi w alkoholu, a nie odwrotnie.

- Panie! Kto za to zapłaci!- Awanturował się szynkarz.

- Stoły połamane, krzesła porozbijane, a do tego przechlaliście zapasy na najbliższy miesiąc!

Lardagom, z trudem utrzymał równowagę, zbierał przez chwilę myśli, a potem odpowiedział:

- Spokojnie panie kelner...hic! Keroox stawia wszystkim!


- Wróć -