Rozdział poświęcony wyprawie do Trial of the Crusader
Xar obudził się oblepiony potem i wystraszony nie pamiętając snu, w którego objęciach jeszcze przed chwilą się znajdował. Wstał z łóżka i zerknął na zewnątrz, gdzie za oknem przez kłęby chmur prześwitywało nieśmiało słońce. Już czas - wiedział odkąd tylko sie obudził, że to właśnie dzisiaj Leth mori Aiwe wyruszą do Trial of the Crusader. Wielki dzień - to na pewno - i wyzwanie tak ogromne, z jakim do tej pory nie mieli jeszcze okazji obcować. Wyszedł ze swojej kwatery, ubrany już - gotowy - smutnym wzrokiem przebiegł zabieganych po siedzibie towarzyszach, którzy właśnie przygotowywali się do wyprawy. Kto wie, z iloma z nich będzie mógł napić się jeszcze wspaniałych trunków trzymanych w piwnicy siedziby, podyskutować na różne tematy, czy po prostu usiąść przy jednym stole i zjeść wspólnie pieczonego bażanta. Xar wiedział, że ta wyprawa przyniesie śmierć - co do tego nie było wątpliwości - a imiona wielu z wojów niebawem ozdobią smutne, kamienne nagrobki w ogrodach bractwa.
Zebrani już przed bramą - w ciszy, ze spuszczonymi głowami i łzami w oczach usłyszeli jedynie ciche.
- Ruszajmy...
Pomieszczenie, w którym się znaleźli przypominało wielką arenę walk, z trybunami umieszczonymi wysoko w górze dla ewentualnych obserwatorów.
Miejsce nie zachęcało swoim wyglądem, a nawet budziło pewien niepokój.
Na pierwszego z przeciwników nie musieli czekać długo- było nim dziwne zwierze, swym wyglądem przypominające minotaura- zwane Gormok the Impaler, którego uderzenie silne, acz wolne i dające czas na ucieczkę nie sprawiło drużynie większego problemu.
Trudniejsze okazały się być dwa węże - Acidmaw wraz z Dreadscalem - które już po chwili pojawiły się na arenie wprowadzając wśród wojowników nie lada zamieszanie.
Największym problemem był wypuszczany kwas przez owe potwory. Po ich pokonaniu przyszła kolej na kolejne monstrum - olbrzymie yeti - Icehowl, który posiadał umiejętność zamrażania członków grupy. Jakby tego było mało, ów monstrum było w stanie szarżować z nadzwyczajną prędkością.
Po pokonaniu pierwszych przeszkód nastała chwila na wypoczynek, po której gnom, czarnoksiężnik Wilfred Fizzlebang przywołał demona Lorda Jaraxxusa, a ten na miejscu uśmiercił malca. Walka dynamiczna i wymagająca pełnego skupienia walczących - najmniejszy ich źle wykonany ruch mógł zakończyć się śmiercią. Czasu na podjęcie decyzji było niewiele, a na wcielenie ich w życie krótkie chwile - sekundy, jednak mimo tego walka z demonem zakończyła się po ich myśli.
Następnym wyzwaniem okazał się być turniej z przedstawicielami przeciwnej frakcji, a już chwilę po nim na arenę walk wkroczyły bliźniaczki Val'kyr rzucające czarną magią we wszystkie strony. Walka wyglądała na przerażającą, jednak w rzeczywistości była łatwiejsza niż się to mogło wydawać - drużyna podczas niej nie poniosła większych obrażeń.
Najgorsze niestety czekało przed nimi- gdyż kiedy podłoga areny rozpadła się, a wojownicy spadli na dół w ciemności otchłani, której końca lecąc w dół wyczekiwali długo - znaleźli się w podziemiach zamieszkiwanych przez kolejne wcielenie słynnego Anub'araka, którego niezliczenie wiele umiejętności, przebiegłość, szybkość oraz wola walki i ogromna chęć zabicia swych wrogów nie obeszła się bez poniesionych ran, i śmierci naszych braci, o których Leth mori Aiwe nie zapomni już nigdy.
- Wróć -